Szare istnienie #41

Szare istnienie #41Nadal leżała w bezruchu, w półsennym, lub może półprzytomnym letargu, śniąc dziwne rzeczy. Zamiast "J-a” widziała Franka, który bije ją po twarzy a potem wykorzystuje, Travisa i nie wiedzieć czemu, Bena, swojego byłego szefa, którzy obserwują całe zdarzenie, śmiejąc się i popijając piwko. Naga od pasa w dół dziewczyna leżała plecach, przywiązana za ręce do stołu, nogi natomiast miała spuszczone. Pokój, w którym się znajdowała był tym samym domkiem z działek, tylko, że już nie obskurnym, a odremontowanym, pięknym i lśniącym. W każdym kącie wtopione były po dwa grube łańcuchy, do których przyczepione zostały kajdanki, a wkoło pokoju wisiały monitory, na których widać cały przebieg zdarzeń, które nagrywała umieszczona naprzeciw niej kamera.
– Który teraz, póki jest jeszcze ciepła? – zapytał brunet, z uśmiechem zapinając rozporek.
Żaden z obecnych się nie odezwał.
– Dobra, zaraz przyjdzie Jimbo, może on wam pokaże, jak się rucha, bo widzę, że chyba nie umiecie – stwierdził Frank, śmiejąc się cynicznie.
Nagle do pomieszczenia weszła matka dziewczyny i od razu skierowała wzrok na roznegliżowaną, pobitą córkę, do której zaraz podeszła.
– To ja cię wszędzie szukam, a ty się tu zabawiasz? Kurwa, miałaś posprzątać, a co robisz?! Jebiesz się po kątach?! Jesteś zwykłą szmatą! – zagrzmiała i huknęła brunetkę w twarz. – Możesz nie pokazywać się w domu! – fuknęła. – A ty...?! Możesz ją tu zaruchać na śmierć, nic mnie już to nie obchodzi! – rzuciła do Franka i ruszyła w stronę wyjścia.  
– Mamo, nie zostawiaj mnie tu! – krzyknęła zrozpaczona Laura i kobieta stanęła, obejrzawszy się, lecz po chwili zamknęła drzwi z tamtej strony.  
– Mamooo!!!
– Zamknij ryj! – ryknął Frank i w tej chwili dostała kolejny raz, w tym, że ten cios odczuła o wiele dotkliwiej, w końcu była to męska dłoń. – Co się mówi, dziwko?! – zamachnął się ponownie.
– Przepraszam! – przekręciła głowę i zmrużyła oczy, bojąc się uderzenia, lecz chłopak już jej nie bił, nadal jednak stał nad jej głową.
– Co, kurwa, bo nie dosłyszałem?!
– Przepraszam, panie – wystękała.
– No... ładnie żeś ją wytresował! – zawył Ben, ciesząc się jak dzieciak, gdy nagle do pomieszczenia wszedł Jimmy, ciągnąc za sobą Amber.
– Patrzcie, mam drugą sukę! – krzyknął radośnie, wlekąc 22-latkę za kolczatkę, którą miała na szyi.
Dziewczyna krzyczała z bólu, a z poranionej szyi małymi strużkami sączyła się krew. Rzucił ja na glebę na środku pokoju, odpalił papierosa i stanął nad Laurą.
– Widzisz, przyprowadziłem ci towarzystwo, nie będziesz się nudzić w nocy – uśmiechnął się szeroko, głaszcząc ją po głowie, po czym ponownie chwycił Amber, pociągnął w kąt i przykuł jej lewą rękę do kajdanek, znajdujących się w lewym rogu pokoju, za kanapą.
– Dobra, ździro, chwila odpoczynku, musisz być wieczorem w dobrej formie, ja mam bardzo wymagających kumpli – rzucił Frank, rozwiązał dziewczynę i cisnął o podłogę. – Ubieraj się! – rzucił jej tylko spodnie i także odpalił papierosa.  
Laura chwycił ciuch, ale miała małe problemy z ich nałożeniem, gdyż lewą rękę miała złamaną, ponieważ pijany Jimmy uderzył w nią nogą.
– Szybciej, kurwa, nie baw się! – wydarł się brunet, kolejny raz machnąwszy ją z liścia.
Natychmiast upadła.
– Nie lej jej, bo się w życiu nie ubierze – zaśmiał się Travis.
Brunetka, łykając łzy bólu, z zaciśniętymi zębami nałożyła w końcu spodnie, więc 23-latek chwycił ją za szyje i pchnął w kąt, obok Amber.
– Kurwa, pojebało cię! Dwie suki, zagryzą się! Czarna ją zgnoi – zarechotał Jimmy, a w jego ślady natychmiast poszła reszta prześladowców.
– A niech się gryzą, będzie z czego pobrechać – zaśmiał się Frank. – Dupy jej raczej nie odgryzie, a reszta nie jest mi do niczego potrzebna – dodał i zawył jeszcze głośniej, po czym przykuł 18-latkę obok Amber.
Mimo, że pokaleczona i dość już słaba 22-latka nie wyglądała na chwilę obecną już tak groźnie, to jednak Laura panicznie się jej bała, zwłaszcza, że ta natychmiast podniosła głowę i przeszyła brunetkę zimnym jak lód spojrzeniem. Gapiła się chwilę i nagle wyskoczyła:
– Kurwo, to wszystko przez ciebie! – po czym zaczęła okładać ją pięścią wolnej ręki.
Brunetka się skuliła, zasłaniając głowę, a Amber tłukła ją raz za razem, najmocniej, jak chyba tylko mogła, z każdym uderzeniem wpadając w coraz większą furię...

