Szare istnienie #85

Szare istnienie #85Ocknęła się w środku nocy i od razu poczuła, że ktoś mocno obejmuje ją za brzuch, oddychając w jej włosy. Zerwała się jak oparzona i zaczęła okładać intruza pięściami.
– Kurwa, dość, nie dotkniesz mnie więcej! – wrzasnęła, bijąc "kogoś”.
– Laura – odezwał się głos, ale nie reagowała.
Nadal zadawała ciosy i dopiero, gdy chciał chwycić jej nadgarstki, migiem zeskoczyła się z łóżka i w kompletnej ciemności, dotykając wszystkiego po drodze, po omacku starała się znaleźć wyjście z pokoju.
– Mała!!! – zagrzmiał głośno Frank, wtedy się zatrzymała, gdyż dopiero zrozumiała.
Stała w bezruchu, trzęsąc się jak galareta, w końcu bąknęła:
– Skoczę do łazienki – i na sztywno-miękkich nogach wyszła z sypialni.
Czuła się dziwnie, w środku wszystko w niej drżało i było jej cholernie gorąco, lecz gdy po kilku chwilach wyszła z łazienki, ogarnął ją przenikliwy chłód.  
Niepewnym krokiem wróciła do sypialni, czując ogromne zażenowanie faktem, że nie łapie już nawet, kiedy śpi, a kiedy nie, gdzie jest i tym, co przed chwilą zrobiła.
W milczeniu położyła się twarzą do bruneta – był bardzo ciepły.
– Przepraszam – wydusiła.
– Masz krzepę, nie ma co, nie powiem, żebym nie odczuł tych ciosów – mruknął, lecz Laura wiedziała, że szczerzy zęby. – Żebym się nie obudził i nie zasłonił, podbiłabyś mi oko – zachichotał cicho.
– Przepraszam – powtórzyła, lecz także lekko wygięła usta. – Która godzina?
Frank sięgnął na leżącą na stole komórkę, informując po chwili, że dochodzi trzecia w nocy.  
– Przyniosłeś napój?
– Leż, podam ci.
Dostała półlitrową butelkę coli, do której przyssała się jak pijawka, suszyło ją, jakby miała kaca. Frank zniknął za drzwiami, lecz po kilku chwilach znów leżał obok brunetki.
Nie objął jej, bał się trochę jej reakcji, lecz po chwili Laura wtuliła się w chłopaka. Totalnie osłupiały, natychmiast wstrzymał oddech, w życiu by się tego nie spodziewał. Teraz już z mniejszą obawą położył rękę na jej plecach, otulając dziewczynę, która nadal lekko drżała.
– Co się stało, miałaś zły sen?
– Nie pamiętam… chyba nie… – wymruczała w jego klatkę piersiową. – Frank, sorry, mocno cię uderzyłam? Ja nie chciałam…
– No pewnie, głupie pytanie. Jestem strasznie poobijany i ciekawe, jak się jutro ludziom pokażę, nie wspominając o moim najbliższym pójściu do pracy. Będziesz się tłumaczyć, bo ja nie zamierzam – nabijał się.
– Spadaj.
– Mała, śpij już. Nie boli cię?
– Nie.  
– Dobranoc – chciał pocałować ją w usta, lecz momentalnie odchyliła głowę, gdyż z niewiadomych powodów jego wargi od razu skojarzyły jej się z jednym.
– Przepraszam – wyszeptał, zakłopotany, złożył całusa na jej czole i zamknął oczy.
Długo nie dała rady usnąć, Emma znowu zaczęła ją niepokoić, więc w rezultacie po przestudiowaniu tysięcy kwestii, a najbardziej tych, gdzie jej szukać, czy nic jej nie jest i czy jest bezpieczna, odleciała dopiero po upływie około godziny.


