Szare istnienie #32

Szare istnienie #32SORRY, ŻE KRÓTKO, ALE CZAS NIE POZWALA.  

Włączyła telefon i za niedługo była na przystanku. Odjazd autobusu przewidywany był dziesięć minut po tym, jak dziewczyna dotarła na przystanek, lecz po dwóch kolejnych musiała zrobić przesiadkę, i w drugim już środku transportu była dopiero ponad kwadransie, a kilka minut po wpół do dziesiątej na swoim przystanku. Obawa przed powrotem do domu po jej dzisiejszym wyskoku mieszała się z myślami o zgnębionym chłopaku, ponownie wywołując myślowy chaos, lecz przerwał go dzwoniący telefon.
Spojrzała na wyświetlacz – Jimmy. Przytkało jej oddech w płucach, "przecież go zabrali” – pomyślała. Telefon grał nadal, wcisnęła więc ikonkę, wypowiadając niepewne: "halo”.
– Dotarłaś już do domu? – zapytał, brzmiąc strasznie, jąkał się przy każdym słowie.
– Nieee.
– Przyjedź na działki, zaraz tam będę.
Ucichła, zaskoczył ją totalnie, nie wiedziała, co robić, poza tym po spotkaniu z oprychami, panicznie się bała.
– Laura, proszę cię – głos zbladł jeszcze bardziej. – Nie bój się, nikt cię nie skrzywdzi, zaufaj mi. Proszę cię, przyjedź – naciskał, szczerze mówiąc, już płacząc.
– Dobrze, a czym tam dojadę? – ustąpiła, będąc pewną, że dziś nie skrzywdziłby nawet muchy, choć z drugiej strony... mógłby być też nieobliczalny.
– Siódemką, ale może weź taksówkę, zapłacę. Autobus będzie się tam wlekł prawie godzinę. Będę na przystanku.
– Dobrze, złapię coś i przyjadę – mruknęła i chłopak się wyłączył.
Zawróciła w stronę centrum. W parku nie chciała się z nim rozstawać, lecz teraz zgodziła się chyba tylko dla świętego spokoju, no i przecież była mu winna przysługę...
Telefon zagrał ponownie i teraz to był już Travis. Nie chcąc się zadręczać, odebrała, zdziwiona przy okazji tym telefonem, przecież wie, że go ukradli.  
  – No kurwa, widzisz?! Coś mnie jednak tknęło, żeby jednak zadzwonić na twój numer i co...?! – Skąd masz telefon?!!! – zagrzmiał na całe gardło. – I gdzie się ciągasz?! Ale się popisałaś, nie ma co! Gdzie jesteś?!  
–  W mieście.
– O tej godzinie? Sama? Wracaj.
– Nie sama, z Frankiem – pewność siebie wylewała się z niej strumieniami.
– Z Frankiem...?! To dziwne, bo godzinę temu z nim gadałem i mówił, że nie może się do ciebie dodzwonić!
– To było godzinę temu, a teraz, to teraz! – pyskowała, czując, że ponownie ogarnia ją rozdrażnienie i rozglądając się jednocześnie za tą nieszczęsną taksówką.
– Daj mi go do telefonu! – rozkazał Travis, wiejąc groźnym, stoickim spokojem.
– A odwal się, idę do sklepu!
– Laura! Ty chyba naprawdę chcesz się doigrać, i teraz mówię poważnie! To już nie są żarty. Wracaj do domu!
– Kurwa, przestań mnie w końcu pilnować! Jestem z koleżanką, nie znasz, i co ci do tego?!
– Mło...
Nie dokończył, bo sfrustrowana dziewczyna wyłączyła rozmowę, na tą chwilę miała dość swojej całej porąbanej rodzinki, ich szkoleń i rozkazów. Telefon zadzwonił ponownie i chwilowo pomyślała, że może go wyłączyć, lecz przecież może dzwonić Jimmy...
Na przeciw jechała wolna taksówka, więc Laura zaraz ją zatrzymała i władowała się do środka, każąc wieźć się na końcowy linii numer "7”.
– O tej godzinie na odludzie? Sama...? – zapytał młody, zaledwie dwudziestokilkuletni kierowca, który w tej chwili wydał się brunetce cholernie wścibski.
– Niech pan jedzie, albo znajdę inny transport! – warknęła chamsko, opierając się o wygodne, czarne, skórzane siedzenie.
