Szare istnienie #6

Szare istnienie #6– Czajnik się wyłączył i chłopak zalał kawę.  
– To jak z tą imprezą? – wznowił temat.
– Nie wiem. Czemu się tak uparłeś?  
– Bo lubię z tobą gadać. Nie myśl sobie, to żaden podryw, po prostu jesteś w porządku. Poza tym nie wcinam się kumplom w interes – odwzajemnił uśmiech.
– Nic nie myślę.
– Czemu nie nosisz maści? Musisz smarować tą rękę – spojrzał na dłoń.
– Zapomniałam.
Gadkę przerwał starszy chłopak, wchodzący do kuchni z jeszcze bardziej zaciętą miną.
– I co...?! – wyskoczył Matt.
– Lipa. Koleś żąda jednej trzeciej mojej wypłaty za czynsz, a chata jest tak obskurna, że jeszcze dziesięć razy tyle musiałbym włożyć na remont. W tym chlewie nie da się mieszkać. Poza tym widok z okna, wychodzący prosto na drugi budynek też nie zachęca. Nora dobra dla handlarzy prochów albo dziwek, dziwię się, że facet ma odwagę pokazywać to coś ludziom! Straciłem tylko czas!
– Znajdziesz coś, tylko sprawdzaj gazetę systematycznie, a nie raz na rok.
– To miasto wieje nudą, w życiu nie znajdę tu mieszkania. Nie jestem wybredny, ale żebyś ty zobaczył tą dziurę...
Spojrzał na Laurę.
– Jadłaś coś?
– Tak.
Na tym zakończył tą jakże długą konwersację i wsypał kawę do szklanki. Włączył grill i wyjął.  
– Robię żarcie, ktoś chce?!
Nie było chętnych, więc wziął tylko dwie bułki i zaraz poukładał na nich, co trzeba.
– Widzę, że pozmywane. Dobry ciebie szef – powiedział do Matta i w końcu się uśmiechnął.
– Chciałem ją przytopić, to szybko się ruszyła – zaśmiał się kumpel.
Kotlety trafiły na płytę i za kilka minut kanapki były gotowe. Zrobił kawę wziął się za posiłek. Znowu nabrał wody w usta. Nastolatka przyglądała się chłopakowi, ale on nawet na nią nie spojrzał.
– Jedziesz na lotnisko? – zapytał Matt, siadając w kącie z fajką.
– Nie wiem, o 17:30 mam jeszcze jedno spotkanie. Choć już zaczynam wątpić w sens tej wycieczki.
– Jedź, zobacz, a nuż... Dojedziesz.
– Mała jedzie? – zerknął na nią.
– Nie mogę jej namówić.
– Słabo się starasz – wymusił półuśmiech. – Jak ręka? – zapytał dziewczynę.
– Lepiej.
– Ściągaj bandaż, nasmarujemy ją.
– Nie mam maści.
– O to się nie martw.
Nic z tego nie zrozumiała, ale zaraz zrobiła, co kazał. Chłopak wcisnął do ust ostatni kęs kanapki i zabrał jej opatrunek. Zwinął go, wyjął tubkę z kieszeni i podał Laurze.
– Nasmaruj sama, nie chce za mocno nacisnąć.
Mocno zdziwiona, posmarowała ranę. Po chwili dłoń została zawinięta.  
  

Do 16:45 obsłużyli jeszcze tylko trzech klientów, więc obijali się, jak mogli. Frank nadal nie pałał chęcią do rozmowy. W końcu przed 17:00 Matt zakomunikował:
– Ok, zamykamy, nie ma sensu tu siedzieć. Młoda, przebieraj się i spadamy.
Bojąc się spotkania z Amber, migiem zmieniła ciuchy i wyszła z lokalu. Kumple zaraz do niej dołączyli.
– Jedziesz z nami? W domu raczej nie masz nic ciekawego do roboty – zapytał starszy chłopak.
– Ale nie na długo – zgodziła się w końcu, nie chcąc po raz wtóry wyjść na wstydliwą idiotkę.
– Dobra. To wy jedźcie, ja za godzinę dojadę. Kup mi kilka piw, potem się rozliczymy – poprosił przyjaciela i wsiadł do Forda.
Ten kiwnął głową do brunetki.
– Chodź.
Ruszyła za nim. Denerwowała się wyprawą, ale starała się tego nie okazywać. Doszli do czarnej Hondy i chłopak otworzył drzwi pasażera.
  – Zapraszam.  
Samochód nie był pomalowany na sportowo, ale miał masywne koła i dwa wydechy, więc dziewczyna domyśliła się, że ma co nieco pod maską. Zapytała nieśmiało:
– Wszyscy macie sportowe auta?
– Kto ”wszyscy”?
– No... ty, Frank i wasi znajomi.
– Zależy, którzy znajomi? Ci starzy nie, tylko ci z lotniska. Tam każdy przyjeżdża taką furą – uśmiechnął się i przekręcił kluczyk.
W porównaniu do silnika Franka, ten wręcz zagrzmiał. Matt od razu włączył muzykę, ściszając odrobinę. Nie kazał jej zapiąć pasa, więc tego nie zrobiła. Po chwili podróży chłopak się zatrzymał.
– Chodź, kupimy alkohol i żarcie. Już nie pamiętam, kiedy jadłem kiełbaskę z ogniska.  
Weszli do sklepu, przyjaciel załadował do koszyka całą reklamówkę kiełbasy i udali się do alkoholi.