Obudziły ją dość głośnie odgłosy krzątaniny w korytarzu. Wiedziała, że to Travis, nie otwierała więc oczu, po chwili jednak rozległy się trzy szybkie puknięcia i drzwi się otworzyły.  
– Laura, śpisz? – usłyszała głos stojącej w progu matki.
Natychmiast podniosła powieki i zerwała się na łóżku, opierając o rękę. Zabolało.
– Mamo, wyjdź stąd! – wskazała palcem drzwi, nie podnosząc głowy, aby kobieta nie widziała jej pobitej twarzy.
– Przepraszam, nie wiedziałam… – wydusiła speszona pani Anderson i zamknęła za sobą drzwi. – Laura, jak wstaniesz, krzyknij, za pół godziny wychodzę do pracy – doszło zza drzwi.
Cisza.
– Laura!
– Dobrze! – fuknęła, zniesmaczona faktem, że matka sobie wchodzi, nie czekając na zaproszenie.
Sprawdziła godzinę w telefonie bruneta – 09:11. Napiła się resztek napoju i spojrzała na Franka – spał jak zabity. Nie chciało jej się ruszać, lecz potrzeby ciała "nalegały”, zmuszona więc była wstać.
Poczuła kolejne ukłucie w lewym boku i syknęła cicho, lecz tak cicho, że chłopak nie mógł tego usłyszeć.
– Gdzie idziesz? – mruknął znienacka.
– Do łazienki, zaraz wracam. Masz przy sobie moje tabletki i maść?
– Mała, nie jadłaś śniadania – burknął, nadal nie otwierając oczu.
– Kurczę, Frank, znowu zaczynasz? Wstaniemy, to zjem. Nie przesadzaj, to tylko przeciwbólowe – wkurzyła się.
– W lewej kieszeni – bąknął, słyszalnie niezadowolony.
Nie cackała się, tylko wyjęła z jego spodni ampułkę, tubkę, lecz nagle się przytrzymała. Dumała chwilę i dochodząc wreszcie do wniosku, że ból nie jest jeszcze na tyle dokuczliwy, aby truć się chemią, wzięła tylko jedną pigułkę i wyszła.  
Brała prysznic przed snem, więc poranny sobie darowała, popiła tylko tabletkę wodą z kranu, załatwiła sprawy, ze smarowaniem włącznie i wyszła z toalety. Od razu natknęła się na matkę, która prawdopodobnie czaiła się na nią gdzieś w "okolicach” łazienki. Momentalnie spuściła głowę, nieruchomiejąc.
– Dziecko, czemu mnie nie powiadomiliście, że jesteś w domu? – natychmiast przytuliła córkę, zionąc olbrzymią pretensją.
– Było już późno – odparła cicho nastolatka, stojąc ze spuszczoną głową.
Nie trwało to jednak długo, matka po chwili uniosła jej podbródek i jej źrenice od razu się powiększyły. Nie mówiła nic, lecz w wilgotnych już oczach widoczny był ogromny smutek i żal.  
Maść była naprawdę profesjonalna. Opuchlizna zniknęła, a siniak zaczynał już żółknąć, niemniej jednak był jeszcze bardzo widoczny i wyglądał dość brzydko.
– Jak się czujesz? – zapytała kobieta, uwalniając córkę.
– Dobrze.
– Smarujesz to oko?
– Tak.
– Kto cię przywiózł? Travis?
– Nie.
– Dlaczego nie zadzwoniliście, nawet, jeśli było późno? – uczepiła się.
– Mamo, daj spokój, dziś bym zadzwoniła. Poza tym po co pukasz, jeśli i tak wchodzisz i skąd wiedziałaś, że jestem w domu? – warknęła zniecierpliwiona Laura.  
Znów ją brało, zwłaszcza, że niezbyt komfortowo się czuła, tkwiąc przed matką w pozycji stojącej.
Nie chciała jednak siadać, gdyż wiedziała, że wtedy ta rozmowa będzie wlec się aż do czasu wyjścia kobiety z domu.
– W korytarzu stoją twoje buty. I przepraszam, myślałam, że jesteś sama – tłumaczyła się rodzicielka, będąc aż do bólu delikatną, bała się chyba denerwować dziewczynę. – Pokaż to – nakazała i bez ceregieli odebrała córce białe pudełeczko i maść. – Skąd ją masz? To jest maść na receptę, do tego bardzo silna – od razu się zaniepokoiła.
– Lekarz mi dał.
– Lekarz? – brnęła, zdziwiona wiedząc, że w szpitalu nic jej nie dawali. – Laura!
– Chłopak, u którego byłam, jest lekarzem.
– Aha… rozumiem… – ciężko odetchnęła z ulgą.
