Nim przyjdzie jutro # 112

Nim przyjdzie jutro # 112Patrycja nie wierząc Moduskiemu
musiała pozaglądać do swej podopiecznej
czy aby rzeczywiście nie zostawił jej w  
opłakanym nastroju.

  Co prawda zarzekał się, że rozmowa była
ogólna i nie naciskał a wręcz poruszali
pospolite sprawy.
Ale Fejkiel, już raz mu
zaufała i to okazało się raz za dużo.

           Prawie biegnąć po schodach,
przypomniała sobie jego słowa, które
    dolatywały do niej pomiędzy jej  
  pokrzykiwaniem na niego:

     - Nie chciałem pani niepokoić wieczornym
   telefonem. A bardzo chciałem wiedzieć,
  co u Nadziei, stąd moja dopołudniowa
    wizyta.

     Chciał do mnie dzwonić w nocy?
      Czy on zwariował?
    Chyba mu odbija funkcja na głowę, skoro
   myśli, że odbiorę w łóżku telefon ot...ot...
    - lekarka nie mogła za klasować  
     Filipa, lawirując między słowem
     gliniarz a mężczyzna.

       I co on bredzi?
   Jaka Nadzieja?
      Czyżby sobie coś przypomniała?

milegodnia

opublikował opowiadanie w kategorii obyczajowe, użył 158 słów i 873 znaków.

Dodaj komentarz