– Wolisz piwo czy drinki? Te z granatów są bardzo dobre i niezbyt mocne, więc nawet, jak wypijesz osiem, to nie odlecisz – zaśmiał się.
– Nie wiem, nie piłam tego.
– Posmakują ci, są dość słodkie. Chyba, że wolisz cytrynowe lub pomarańczowe, ale mówię ci – te są najlepsze. Sam się dziś napiję, mam dość piwska. Zresztą weźmiemy wszystkie, sama zdecydujesz, który ci pasuje.
– Dobrze, jednego mogę wypić?
– Jednego…?! – roześmiał się chłopak. – widać, że nie znasz klimatu tych imprez.
Załadował po trzy butelki każdego koloru, dziewięć piw, dołożył dwie długie bagietki, ketchup i ruszyli do kasy. Po drodze zapytał:
– A może wolisz jakiś inny sos?
– Nie, lubię ketchup, ale pikantny.
– Wziąłem pikantny – uśmiechnął się.
– Dołożę – poinformowała brunetka, dając mu banknot.
– Żartujesz sobie ze mnie?! To my cię zaprosiliśmy, nie będziesz nic dokładać – rzucił wzburzony, odepchnąwszy jej rękę.
Za chwilę byli w aucie, a zakupy znalazły się tyłu, na podłodze. Matt uruchomił sprzęt grający, z którego rozbrzmiało dość ostre techno.
– Jeśli nie lubisz takiej muzy, w schowku są inne płyty – poinformował Laurę.
– Nie, jest ok.
– Przy wyjeździe z miasta zapnij pas – dodał i ruszył.  
Także jechał dość szybko, lecz bez szaleństwa. Gdy byli przy końcowych budynkach, Laura zapięła pas, chłopak także. Teraz dopiero energicznie wcisnął gaz i Laurę delikatnie szarpnęło do tyłu. Zerknął na nią.
– Mam zwolnić?
– Nie
Byli w drodze już kwadrans, w końcu brunetka zapytała:
– Czy to daleko?
– Jakieś dziesięć – piętnaście minut. Docisnąłbym jeszcze, ale ta droga jest miejscami strasznie parszywa.
Po chwili chłopak odpalił papierosa i wystawił rękę za okno.
– Przeszkadza ci? – spojrzał na koleżankę.
– Nie.
Za niedługo skręcił w prawo, na piaszczystą, otoczoną wysoką trawą drogę. Po chwili wjechali do lasu. Gdy drzewa się skończyły, minęli stary, nieduży budynek i wjechali na betonowe płyty. Z daleka 18-latka zauważyła palące się z boku, nieduże ognisko, a przed sobą około dziesięciu, może dwunastu osób, oraz kilka aut. Od razu się zmieszała. Matt spojrzał w jej stronę.
– Młoda, nie denerwuj się. To fajni ludzie.
– Nie denerwuję się – wydusiła, zawstydzona swoim własnym zachowaniem.
Pod nosem faceta zagościł uśmieszek. Za chwilę zatrzymał się przy innych wozach. Spojrzał na zegarek – 17:50. Otworzył schowek dziewczyny i zaczął w nim szperać.  
Do auta podszedł wysoki koleś. Był słusznej postury i miał około dwudziestu siedmiu – dwudziestu ośmiu lat. Ze ściętymi na zapałkę włosami i tatuażu na całym prawym ramieniu od razu skojarzył się dziewczynie z jakimś marginesem.
– Cześć, Cieniu. Widzę, że nie śpieszy wam się do nas – spojrzał na Laurę.
– Siema. Zaraz przyjdziemy, szukam moich drobiazgów.  
Typ oparł ręce o otwartą szybę w drzwiach.
– Witaj. Sean – podał rękę speszonej dziewczynie. Widzę, że przywiózł następną osobę, którą chce sprowadzić na złą drogę? – oświadczył z uśmiechem.
– Laura – odwzajemniła gest. - Ze mną raczej mu się nie uda – odparła nieśmiało.
– To działka Franka, nie moja – zaśmiał się Matt.
Koleś szerzej wyszczerzył zęby.
– Zostaw, nie szukaj. Mamy sporo takich drobiazgów, wystarczy dla każdego.
– Chodź – rzucił Matt i opuścił pojazd.  
Brunetka wysiadła, a chłopak otworzył tylne drzwi i wydobył zakupione rzeczy, które położył obok auta. Poszedł do bagażnika, uchylił klapę i wyjął brązowy koc, który dał dziewczynie.
– Trzymaj. Na tych chwastach nie da się siedzieć. Idziemy.
Chwycił torbę z zakupami i ruszyli w stronę ogniska. Idący obok nastolatki Sean po chwili zapytał:
– Pierwszy raz na lotnisku?
– Tak.
– Jesteś laską Franka?
– Nie – speszyła się.
– Ale cię wyrywa, jak słyszałem? – rzekł wesoło.
Laura nie wiedziała, co powiedzieć, więc się tylko uśmiechnęła. Doszli do ognia i Matt rozłożył pled. Nie był wielki, ale cztery osoby zmieściłyby się swobodnie. Rzucił zakupy obok i natychmiast odpalił fajkę.
– Siadaj – wskazał nastolatce koc i też posadził tyłek.
Usiadła obok. Chłopak skończył papierosa i ruszył w stronę ognia. Rozejrzał się wkoło.  
– Nie macie rusztu ani kijków? – zapytał znajomego. – Jak mam upiec te kiełbaski? Jestem głodny, młoda pewnie też.