Nagle drzwi sypialni się otworzyły i zza framugi wyłonił się paradujący w samych bokserkach Frank.  
– Ooo, przepraszam… – rzucił natychmiast i skonsternowany, migiem schował się z powrotem.
Laura nie wytrzymała i zachichotała, zwłaszcza widząc szybkość, z jaką umknął do pokoju. Spojrzała na matkę – delikatny uśmiech malował się na jej twarzy, ale zaraz spoważniała i oznajmiła:
– Laura, muszę jechać do pracy. Przywieźć ci coś?
– Nie.
– A ta maść? Jest jej już bardzo mało.
– Ale nie mam recepty.
– O to się nie martw. Nie zrobiłam większych zakupów, więc nie wiem, czy najecie się tym, co jest w lodówce. Zostawię w kuchni pieniądze, poproś go, żeby kupił coś na śniadanie, dobrze? – wskazała głową sypialnię.
– Dobrze.
– Mam nadzieję, że nigdzie się nie wybierasz – wyjechała nagle, nieufność strumieniem wylewała się z jej głosu.
– Nie.
– Dobrze, wrócę około ósmej i po drodze kupię coś kolację i jutrzejszy obiad. Muszę już iść. Aha! Charlie jest na dole, masz pozdrowienia – uśmiechnęła się.  
– Powiedziałaś mu?! – wzburzyła się nastolatka.
– Nie, za kogo ty mnie uważasz? Ale powiedziałam, że miałaś wypadek.
– Dlaczego?!
– Chciał się z tobą zobaczyć, miałabyś ochotę?
Dziewczyna zamilkła, matka szybko ją przytemperowała.
– Dobrze, uciekam, bądź w domu – poprosiła, lecz brzmiała to raczej jak zrezygnowane błaganie.
– Dobrze.
– I powiedz mu, niech parkuje z prawej strony, dobrze? – napomniała o Toyocie.
Laura tylko pokiwała głową, po czym otrzymała całusa w czoło i matka w końcu zniknęła. Przeszedł ją kolejny dreszczyk irytacji. "Widziała samochód i pieprzy, że nie wiedziała!” – burknęła w duchu, weszła do sypialni i ciężko usiadła obok ubranego już chłopaka.
– Cześć – migiem została objęta, przy akompaniamencie spadającego na policzek całusa.
Spojrzała na bruneta – miał kolorki na twarzy.
– Poszła, droga wolna – uśmiechnęła się uszczypliwie.
Nie skomentował, tylko szybko umknął do toalety, chyba bardzo mu się chciało. Rozradowała się, lecz zaraz spoważniała, dumając, co ma nałożyć. Zmęczona już była staniem, postanowiła jednak nie czekać, podniosła się więc i zaatakowała zawartość szafy. Zaczęła chaotycznie w niej szperać, sprawdziła pierwszą i drugą półkę, do trzeciej jednak sięgnąć nie dała rady. Zawsze robiła o na stołku, lecz teraz nie było to przecież wykonalne.
– Czego szukasz? – objął ja delikatnie, nie usłyszała nawet, kiedy wszedł.
Podskoczył, wystraszona, kolejny raz wydając z siebie nieprzyjemny odgłos.
– Przepraszam, mała, nie chciałem – przytulił twarz do jej głowy. – Czego szukasz? – powtórzył.
– Szarych dresów, na pewno są na górze.
Chłopak stanął na palcach i wyjął kilka złożonych w kostkę ubrań, które położył na łóżku.  
– Coś jeszcze?
– Nie wiem, zaraz zobaczę.
Dopadła do ciuchów i szybko znalazła jasnoszare, długie, przewiewne Reeboki, które dostała od Emmy na osiemnaste urodziny, prezent, za bagatela – sto dwadzieścia dolarów.  
– To już wszystko, dzięki – oznajmiła, chwytając w dłoń jeszcze biały T-shirt z krótkimi rękawkami i jak zawsze, jakimiś powykręcanymi mozaikami i na powrót zniknęła w łazience.
Siniaki na rękach były już praktycznie niewidoczne, dlatego też zdecydowała się na taką właśnie koszulkę, tym razem jednak zasłaniającą brzuch. Spodnie natomiast były bardzo cienkie, wiedziała więc, że nie będzie jej gorąco, zresztą były bardzo wygodne.
Zdjęła z suszarki bieliznę, usiadła na brzegu wanny i w tej oto pozycji po kilku minutach udało jej się ubrać. Gorzej było niestety uczesaniem włosów, podniesione do góry ręce wywoływały kolejny ból. Sumiennie popracowała nimi w nocy i nadwyrężyła nie tylko ręce, ale i pęknięte żebra.
