Strażnicy cienia IV część 18

Viktor zamyślił się na chwilę.
     – Z pewnością łatwiej będzie nam wejść niż wyjść – odezwał się w końcu.
     – Mam wielką ochotę to przeżyć, więc nie wejdziemy tam, dopóki nie będziemy mieli planu wyjścia.
     – Żaden plan nam tego nie zagwarantuje, jeśli będziemy w grupie. Jedyne, co możemy zrobić, to dostać się tam i wyrżnąć wszystkich. Nawet jeśli nam się uda wejść po cichu, będzie nas tylu, że nietrudno będzie o przypadkowe spotkanie z jakimś strażnikiem, służącym czy kimkolwiek innym.
     – Jak to „tylu”? – zapytała Veronika.
     – Ty, ja i nie wiem, kogo jeszcze tam weźmiesz, a przypominam, że mamy stamtąd zabrać jeszcze dwie osoby.
     Kobieta podniosła się z krzesła i w zamyśleniu podeszła do okna. Przez chwilę stała tam bez ruchu, wpatrując się w budynek po przeciwnej stronie ulicy.
     – Te dwie dodatkowe osoby to szczegół. – Odwróciła się w stronę Viktora. –  Jeśli uda się ich uwolnić, to bardzo dobrze, ale najważniejsze jest, żeby zabić wampira i bezpiecznie opuścić to miejsce.
     Mężczyzna popatrzył na nią zdziwiony.
     – To wygląda już nieco inaczej – stwierdził – jednak i tak musimy wiedzieć, gdzie szukać wampira. Musimy się do niego dostać.
     – Do nich też… – powiedziała po chwili namysłu i pokiwała głową. – Czarodziej może nam zapewnić drogę odwrotu.
     – Jak? – zainteresował się.
     – Odwróci ich uwagę – wyjaśniła.
     – Więc zginie – stwierdził. – Chyba że to ktoś potężny?
     – Nie – zaprzeczyła. – Sporo potrafi i jest skuteczny, ale nie na tyle. Jesteśmy mniej więcej na tym samym poziomie. To ostateczność, gdyby naprawdę nie było jak stamtąd wyjść. Nie widzę powodu, żebyśmy wszyscy mieli ginąć. On i tak jest teraz w beznadziejnej sytuacji.
     – Cały czas myślałem, że to twój przyjaciel, którego chcesz uwolnić.
     – Chciałabym – przyznała – ale nie zamierzam za to umierać razem z nim.
     Viktor przez chwilę jej się przyglądał.
     – Mnie też byś tam zostawiła? – zapytał w końcu.
     – Nie – zaprzeczyła od razu. – Zrozum, z nim nic mnie nie łączy…
     – Przyjaźń? – przerwał jej. – Lojalność?
     – Nie nazywam przyjacielem kogoś, kogo znam kilka miesięcy – odparła. – On ma swoje powody, by tam być i często się nie zgadzaliśmy. Nie myślał o słuszności tej walki, tylko o swojej kobiecie. Ja natomiast mam inne cele. Dla mnie najważniejszym jest zlikwidować zło, które tam się szerzy i wkrótce może się rozprzestrzenić. Sądzę, że Jose miałby to gdzieś, gdyby nie zagrażało to Esteli… – Popatrzyła na niego. – Jeśli tam nie pójdziemy, zginie na pewno. Jeśli pójdziemy, być może przeżyje. Ja nie skażę go na śmierć, nie zabiję go. Dam mu szansę i jeśli będzie taka możliwość, zrobię wszystko, by wyprowadzić go stamtąd po cichu. Jeśli jednak się nie da, mam za to zginąć? Czy to byłoby słuszne?
     – W porządku, rozumiem… Pewnie na plany budynku nie mamy co liczyć? – zmienił temat.
     – Nie wiadomo. Te budowle nie stoją tam od wczoraj i być może ktoś posiada te plany. Marcus ma w mieście jakichś znajomych i obiecał o to popytać.  