– Ben miał przywieźć grill, ale za dupą zapomniał.
– Masz jakiś nóż?  
– Poczekaj, zapytam.
– Zaraz zorganizuję jakiś badyl i zjemy. Wypijmy coś. Który chcesz? – zapytał przyjaciółkę, otwierając przed nią torbę.
– Czerwony – chwilowo się rozluźniła, gdyż byli sami.
– Ufasz mi widzę. Zobaczysz, jest elegancki. W sam raz dla lasek, nie wyrywa z butów –ucieszył się i zaraz podał jej otwartą butelkę o pojemności 330 mililitrów.
– Trzymaj i uważaj, bardzo ostry – oznajmił nagle Sean, podając koledze błyszczący nóż.  
Matt poszedł do pobliskiego krzewu i zaraz wrócił z długą gałęzią. Szybko naostrzył rozdwojony na dwie części koniec, robiąc z niego dwa stożki. Rozciął opakowanie, nabił trzy kiełbaski i dał kij znajomemu.
– Trzymaj i nie spal. Skoczę do samochodu.
Gdy poszedł, Sean od razu zagadał do Laury, która nagle straciła odzyskaną przed chwilą pewność siebie.
– Gdzie zgubiliście Franka?
– Pojechał coś załatwić.
– Nie boi się zostawiać dziewczyny z Cieniem?
– Nie wiem – palnęła głupio, zastanawiając się przy okazji, skąd u Matta takie dziwne przezwisko.
– Uważaj, to podrywacz. Już niejedną tu zbałamucił – zaśmiał się koleś.
Laura uśmiechała się niemrawo, więc młody mężczyzna musiał to w końcu zauważyć.
– Nie martw się, żartowałem. Matt to dobry chłopak, a że czasem rozrabia...  
– Wiem – wycedziła.
– Krępuje cię ta sytuacja? Doskonale cię rozumiem. Jak przyjechałem tu pierwszy raz, też byłem jednym z najmłodszych. Wyluzuj, nikt się tym nie przejmuje...  
– Trzymaj! – zagrzmiał Matt, stanąwszy nagle nad ich głowami. – Dobrze, że znalazłem jeszcze w wozie – podał Laurze dwa plastikowe sztućce i talerzyk. Dwie pozostałe tacki postawił na kocu.
Podzielił pieczywo i otworzył ketchup, który postawił obok.
– Dawaj to, bo będę czekał do jutra! – zabrał koledze badyl.  
Po trzech minutach syczące kiełbaski znalazły się na talerzykach
– Smacznego! – rzucił Matt i wgryzł się w swoją porcję.
Towarzystwo chyba zgłodniało, bo cała trójka uporała się z posiłkiem bardzo szybko. 18-latka po ostatnim kęsie wykończyła swojego drinka i kumpel od razu zapytał:
– I jak?
– Pyszny.  
Wyszczerzył się od ucha do ucha.  
– Jaki teraz?
– Cytrynowy, ale to już ostatni.
– Jasne… – otworzył butelkę z żółtym trunkiem, który po chwili dziewczyna miała już w dłoni.
– Zjesz jeszcze? To małe kiełbaski. Nie krępuj się, tylko mów.
– Może potem. Na razie nic więcej nie wcisnę.
– Ok.
Chłopak Spojrzał na zegarek.  
– Za dwadzieścia siódma, chyba zajechał do domu. Piwo się nagrzeje i będzie marudził – podsumował osobę Franka.
Starszy koleś gdzieś zniknął i od kilku chwil siedzieli sami. Laura nawet nie zauważyła, kiedy odszedł.  
– Widzisz? Niepotrzebnie się stresowałaś. Oni raczej nie siedzą przy ognisku, tylko gadają o samochodach, albo wariują na pasie...
Nagle doszedł ich głośny warkot silnika i po lewej stronie, obok aut, pojawił się srebrno-granatowy, sportowy motor. Laurę poszedł dreszczyk podniecenia, gdyż bardzo ekscytowały ją takie maszyny. Po chwili zobaczyła Franka, zsiadającego z tylnego siedzenia. Ucieszyło ją jego przybycie, ale radość szybko jej przeszła, gdy kierowca motocykla zdjął kask i okazało się, że jest nim dziewczyna. Kompletnie się zagubiła, co Matt natychmiast zauważył.
– Spokojnie, to Lucy, mieszkają obok siebie. Często go podwozi. Frank raczej nie przyjeżdża samochodem, lubi wypić parę piwek. Poza tym ona od trzech lat jest z tym samym facetem.
– Nie chodzi o to, zapatrzyłam się na motor. Podobają mi się takie – tłumaczyła się.
Kumpel widział, że nastolatka kręci, ale dał spokój. Frank za chwilę się pojawił, wziął piwo i klapnął na kocu. Wydawał się być jeszcze bardziej zły – miał bardzo zastanawiającą minę.
– Jak tam? – zapytał Laurę, otwierając butelkę.
– Dobrze.
– Kupiłem żarcie, rób sobie. Pieczywo jest w torbie – rzucił Matt.
– Nie chcę, zrób dla małej.
– Już jedliśmy. Bierz i wsuwaj, nic nie żarłeś – nalegał.
– Powiedziałem, że nie chcę – burknął Frank, wysuszając po chwili całą zawartość butelki. – Czemu tak mało kupiłeś? – zapytał.
– A bo ja wiem? Trzeba było powiedzieć, że chcesz więcej.
– Dobra, nieważne. Idę pogadać z chłopakami – obwieścił z kompletną obojętnością, chwycił dwa piwa i poszedł w stronę aut. Matt spojrzał na milczącą koleżankę.