Udało jej się jednak jako tako uczesać, umyć zęby i wielce szczęśliwa zakończeniem tych mąk, wróciła do sypialni, klapnąwszy z ulgą na łóżku.
– Świetnie wyglądasz, dlaczego nie nosisz tych spodni?! – wręcz wykrzyczał z widocznym podziwem, a raczej zachwytem i natychmiast objął ukochaną.
– Noszę.
– No jak to nosisz? Pierwszy raz je widzę.
– Chodziłam do pracy, więc nie nakładałam, bo nie chciałam zniszczyć. Jestem głodna – mruknęła.
– Ja też, ale nie będę gotował, jak twoja mama plącze się po domu. No mała…
– Poszła do pracy.
– Kłamiesz – uśmiechnął się.
– Nie kłamię, pewnie poszła na dziesiątą. Poza tym czym się martwisz? Przecież już jesteś ubrany – kolejny ironiczny uśmieszek przykleił się do jej twarzy.
– Oj, mała… Zaczynasz już za mocno fikać – roześmiał się. – No dobra, zjedzmy coś – zadecydował, wziął dziewczynę na ręce i ruszył w stronę schodów. Także odczuł swoje gnaty, ale tym razem nie dał nic po sobie poznać.
– Nie noś mnie, boli cię! – wniosła sprzeciw.  
– Nic mi nie będzie, a tobie ciężko łazić po tych schodach.
Odstąpiła od konfrontacji i sekundy później brunet postawił ukochaną w kuchni.
– Co jemy? – znów ją objął, nie mógł się od niej oderwać.
– Musisz iść do sklepu – Laura wskazała mu leżące na stole pięćdziesiąt dolarów.
– Jaaa?!!!
– A kto, ja? – uśmiech nie znikał. – Idź, kup coś, matka prosiła, a ja zrobię ci kawę. Tylko zdejmij mi ją z tamtej szafki… I cukier – pokazała mu górną półkę i włączyła wodę.
Podał jej dwa pojemniki i zawisł obok.
– Co mam kupić?
– Nie wiem, ja tu jestem kucharzem? Kup, co uważasz, jestem głodna, więc zjem wszystko – odparła, przeżuwając już kawałek wyjętego z lodówki kurczaka.
Zadzwonił telefon chłopaka. Odebrał z bardzo niechętnym: "halo” i po chwili rzucił w słuchawkę:
– To już? Trochę za krótko – zaśmiał się, natychmiast zwracając na siebie uwagę nastolatki.  
Widząc jej minę zrobił na głośnomówiący, położył telefon na stole i przyłożył palec do ust, nakazując dziewczynie dyskrecję.
– …ma jakieś sprawy, poza tym udało mi się w końcu do niego dodzwonić i mamy się dzisiaj spotkać. Frank, ja nie wiem, jak będzie wyglądać ta rozmowa, to dziwne, ale się boję – rzuciła Megan.
– Ale odebrał, czyli chyba ochłonął. Wypoczęłaś?
– Nie, mam kaca. Imprezy z jej towarzystwem to takie, na które powinno chodzić się raz na rok – roześmiała się.
Laura gapiła się to na Franka, to na telefon i zaczynała się coraz bardziej wkurzać, nie mając pojęcia, co to za dziewczyna… kobieta.
– To co, na dziesiątą? – kontynuował brunet.
– Tak. Jak się czuje twoja dziewczyna? – wyjechała nagle nie mająca pojęcia o świadku rozmowy Megan i Frank zdębiał, podobnie Laura.
W tym momencie zaczął się modlić się, aby Megan nie zdradziła przypadkiem w jakikolwiek sposób, że wszystko wie.  
– Lepiej, dzięki – mruknął do szefowej, zerknąwszy na Laurę – miała niepojętą minę.
– Dobra, to nie będę ci głowy zawracać z samego rana. To do jutra. Jakby coś się zmieniło, zadzwonię. I życz mi powodzenia, cześć – rzuciła Meg i się rozłączyła.
Chłopak ponownie zwrócił wzrok w stronę Laury – wyraz twarzy się nie zmienił. Ciarki go przeszły. Natychmiast wściekł się na siebie, że zrobił na głośnik, ale kto by pomyślał, że Megan akurat o tym wspomni.
Piknął guzik w Philipsie i Laura wolnym krokiem ruszyła po czajnik, ale wyskoczył przed nią.
– Siadaj, sam zrobię – nakazał widząc, że jednak ma trudności z poruszaniem się.
Usiadła.
– To co, już wie całe miasto? Kto to był? – zapytała, gapiąc się na ukochanego.