     – Trzeba zrobić listę niezbędnych rzeczy – zasugerował. – Skoro już tu jesteśmy i wiemy, dokąd jedziemy, to może udałoby nam się zdobyć jakąś dokładniejszą mapę. Przydałaby się podczas podróży w jedną i drugą stronę. Musimy też zabrać dużo prowiantu. Jeśli zdecydujemy się na małą grupę, powinniśmy unikać wszystkich po drodze. Trzeba będzie omijać zajazdy i osady.
     – Masz rację – powiedziała Veronika. – O zakupach pomyślę trochę później, a teraz pójdę porozmawiać z Marcusem. – Ruszyła w stronę drzwi.

     Hoefer jeszcze jadł, gdy go odwiedziła. Przypomniała mu, jak cenne mogą się okazać plany zamku, do którego zmierzali. Mężczyzna zapewnił ją, że je zdobędzie, jeśli tylko będzie to możliwe.
     – Czy Gottri powiedział ci coś istotnego? – zapytała.
     – Przekazał mi kilka informacji. Czarodziej jest w lochu, dziewczyna nie – zaczął Marcus. – Trzymają ich osobno, ale wampir codziennie ją przyprowadza do Jose.
     – A po co on ją tam sprowadza?
     – Nie wiem – wzruszył ramionami – mogę się tylko domyślać. Może w celu utrzymania dyscypliny.
     – Wystarczyłoby go zakneblować i skuć – stwierdziła.
     – A ona? Mówiłaś, że coś ich łączy – przypomniał. – Dopóki Jose żyje, ona zrobi, co jej każą, tak?
     – O tym nie pomyślałam – przyznała Veronika. – Możesz mieć rację. To ma sens.
     – Jose też nie będzie niczego próbował, jeśli ona będzie pod strażą. Wampir trzyma ich w szachu. Karmią ich – kontynuował Hoefer. – Lochy są duże, ale cele w większości są puste. Oprócz nich był tam chyba tylko jeden jeniec.
     – Nie wiesz, czy sprowadzają ją tam o jednej porze? – zainteresowała się czarodziejka.
     – Nie. – Pokręcił głową i sięgnął po pergamin leżący na stole. – Siedząc w lochu chyba trudno określić porę. – Zanotował coś.
     – Ale posiłki zazwyczaj są wydawane regularnie – zauważyła.
     – Pewnie tak. Spróbujemy się tego dowiedzieć.
     – Miałeś może jakieś wizje? – zapytała.
     – Nie – uśmiechnął się lekko – najwidoczniej nie są nam potrzebne.
     – Wszyscy tam nie pójdziemy i liczyłam na to, że pomożesz mi w kwestii doboru ludzi.
     – Najpierw trzeba by było ułożyć plan, a potem należałoby się zastanowić, kto najlepiej by się nadawał do jego realizacji. Nie wiem, jak można tam wejść. Przez mur czy przez bramę, czy może brawurowo wjechać tam karocą i poprosić gospodarza o gościnę – powiedział. – Różne rzeczy chodzą mi po głowie.
     – A może poprosiłbyś o wskazówkę, kto najbardziej by się do tego nadawał? Gdybym wiedziała, jakie to będą osoby, może łatwiej by mi było wpaść na to, jak się tam dostać i jak stamtąd wyjść.
     – Można spróbować i tak – zgodził się. – Gdyby ukazało mi się przeznaczenie konkretnych osób, faktycznie resztę można by było dopasować.
     – Mielibyśmy większą pewność, że się uda.
     – Tak, przeznaczenie… – zamilkł i spojrzał w okno. – Chyba będziemy musieli tu trochę zostać.
     – Chciałabym ruszyć pojutrze. Do tego czasu powinniśmy się zorganizować i dobrze wszystko przemyśleć… Jak coś będziesz miał, przyjdź do mnie – poprosiła. – O każdej porze.
