Gdy najemnicy skończyli ustawiać szałas dla Veroniki, Viktor wszedł do środka i obejrzał efekt ich pracy.
– Jesteś zmęczona? – zapytał.
– Powinnam się przespać – stwierdziła.
– Na zewnątrz będzie stał strażnik, więc gdybyś czegoś potrzebowała... Dobranoc – pożegnał się i zostawił ją samą.
Niestety myśli nie dawały jej zasnąć. Wiedziała, że powinna traktować tego mężczyznę jak wroga, jednak nie potrafiła. Nie mogła zrozumieć, dlaczego tak się działo i naprawdę źle się z tym czuła.
Veronikę obudziły odgłosy walki. Najemnicy znów ćwiczyli.
Kobieta stwierdziła, że jej stan znacznie się poprawił i z ciekawości zajrzała pod opatrunki. Wszystko wskazywało na to, że mikstura lecznicza zadziałała.
Wtedy u wejścia do szałasu pojawił się Viktor. Od razu się wycofał.
– Przyszedłem sprawdzić, czy nie śpisz – powiedział, stając bokiem. Najwyraźniej nie chciał, by czuła się skrępowana.
– Nie śpię – odparła.
– Chyba za wcześnie, żeby zdejmować opatrunki.
– Nie zdejmuję. Sprawdzam, jak się goi – wyjaśniła. – Muszę przyznać, że poprawa jest ogromna.
– Znasz się na tym? – zapytał.
– Byłam już ciężko ranna i wiem, jak długo to może trwać. Na szczęście nie tym razem.
– To dobrze… Jak skończysz, pewnie chciałabyś zjeść.
– Już skończyłam. Nie ma co oglądać – powiedziała, zapinając koszulę.
Z torby wyjęła kolejną porcję lekarstwa. W tym czasie Viktor poszedł po śniadanie dla niej.
Wchodząc do szałasu, musiał się mocno schylić, bo w środku nie było zbyt wiele miejsca.
Usiadł obok niej.
– Żołnierskie żarcie. – Podał jej porcję. – Mam nadzieję, że zbytnio się nie męczysz.
– To, co do tej pory jadłam, było całkiem smaczne – przyznała.
– Przekażę kucharzowi. Dziś jest kasza.
– Dobra – pochwaliła po pierwszym kęsie.
– Jeszcze trochę i dam mu awans na stanowisko szefa kuchni. – Uśmiechnął się.
– Możesz to zrobić z czystym sumieniem.
– Nie pytałem cię o zdanie – powiedział rozbawiony.
– Ja tylko wyraziłam swoją opinię.
– W zasadzie czemu nie… Od dawna nie byłem w tak dobrym nastroju.
– Jest tu jakiś strumień? – zapytała.
– Nie – zaprzeczył – ale każę przywieźć tyle wody, ile zmieści się w bukłakach.
– To znaczy, że do strumienia jest daleko?
– Nie tak daleko. Przywiozą ci wodę. Nie powinnaś jeszcze wstawać – stwierdził.
– Mam taki zamiar – oznajmiła.
– Dlaczego? Dopiero pierwszy dzień czujesz się w miarę dobrze.
– Więc jest to idealny dzień, by się ruszyć. Uwierz mi, że leżałabym plackiem, gdybyś nie dostarczył mi tych mikstur. Czuję się znacznie lepiej, a będzie jeszcze lepiej, gdy wstanę… Ale może faktycznie dłuższy spacer nie jest najlepszym pomysłem – przyznała.
– Zjedz, a ja od razu każę przywieźć wodę – powiedział i wyszedł, by wydać odpowiednie dyspozycje.
Po posiłku Veronika wyjęła ze swojej torby ubrania na zmianę, mydło i ręcznik. Viktor znów do niej zajrzał i zatrzymał wzrok na rzeczach, które sobie przygotowała.
– Będzie ci tu ciasno – stwierdził.
– Wyjdę na zewnątrz – zdecydowała.
– Tam są moi ludzie.
– Chyba możesz ich na chwilę przestawić?
Bez słowa wszedł do środka, usiadł obok niej i wyciągnął rękę do jej twarzy.
Zamarła.
– Boisz się mnie? – zapytał.
– Nie – zaprzeczyła głosem zdradzającym napięcie.
Delikatnie dotknął jej policzka, potem szyi i ramion.
– Przestań – poprosiła prawie szeptem.
Cofnął rękę i poprawił jej koszulę.