Zerwała się na stole, cała mokra i zapłakana, lecz nadal leżała w tej samej pozycji. Było kompletnie ciemno, nie widziała nic, czuła tylko maksymalnie spuchnięte, lewe oko i koszmarny ból dolnych okolic, rozrywający z każdej strony, oraz żeber i brzucha. Nie miała pojęcia, która godzina, i czy minęły godziny, czy może już dni? Od czasu przebudzenia od razu w myślach stanął jej jeden temat – "J”. Nie dała rady wstać, leżała więc odłogiem, usilnie próbując znowu zasnąć, lecz ból był tak duży, że zamiast snu jej ciało częstowało ją tylko potokiem potu i łez. Rozmyślała, jak wrócić do domu, jak stąd wyjść, dojść gdziekolwiek, żeby nie upaść, jak się ubrać? Co myślą w domu, czy mnie szukają? Na pewno się martwią, kurwa, jak wrócić, co powiedzieć? Przecież sama wlazłam w to bagno, nie trzeba było uciekać. Boli. Kurwa, a Frank, na pewno szaleje. A matka...? Jeszcze gorzej, Travis mnie zajebie, taka lipa, że mnie wyruchali, kurwa...
Myśli kotłowały się z siła wodospadu, lecz dziewczyna była tak słaba, że po chwili nie pamiętała już, co myślała minutę wcześniej. Mętlik w głowie, do tego jej cholerny ból sprawiły, że w końcu znowu przysnęła, choć jednak słyszała ciszę pokoju, więc to nie był raczej prawdziwy sen...

Gdy się przebudziła, świtało. Głowa już nie bolała, a napierdalała, do tego było strasznie zimno i bardzo chciało jej się pić. Wiedziała, że w kuchni jest kran i bardzo go w tej chwili pożądała, lecz ciało miała jak z ołowiu, do tego całe obolałe. Postanowiła jednak spróbować i z trudem uniosła się na rękach, ale gdy tylko postawiła pewniej nogi na ziemi, wyrżnęła jak długa na podłogę. Cała była ciężka i sztywna, za to nogi miała jak z waty, nie miała siły na nic, zwłaszcza na ustanie na nich.  
Ponowiła jednak próbę. " Ubiorę się chociaż”, pomyślała, ale tylko, że pomyślała, bo z wykonaniem było już gorzej. Pragnienie stawało się coraz większe i dziewczyna z tej kompletnej bezsilności, zwinęła się w kłębek i znowu zaczęła płakać. Po godzinie zasnęła.
  