     – Jeszcze dzisiaj pójdę popytać. Potrzebujesz jakichś rzeczy?
     – Na razie nie wiem. Najpierw muszę zdecydować, jak to zrobimy… Nawet jeśli nie udałoby ci się zdobyć tego planu, dowiedz się, czy to w ogóle jest w naszym zasięgu. To dla nas bardzo ważne – podkreśliła. – Może jest tu ktoś, kto tam był. Z pewnością ktoś ich obserwuje, wie, jak żyją, jakie mają zwyczaje…
     – Pory snu – dodał. – Myślę, że dużo zależy od temperamentu wampira. To, co się ostatnio wydarzyło w Nuln, jest, jak sądzę, nie do przyjęcia dla większości z nich.
     – Dobrze by było wiedzieć, jaki jest gospodarz.
     – Tego z pewnością się dowiem – powiedział.

     Viktor właśnie czyścił swój miecz, gdy Veronika wróciła do izby. Zaczął jej się przyglądać, bo bez słowa usiadła na łóżku.  
     – Jest jeszcze jedna osoba, która mogłaby umożliwić nam odwrót – odezwała się w końcu, podnosząc na niego wzrok.
     – Kto? – zapytał.
     – Krasnolud. Gdyby zebrał się na odwagę i o umówionej porze wpadłby im na plac, to może przez chwilę mieliby zajęcie.
     – Ile czasu by nam to dało? Nie jestem pewien, jak szybko leci strzała.
     – Mógłby nie przechodzić od razu do ataku, tylko na przykład zażądać spotkania z gospodarzem. Trzeba by było to dopracować – stwierdziła.
     – Jakoś sobie tego nie wyobrażam – powiedział. – Poza tym to nie w moim stylu. Żadnego z moich ludzi bym nie wystawił, mając pewność, że idzie na śmierć, chyba że sam zgłosiłby się na ochotnika.  
     – Gdybym ja miała ludzi i oni zgłaszaliby się na ochotnika do takiej misji, nie puściłabym ich. Gottri to zabójca krasnoludzki, a poza tym nie jest moim podwładnym.
     – Masz rację, zawsze może odmówić. Oczywiście będzie wiedział, jaka jest jego rola? – upewnił się Viktor.
     – Naturalnie. Widzę, że robisz z siebie świętoszka, a ze mnie jakiegoś potwora – wyrzuciła mu.
     – Nie jestem świętoszkiem. Po prostu są rzeczy, na które się nie decyduję. Powiedziałem tylko, że to nie w moim stylu.
     – Na pewno nie. W twoim stylu jest mordowanie w zajazdach i porywanie kobiet na zlecenie czarnoksiężników – rzuciła. – To jest w porządku.
     – Proszę cię, nie licytujmy się. Wcale cię nie krytykuję.
     – A to pytanie, czy bym cię tam zostawiła? Co to za pomysł? I niby dlaczego mam ryzykować życie za obcych ludzi? Gdybym tak postępowała, dawno byłabym martwa.
     – W takim wypadku chyba powinniśmy to zorganizować inaczej – stwierdził. – Jeśli interesują nas tylko wampiry, nawet nie trzeba tam wchodzić. One prędzej czy później stamtąd wylezą. Ewentualnie można je do tego sprowokować… – zamilkł na moment, wyraźnie zastanawiając się nad czymś, po czym popatrzył na Veronikę. – Krasnolud ma cię tam zaprowadzić. Można umówić spotkanie z Dietmundem w wybranym przez nas miejscu.
     – Już on by się odpowiednio przygotował do tego spotkania. – Co do tego nie miała wątpliwości. – Obawiam się, że będzie bardzo ostrożny, bo parę razy już mu dokopaliśmy. Nie zgodzi się na to.