– Jest podminowany, nie zwracaj uwagi. Nie dziwię mu się, jego ojciec potrafi nieźle wkurwić. Nie pierwszy raz Frank się z nim poszarpał.
– Zauważyłam...  
Laura wypiła już połowę drugiego drinka i chcąc nie chcąc, wciąż spoglądała w stronę sportowej Yamahy. Matt palił papierosa, przyglądając się dziewczynie, w końcu wyskoczył:
– Chcesz się przejechać?!
Spojrzała dużymi oczyma.
– Zawsze chciałam, ale się boję.
Wiedziała, taka okazja może się więcej nie nadarzyć, lecz stojące przy maszynie, starsze towarzystwo, wstrzymywało ją od podjęcia decyzji.
– Chodź – Matt wstał, chwytając zamkniętą butelkę z żółtym trunkiem.  
Ruszyła za nim. Podeszli do opartej o stojący samochód właścicielki motocykla. Laura rozejrzała się wkoło i ujrzała jeszcze dwa ogniska, a przy nich małe, kilkuosobowe grupki. Reszta kręciła się koło aut, szperając pod maskami. Frank jakby zapadł się pod ziemię.
– Cześć. Czemu się chowasz? – zaśmiał się do Matt, podając trunek kierowcy Yamahy.
– Cześć. Nie chowam się, podeszłabym do was niedługo.
Młody facet przedstawił sobie dziewczyny i zapytał Lucy:
– Pożyczysz mi zabawkę na pół godziny?
– Jasne, ale mam tylko jeden kask – oznajmiła i dała mu kluczyki.
– Spoko, nie będę szalał. –Chodź – rzucił do 18-latki.
Gdy doszli do maszyny, Matt dał jej kask i zajął miejsce za kierownicą.
– Wskakuj.
  Była nieco przerażona, ale zaraz założyła ochraniacz na i wsiadła na tylne siedzenie. Chłopak przekręcił kluczyk – silnik głośno zagrzmiał. Odwrócił się.
– Trzymaj się mocno, trochę ciągnie do tyłu. Po kilku chwilach przywykniesz. Jak będzie za szybko, ściśnij mnie za brzuch.
Już miał odjeżdżać...
– Cieniu! – krzyknął koleś, którego Laura już znała. – Trzymaj! – rzucił chłopakowi czarny kask.
Matt podziękował i wolno ruszył. Nastolatka czuła, że zaczyna się trząść, ale chłopak jechał spokojnie. Dopiero, gdy byli już na wolnym pasie, zwiększył prędkość, postawił motor na tylnym kole, podjechał kawałek, po czym opuścił i jeszcze mocniej przekręcił gaz. Laura dopiero teraz odczuła, jakiego kopa ma ten sprzęt i faktycznie – nieco ściągało ją w tył.
Gdy chłopak przyśpieszył jeszcze bardziej, a silnik zawył jak dziki, nastolatka mocniej objęła go w pasie, wręcz przykleiła się do faceta. Bała się okropnie, jechali bardzo szybko. Po pokonaniu kilkuset metrów Matt chyba wyczuł, że towarzyszka panikuje, bo odrobinę zwolnił. Po niedługim czasie szeroki pas betonu skręcał w prawo, tam też chłopak skierował motocykl. Podjechali jeszcze kawałek i gdy beton zamienił się w gładki asfalt, znowu agresywnie przyśpieszył. Dziewczyną ostro szarpnęło. Przywarła do niego całym ciałem, wydawało się jej, że kumpel pędzi chyba ze trzysta na godzinę. Przejechali około pół kilometra i Matt się zatrzymał. Odwrócił się koleżanki.
– W porządku?  
– Tak - wyjąkała.
Chłopak się rozweselił.
– Odsapnijmy chwilę, zapalę papierosa.
Zsiedli z motoru i Matt odpalił używkę. Laura stanąwszy na ziemi dopiero odczuła, że nogi trzęsą jej się jak galareta. Klapnęli na miękkiej trawie i 21-latek powiedział:
– Jeśli było za ostro, trzeba mnie stuknąć. Zwolniłbym.
– Wszystko ok – uśmiechnęła się niemrawo.
– Jechałem tylko sto sześćdziesiąt, ale to motor, nie samochód, dlatego zdawało ci się, że jedziemy szybko. Jakbyśmy pojeździli dłużej, przyzwyczaiłabyś się. Pierwsze wrażenie zawsze jest takie.
– Wiem –mruknęła.
– On ciągnie prawie trzy stówy, kiedyś mnie tak przewieźli. Gdy zlazłem z motoru, byłem cały mokry i blady, trzęsąc się jak galareta – cieszył się chłopak.
– I tak nie wierzę, że jechałeś sto sześćdziesiąt. Było szybciej.
– Nie, nie szaleję z nowicjuszami. Jak mi nie wierzysz, to pokażę ci różnicę między sto sześćdziesiąt, a dwieście trzydzieści. Chcesz?
– Jasne... – burknęła z uśmieszkiem.
– Przecież musimy wrócić, a to ja prowadzę, więc…?
– Spadaj.
– Czyli mam zgodę na dwieście trzydzieści? – zaczepna mina pojawiła się na twarzy chłopaka.
– Nie! – nastolatka się zdenerwowała.
– Nie panikuj, przecież żartuję.
Przyjaciel spojrzał na zegarek – 19:10. Wyrzucił niedopałek i spojrzał na pannę.