Otworzyły się drzwi i ktoś stanął w progu. Laura to słyszała, lecz nie mogła podnieść głowy. Stał chwilę przy wejściu, po której drzwi się zamknęły. Dziewczyna była już cała zmrożona strachem.
– Kurwa, co tu się stało?! – zapytał głos i podszedł do brunetki.
– Nie proszę cię! – krzyknęła, kuląc się na ziemi. – Proooszę cię! – rozpłakała się.
– Wstań – rzekł głos i chciał podnieść ją za rękę, lecz krzycząc: "– Nie, błagam cię!”, skręciła się jeszcze bardziej, zasłaniając głowę.
Przybysz uniósł ją w górę i położył na łóżku, po czym zaczął dobierać się do jej spodni.
– Nieee!!! – wrzasnęła i natychmiast cofnęła się ściany.
Wszelkie bóle zniknęły.
– Nie bój się! – warknął głos i szybciutko przysunął ją z powrotem, po czym znowu chwycił jej spodnie, z bielizną włącznie.
– Nie, proszę cięęę! – powtarzała się czując, że zaraz zasłabnie.
Była tak rozstrojona, że nie poznała nawet znanego jej już głosu. Nieznajomy uniósł ją do góry, nałożył jej ubranie, pozapinał, co trzeba i usiadł obok. Laura cały czas się trzęsła i zasłaniając twarz czekała, co zamierza.
– Nie bój się, nie pamiętasz mnie? Co tu się stało, gdzie jest Jimmy? – zapytał chłopak.
– Daj mi wody, proszę – wymamlała ledwo słyszalnie.
Po chwili uniósł dziewczynę, która jęknęła z bólu i przytrzymał jej kubek, z którego zniknęła cała zawartość. Nie patrzyła na przybysza, głowę starała się mieć spuszczoną i za moment nieznajomy ułożył ją na miejsce.
– Laura, co tu się stało? Gdzie Jimbo? Kto ci to zrobił? – drążył.
"J”... – wystękała. – Jimmy... zabrali go... pobili, nie wiem, Amber... był nieprzytomny... nie wiem, zabrali go... – paplała.
– Kto zabrał, gdzie? "J” tu był?!!! – dopytywał się z niedowierzaniem i Laura znowu się rozpłakała, wydając histeryczne dźwięki.
– Uspokój się, już dobrze – rzekł Billy i mocno ją przytulił.
Już go poznała, lecz nie ufała, mu, nie ufała nikomu. Nadal cała dygotała, bojąc się jego uścisku.
– Laura, gdzie go zabrali? – nie dawał spokoju, chyba bardzo mu zależało.
– Nie wiem, chyba do szpitala – mruknęła.
– Co tu się stało?
Nie odpowiedziała, a płacz się wzmógł, każde wspomnienie wywoływało u niej te same reakcje.
– Dobra, prześpij się jeszcze, raczej nigdzie nie dojdziesz w tym stanie, za kilka godzin wrócę – rzekł Billy, nakrył ją kocem i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Spłynęła po niej ją wielka ulga, bo nawet, jeśli chłopak nie miał złych zamiarów, bała się go i chciała być sama. Ból powrócił, ale zasnęła bardzo szybko.