– No cóż, twoja sprawa... – westchnął mężczyzna i wolno ruszył.
Jechali w ciszy, lecz kierowca bezustannie obserwował w lusterku nieuprzejmą pasażerkę, wyraźnie chyba zaniepokojony jej dziwną, nocną wycieczką. Ta siedziała zła, cały czas myśląc, jak uciekł, i czemu na działki? A może to jednak zły pomysł? Dziesiąta wieczór, podejrzane miejsce, zero ludzi. Czemu płakał, przecież to twardziel? A jak są z nim? Może kazali, żebym przyjechała, nudzi im się, chcą się zabawić? Przecież był tam kumpel Amber, a ten drugi...? Może to ten, który ostatnio dzwonił i chce dotrzymać "obietnicy”? Ale Jimmy, nie brzmiał, jakby miało coś się stać... ale może jednak zawrócić...? Chociaż jak już powiedziałam, głupio tak, będzie miał pretensje i się może zemści...?
  – Halo!!! – "obudził" ją kierujący, krzycząc bardzo głośno.
Spojrzała spod byka.
– Gdzie dokładnie cię wysadzić?
– Na przystanku siódemki – stęknęła, nie zauważywszy nawet, że są już prawie na miejscu.
Była tu już kiedyś, ale tylko raz, kompletnie nie znała tej okolicy. Po chwili typek zatrzymał się na końcowym i Laura, płacąc prawie pięćdziesiąt dolców, z kompletnie suchym i nieszczerym: "Dziękuję. Dobranoc”, opuściła morskiego koloru Forda. Koleś z niespokojnym niedowierzaniem spojrzał jeszcze na pozostającą na tym wygwizdowie dziewczynę i zaraz odjechał. Dopiero teraz lęk do maksimum opanował nastolatkę, gdyż nie dość, że nie wiedziała, na co się decyduje, to egipskie ciemności tylko wzmagały trwogę. Nie było tam żadnej porządnej latarni, te, które się tam znajdowały, migały i gasły, nie dając krzty światła, jedyną jasności, które widziała to te, w oknach oddalonych o ponad kilometr domów.
Przysiadła na ławeczce, marząc, aby już się zjawił, mrok przerażał ją dobitnie. Nie bała się jednak długo, po minucie na podjazd podjechała kolejna taksówka, z której z plecakiem na ramieniu i flaszką w dłoni wyłonił się brunet.
– Długo czekasz? – wystękał, chrypiąc, gdy zbliżył się do dziewczyny.
– Nieee.
– Chodź – wziął jej dłoń i ruszył w kierunku domków działkowych.
Niepewnie ruszyła za nim i gdy tylko przekroczyli bramę ogródków, chłopak odpalił latarkę, którą wręczył towarzyszce.
– Patrz pod nogi, ta ścieżka jest ostro zjebana, można powybijać zęby – mruknął, uśmiechnąwszy się mętnie.
Ręka chłopaka była wilgotna i gorąca, lecz wciąż trzymał brunetkę, w dość mocnym uścisku.
– Gdzie idziemy? – zapytała w końcu, gdyż kierowali się prawdopodobnie dość daleko od wejścia.
– Jeszcze minuta. Napijesz się? – podał jej wódkę.
Wzięła alkohol i w tej chwili nie przeszkadzał jej nawet brak napoju. Upiła łyk, tak... na odwagę, krzywiąc się przy tym jak po cytrynie, Za moment Jimmy skręcił obok jednego z domków, notabene bardzo zniszczonego, co było widoczne nawet w tym marnym świetle i zaraz otworzył kluczem wkurzające, skrzypiące drzwi. Zapalił światło, ale to po chwili zagasło.
– Kurwa, jebane korki, zawsze to samo! Siadaj tu! – warknął, pokazawszy Laurze duże, dość ładnie wyglądające łóżko i poszedł do drugiego pomieszczenia.
Za minutę już było jasno, Jimmy wrócił i dopiero teraz brunetka zobaczyła, co się stało z jego twarzą. Warga, która była niedawno tylko trochę uszkodzona, teraz wyglądała jak umazana wyschniętym ketchupem, na czole pojawiła się krwawa, niezbyt gruba szrama, a część prawego policzka była cała brudna, wyglądała, jakby wycierał nią kurze.
