Strażnicy cienia II część 38

Veronika obudziła się w nocy, gdy się zatrzymali. Lekko zdezorientowana ostrożnie zsiadła z konia. Sięgnęła po bukłak z wodą i napiła się, po czym rozejrzała się dookoła. Gert wybrał na postój gaj, przez który płynęła niewielka rzeka. Estela właśnie płukała w niej twarz, a Jose stał nad nią niczym strażnik. Wszyscy wyglądali na zmęczonych. Niektórzy najemnicy po cichu narzekali na pracę, jaka im się trafiła.
     – Długo tu zostaniemy? – zapytała narzeczonego.
     – Chyba nie. Chciałem, żeby wierzchowce trochę odpoczęły – powiedział.
     – Porozmawiam z Jose – oznajmiła, ruszając w stronę maga.

     – Możesz na chwilę? – poprosiła go, gdy była już blisko.
     Estalijka patrzyła na Veronikę, gdy odchodzili na bok. Czarodziejka nie chciała, by ktoś ich słyszał.
     – Wezmę pierwszą wartę, jak się zatrzymamy o świcie. Pewnie jesteś wykończony – zaczęła. – Ja się trochę przespałam po drodze… A może w dzień nie musimy czuwać?
     – Mamy ochronę.
     – Tak, ale oni nie wykryją magii – przypomniała.
     – Myślisz, że mógłby rzucić zaklęcie na nich wszystkich? – W to akurat wątpił.
     – A zaklęcie Całun niewidzialności? Podejdzie do każdego i zrobi, co będzie chciał.
     – Cholernie paskudny czar – skwitował, krzywiąc się.
     – Mimo wszystko w dzień chyba będziemy mogli pospać. Rozmawiałeś z nią o narzeczonym? – zapytała.
     – Yhm. To był jakiś oszust. Celowo ją uwiódł, by potem ściągnąć ją do Imperium.
     – Słyszałam. Chciałam ci o tym powiedzieć, żebyś wiedział, że masz wolną drogę. Chyba że już ci przeszło?
     – Nie! No co ty? – oburzył się.
     – Więc wartujemy w dzień, czy nie? – Wróciła do poprzedniego tematu.
     – Nie, musimy też odpoczywać – stwierdził Jose.
Veronika powoli ruszyła z powrotem.
     – Zastanawiam się, czy nie powinienem sam się z nimi rozprawić – powiedział, idąc obok niej.
     – O czym ty mówisz? – Była zaskoczona jego pomysłem. – Dysponujesz większą siłą niż ci wszyscy najemnicy razem wzięci. Dlaczego chcesz nas tego pozbawić?
     – Mam możliwości i mógłbym spróbować. Gdyby mi się udało…
     – Wykluczone – przerwała mu. – Ich może być naprawdę wiele. Poza tym trzymamy się planu. Być może nawet nie dojdzie do walki. Liczę na to, że zostaną unieszkodliwione, zanim do nas dotrą. Dlatego staramy się poruszać jak najszybciej. Nie wiem, czy zauważyłeś, ale nie ma tu Ediego. Możliwe, że on załatwi tę sprawę.
     – Sam? – zapytał z miną ukazującą niedowierzanie. – Potrzebowałby całego oddziału.
     – Być może będzie takim dysponował… Absolutnie się nie wychylaj. Zostań z nami, bo tu jesteś potrzebny. Poza tym nie zapominaj, na kim najbardziej zależy Dietmundowi. Estela powinna mieć jak najlepszą ochronę. Cokolwiek by się nie działo, on nie może jej dostać. Nie myśl już o głupotach, zjedz coś i odpocznij – poradziła mu Veronika, łagodząc ton. – Poflirtuj trochę, skoro masz okazję.     
     – Nie wiem, czy ona ma na to ochotę. Ostatni facet, któremu zaufała, sprzedał ją wampirowi.
     – Przecież nie musi się z tobą od razu zaręczać. – Uśmiechnęła się do niego i skręciła w stronę Gerta, który leżał na trawie.

     Usiadła obok niego i sięgnęła po kanapkę.
     – Wiesz co? – zaczął. – Moglibyśmy przemęczyć się do rana i odpocząć w południe, gdy będzie największy upał. Ruszylibyśmy po południu – zaproponował.
     – To jest jakiś pomysł, ale postój powinien trochę potrwać. Wszyscy musimy się wyspać, a nie można zapominać o wartach – stwierdziła i spojrzała w stronę Alexa.
     Od kiedy się zatrzymali, stał na drodze, wypatrując czegoś na północy. Jego zachowanie było dość dziwne.
     – Co u Jose? – zapytał Gert.
     – Ma idiotyczne pomysły i nadal jest zakochany.
     – Ona raczej nie. Może mu jakoś pomóc?
     – Poradzi sobie. Chyba ma podejście do kobiet – powiedziała Veronika.
     – Nie zauważyłem. – Uśmiechnął się, zerkając na czarodzieja.
     – Tylko przy niej tak głupio się zachowuje. Może jednak faktycznie ma problem. Pomóż mu, jeśli potrafisz.
     – To musiałoby wyjść spontanicznie. Może jak zatrzymamy się w jakiejś oberży, przy śniadaniu… – Zamyślił się na moment. – Pogadamy o jego wyczynach.
     – Mniejsza z tym. Odpocznij – zaproponowała. – Wyglądasz na zmęczonego.
     – Nie masz nic przeciwko? – upewnił się, nie chcąc zostawiać jej samej.
     – Oczywiście, że nie.
     Przez chwilę trwała w bezruchu, obserwując ludzi. Jose nie odstępował Esteli na krok, najemnicy zbierali siły do dalszej podróży, a Alex rozsiadł się przy drodze. Panowała cisza.

