Szare istnienie - zmiany #1

Szare istnienie - zmiany #1Mam wstawiać, czy nie? Zależy od Was.

Pierwsze, co dotarło do jego świadomości to potężny kac, a następnie złośliwy, damski chichot. Uniósł powieki, walcząc z poniewierającym go bólem głowy i zobaczył przed sobą Kimberly, która siedziała w fotelu z kubkiem w dłoni i śmiała się w najlepsze.
– Tak, masz rację, śmiechu warte – warknął zawstydzony, dotykając swojego nosa, który nabrał już rozmiarów XXL.
– Ślicznie wyglądasz, pięknie – cieszyła się Kim, popijając kawę.
– Masz coś do picia? – zapytał Frank, niechętnie zmieniając pozycję z leżącej na siedzącą. – I jakąś tabletkę.
– A ostrzegałam? – wyraźnie zadowolona z klęski przyjaciela Kim znowu zachichotała i zniknęła w korytarzu. Do salonu od razu wpadł Matt, który też z miejsca zaniósł się głośnym śmiechem, zawisając nad głową bruneta.
– No kurwa, stary, ogromny szacun, wyglądasz jak Asterix i Obelix razem wzięci – zakpił, płacząc z radości. – Szkoda, że nie jesteś ćpunem, wiesz, ile prochu mógłbyś wciągnąć za razem – rechotał.
Frank zignorował jego docinki i sięgnął po telefon, który wskazywał siódmą dwanaście.
– Jak się czujesz? Bo ja nie najlepiej – zapytał Matt, próbując się opanować.
– Chujowo – syknął nadąsany Frank.
– Chcecie kawy?! – z kuchni doszedł krzyk.
– Chcemy!
– Czy ona musi się tak drzeć? Łeb mi pęka – fuknął Frank, chowając twarz w dłoniach.
– A to ci zjawisko. Tak mało wypiłeś i boli cię łeb? Niewiarygodne – docinał zadowolony Matt.  
– Spierdalaj.
W drzwiach pojawiła się postać Ashley, która lekkim pukaniem we framugę oznajmiła swoją obecność. Faceci spojrzeli na nią – usta zaciśnięte miała w cienką linię, nie wytrzymała jednak długo i parsknęła śmiechem, starając się zrobić to dyskretnie.
– Przepraszam – wydusiła, tłumiąc radość.
– Ok, ja wiem, możesz się śmiać – mruknął skonsternowany Frank i podniósł tyłek. – Kurwa jego mać, Obelix?! – huknął z korytarza, stojąc przed lustrem. – Wyglądam jak jebany klaun, Obelix może mi naskoczyć – dodał i teraz już sam się roześmiał, łamiąc nikłym humorem swoją definitywną rozpacz.
– Trzeba jechać z tym szpitala. Pijcie kawę i jedźcie, ja muszę zbierać się do pracy – rzekła Kim, mijając chłopaka w przedpokoju.  
– Kurwa, jak do szpitala? Przecież to totalna klęska – syknął zawstydzony brunet, wracając za dziewczyną do pokoju.
Kim nie odpowiedziała, tylko postawiła tacę na stole i wyszła.
– Ty! – ożywił się Matt, szturchając przyjaciela. – Ja chyba gdzieś mam starą maskę z Halloween, taka brzydka baba jaga z… – uśmiechnął się złośliwie – …wielkim, garbatym nosem – zarżał głośno. – Wiem, wiem, i tu i tu mamy nieproporcjonalny sprzęt, ale twój przynajmniej będzie zakamuflowany. A co do urody? – Matt zmarszczył brwi, drapiąc się po brodzie w geście zadumy – ludźmi się nie przejmuj, różnica raczej będzie niewielka – dodał z pełną powagi miną, po chwili jednak skwitował swój monolog jeszcze intensywniejszym wybuchem radości.
Ashley zachichotała.
– Pocałuj mnie w dupę – warknął Frank wściekły, że zawstydza go przy nowej znajomej.
– Matt, zostawiłam pieniądze w kuchni, kupcie coś na śniadanie – w progu salonu pojawiła się głowa Kimberly. – Jedziecie w sprawie tej pracy? – spojrzała na Ashley.
– Tak, na jedenastą.
– O której wrócicie?
– Wyluzuj, dobra? – wkurzył się Matt.
– No co? Dochodzisz do siebie i zaraz gdzieś wleziesz, albo znowu się napijesz, przecież ty nie usiedzisz na dupie – odparła spokojnie Kim.
– Spokojnie, usiedzi – rzekła cwaniacko Ashley, z zaczepnym uśmiechem zerkając na wzburzonego chłopaka.

agnes1709

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i inne, użyła 629 słów i 3851 znaków, zaktualizowała 25 wrz 2018.

3 komentarze

 
  • Fanka

    Pisz! Pisz! Pisz! Kochana pisz :kiss: :jupi:

    9 sie 2018

  • Black

    Moje zdanie znasz:D

    9 sie 2018

  • zabka815

    Tak, tak pisz dalej  :rotfl: Jak mi brakowało Szarego  :kiss:. Wiesz, że chciałam dalsze części  :dancing:

    9 sie 2018