Milena pokazała na skwer by w
otoczeniu płaczącej wierzby spocząć
i spokojnie opowiedzieć co nieco o
swej młodości.
- Wiesz - rozłożyła dłonie. - Nie
ma się czym chwalić. Miałam dziewiętnaście
lat, skończyłam liceum i oszalałam na
punkcie chłopaka, który jeździł do Jarocina.
Rodzice jak zawsze w takiej sytuacji odradzali
mi takiego sympatyzowania.
- I z tego powodu uciekłaś z domu?
- Dla formalności dodam, że grał w
zespole na basie. Jeździł więc po całym kraju.
A ja po kilku tygodniach wakacji, gdy byłam
z nim w kilku dużych miastach, nie chciałam
wracać do tej pipiduwy pod Kielcami.
- Sądziłam, ze tata Patrycji i ty urodziliście
się w Kielcach - Nadzieja wzruszyła ramionami.
- Nie wiem czemu tak założyłam.
- Nasi rodzice, to znaczy Jerzego i moi już
zmarli, a że, nie mieliśmy więcej rodzeństwa to
dom sprzedaliśmy i Wilków dla Patrycji stał się
obcym miejscem.
Trudno więc by o tym napomknęła.
Dziadków niema to i nie wspomina o tym
urokliwym miejscu poszły w niepamięć.
Co innego ja, czasem aż mi się smutno robi
na myśl o tamtych pięknych terenach przy
Narodowym Parku.
Dodaj komentarz