– Wracamy, czy chcesz posiedzieć?
– Wracamy, ale nie jedź szybko – odczuwalny był strach w jej głosie.
– W porządku, będzie tak jak poprzednio, ok?
– Dobrze.
– Trzymaj się mocno.  
Wsiedli na motor i Matt ruszył, ale nie zawrócił, tylko udał się przed siebie. Jechał spokojnie i dopiero, gdy po dość długim odcinku wylana droga dobiegała końca, chłopak zakręcił. Ponownie zwiększył prędkość, wydobywając z silnika potężny ryk. Laura mocno obejmowała faceta, ale już jakoby oswoiła się z prędkością, bo nie panikowała. Jazda nie była szaleńcza, ale dziewczyna zorientowała się, że Matt co chwila przyśpiesza. Gdy ponownie dotarli do betonowego pasa, kumpel dokręcił jeszcze ostrzej i brunetka znowu się wystraszyła. Nie reagowała jednak, tylko przyłożyła głowę do jego pleców, mocno ściskając chłopaka. Gdy w oddali ukazały się już stojące samochody, kierowca zwolnił. Po chwili byli na miejscu i opuścili maszynę. Matt zostawił kaski na siedzeniu, a kluczyki zaraz oddał koleżance.
– I jak przejażdżka? – zapytała Laurę.
– Świetnie, choć trochę przeraża.  
– Jeszcze dwa razy, a będzie cię woził po dwieście osiemdziesiąt – zakomunikowała z uśmiechem.
– Raczej bym się nie odważyła – odparła brunetka i na tym rozmowa się zakończyła.
Laura w czasie tej krótkiej wymiany zdań cały czas obserwowała ludzi wkoło, ale Franka nadal nigdzie nie było. Matt podziękował znajomej i udali się na swoje miejsce. Chłopak od razu otworzył Laurze trzeciego drinka, w pomarańczowym kolorze. Szybko umoczyła usta. Usiedli i towarzysz zakomunikował:
– Dwieście dziesięć, więcej nie miałem sumienia – roześmiał się od ucha do ucha.
– Domyśliłam się. Miałeś nie szaleć, więcej mnie nie oszukasz.
– Ale nie zrobiłaś nic, żebym zwolnił, więc chyba się podobało.
– Za drugim razem nie było już tak strasznie, tylko na końcu, jak przyśpieszyłeś – mruknęła.
Podszedł Sean i wręczył Mattowi skręta.
– Trzymaj. Mówiłem, że mamy "drobiazgi” – zaśmiał się.
Chłopak podał peta dziewczynie.
– Nie chcę, nie ciągnie mnie do trawy.
– A próbowałaś kiedyś?
– Nie, i nie zamierzam.
– Założę się, że kiedyś zapalisz.
– Może kiedyś, ale na pewno nie dziś.
– Ok, nie namawiam – sam wziął cztery dymki i oddał peta koledze, który zaraz się oddalił.
Matt tylko zdążył otworzyć swojego drinka, kiedy zawisł nad nimi Frank. Laura od razu zauważyła, że jest podpity. Postał chwilę milcząc, wziął reklamówkę z piwami i zniknął. Oparł się o stojący niedaleko samochód i wdał w gadkę jakimiś dwoma chłopakami.
– Chyba pożarli się na dobre, facet jest wściekły – tłumaczył Matt, nabijając dwie kiełbaski. Podrzucił do ognia, upiekł mięso i podał Laurze. Zaraz dostała też pieczywo. Nie stawiała się, tylko zjadła drugą porcję. Raz po raz obserwowała Franka, który plątał się między samochodami. Kompletnie ignorował znajomych, co powoli zaczęło ją wkurzać. Piła drinka coraz szybciej, nie odzywając się. Gdy skończyła, poczuła już działanie procentów – przyjemny szumek zagościł w głowie. Przyjaciel co chwila zerkał na kumpelę. Zauważył chyba, że sposępniała, bo za chwilę rzucił:
– Chodź, pokażę ci coś! – wstał i pociągnął ją za zdrową rękę.
Ruszyła się z miejsca. Wsadził w tylną kieszeń zamkniętego drinka, swojego chwycił w dłoń i podążyli w kierunku, z którego przyjechali.
– Poczekaj, wezmę latarkę z samochodu – powiedział Matt.
Za chwilę wrócił z latarką, umieszczoną w drugiej kieszeni jeansów.
– Idziemy.
  
  
Szli wolno. Laura coraz bardziej zastanawiała się, czy chłopak nie ma jednoznacznych intencji? Dumała też nad tym, czemu Frank pokłócił się z ojcem, a zachowuje się tak, jakby to była wina ich wina. Poza tym jeszcze jedna kwestia nie dawała jej spokoju. Matt dotrzymywał jej towarzystwa od samego czasu przyjazdu i miała wrażenie, że przeszkadza mu w kontaktach ze znajomymi. Czuła się jak piąte koło u wozu, nie mogąc odpędzić od siebie poczucia winy...
– Młoda. Co jest? – zapytał chłopak.
– Nic, zamyśliłam się.
– Coś nie tak?
Gryzło ją to do tego stopnia, że w końcu nie wytrzymała:
– Przeze mnie nie pogadałeś ze kumplami. Nie musisz ze mną siedzieć – mruknęła.
– O czym ty gadasz?! A nie pomyślałaś, że chcę? – odparł, wzburzony.