– Wybacz, zapomniałem. – Nie odrywał od niej wzroku. – Łatwo się przy tobie zapomnieć. Jesteś ranna, ale wyglądasz dzisiaj tak dobrze...
– Nie dlatego poprosiłam, byś przestał – przerwała mu.
– Przecież widzę, że mnie pragniesz. To chyba nie jest gra. – Odsunął jej kosmyk włosów opadający na czoło, po czym pochylił się, by ją pocałować.
– Chcę zostać sama – powiedziała, odpychając go od siebie.
– Wrócę, gdy przywiozą wodę. – Wychodząc, zabrał pustą miskę po jedzeniu.
Veronika miała ochotę krzyczeć. Z trudem panowała nad sobą w obecności tego mężczyzny, a przez to miała ogromne poczucie winy. To nie powinno było się zdarzyć. Gert pewnie tracił zmysły, martwiąc się o nią, a ten tu był mordercą, najemnikiem bez zasad, jej wrogiem. Musiała czym prędzej opuścić to miejsce. Musiała wrócić do Averheim.
– W okolicy nikt się nie kręci. Nie widziałem żadnych śladów – usłyszała głos mężczyzny, który wrócił znad rzeki.
Potem najemnicy zaczęli coś konstruować za jej szałasem.
– Pomóc ci wstać? – zapytał Viktor, wyrywając ją z zamyślenia.
Pochylony zaglądał do środka.
– Poradzę sobie. Dziękuję – odparła chłodno.
Nie chciała, by się do niej zbliżał, mimo to wszedł.
– Na pewno będzie ci ciężko – stwierdził. – Nie powinnaś nadwyrężać…
– Poradzę sobie – przerwała mu.
– Nie wątpię, ale lepiej będzie, jeśli ktoś ci pomoże. – Zdjął z niej koc. – Jest trochę ciasno. – Stanął nad nią i podał jej ręce.
Skorzystała z jego wsparcia, ale i tak nie uniknęła bólu. Rany bardzo jej jeszcze doskwierały.
Gdy wyszli na zewnątrz, Veronika była nieco oszołomiona. Dokuczały jej zawroty głowy. Viktor wskazał jej parawan za szałasem i zaprowadził ją tam, cały czas podtrzymując. Już nie protestowała, gdyż zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo jest osłabiona.
Za zasłoną na ziemi stał garnek z ciepłą wodą. Obok leżał kubek. Mężczyzna zostawił ją pod drzewem, by mogła się oprzeć i poszedł po rzeczy, które wcześniej sobie przygotowała.
– Nikogo nie ma z tej strony. Możesz czuć się swobodnie – zapewnił ją, podając jej ręcznik, po czym odszedł.
Powoli się umyła i od razu poczuła się lepiej. Gdy dokładnie przyjrzała się swoim ranom, doszła do wniosku, że opatrunki będą już zbędne.
Po wszystkim wróciła do szałasu.
– Pomogę ci – zaoferował Viktor, zbliżając się, gdy zatrzymała się przy wejściu.
– Radzę sobie, dziękuję. Poza tym nie zamierzam tam wchodzić.
– Więc czego potrzebujesz? – zapytał.
– Chcę koc, mikstury lecznicze i zwój, który leży przy mojej torbie – wymieniła. – I grzebień.
Pozbierał te rzeczy i wyszedł na zewnątrz. Czarodziejka rozejrzała się za cieniem i drzewem, o które mogłaby się oprzeć.
– Chcesz tam usiąść? – zapytał, gdy zatrzymała wzrok.
Skinęła głową. Od razu udał się w wybrane przez nią miejsce, po czym kucnął, by odgarnąć z ziemi szyszki i gałęzie. Potem rozłożył koc i jej rzeczy. Gdy skończył, podszedł do niej i pomógł jej usiąść. Sam przyklęknął nieopodal.
– Co to? – zapytał, wskazując na zwój.
– Zaklęcie – odparła, sięgając po grzebień.
– Zamierzasz używać magii?
– Zamierzam się pouczyć – wyjaśniła. – Jeszcze go nie znam, a mam teraz na to czas. – Ostrożnie zaczęła czesać włosy. – Jak daleko jest stąd do Averheim?
– Chcesz uciec?
– Jeśli to będzie konieczne, to oczywiście, że tak – potwierdziła.
– To nie będzie konieczne – zapewnił ją z uśmiechem.
– Więc nie. Uciekam tylko wtedy, gdy muszę.
– Jeden dzień… – zamilkł i znów zaczął jej się przyglądać.
– Dlaczego to robisz? – zapytała. – Ciągle na mnie patrzysz w taki dziwny sposób.
