Za kwadrans dziewiętnasta
zamknęły się drzwi jej gabinetu
za ostatnim pacjentem i
Patrycja przyjęła to z ulgą.
Myślała już tylko o tym by
dostać się do domu, zrzucić te
krępujące ruchy ubrania i po
szybkim prysznicu usiąść w
swoim różowym dresiku w
ogródku. A tam pod
płaczącą wierzbą ze smakiem
przegryzać sałatkę z kawałkami
kurczaka.
Gdy schodziła po schodach
postanowiła jednak skręcić
na oddział intensywnej terapii.
- Dzień dobry, pani doktor. -
Przywitała ją uśmiechem
młodziutka dyżurna pielęgniarka.
Fejklówna zaczęła ostrożnie,
że niby coś widziała w kablówce.
Ale to nie było potrzebne
dziewczyna sama ochoczo
podjęła rozmowę.
- To ciekawe, co nie?
Taka dziana laska i nikt jej
nie zna.
- Dziana? - Spytała szczerze
zdziwiona lekarka.
- A nie wyda mnie pani doktor?
- szepnęła, a lekarka momentalnie
zaprzeczyła głową.
Dwudziestoparolatka
porozglądała się na boki
i dłonią zachęciła Patrycję do
pochylenia się nad kontuarem.
- Elka Wronkowska po jej
operacji - to znaczy tej napadniętej
- pakowała jej ubrania do worka
by oddać do przechowania.
I to, że to były firmowe
rzeczy to norma ale ona miała
najdroższą jedwabną bieliznę
na sobie.
Lekarka odchyliła się by spojrzeć
na dziewczynę, która wyczuła
niedowierzanie, więc uderzyła się
w pierś.
- Elka mówiła, że takie majtki to
ze trzy stówy kosztują.
Może panią doktor to stać na takie
bo nas z Elką nie, a na pewno
już nie na to by je wkładać
w środku tygodnia
i spacerować po rynku.
Dodaj komentarz