Nie spodziewał się, iż dziewczyna tak odbierze całą zaistniałą sytuację. Laura się wyciszyła. Zrobiło jej się strasznie głupio, że tak idiotycznie palnęła. W końcu nie wiedząc, co powiedzieć, zapytała:
– Która godzina?
– Za pięć ósma.
Po chwili doszli do niewielkiego, starego budynku, który już dziś mijali.
– Co tu robimy? – zapytała towarzyszka.
– Zobaczysz…  
Weszli do środka i znaleźli się w pustej hali, rozciągającej po całym wnętrzu. Tylko na końcu, w prawym rogu, znajdowały się drzwi do jakiegoś małego pomieszczenia, a z drugiej strony, przy samej ścianie, metalowe schody z wątłymi poręczami. Na wprost od wejścia na całą szerokość rozciągały się wielkie okna, z których większość była wybita. Na ziemi walały się butelki po różnorakich alkoholach, oraz masa papierków i niedopałków. Hala była cała kolorowa, na każdej możliwej płaskiej powierzchni widniało jakieś malowidło.  
Laura się uśmiechnęła, "dzieła” były naprawdę świetne.
– Lubisz graffiti? – zapytał Matt.
– Pewnie.
Brunetka z niemałym zachwytem przyglądała się pracom. Na prawej ścianie widniały małe, kolorowe napisy, z powykręcanymi literami, których zmieściło ich się tam chyba ze trzydzieści, ale wzrok dziewczyny przykuło coś innego, mianowicie obraz po drugiej stronie.
Od części okiennej rysunek przedstawiał skąpany w słońcu las. Promienie między drzewami były bardzo wyraźne. Pośrodku namalowana była diaboliczna postać, idąca w stronę okien. Ubrana w czarną pelerynę, trzymająca w ręku kosę zmora, pokonując drogę, zostawiała za sobą zimny, ponury krajobraz. Pod kapturem widoczna była biała czaszka osobnika i jego czarne oczodoły. Nad drzewami, w miejscu, do którego nie doszła jeszcze zjawa, szybowały kolorowe ptaków, za jej plecami natomiast latały już tylko czarne kruki. Na dole malowidła umieszczone były trzy małe autografy.  
– Podoba się? – walnął nagle Matt, strasząc dziewczynę, która się "obudziła”.
– Genialne! Ty to zrobiłeś?
– Skąd wiesz?  
– Nie wiem, jakoś tak….
– Ja i dwóch kumpli. Miałem wtedy szesnaście lat. Tu przynajmniej nikt nas nie ganiał. Miałem kiedyś obsesję na malowanie. Wszędzie, gdzie wpadłem z puszką, zostawiałem swój ślad – poinformował z dumą. – Malowaliśmy to kilka godzin. Po ciemku wygląda lepiej. Kontury drzew, płaszcza i sama czaszka namalowane są fosforyzująca farbą. Byłem tu kiedyś wieczorem ze swoją byłą, to mi mało na zawał nie zeszła. No i czacha... naprawdę można się wystraszyć, jeśli ktoś jest nieświadomy i nieprzygotowany – rechotał chłopak. – Te okna są ogromne, więc farba dobrze się naświetla. Od razu po zmroku świeci bardzo mocno, ale potem zanika – dodał z pociesznym rozczarowaniem.
– Zrób mi jakiś w pokoju, lubię mroczne klimaty – powiedziała nastolatka.
– Nie ma sprawy. Kupuj farby, ja wymyślę rysunek.
Laura się zaśmiała.
– Przecież żartuję...
– A ja nie – chłopak odpalił fajkę. – Mógłbym coś ci wrzucić, na calutką ścianę, pokój wtedy świetnie wygląda. Ja mam planety z orbitami na granatowym suficie. Gwiazdki też namalowałem, ale robiłem je od szablonu, nie chciało mi się z nimi pieprzyć. Wieczorem to wszystko fajnie się prezentuje – rzucił dumnie. – Choć szczerze mówiąc, znudziły mi się. Planuję zmienić planety na wielką głowę kosmity, ale jakoś nie mogę się za to zabrać.
– Dobra, wszystko rozumiem. Jesteś artystą! – zachichotała brunetka.
– Pewnie, że tak! – odparł z powagą, ale za chwilę sam głośno się roześmiał. – Chodź na górę, tylko uważaj, te schody są trochę śliskie. Trzymaj się poręczy.
Powoli weszli na piętro. Układ budynku był identyczny, tylko śmieci było mniej i gdzieniegdzie znajdowały się małe, mokre miejsca, za sprawą przeciekającego dachu. Podobnie jak piętro niżej, graffiti figurowało wszędzie. Na jednej ścianie namalowany był koleś w brązowej, sterczącej czapce, trzymający skręta w wyszczerzonych w uśmiechu zębach. Na tylnej natomiast, przy wejściu, czarne Porsche, jadące po szosie, która zdawała się wchodzić w głąb ściany. Dawało to niesamowity, wizualny efekt.
– Trzymaj – podał kumpeli otwartego drinka.
– A ty...?
– Przecież siedzę za kółkiem. I tak wypiłem dwa.
Wzięła butelkę.
– To mój autograf! – rozradował się Matt, pokazując Laurze obraz z lewej strony.
Wielki, srebrny napis: ”SHADOW”, rozprzestrzeniał się prawie po całej ścianie. Litery rzucały w dół ukośny, czarny cień, na końcu wyrazu zaś drugi cień, przedstawiający sylwetkę człowieka. Najfajniejsze było to, że nie było osoby, rzucającej to odbicie.