– Laura – ktoś potarmosił jej ramię.  
Myślała, że to Travis, więc nie zareagowała.
– Laura, obudź się – szarpanie się wzmogło i teraz połapała, gdzie jest.
Znowu się skuliła, wykrzykując prośby.  
– Wstań, przywiozłem ci wodę.
– Nie chcę, zostaw mnie, proszę cię! – panikowała, znowu płacząc.
– Laura, nie bój się, to ja, Billy – znów ją przytulił.
Szlochała nadal, ale po kilku chwilach trochę się opamiętała, miała zdecydowanie spóźniony zapłon.
Podniósł ją lekko, przy powtórnym akompaniamencie jęków, napiła się mineralnej i zaraz leżała w poprzedniej pozycji. Nadal nie patrzyła na chłopaka, nie chciała, aby tu był, marzyła tylko o tym, aby być już w domu, choć było jej wstyd.
– Zjedź coś, przywiozłem kuraka.
Nie odpowiedziała, przekręciła tylko twarz do poduszki, więc jej nie męczył.
– Jimbo jest na Golden Park, w miejskim i za tydzień chyba go wypiszą – rzekł chłopak. – Miał ostre wstrząśnienie mózgu, dlatego tak długo był nieprzytomny. Chciał spierdolić i tu jechać, ale jak tylko wstał, tak padł, więc lipa. Kazał ci przekazać, że cię przeprasza, że nigdy sobie nie wybaczy i że obiecuje ci, że załatwi tą sprawę.
Kolejny płacz. "I co z tego? To wszystko przez ciebie”, pomyślała, płacząc coraz mocniej.
– Muszę jeszcze wyjść, ale przyjadę i pomyślimy, jak dostarczyć cię do domu. Pogadam z którymś z kumpli, jak ma czas, to cię zawieziemy. I nie bój się! – dodał i po chwili już go nie było.
Od razu pomyślała ”Jimmy chce uciec, może to zrobić nawet dziś, jak będzie dał radę, przyjedzie tu, będą go szukać i znowu tu przyjadą”. Ta myśl tak ją przeraziła, że natychmiast otworzyła oczy. Uniosła się i teraz jakoś udał jej się podnieść, strach robił swoje. Na zewnątrz było już szaro. Spojrzała na krzesełko – telefon leżał na miejscu, więc ciężko się podniosła i niepewnie ruszyła w jego stronę, opierając się po drodze stół. Przy każdym kroku czuła, jakby rozdzierało jej dolne partie, brzuch i żebra, lecz dotelepała się w końcu do urządzenia, ciężko siadając na stołku. Włączyła je i gdy odpaliło, spojrzała na zegarek, ale chwilę to trwało, przez ból i myśli, że znowu mogą wpaść, ręce latały jak w delirce. Gdy już dowiedziała się w końcu, że dochodzi 21:02 i że miga bateria, chciała znaleźć numer Emmy, ale nieposłuszne kończyny uparcie nie chciały zatrzymać kontaktów na odpowiednim numerze, w końcu się jakoś udało. Wcisnęła ikonkę i przyłożyła, a raczej przytelepała telefon do ucha, ale nie puściła nawet sygnału, gdyż bateria zdechła.
– Kurwa! – krzyknęła, machając komórką, ale zaraz się uspokoiła.
Wstała i opierając się o stół, z trudem przeszukała kieszenie, dowiadując się, że ma tylko niecałe dwadzieścia dolców. Koniecznie chciała stad wyjść, nie czekać, bo może być za późno, ale czym dojechać, prawie dwieście metrów do przystanku, oko tak nabite, że nic na nie widzi, do tego rozciągnięta od szarpania koszulka i całe brudne, wręcz czarne od taczania się po ziemi ciuchy. I boli!
Przysiadła, gdyż już zmęczyła się tym dwuminutowym staniem, ale po kilku chwilach odpoczynku podniosła się i ruszyła w stronę drzwi. Kręciło jej się w bolącej głowie, po której także ją pokopał, ale starała się wytrzymać, za wszelką cenę chciała się stąd wydostać.
Wyszła na zewnątrz i skulona ruszyła przed siebie, trzymając się za bolący brzuch. Szła wolniutko, krok za krokiem, a raczej stopa za stopą, czując przy każdym ruchu koszmarne efekty gwałtu. Mimo, że było zapewne powyżej dwudziestu stopni ciepła, było jej bardzo zimno, do tego słabo, więc po zaledwie dwudziestu, może trzydziestu metrach przysiadła na płaskim płotku, oddychając ciężko. Na lewe oko nie widziała nic, piekło tylko nieprzyjemnie, a prawe, zdrowe, też nie bardzo pomagało, gdyż wirowało w głowie, przez co widziała dziwny, nieprzyjemny obraz, zdawało jej się, że migają jej jakieś jasno-czarne plamki i że wszystko wkoło delikatnie się porusza.  
Ruszyła dalej, ale dystans, który pokonała, był podobny i już przymierzała się siadać na stojącej kilka metrów dalej ławeczce, ale nie doszła.
Gdy się ocknęła, doszedł ból ramienia, najwidoczniej upadła na rękę. Zacisnęła zęby i wstała, wznawiając nieporadną wycieczkę. Po dziesięciu minutach spojrzała przed siebie – do wyjścia została jeszcze mniej więcej połowa, a ona już nie miała siły. Wyjęła telefon i włączyła, ale ten po chwili ponownie się wyłączył. Przez chwilę pomyślała, że może jednak poczekać na Billy’ego, lecz strach przed "J-em” był zbyt duży, wybrała więc męki. Po następnych prawie czterdziestu minutach, gdy było już całkiem ciemno, stanęła w końcu w bramie, ciężko opierając się o nią całym obolałym ciałem modląc się, żeby tylko nie upaść.
I nagle się ożywiła! Z lewej jechała akurat taksówka, to był chyba cud!
Machnęła niezgrabnie ręką, stojąc prawie w skłonie, lecz kierowca się nie zatrzymał, po chwili jednak usłyszała pisk opon i Opel cofnął, zatrzymując się przy niej po chwili.
Ledwo wsiadła, machając się jak pijana i zajęła miejsce, uwalniając z siebie odgłos udręki.
– Zawiezie mnie pan za to na Rose Street? – wydusiła, pokazując w trzęsących się jak galareta dłoniach pogniecione banknoty. – Na miejscu panu dopłacę.
– Co ci jest, ktoś cię napadł?! – zapytał od razu kierowca, gdyż mimo, iż trzymała głowę nisko, nie dało się nie zauważyć, jak w tej chwili wygląda.
– Nie.
– Może zawieźć się do szpitala? – brnął typ.
– Nie, bardzo pana proszę, niech mnie pan zawiezie do domu, proszę – znów wyciągnęła dłoń, której taniec nic a nic się nie zmienił.
– Jaki numer?
– 37.
Facet nie wziął kasy, tylko ruszył z ostrym szarpnięciem. Laura znowu odlatywała, ale starała się jak mogła, aby do tego nie doszło.
– A może jednak pojedziemy do szpitala? Powinien obejrzeć cię lekarz – kierowca wznowił temat, ale dziewczyna chyba tego nie słyszała, bo siedziała w bezruchu z zamkniętymi oczami, z głową opartą o szybę.
Mężczyzna jednak nie zrobił na przekór brunetce i po niecałych dwudziestu pięciu minutach zatrzymał się na samym końcu jej podjazdu, przy ulicy, gdyż na wjazd nie było miejsca. Odwrócił się zawiadamiając, że są na miejscu, lecz widząc, że nie reaguje wysiadł i otworzył drzwi pasażera. Machnęło dziewczyną i gdyby typek jej nie złapał, wypadłaby z auta jak worek.
Ocknęła się.
– Przepraszam, przysnęłam – skłamała, nadal nie patrząc na faceta i wyciągnęła pieniądze.
– Zatrzymaj. Odprowadzę cię – zaproponował.
– Nie...! Proszę, nie, sama dojdę, to niedaleko. Nic mi nie jest, proszę –panikowała, nie chciała, aby dowiedzieli się, skąd ją przywiózł.
Typek widząc, że broni się, jak może, odpuścił i zaraz odjechał. Ruszyła wolno, pochylona, ze złożonymi na klatce piersiowej rękoma, gdyż przez osłabienie było jej już maksymalnie zimno, starając się za wszelką cenę ustać na coraz miększych nogach. Doszła do aut i od razu oparła się o pierwszy z nich, nie zauważając nawet, że to samochód Franka. Była totalnie wykończona, nie widziała już nawet, gdzie idzie i czy dobrze idzie. Odpoczęła i powłócząc nogami jak po litrze wódki, ruszyła dalej, docierając po chwili do pickupa, przy którym także stanęła. Spojrzała w lewo – do domu było już bardzo blisko, lecz jak i daleko zarazem. Nadal wisiała koło Nissana, bojąc się iść dygoczącymi nogami, lecz musiała w końcu dojść, ruszyła więc dalej, nie zważając już na to, czy upadnie, bo jak nawet, to była już w domu.
Stanęła przed schodkami i stąpnęła na pierwszy, lecz gdy stawiała krok na drugi i mięśnie napięły się mocniej, ból wszystkiego, co tylko może boleć, aż zakuł, wyciskając z dziewczyny łzy. Zatrzymała się na chwilę, łapiąc zanikające powietrze i zaraz wznowiła podróż, pokonując w końcu w mękach trzy ostatnie stopnie. Już się nawet nie wyprostowała, tylko po omacku wcisnęła dzwonek, czując, jak znikający przez fakt bycia w domu stres rozluźnia jej całe ciało, a w głowie szumi przyjemnie.
Gdy drzwi się otworzyły i ukazała się w nich Emma, brunetka natychmiast wtoczyła się do środka, cały czas trzymając się ściany.
– O Boże! – jęknęła kumpela, zakrywając usta i w tym momencie Laura zatoczyła piruet, ale blondynka ją złapała.
– Traaavis!!!...