     Gdy Gert zasnął, Veronika podeszła do najbliższego drzewa. Oparła się o nie i spojrzała w gwiazdy. Nic nie przysłaniało ich blasku, bo niebo tej nocy było bardzo czyste. Kątem oka dostrzegła łunę na północy i zaczęła się jej przyglądać. To musiał być spory pożar.

     Wyszła na trakt, by lepiej widzieć, jednak nie była w stanie określić, co konkretnie trawi ogień i jak jest daleko.
     Alex podniósł się z miejsca i podszedł do niej.
     – Bliżej, niż byśmy tego chcieli – powiedział, jakby czytając w jej myślach. – One funkcjonują trochę inaczej niż my. Nie męczą się.
     – Ale prawdopodobnie nie mają koni.
     – Za to mogą biec bez przerwy. Poza tym konie można zdobyć.
     – W ogóle się nie męczą? – Veronika zapytała, niedowierzając.
     – W ogóle. Tak naprawdę są martwe. Pod tym względem funkcjonują jak szkielety.
     – Dogonią nas?
     – Dzisiaj nie – oszacował. – Chyba, że zamierzamy tu nocować?
     – Nie – zaprzeczyła. – I w tej sytuacji raczej nie ma teraz czasu nawet na krótki odpoczynek. Nie chcę, żeby były tuż za nami.
     – Myślę, że są dosyć daleko. Przynajmniej pół dnia drogi od nas – stwierdził.
     – Ogień! – usłyszała gdzieś za sobą krzyk Jose.

     Czarodziej podbiegł do kobiety i stojącego przy niej najemnika. Popatrzył na nią trochę oszołomiony.
     – Pewnie wampiry palą jakąś wioskę! Naprawdę nie możemy nic zrobić? – zapytał.
     – Nie – zaprzeczyła, zachowując spokój. – Jest ich zbyt wiele. Odpocznij, wkrótce ruszamy.
     – W dzień odpocznę…
     – Trzymamy się planu – powiedziała z naciskiem, dostrzegając narastające wątpliwości Estalijczyka.
     – A może jakaś zasadzka? – Nie rezygnował.
     – Gdy dotrzemy na miejsce – obiecała.
     – Gdy dotrzemy na miejsce, będziemy mogli co najwyżej się bronić.
     – Nie, poszukamy ich w dzień. – Veronika od razu uświadomiła sobie, że za dużo powiedziała w obecności Alexa. Na moment o nim zapomniała.
     Gdy zerknęła w jego stronę, właśnie jej się przyglądał.
     – Wracaj do obozu – zwróciła się do Jose.
     