– To też fosforyzuje, ale tylko napis. Za pół godziny zacznie się ściemniać, poczekamy? – zapytał.
– Jasne! Muszę to zobaczyć!
– Chodź na zewnątrz, przejdziemy się. Pół godziny szybciej zleci. Uważaj na schodach – przypomniał.  
Wyszli na powietrze i skierowali się na tyły budynku. Tu chłopcy także nie odpuścili, wszędzie było coś kolorowego.
– Pomalowaliście cały budynek? – zapytała Laura.
– Tak. Dobrze, że nie pytasz, ile wydaliśmy na farbę? Swego czasu nie miałem na nic innego, bo wszystko wydawałem na spray'e – powiedział kumpel. – Siadaj – wskazał dziewczynie drewniany stolik, z ławkami po obu stronach.  
Zajęła miejsce i Matt wznowił temat.
– W mieście też trochę malowałem, aż mnie w końcu zgarnęli i kazali wszystko zamalować na biało. Przy okazji zrobili ze mnie darmowego robotnika do odnowienia zasyfiałych budynków – powiedział ze złością w głosie. – Teraz są już nie białe, tylko szare i drętwe, a były kolorowe i fajne. Ludzie nie mają za grosz gustu. Smutasy, nic więcej – dodał, odpalając drugiego papierosa.
– Czemu się trujesz? Smakuje ci to? – zapytała towarzyszka.
– Sam nie wiem. Nauczyłem się, bo koledzy palili, a potem wpadłem i palę. Teraz tego żałuję i kiedyś rzucę.
– Czy to ma jakiś smak?
Nie odpowiedział, tylko wyciągnął do niej rękę z fajką. Pociągnęła delikatnie, ale zaraz skrzywiła jej się twarz i migiem oddała mu papierosa.
– Smakuje spaloną podeszwą – podsumowała, wywołując u chłopaka wybuch radości.
– A skąd wiesz, jak takowa smakuje? Próbowałaś? – wyszczerzył zęby w ironicznym uśmieszku.
– Nie, ale sobie wyobrażam – odparła wesoło.
Słychać już było jej lekki, poalkoholowy głos i że jest odrobinę się wstawiona. Drink był już na wykończeniu.
– Mówiłem, że ci posmakuj. Wiem, co lubią laski – poinformował z zadowoleniem. – Mogłem wziąć dwa.
– Nie. Cztery to i tak o trzy za dużo – zadowolenie nie znikało jej z twarzy. Matt ponownie się rozweselił.
– Nie masz głowy do alkoholu, co? Dobrze, że nie zapaliłaś tego skręta, bo albo nie ruszyłby cię wcale, albo ruszył za mocno. Chciałbym zobaczyć, jak śmiejesz się bez opamiętania.
– Ty się nie śmiejesz.
– Mało zajarałem, ale nie bój się – czuję te cztery chmurki – uśmiechał się.
Przy rozmowie czas upłynął szybko i w końcu zapadł zmrok, a kilka minut później kompletna ciemność. Laura bardzo dobrze czuła się w towarzystwie kolegi, totalnie się rozluźniła. Frank jednak nie zniknął z jej głowy.
– Idziemy? – zapytał Matt.
– Tak.
Odpalił latarkę i po chwili byli już przed wejściem do hali.
– Nie przestrasz się, koleś naprawdę może napędzić strachu – zaśmiał się i zgasił światło.
Mimo, iż dziewczyna przygotowana była na to, co zastanie w środku, to jednak spojrzawszy na ścianę, przeszedł ją lodowato-gorący dreszcz. Świecąca czaszka wyglądała naprawdę demonicznie.
– Nie bój się!!! – krzyknął za jej plecami chłopak, łapiąc ją za ramiona i nastolatka podskoczyła. Roześmiał się głośno, ale zaraz dostał kuksańca.
– Chcesz mnie zabić?! – huknęła.
– Sorry... Ale się fajnie zlękłaś – śmiał się coraz mocniej. – Chodź na górę, napis też fajnie wygląda.
Dał jej zapaloną latarkę i puścił przodem. Gdy doszli, Laura wyłączyła światło. Tekst świecił jak szalony i szczerze mówiąc, też trochę przerażał, mimo, iż nie było w nim nic nadzwyczajnego.
Podeszli do okna i wyjrzeli przez szybę – w oddali widać było towarzystwo na lotnisku i jeżdżące auta. Nastolatka przysiadła przy oknie, przyglądając się napisowi.  
– Za góra dwie godziny nie będzie już go widać – powiedział Matt, który stanął bardzo blisko i o parapet.
– Ale jest świetny. Też trochę zaskakuje, ale to tylko pierwsze wrażenie – odparła.
Młody mężczyzna przypatrywał się towarzyszce. Od razu pomyślała, że atmosfera jest odpowiednia i chłopak ponownie spróbuje się do niej zbliżyć. Poczuła się trochę niepewnie.  
Ale on nie zrobił nic, odpalił tylko papierosa i zapytał:
– Wracamy?
– Tak.
Po chwili byli w drodze powrotnej. Gdy doszli już do zaparkowanych samochodów, nagle wyrósł przed nimi Frank. Był już pijany.
Podszedł do nich, kiwając się na boki i mocno pchnął kumpla do tyłu.
– Co tam robiłeś?! – wydarł się.
– Stary, wyluzuj.
Drugi raz go popchnął.
– Korzystasz z okazji, co?!  
– O co ci chodzi?! Nawaliłeś się i już myślisz nie wiadomo, co?!