Jej głos emanował potężnym wyrzutem, będąc bardzo spokojnym zarazem, co wywołało u chłopaka jeszcze większą nerwówkę, lecz zalał kawę i zaraz przykucnął obok dziewczyny.
– Mała, powiedziałem jej tylko, że moja dziewczyna miała wypadek, no jak inaczej miałem wyrwać się z pracy, żeby do ciebie przyjechać? – wyjaśnił szybciutko.
– Pracujesz u niej? – spłynęła po niej ulga.
– Tak.
– Idź do tego sklepu – mruknęła, nie chciała zagłębiać się w ten temat.
– Co mam kupić?
– Może jakieś płatki? Wieki nie jadłam płatków.
– Najesz się tym? – uniósł brwi.
Pokiwała głową.
– Wątpię…
– Kup miodowe, mleko, bo nie ma i coś dla siebie. Nie patrz na cenę, tylko bierz, na co masz ochotę.
– Dobra, coś wymyślę. Ale zostaniesz sama… – nagle dopadły go wątpliwości.
– Przestań już, dobrze? Weź klucz i zamknij od zewnątrz, dopóki wrócisz, kawa będzie w sam raz do picia. W prawo i jakieś sto metrów stąd masz sklep – poinformowała i nagle stanął jej w oczach Jimmy, ostatnio zupełnie zapomniała o jego istnieniu.
Poczuła się dziwnie. Zaatakował ją w tym właśnie sklepie, włamał się do jej domu, zmusił do przyjazdu na stadion, a potem… I ta zemsta… To nie była zwykła zemsta, "czy on coś do mnie ma...?
– Laura! – złapał ją za ramiona – znowu wyglądała, jakby jej nie było.  
Od razu zaniepokoił się, że coś jest nie tak, jej odloty znał już przecież na pamięć.
– Co się stało? – zapytał chłodno.
– Nic, zamyśliłam się. Podaj mi telefon.
– Mała…
– Emma nie daje mi żyć. Dasz mi tą słuchawkę? – pięknie wykręciła kota ogonem, posługując się telefonem.
Przyniósł jej urządzenie. Dziewczyna spojrzała na zegarek – 09:56 i wystukała numer przyjaciółki, ale komórka nadal była wyłączona. Zadzwoniła na domowy, ale tam także nikt nie odbierał, odłożyła więc słuchawkę i spuszczając nos na kwintę, nagle się rozpłakała, chowając twarz w dłoniach. Natychmiast przy niej ukucnął, kompletnie zaskoczony tym wybuchem.
– Laura – już miał ja w objęciu. – Nie płacz, znajdzie się.
– Kurwa, już dziesiąta, a jej nadal nie ma w domu, gdzie ona jest? – wyjąkała.  
– Na pewno wszystko ok, zjemy, to przejedziemy się jeszcze raz.
– Gdzie, po co? I gdzie ona spała, w centrum chyba nie spała? Co, na przystanku? –  
A jeśli naprawdę coś sobie zrobiła? Frank, co ja mam zrobić? – histeryzowała, wyjąc coraz głośniej.
Chłopak się pogubił.
– Mała, nie płacz, zobaczysz, znajdzie się.
– Ale w nocy, kurwa, najbardziej mnie gryzie, gdzie ona była w nocy? Czemu nie przyszła tu? Kurwa, naprawdę spała na przystanku, czy w starym skateparku? – rzuciła Laura i nagle podniosła głowę – jej mina była… nie wiadomo, jaka. – Frank, a może naprawdę tam? – szloch zelżał, a z głosu wypłynął cień nadziei. – Tam są takie budki, kiedyś też tam z nią spałyśmy, jak nie wróciłyśmy pijane na noc – uśmiechnęła się niemrawo. – Pojedźmy tam.
– Mała, a śniadanie?
– Kurwa, w dupie mam śniadanie, rozumiesz! Zjem, jak sprawdzę skatepark! – wydarła się. – Przepraszam – bąknęła po chwili. – Proszę cię, jedźmy, to niedaleko.
– Dobrze, chodź – chłopak się podniósł i pomógł wstać nastolatce.
– Zostawiłam telefon na górze – oznajmiła, biorąc klucze od domu i pieniądze.
– Przyniosę.
– Weź białą czapkę, leży w komodzie, przy oknie, w górnej szufladzie – poprosiła.
Migiem wrócił z komórką i czapeczką, którą Laura natychmiast nasunęła na głowę.
– No, mała, to teraz wyglądasz jak rasowy dresiarz, handlujący trawką za winklem – rozradował się brunet, chwilowo rozbawiając także Laurę i podał jej telefon. – Rozładowany – poinformował.
– No kur… – burknęła nastolatka i już chciała odkładać sprzęt, ale zatrzymał jej rękę.
– Mam ładowarkę w samochodzie.
– Jedźmy już…  