     – Kobieta dyrygująca czarodziejem z Kolegium Płomienia… – powiedział do siebie najemnik, gdy Estalijczyk się oddalał.
     – Ma do mnie słabość – stwierdziła.
     – Oficerowie szkoleni przez pół życia do kierowania leniwym wojskiem nie mają dość charyzmy, by zapanować nad bitewnymi magami z tego Kolegium – zauważył.
     – On nie jest magiem bitewnym – odparła od niechcenia.
     – Być może kiedyś będzie… Myślę, że powinien tam pojechać.
     – Nie lubisz go? – zapytała.
     – Nie, dlaczego? Ci od ognia mają bardzo potężne zaklęcia. Mógłby ich wszystkich spalić na proch.
     – Jasne – rzuciła.
     – Wątpisz? – Odczytał to z jej tonu. – Masz ku temu powody?
     – Znamy się trochę. Widziałam efekty jego zaklęć. Nie sądzę, by miał taką moc. Ich mogą być dziesiątki, a to młody czarodziej – wyjaśniła.
     – Ale ambitny. Jeśli będziesz go tak krótko trzymać, niczego nie osiągnie.
     Veronika popatrzyła na swojego rozmówcę, rozbawiona tym stwierdzeniem.
     – O co ci chodzi? – zapytała. – Ja nikogo nie trzymam, a już na pewno nie jego.
     – Więc jaki jest plan? – Uśmiechnął się nieszczerze.
     – Jedziemy na południe.
     – I będziemy ich szukać? – drążył.
     – Jeśli się zjawią w okolicy i będziemy mieli okazję załatwić to w blasku słońca. Wystarczyłoby pozdejmować im kaptury, prawda?
     – Na pewno dobrze się schowają – powiedział. – Będzie trzeba szukać w nieoświetlonych miejscach. Słyszałem, że lubią odpoczywać w trumnach, więc obstawiałbym cmentarz… Chyba że zatrzymamy się w jakimś mieście. Wtedy znowu będą miały mnóstwo kryjówek do dyspozycji. To gdzie będziemy się bronić?
     – Mam nadzieję, że nie będziemy musieli – przyznała.
     – A skąd pomysł, że one za nami jadą? – zapytał.
     – Takie założenie. Zazwyczaj wioski same się nie palą. – Skinęła w stronę pożaru. – Tak to po prostu wygląda.
     – Nie zawsze utrzymywanie tajemnicy jest dobrym rozwiązaniem.
     – Zgadzam się z tobą. A dlaczego mi o tym mówisz? – Nie zamierzała w nic go wtajemniczać, a w związku z tym, postanowiła zmienić temat. – Czy ty zawsze tak przesłuchujesz narzeczone swoich pracodawców? – Posłała mu delikatny uśmiech.
     – Nie, tylko te wybrane. – Spojrzał jej w oczy. – Powiedzmy, że mi się podobasz.
     – Nie wiem, jak mam to potraktować. To komplement?
     – A jakżeby inaczej. Swoją drogą, nie miałbym nic przeciwko przesłuchaniu cię... – Podszedł do niej bliżej i ściszył głos. – Liczyłbym na to, że za szybko nie zaczniesz współpracować.
     – Zazwyczaj stawiam opór, gdy ktoś próbuje mnie do czegoś nakłonić.
     – To mogłoby być miło. Gdybyś od razu wszystko wyśpiewała, nie byłoby żadnej zabawy. – Nie odrywał od niej wzroku.
     – Masz jakieś specjalne metody wyciągania zeznań?
     – Nie wiem, na ile są skuteczne, ale myślę, że mogłyby być przyjemne – wyszeptał.
     – Zaintrygowałeś mnie – powiedziała.
     Była zadowolona, ponieważ osiągnęła swój cel. Nie wiedziała na jak długo, ale udało jej się odwrócić uwagę Alexa.
     Zerknęła w stronę Gerta, który najprawdopodobniej nadal spał. Większość najemników stała, patrząc na ogień rozprzestrzeniający się na północy. Po cichu o czymś rozmawiali.
     – Odpoczywajcie – poleciła im. – Zostaniemy tu jeszcze chwilę. Dobrze wykorzystajcie ten czas, bo nie wiadomo, kiedy zrobimy kolejny postój.  

     Gdy ludzie porozsiadali się, do Veroniki podszedł ich dowódca. Rzucił nieprzyjemne spojrzenie w stronę swojego podwładnego, po czym zwrócił się do niej:
     – Co to może być? – Skinął w stronę łuny. – Kłopoty?
     – Wygląda jak pożar – stwierdziła.
     – Spory… To dlatego nas wynajęliście? – zapytał.
     – Gert nie mówił, po co was zatrudnił?
     – Do ochrony – odparł mężczyzna. – Powinniśmy wiedzieć o wszystkim, by móc się lepiej przygotować.
     – Jeśli ktoś coś wie, to jest to Gert i proszę z nim rozmawiać na ten temat, ale lepiej go teraz nie budzić. Możecie porozmawiać, jak już ruszymy – zasugerowała.
     – Przepraszam. Nie chciałem…
     – Nie szkodzi – przerwała mu.
     Najemnik skinął głową, po czym odwrócił się i odszedł.
     
     – Będziecie teraz sypiać na zmianę i odsyłać jedno do drugiego, gdy ktoś spróbuje się czegoś od was dowiedzieć? – zapytał Alex.
     – Tak, to jest nasz plan – potwierdziła Veronika, uśmiechając się.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1858 słów i 11350 znaków.

2 komentarze

 
  • Margerita

    łapka w górę, jak zwykle bardzo mi się podobało

    16 lip 2018

  • Fanriel

    @Margerita Cieszę się. :) Dziękuję.

    16 lip 2018

  • AnonimS

    Skoro jeszcze jedna osoba pisze komentarze to pora coś naskrobać . W tej powieści zmienia się tempo akcji . Po szybkiej akcji następuje jej spowolnienie czyli jazda z dużą ilością rozmów i dywagacji na temat magii no i niestety znowu małżeństwa. Kolejny raz Gert i Veronika nie mogą się zdecydować jak dalej żyć. Mam wrażenie że ona wolałaby związek bez zobowiązań a on koniecznie dąży do małżeństwa . Za wszelką cenę. Jednym słowem niekończąca się opowieść. Ale całość jest ciekawa i czyta się ją z przyjemnością.

    21 lis 2017

  • Fanriel

    @AnonimS Bardzo dziękuję za kolejny szczery i obszerny komentarz. Pozdrawiam serdecznie!

    21 lis 2017