- Zabierał mnie w soboty do pana Janka
- perorowała Milena. - Który w Sianokosach
miał stadninę koni.
Kazek uwielbiał jazdę wierzchem.
Ja się na początku bałam ale jak złapałam kontakt
ze zwierzęciem - wyciągnęła wskazujący palec. -
I co nie mniej istotne, rytm jazdy, to czekałam na
ten wypad po staniu przy straganie.
Franeczko, wstała i spojrzała na drugą stronę
Warty, gdzie sznur aut stał w korku, jak
to bywa w godzinach szczytu w większych
aglomeracjach.
- Chodźmy moje słoneczko, zgłodniałam.
Zapraszam cię na pyzy. W końcu jesteśmy w
Poznaniu.
Chyba, że wolisz knedelki z truskawkami?
- A będą mieli? - Nadzieja nie kryła wątpliwości.
- Dobry gospodarz ma wszystko.
Znajdziemy takiego.
Ruszyły w kierunku wyjścia z ogródka na parking.
- Kazek zaimponował mi zaradnością, swym
podejściem do ludzi, koni, a także nie będę
udawać, kasą - ciocia, Patrycji, wzruszyła ramionami.
- Cóż, przyjemnie mi było przyjmować od niego
prezenty i jeździć po wybrzeżu by zwiedzać każde
ciekawe miejsce.
Dodaj komentarz