Do starego, bardzo zniszczonego, drewniano-betonowego parku dla deskorolek dojechali w ciągu dwudziestu minut. Znajdował się na obrzeżach miasta, kilkaset metrów od basenu, gdzie pracował Travis i wyglądał na całkowicie wymarły. Gdyby nie tony puszek, butelek, masy niedopałków, papierków, torebek po narkotykach i innych śmieci, oraz świecących gdzieniegdzie świeżością nowych graffiti, można by pomyśleć, że to zupełne odludzie, lub zapomniał o nim świat.
– I co? – zapytał Frank, gasząc silnik.
– Nie wiem, chyba pójdziemy razem.
– Na pewno?
– Tak.
Wiedząc, jak jej zależy ustąpił, ale zaraz po wyjściu z auta kazał jej wziąć się pod rękę.
Kompleks nie był duży, po upływie zaledwie kilku minut obeszli cały dookoła, ale nie było tam żywej duszy. Sprawdzili także wspomniane przez Laurę budki, także bez powodzenia.
– Nie wiem, po co tu przyjechaliśmy, przecież to bez sensu – rzekła dziewczyna, której chyba znowu zbierało się na płacz.
– Eeemmaaa!!! – wrzasnął Frank, aż podskoczyła.
– Nie krzycz, nie ma jej tu – mruknęła, a raczej wycharczała dziwnie. – Wracamy.
Gdy tylko zajęli miejsce w Toyocie, zadzwonił telefon Franka. Jenny. Teraz już na spokojnie odebrał na głośnomówiącym.
– No co z tobą?! – fuknęła. – Miałeś rano zadzwonić. Pytałeś Laurę?
– Zapomniałem, sorry.
– O co? – brunetka natychmiast wcisnęła się w rozmowę.
– Czy przyjedziecie dziś. Laura, on po prostu oszalał, rozumiesz, nie wiem, co mu jest. Pół nocy piszczał… dobrze, że już nie wył – zaśmiała się z rezygnacją – łażąc w kółko jak lunatyk, nad ranem się chyba dopiero zmęczył, bo teraz leży, jakiś otępiały. Ja już nie wiem, co mam robić, mój pies się w tobie zakochał – ponowny śmiech rozpaczy.
– Jen, ale przecież jak przyjedziemy i potem pojedziemy, to nie uważasz, że będzie jeszcze gorzej – stwierdził 23-latek
– To może… – blondynka się zacięła.
– Co?
– Najlepiej przyjedźcie, pogadamy. Laura, proszę cię, ja tu dostanę kurwicy – śmiech zaniknął.
– Musimy zjeść śniadanie, młoda bierze prochy – oznajmił Frank.
– Zjecie u nas.
– Dobrze, zaraz przyjedziemy – rzuciła twardo nastolatka.
– Dobrze, to czekam. Cześć.
– Uważasz, że to dobry pomysł? – zapytał brunet, chowając telefon.
– Nie wiem, zobaczymy. Jedź!
Żal jej się zrobiło dziewczyny, poczuwała się do obowiązku jej pomóc, w końcu miała jej dużo do zawdzięczenia. Zdrada bolała nieco mniej, lecz była, gryzła nadal, Laura jednak, o dziwo, wcale o niej nie myślała, być może przez Emmę, przez bardzo sympatyczny charakter Jenny, a może po prostu zaczynało jej już to wszystko zwisać...
– A może kupimy coś po drodze? – zapytał chłopak.
– Dobrze, kupimy jakąś pizzę, pizzę był zjadła. Jedź już – ponaglała.
Frank już nie dyskutował, tylko odchylił osłonę przeciwsłoneczną, opalił silnik i miękko wyjechał na niezbyt zatłoczoną jeszcze drogę.