Laura stała i nie wiedziała, co zrobić. Brunet po raz trzeci pchnął kumpla.
– Wpierdalasz się tam, gdzie nie powinieneś!
Młodszy facet nie wytrzymał i odepchnął go w końcu do tyłu, ryknąwszy mu prosto w twarz:  
– A co... miała siedzieć sama?! W robocie walisz humory, potem pozwalasz, żeby ze mną jechała, następnie ignorujesz cały wieczór i jeszcze się dziwisz...?!
Frank nie odpowiedział, tylko uderzył go z pięści w twarz i Matt zrobił kilka kroków w bok, pochyliwszy się do przodu. Laura natychmiast wyskoczyła do bruneta, uderzając go w ramiona.
– Co jest z tobą?! – zagrzmiała.
Nie odpowiedział, tylko machnął ręką i odszedł, ledwo trzymając się na nogach. Dziewczyna od razu podeszła do kumpla.
– W porządku?
– Tak, jest pijany, odwala mu. Nie chciałem się z nim bić, bo nie sztuka dziś go zlać. Chodź, odwiozę cię, chyba, że chcesz jeszcze posiedzieć – odparł.
– Nie chcę, jedziemy!  
Wsiedli i chłopak ruszył. Widoczna była czerwień na jego policzku po tym uderzeniu. Dość długo milczał, wreszcie Laura zareagowała:
– Na pewno nic ci nie jest? Dość mocno cię uderzył.
– Wszystko gra. Mam odporną szczękę, pół życia się biłem – odparł z nutką dumy i zaraz się uśmiechnął.
Dziewczyna dała spokój i ponownie zapadła cisza. W końcu Matt wyskoczył:
– Przyjechać jutro po ciebie? Wątpię, czy Frank to zrobi, będzie mu głupio.  
– Nie, dojadę sama.
– Dlaczego? To żaden problem. W taki upał jechać autobusem to tragedia. Na pewno nie chcesz, bo wyciągasz pochopne wnioski, więc mówię – bez żadnych zobowiązań.
– A czy ja mówię o zobowiązaniach? Po prostu przyjadę sama - powtórzyła.  
Matt nie naciskał. Dojechali pod jej dom, gdy dochodziła 22:30. Laura wysiadła i podziękowała, nachyliwszy się do szyby. Wtedy Matt zapytał:
– To jak z tym transportem? Może jednak…?
– Raczej nie.
– Laura, obiecuję, że tylko ten raz. Więcej nie będę nalegał. Jutro ma być jeszcze większy upał, będziesz w pracy w kilka minut. Autobusem będziesz wlec się godzinę.
– No dobrze, ale tylko raz – nie umiejąc jednak postawić na swoim, niechętnie się zgodziła.
– W porządku, będę przed dziesiątą. Na razie.
Nie nawet zdążyła odpowiedzieć, bo auto szybko zniknęło. Wolno udała się w stronę domu i gdy weszła do środka, usłyszała:
– Młoda, chodź tu!
Poszła do brata – miał dość osobliwą minę. Od razu się poddenerwowała, w końcu dobrze znała jego wyrazy twarzy.
– Dwie godziny temu ktoś wybił szybę w kuchni. Dalej będziesz twierdzić, że wszystko jest ok?
Zamurowało ją!
– Chodź – nakazał i udał się do wspomnianego pomieszczenia. Wyjął spod zlewu kamień, wielkości pięści.  
– Mama śpi, bo źle się czuje. Nie widziała go, ale widziała okno. Powiedziałem jej, że to pewnie dzieciaki. Dobrze, że mam kumpla, który się na tym zna i jeszcze dziś wstawił nową szybę. Mów, co się dzieje?
– Nie mam pojęcia. Przecież obok jest płot, może to naprawdę jacyś gówniarze – strach wzrósł do maksimum.
Chłopak wyjął z kieszeni zmiętoloną kartkę z napisem: ”Z POZDROWIENIAMI!”, którą podstawił jej pod nos.
– Więc to do mnie przyszła ta wiadomość?!
– Travis... Ja nie wiem, o co chodzi – zaczęła panikować.
– A może do matki?!  
– Daj mi spokój – chciała odejść, ale zagrodził jej drogę
– Laura! Gadaj do jasnej cholery i nie rób ze mnie debila! – huknął.
Totalnie spanikowana już nastolatka stała jak kołek, kompletnie nie wiedząc, jak się z tego wykręcić.
– Nie pójdziesz spać, póki nie dowiem się prawdy – oznajmił spokojnie chłopak.
Kompletnie zagubiona dziewczyna uderzyła w płacz. Travis nie reagował, stał w milczeniu, wyczekując odpowiedzi. Trwało to kilka chwil. Wreszcie miała dość i powiedziała mu o Amber.
– I jutro znowu wybierasz się do pracy, tak? – chłodno inwigilował ja wzrokiem.
Spuściła głowę.
– Dobra, leć do łóżka – puścił siostrę.
Zniknęła natychmiast. W pokoju ponownie się rozpłakała. Długo nie mogła zasnąć...

agnes1709

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 6024 słów i 36125 znaków, zaktualizowała 1 lut 2019.

1 komentarz

 
  • AuRoRa

    Coraz ciekawiej się rozwija fabuła, Matt artystą, Frank ma kłopoty. A ta szyba, robi się niebezpiecznie.

    2 lut 2019

  • agnes1709

    @AuRoRa :rotfl: Nie byłabym sobą, gdyby było bezpiecznie :D

    2 lut 2019