Szare istnienie - zmiany #25

Szare istnienie  - zmiany #25– Która godzina? – zapytała Laura.
– Po jedenastej.
– Zatrzymaj się.
– Co? – burknęła Emma; nadal zachowywała się dziwnie.
– Pstro. Dupa mi już zdrętwiała, poza tym chcę do toalety – odparła zimno Laura.
– Tu, na środku pustkowia? Przewieje ci tyłek – zaśmiał się Jimmy.
– Bardzo dowcipny jesteś – nadąsała się nastolatka.
Emma zatrzymała auto przy niewielkiej roślinności i Laura szybko wyskoczyła z wozu. Miała szczerze dość tej wycieczki, ponad trzy godziny spędzone w samochodzie były dla niej zdecydowanie za długim czasem.
– Daleko jeszcze? Mam powyżej dziurek tego samochodu – zapytała Jimmy’ego, wracając na miejsce. Miko jak zwykle zaatakował, lecz chłopak już go nie beształ, tylko pozwolił „wycałować” dziewczynę.
– Powinniśmy dojechać po szesnastej.
– Co? To żart? Jeszcze pięć godzin?
– Zawsze możesz iść piechotą – odparował Billy.
Laura się wyciszyła, ton głosu chłopaka był dość nieprzyjazny.
– Wiecie co? Wysiadaj! – wtrącił gorzko Jimmy, tykając Emmę palcem. – Mała, chodź do przodu.  
Po chwili wznowili podróż. Laura raz po raz zerkała na Jimmy’ego, który wydawał się być bardzo zły. Sama zaczęła gubić się w sytuacji, nie rozumiała, co się dzieje. Może to nerwy? – pomyślała, jak dotąd przecież nie kłóciła się z młodszym z chłopaków.
Cisza trwała przez kolejną godzinę jazdy, w końcu brunetka nie wytrzymała.
– Jimmy, możemy coś zjeść?
– Zaraz dojedziemy do… nie wiem, jak to gówno się nazywa. Bardzo ci się chce? Wolałbym się tam nie pokazywać, są tam gliniarze, a następna stacja będzie…  
– Osiemdziesiąt kilometrów… coś około tego – wtrącił Billy.
Głos mu złagodniał, lecz to nie przekonywało Laury.
– Dobra, poczekam – mruknęła dziewczyna, choć najchętniej już teraz wysiadłaby z wozu i zniknęła im z pola widzenia.
Wkurzał ją Billy, wkurzała Emma, chciała posiedzieć kilka minut w spokoju. Sama.
– Laura – Jimmy położył dłoń na nodze dziewczyny. – Nie wkurzaj się, wiesz, co się stało u Małego, temu jest pewnie taki kwaśny.
– Spoko.
Nie miała ochoty na pogaduszki, lecz jeśli dalej miało tak być, wolała wrócić do domu. Ale czy do końca chciała?
Minęli zardzewiałą tablicę, która napisem „Welcome to Pollson” powitała ich na tym odludziu. Niewielka mieścina wyglądała podobnie jak te z kiepskich horrorów. Wszędzie panował nieporządek, a ulice były puste. Gościł tam tylko kurz.
– Tu ma być policja? – zachichotała Laura, mając wrażenie, że miasto wymarło dekady temu.
Jimmy w odpowiedzi wskazał palcem na prawo. Spojrzała – ukazał jej się budynek tak samo obskurny, jak reszta zabudowań.
– Rzeczywiście jest się czego bać. Na pewno rządzi tu podstarzały szeryf z zardzewiałą pukawką i ma do pomocy jakichś głupich, bojaźliwych gliniarzy – ironizowała. – Poza tym tu nawet nie ma gdzie zjeść.
– W takich miejscach żarcie jest najlepsze. Tanie, tłuste i niezdrowe. Ale smaczne – stwierdził Billy.
– Zajedźmy gdzieś, wątpię, czy do tej dziury dotarł już komunikat o moim zaginięciu. O ile w ogóle matka zdążyła już zgłosić – rzuciła Laura.
Była bardzo głodna, nie zamierzała czekać kolejnej godziny. Jimmy nie odpowiedział, tylko zatrzymał się przy niewielkim barze, zaraz przy wyjeździe z miasteczka, które, notabene, pokonali w niecałe pięć minut.
– Idę do kibla – oświadczyła brunetka i szybko wysiadła.
Wcale jej się nie chciało, ale nie miała ochoty kolejny raz wysłuchiwać docinek. Chciała być w lokalu jak najkrócej, zjeść, napić się i ruszać dalej. Zrobiło się już bardzo ciepło, przemyła więc ręce i twarz, i niechętnie opuściła łazienkę. Nie przyznawała się towarzyszom, ale cały czas myślała o tym, co się dzieje w domu. Czuła się źle, wiedziała, że matka bardzo się martwi. Zadzwonię, jak dojedziemy i spróbuję pogadać jeszcze raz... przekonać ją – postanowiła, nie wierząc jednocześnie ani trochę w powodzenie swojej misji.
Karta już leżała na stoliku. Odetchnęła z ulgą, widząc, że Emma z Billym zostali na zewnątrz i przechadzają się z psem. Zajrzała do menu, lecz nic ciekawego nie wypatrzyła. Jakieś naleśniki, jajka, hamburgery i tym podobne, tradycyjne w takich miejsca jedzenie.
– Wezmę sałatkę z kurczakiem – zadecydowała, nie chcąc wciskać w siebie kilogramów tłuszczu. – Jimmy, co się dzieje? – zapytała, gdy kelnerka przyjęła zamówienie i sobie poszła.
– Wszystko ok, do mnie też ostatnio warczy. Przejdzie mu.
– Tak, ale wy się znacie długo, ja nie zamierzam z nim walczyć i wysłuchiwać nieuzasadnionych pretensji. Do Emmy się jakoś nie buja – wywaliła Laura, która miała już dość duszenia tego w sobie.
– Daj mu trochę czasu. Babka była jego jedyną rodziną, chłopak musi się wyszumieć.
– Wyszumieć? Ale na pewno nie do mnie, bo ja sobie na to nie pozwolę, rozumiesz? Znalazł sobie lalkę do bicia i wyżywania się? Jeśli tak ma być, to wracam do domu – oznajmiła wkurzona dziewczyna. Nakręciła się już tak, że postanowiła wyłożyć wszystkie karty na stół.
– Spoko, pogadam z nim – Jimmy przytulił nastolatkę. – I jeśli to cię uspokoi, to nie masz racji – do Emmy też pyskował, ale to przespałaś. No i ona się nie daje – zachichotał.
Tak, kurwa, bo go zna i może sobie pozwolić, a do mnie koleś zaraz wyskoczy z łapami – pomyślała.
– Śliczna, daj już spokój, wszystko jest ok. Wygarnij mu w końcu i tyle, wtedy się opamięta. Mały taki nie jest, po prostu go to wszystko przerosło. I nie to, żebym go bronił, mówię ci najszczerszą prawdę.
Dziewczyna się nie odzywała, czuła, że kłamie, aby tylko bronić przyjaciela i nie pozwolić jej odejść.  
– Smacznego – młoda kobieta postawiła sałatkę przed nastolatką i kawę przed Jimmym.
Laura się nie ociągała, zjadła bardzo szybko.
– Nawet dobra jak na taką spelunę – stwierdziła, nie chcąc już wracać do denerwującego temat.
– A może coś na wynos? Apetyt ci dopisuje, jak widzę, jestem pod wrażeniem – dowcipkował chłopak.
– Nie. Spadajmy stąd.
– Jasne.