agnes1709

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 3766 słów i 22046 znaków, zaktualizowała 22 maj 2017.

7 komentarzy

 
  • Karo16

    Kiedy następna część?

    22 lip 2017

  • agnes1709

    @Karo16 Przecież jest jeszcze osiem:D

    22 lip 2017

  • Kate19

    Kiedy następna część?

    26 maj 2017

  • agnes1709

    @Kate19 Trudno mi powiedzieć, może jutro, jak się zmobilizuję:)

    26 maj 2017

  • Black

    Starasz się bardzo, ale ja oczekuję czegoś więcej ;)

    24 maj 2017

  • agnes1709

    @Black Wiem, żono niedoszła, cierpliwości. Ja zawsze dotrzymuję słowa (chyba, że nie), hehe:lol2::kiss:
    p.s. Ja tez na Ciebie oczekuję, i co? "Czekaj zdrów"!

    24 maj 2017

  • aKubek

    No bardzo Ci dziękuję  :*
    Tak jak mówiłem <piwo><piwo><piwo> for you ;)

    23 maj 2017

  • agnes1709

    @aKubek Łyk, łyk, łyk from You:D:D:D

    23 maj 2017

  • zabka815

    Świetne  :bravo:  zresztą co ja mam Ci pisać przecież wiesz że kocham Szare  :D . Dzięki za kolejną część tak szybko  :kiss:  :kiss:  :kiss:  :kiss:

    23 maj 2017

  • agnes1709

    @zabka815 2, 50,- (vat Ci daruję).;) Ale czekaj...!!! Sorry, jest inflacja!!! 3, 20,-!!!

    23 maj 2017

  • zabka815

    @agnes1709 hehe Oki juże mi lżej  :P

    23 maj 2017

  • agnes1709

    @zabka815 ;)

    23 maj 2017

  • zaczarowanaK

    No Kochana dobre to masz  :kiss:

    22 maj 2017

  • agnes1709

    @zaczarowanaK Wiem, czemu to robisz i że specjalnie to robisz, ale to nic, damy radę:D:D:D:kiss:

    22 maj 2017

  • zaczarowanaK

    @agnes1709 widzę że jednak mnie czasem słuchasz i wprowadzasz szczęście w życie Laury  :D

    22 maj 2017

  • agnes1709

    @zaczarowanaK A już tam, Ciebie.  Niech się pocieszy chwilę, zanim znowu skopię jej dupę:lol2:

    22 maj 2017

  • zaczarowanaK

    @agnes1709 ejjjj, młoda opanuj się z tym kopaniem w dupe :lol2:

    22 maj 2017

  • agnes1709

    @zaczarowanaK No dobra, przemyślę inne części ciała. W sumie masz rację - pupa do czego innego służy:D

    22 maj 2017

  • zaczarowanaK

    @agnes1709 no właśnie, a jeszcze jej się na pewno do czegoś przyda  :lol2:

    22 maj 2017

  • agnes1709

    @zaczarowanaK :lmao:

    22 maj 2017

  • zaczarowanaK

    @agnes1709  :lol2:

    23 maj 2017

  • Malawasaczka03

    Ciśniesz mała. To już 85 część. Weź zrób jakąś zadymę ze zdradą Franka! :* Pozdro

    22 maj 2017

  • agnes1709

    @Malawasaczka03 Dzięki, kochana DUŻA! :kiss:

    22 maj 2017