– W dziwny sposób? – Najwyraźniej rozbawiło go to określenie. – Mówiłem ci, trudno oderwać wzrok. Nie tylko mnie. – Skinął w stronę swoich ludzi kręcących się po obozie.
– Oni robią to dyskretniej – stwierdziła.
– Bo wiedzą, że okazuję ci względy. Są lojalni.
– To dobrze. – Odłożyła grzebień. – Lojalność jest w cenie. – Sięgnęła po fiolki z miksturami leczniczymi i wypiła ich zawartość.
Viktor przez chwilę patrzył w zamyśleniu na puste buteleczki, po czym przeniósł wzrok na Veronikę.
– Co zrobisz, gdy wypijesz ostatnią porcję? – zapytał. – Mówiłaś, że przydaliby ci się dobrzy wojownicy.
– To chyba nie powinieneś być ty – stwierdziła.
– Znajdź lepszego, udowodnię, że tak nie jest.
– Nie o to chodzi – powiedziała. – Jesteś ostatnią osobą…
– Każdy pretekst jest dobry – przerwał jej.
– Jesteś ostatnią osobą, z którą powinnam jechać do Sylvanii albo gdziekolwiek indziej – dokończyła. – Jesteś ostatnią osobą, z którą powinnam cokolwiek. Nic z tobą nie powinnam, rozumiesz?
– To, co się stało, to nic osobistego. I nic tego nie cofnie…
– Oczywiście, że nie – potwierdziła. – Ale wszystko ma swoje konsekwencje i dlatego jesteś ostatnią osobą, z którą powinnam cokolwiek… Jakby na to nie patrzeć…
– Za dużo myślisz – wszedł jej w słowo. – Zbyt wiele w tobie sprzeczności. Ja nigdy się nie waham.
– Ja też się nie waham – zapewniła go. – Teraz się nie waham. Wiem, co należy, a czego nie.
– I co zrobisz? – zapytał.
– Co zrobię? Pojadę do Averheim, jeśli będzie taka możliwość – odparła.
– Nie rozumiem. – Patrzył na nią w skupieniu.
– Mam świadomość tego, że możesz zmienić zdanie – wyjaśniła.
– Jeśli z jakiegoś powodu nie dotrzesz do Averheim, to tylko dlatego, że nie będziesz tego chciała – powiedział.
– Bardzo chcę pojechać do Averheim i odnaleźć swoich towarzyszy. Mam tam jeszcze jedną sprawę do załatwienia, a potem liczę na to, że będę mogła spokojnie pojechać do Sylvanii. Po drodze chętnie bym się pozbyła pewnego zdrajcy, ale nie sądzę, bym miała ku temu sposobność. Pewnie pojawi się w najmniej oczekiwanym momencie i będzie stał za moimi plecami.
– Biorąc pod uwagę, z jaką łatwością udało nam się zdobyć te mikstury i on pewnie cieszy się dobrym zdrowiem… – zamilkł na moment, po czym się rozejrzał. – I szykuje się do ataku.
– Yhm.
– Pewnie chcesz zostać sama. – Skinął w stronę zwoju i wstał.
– Powinnam – przyznała.
Gdy odszedł, zaczęła się uczyć. Zamierzała się tym zajmować, dopóki nie będzie mogła podróżować.
Po dwóch godzinach odszukała Viktora wzrokiem. Siedział pod drzewem z zamkniętymi oczami.
W porze obiadu jeden z jego ludzi zaniósł mu miskę z jedzeniem. Podniósł się z miejsca i ruszył w stronę ogniska. Stamtąd wziął drugą porcję i podszedł do Veroniki.
– Czas zrobić przerwę – powiedział, uśmiechając się do niej.
Po wspólnym posiłku odwrócił się w jej stronę i odgarnął jej kosmyk włosów z twarzy. Znów jej się przyglądał.
– Powinnam wrócić do nauki – powiedziała i sięgnęła po zaklęcie.
Powstrzymał ją, chwytając jej dłoń, po czym położył rękę na jej brodzie i obrócił jej głowę w swoją stronę. Pochylił się, by ją pocałować.
– Nie rób tego – poprosiła szeptem.
– Czego się boisz? – zapytał, nie cofając się.
– Niczego – odparła.
Nie odwzajemniła delikatnego pocałunku, który złożył na jej ustach.
– Prosiłam cię o coś.
– Robię tylko to, czego oboje chcemy. – Nie odsunął się od niej.
