W gospodzie znajdował się oprócz
nich jeszcze starszy pan, być może nawet
mieszkał gdzieś w pobliżu bo jego strój
był przydomowy.
Młody mężczyzna usiadł w głębi sali
i nie zważając na ich obecność rozłożył
swój skoroszyt z którego wysypały się na
drewnianą ławkę, te luźno wsadzone.
- Dzień dobry.
Życzy pan sobie menu?
Usłyszał chłopak od dziewczyny, która
zjawiła się nie wiadomo kiedy przy nim.
Zaskakując go swą nadgorliwością, co było
widać po nieprzytomnym wzroku gdy się
tłumaczył :
- Ja? Właściwie to przez deszcz - wskazał
dłonią za okno. - Ale tak, tak. Poproszę.
Albo zróbmy inaczej - dziewczyna położywszy
przed nim czerwoną zalaminowaną kartę, zastygła
nie wiedząc czy ma ją na powrót zabrać.
- Niech pani poda mi coś co sama je na śniadanie.
- Ja? - teraz to ta niewiele ponad dwudziestoletnia
szatynka, wydała się być zbita z tropu.
- Ja to przeważnie jem coś na szybko by tu zdążyć
i dopiero jak mam trochę luzu to sobie smażę
jajecznicę na boczku i pomidorach.
- Świetnie - gość klasnął w dłonie. - Proszę mi
taka zrobić, jakby pani to sobie pichciła.
Dodaj komentarz