Zrobiła wielkie oczy, ale nie pytała, gapiła się tylko na znajomego z ciężkim bólem serca.
Jimmy sięgnął do kieszeni i zaraz miał w zębach odpalonego skręta, którego podał dziewczynie.
– Nie chcęęę – miauknęła, więc nie nalegał, otworzył tylko plecak i na niezbyt czystym stoliku pojawiły się dwie kolejne flaszki i litrowy Sprite.
Laura się nieco przeraziła, ale zszokowała się dopiero wtedy, jak po chwili znowu sięgnął do torby i położył na meblu duży, srebrny pistolet, stukając nim dość głośno. Zdrętwiała od stóp do głów, czując, że zaczyna dławić się znikającym gdzieś z jej płuc powietrzem.  
– Spokojnie, nie zamierzam cię tu zastrzelić i zakopać w warzywniaku – ironizował, siadając obok brunetki z plecakiem w dłoniach. – Zobaczmy, co tu mamy, nawet nie wiem – dodał i ponownie schwał dłoń do torby.
  Wyjął parę szarych dresów, czarne, sportowe spodenki, dwie koszulki, bluzę, skarpetki i kilka par bokserek.
  – Niezbyt tego dużo, ale zawsze – spojrzał na koleżankę, która siedziała jak trusia, bojąc się poruszyć.
Ponownie podał jej skręta, lecz znów odmówiła.
– Zapal, chujowo palić samemu – nalegał.
– Nie chcę, nie używam – próbowała się uśmiechnąć, lecz słabo jej to wyszło.
– No zapal, kurwa, co ci szkodzi?! – powtórzył, lecz teraz już raczej rozkazał.
”I po co w ogóle tu przyjechałam, kurwa?!”– pomyślała, biorąc trawę w drące już mocno ręce i niezręcznie się zaciągnęła, po czym chciała oddać mu używkę.
– Jeszcze jednego! – rzucił, nalewając do kubków wódkę i napój.
Nie mając wyjścia, pociągnęła po raz drugi, obserwując kątem oka, jakie będą jego dalsze działania. Bojąc się już maksymalnie, nadal trzymała marihuanę, nie mając odwagi mu jej oddać, nie musiała jednak, sam po chwili ją jej odebrał.
– Wypijesz? – podał jej kubeczek, który bez sprzeciwu, szybkim ruchem opróżniła, wypijając przy tym znikomą ilość Sprite'a, jakby bała się zaczerpnąć więcej.
Sięgnął po broń, sprawdził magazynek i odłożył na miejsce, po czym wypił swoją porcje, wykręcając twarz w grymasie bólu.
– Kurwa! – ryknął, odstawiając ze złością kubek.
Laura czuła się już, jakby miała zaraz upaść, zwłaszcza, że zapaliła, co powodowało jeszcze większy dół.
– Nie bój się, mam zjebane ostatnie dni, temu jestem taki chamski – przytulił ją, wychylając twarz przed jej nosem.
– Nie bojęę sięę – mruknęła, trzęsąc się w jego objęciu.
– Mało – orzekł i zaraz nalał kolejną działkę, a po niej następną.
Tempo picia było dziewczynie zdecydowanie za szybkie, lecz cóż mogła zrobić...? Milczała, nie patrząc na chłopaka.
– Laura, wyluzuj, nic ci nie grozi, ja nie rzucam słów na wiatr – uścisk się zacisnął.
– Wiem – podlizywała się, czym w końcu wymusiła na brunecie uśmiech, ale zaraz znowu się skrzywił, sycząc pod nosem.
– Mam tylko to, więc musisz mi wybaczyć – mruknął, kładąc na stole paczkę, a raczej pakę paprykowych chipsów. – Przegryź po wódce, pójdę, przepłuczę trochę ryj, bo nie wygląda wyjściowo – dodał i wyszedł do znajdującej się obok, malutkiej kuchenki.
Laurze od razu przeszło przez myśl, żeby spierdalać, lecz strach jej na to nie pozwalał. "Jak mnie dorwie, to może być jeszcze gorzej, a tak może jakoś przejdzie. Ale wódka, zioło, do tego ma giwerę...
– Śliczna, nie dumaj, nie ma nad czym! – wystraszył ją, obróciwszy w mig, lecz z czystą już, wilgotną nieco twarzą.