– Wiem, że niektórzy mężczyźni odmowę kobiety czytają jako zgodę, ale jeśli ja mówię „nie”, to znaczy „nie”… Proszę, nie komplikuj i tak skomplikowanej już sytuacji.
– Jeśli coś jest skomplikowane, trzeba to uprościć – stwierdził, patrząc jej w oczy.
– To właśnie usiłuję zrobić – zapewniła go.
– Kiedy? – zapytał.
– Jak tylko dojadę do Averheim.
Cofnął się dość gwałtownie.
– Być może jutro będziemy mogli ruszyć – powiedział.
– Tak myślę. Chciałabym jak najszybciej…
– Chyba że będziesz chciała jeszcze odpocząć – przerwał jej.
– Nie, jak tylko dam radę, chcę jechać. Dzisiaj to nie jest jeszcze możliwe. To nie byłoby rozsądne. Jutro już będzie lepiej i wytrzymam podróż.
– Chciałbym, żebyś do jutra podjęła decyzję, czy…
– Nie mogę – weszła mu w słowo.
– Dlaczego? Nie będzie cię to nic kosztowało.
– Nie chodzi o pieniądze – powiedziała. – Jeśli moich towarzyszy nie będzie w mieście, na pewno będę szukała kogoś, kto ze mną pojedzie. W takim wypadku mogłabym skorzystać z twojej oferty. Jeżeli jednak czekają tam na mnie, musiałabym omówić to z nimi. Nie sądzę, by się zgodzili. Nie mogę do jutra podjąć tej decyzji. Jeśli jednak tego oczekujesz, muszę podziękować za twoją pomoc i odmówić. Teraz tylko taka może być moja odpowiedź. Gdybyś dał mi więcej czasu, mogłaby brzmieć inaczej.
– Odwieziemy cię do Averheim i zatrzymamy się poza miastem w pobliskiej wsi. Jest tam zajazd.
– Unikacie miast? – zainteresowała się.
– Zazwyczaj nie, ale moglibyśmy rzucać się w oczy. Jeśli on jest w mieście, ułatwilibyśmy mu sprawę. Zaczekamy tam dzień. Czy to ci wystarczy?
– Tak. W razie czego się odezwę – zadeklarowała.
– W ten sposób spłacę swój dług. Oczywiście, jeśli zechcesz. Pieniądze za tę robotę również zwrócę tobie. Zrobisz z nimi, co uznasz za stosowne. – Podniósł się z miejsca. – Nie będę cię więcej niepokoił.
– To dobrze – wyszeptała, odprowadzając go wzrokiem.
Po chwili zniknął jej z oczu za drzewami.
Veronika postanowiła skoncentrować się na nauce i właśnie tak spędziła resztę dnia. Po kolacji położyła się spać. Viktor nie pojawił się w obozie do tego czasu.
Tej nocy śniło jej się, że się kochali.
Ranek był pochmurny, kropił deszcz, więc szary wiatr dominował nad pozostałymi. Ta aura wprawiła czarodziejkę w dobry nastrój. Poza tym jej rany prawie się zagoiły, a ból, który odczuwała, nie był już tak dokuczliwy.
Gdy sięgnęła po ostatnią miksturę leczniczą, do szałasu zajrzał jeden z najemników i zaproponował jej śniadanie.
Po posiłku zaczęła się uczyć, próbując odpędzić od siebie niepożądane myśli i wspomnienie ostatniego snu. Niestety znów nie była w stanie się skupić.
– Czy mogę teraz dostać rzeczy, które zostawił tu czarodziej? – zwróciła się do strażnika, który stał nieopodal. – Rozmawiałam o tym wcześniej z Viktorem.
– Zapytam go – odpowiedział i od razu poszedł do swojego dowódcy.
Po chwili wrócił z torbą.
– To jest wszystko. – Położył ją w szałasie przy wejściu.
1 komentarz
AnonimS
No proszę znowu "love story" . Mieszasz emocjami ale jak człek się przyzwyczai to można wytrzymać. Pewnie się domyślasz że nie przepadam za historiami miłosnymi ale za to lubię historyczne, kryminalne, akcji, fantasy i erotyczne. U Ciebie akcja jest na tyle ciekawa że bez problemu czytam i te części o miłości.
Fanriel
@AnonimS Tak wyszło. Cieszę się, że można wytrzymać. Domyślam się i zdradzę Ci, że mam podobne upodobania, jednak wątki miłosne lubię. Po typowe romanse sięgam naprawdę rzadko. Dziękuję i pozdrawiam.