agnes1709

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 3387 słów i 18401 znaków, zaktualizowała 29 mar 2017.

2 komentarze

 
  • Mlody1

    stres rozluźnia jej całe ciało, a głowie szumi przyjemnie.  Powinno być: a W głowie szumi przyjemnie ;)  to tylko przez to, że nie mam do czego się przyczepić hihi ;))

    26 gru 2016

  • agnes1709

    @Mlody1 Poprawiłam, zadowolony? Za kwadrans będzie kolejna, ale chyba już zaczynam pisać kichę, bo pomysłu nie mam. Trzeba coś pomyśleć, ale co?

    26 gru 2016

  • Mlody1

    @agnes1709. Ojj Aguś. Tak się zastanawiam czy ten kwadrans ma na pewno 15 minut :P

    26 gru 2016

  • agnes1709

    @Mlody1 Ojoj, młody, jeszcze minutka, oki?

    26 gru 2016

  • agnes1709

    @Mlody1 Ma, 15 minut razy 3:P:P:P

    26 gru 2016

  • zaczarowanaK

    No i nareszcie się doczekałam :) fajna część :)

    26 gru 2016

  • agnes1709

    @zaczarowanaK  Tak, ale pomysły się kończą, i co...? Lipa!

    26 gru 2016

  • zaczarowanaK

    Dasz radę, pomysły zawsze się jakieś znajdą. Liczę na Ciebie dziewczyno :)

    26 gru 2016