– Nudzę się – mruknęła Laura, gdy na ręku bruneta piknął zegarek, informując, że właśnie minęła czternasta.
– To może poprowadzisz? – chłopak szeroko się uśmiechnął.
– Jasne, bez prawka – rzuciła Emma, tym razem jednak bez krzty złośliwości.
– Naprawdę? Z prawkiem – oznajmił Jimmy i Laura natychmiast spojrzała w jego stronę.
– Z jakim prawkiem? – wydusiła, jego słowa  wzbudziły w niej spory niepokój.
W odpowiedzi uśmiech chłopaka znacznie się powiększył.

agnes1709

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 1162 słów i 6816 znaków, zaktualizowała 31 gru 2019.

3 komentarze

 
  • Black Crowe

    No i tasiemiec się ciągnieeeeeee......
    Co nie zmienia postaci rzeczy, że dobre, dobre, dobre!!!

    31 gru 2019

  • agnes1709

    @Black Crowe Dzięki, choć dobre to było może kiedyś... :sad: Nie mam pomysłów na nic, a tak chce mi się shota (nie mylić z kielichem) :) "Wieszę się" :sciana:

    31 gru 2019

  • AnonimS

    Niczym amerykański film drogi. Tak mi się ten.opis skojarzył.    Zestaw na tak . Pozdrawiam

    31 gru 2019

  • agnes1709

    @AnonimS Oklepane schematy, wiem, ale jak nic nie świta. Trzeba liczyć siły na zamiary :sciana: Dzięki za luknięcie :przytul:

    31 gru 2019

  • AnonimS

    @agnes1709 ale obrazowo opisalaś. Można sobie z tego filmik w głowie puścić

    31 gru 2019

  • agnes1709

    @AnonimS :D

    31 gru 2019

  • Iga21

    Ale mnie zaskoczyłaś  :D
    Spodziewałam się kolejnej części ale nie tu :D
    No ale nie jest źle :)
    Czekam na ciąg dalszy i mam nadzieję, że on nastąpi szybko :)

    31 gru 2019

  • agnes1709

    @Iga21 :D:kiss: Wywalilam to w wielkich bólach, zupełnie bez pomysłu. Dzięki.

    31 gru 2019

  • Iga21

    @agnes1709 wiem i dlatego już tu nie naciskam, żebyś pisała. Czekam na jakieś buum :)
    Za to rehabilitujesz się w innych swoich opowiadaniach więc nie narzekam :)

    1 sty 2020

  • agnes1709

    @Iga21 Dzięki, mała, co ja bym bez Ciebie  zrobiła? ;)

    1 sty 2020