Uśmiechał się, widocznie mina zawieszonej brunetki wyraźnie poprawiła mu humor.
– Czego się boisz? Broni, alkoholu? Nic ci nie zrobię, ale jeśli masz tu siedzieć na siłę, dam ci na taksówkę i pojedziesz do domu. Chciałem tylko z kimś posiedzieć, a że z tobą...? Nie ma nikogo godniejszego uwagi – rzucił, widocznie rozczarowany jej chęcią ucieczki.
Laura natychmiast wyczuła szansę na uwolnienie się od tej niekomfortowej imprezy, lecz miała wątpliwości. "Zaproponował, więc chyba nie zamierza nic złego” – dumała i gdy spojrzała na chłopaka, ujrzała przed sobą dłoń z kolejnym "kieliszkiem” i napój. Wypiła i chcąc zapozować na odważną, otworzyła chipsy i wzięła kilka do ust.  
– W porządku? – znów ją przytulił. – Chcesz wracać?
– Nie wiem – bąknęła kretyńsko.
– Zostań – patrzył maślakami.
Nie odpowiedziała, więc uznał to za zgodę.
– Co ci się stało? – zapytała w końcu po dwóch kolejnych działkach milczenia, gdyż alkohol kręcił coraz mocniej, także jej odwagą.
– Nic, nieważne, po co mam zawracać ci dupę? – odparł, ale to pytanie spowodowało, że głos znowu mu się zmienił, stając się cichy i dławiący, a kolejna porcja natychmiast została nalana i zniknęła w ustach chłopaka.
Patrzyła na niego w oczekiwaniu, lęk znikał z sekundy na sekundę, pojawił się za to smutek, wódka robiła swoje.
– Ten koleś, którego dziś widziałaś... który mnie zaczepił... to mój kochany brat, który codziennie umila mi życie – wyjechał Jimmy, płaczliwym głosem. – Każe mi handlować koką, kiedyś to robiłem z własnej woli, ale teraz chyba zmądrzałem, bo szkoda mi wolności. Pierwszy raz przyjebał mi rok temu, a teraz napierdala mnie codziennie – kara za nieudany handel – oświadczył i wypił kolejną działkę. – Czemu sam, kurwa, nie pójdzie? Jestem młodszy, to szuka łatwego zarobku, nie wystawiając pizdy na ulicę. Kiedyś był normalny, ale jak już ćpa od ponad trzech lat, kompletnie go pojebało. Lałbym się z nim, ale nie mam szans, skurwiel bije się lepiej. Zresztą dziś spróbowałem i widzisz, jak się to skończyło. Żeby nie łysy, chyba by mnie tam zatłukł, zwłaszcza, że jak zwykle, trzeźwy nie był, zresztą, co ja pierdolę? Był nawalony, jak rzadko kiedy – na tym chłopak zakończył swój życiorys i wyjął papierosa. Już chlipał.
Laura słuchała go w kompletnym szoku, jednak dobrze wyczuła, że ma w domu jakieś kłopoty.
– Kurwa! – ryknął Jimmy i rozpłakał się na dobre, mając przy okazji problem z odpaleniem fajki.  
– Daj to! – nakazała dziewczyna i zaraz odebrała mu zapalniczkę, pomagając w rozżarzeniu używki.
– Nalej – poprosił, gdyż ręce telepały mu się już na wszystkie strony.
Wykonała prośbę, otwierając nową butelkę i po chwili wypili po raz któryś z kolei. Laura po jego opowieści na moment otrzeźwiała, lecz teraz znowu zaszumiało jej w głowie.
– Czemu nie jesz chipsów? – zapytał, pociągając nosem, ale płacz jakby ustawał.
– Nie chcę. Czy to twój domek? Przecież on może tu wpaść – wyskoczyła, odwaga stała już na wysokim poziomie.
– Kumpla – przełknął płyn. – On nie zna tego miejs...
Nagle zamaszyście otworzyły się drzwi...

agnes1709

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 2487 słów i 14331 znaków, zaktualizowała 12 lip 2017.

1 komentarz

 
  • Malawasaczka03

    Ale się wciągnęłam  :O

    18 gru 2016

  • agnes1709

    @Malawasaczka03 To fajnie, dzięki.

    18 gru 2016