     – Nie miałby wyjścia. Musiałby się zjawić… Chyba że odesłałby krasnoluda z wiadomością.
     – Jestem przekonana, że by na to nie poszedł. Podejrzewam, że teraz on może przeceniać nasze możliwości. Nie ma się nad czym zastanawiać. Trzeba spróbować ich uwolnić – zdecydowała. – Ja mówiłam o ostateczności. Zostawimy ich, gdy nie będzie innego wyjścia.
     – Dobrze. – Skinął głową. – Pamiętaj, że nie jestem przeciwko tobie. Po prostu mnie zaskoczyłaś, ale nie obawiaj się, nie zapominam, kim jesteś i zapewniam cię, że to mi nie przeszkadza. Wiem, że jesteś inna, nauczono cię rozwiązywania problemów w specyficzny sposób, ale obojgu nam zależy przede wszystkim na skuteczności. Mnie po prostu niektóre rozwiązania nie przyszłyby do głowy, jednak masz rację, krasnoludowi pisana jest śmierć. Zresztą każdego to czeka, więc nie ma większego znaczenia, jak to zrobimy.
     – To nie jest kwestia komu jest, a komu nie jest pisana śmierć. To kwestia tego, czy ktoś chce umrzeć, czy nie. Jego irokez to deklaracja, że chce umrzeć jak najszybciej i to w walce, więc niech tam idzie i walczy. Walka z Chaosem chyba jest w porządku.
     – Tak, ale prawdopodobnie go zastrzelą i nawet nie będzie miał okazji sięgnąć po broń – zauważył.
     – Wybacz, ale ja nie będę organizować mu walk.
     – Trzeba będzie mu wytłumaczyć, jakie to ma znaczenie dla ogółu. Żeby wiedział, że ta misja będzie miała sens, a nasze zwycięstwo będzie jego zwycięstwem. – Uśmiechnął się i pokręcił głową. – Dopiero teraz o tym pomyślałem.
     – A ja od samego początku myślę w ten sposób… – Popatrzyła na Viktora. – Jose też trzeba wyciągnąć. Jeśli tego nie zrobimy, pewnie źle się będę z tym czuła. Tak mi się wydaje, chociaż nigdy nie byłam w podobnej sytuacji.
     – Powinnaś przestać już o tym myśleć. – Ukląkł za nią i zaczął masować jej kark.
     – Dopiero zaczynam. Poprosiłam Marcusa, aby wywołał wizję, która wskazałaby osoby idealne do tego zadania. Z takimi informacjami łatwiej byłoby ułożyć dobry plan.
     – Nie myśl, że jeśli mu się nie przyśnię, to nie pójdę. – Palcami przeczesał jej włosy.
     – Jak mu się nie przyśnisz, to cię nie wezmę. – Zerknęła na niego z uśmiechem.
     – To nie znaczy, że nie pójdę.
     – W nocy zdejmę ci naszyjnik, uśpię cię, a potem pomyślę co dalej. – Pocałowała go.
     – Jeśli mu się nie przyśnię, wynajmę osobny pokój.
     – I nie wpuścisz mnie w nocy? – zapytała, obejmując go.
     – Nie zrobiłabyś tego – stwierdził, kładąc ją na łóżku.

     Veronikę obudziło pukanie do drzwi. Ulrych poinformował ją, że już czas na jej wartę. Wstała z ociąganiem i powoli zaczęła się ubierać. Ponieważ w izbie było ciemno, Viktor zapalił świecę i zasłonił okno.  
     – Już jedenasta – mruknęła jeszcze zaspana.
     – Na to wygląda… Dokąd idziesz? – zapytał, gdy już gotowa skierowała się do drzwi.
     – Najpierw do Marcusa. Chcę z nim porozmawiać, zanim się położy. Muszę się dowiedzieć, jak mu poszło zdobywanie informacji.
     – Mogę iść z tobą?
     Skinęła głową na potwierdzenie.

     Na korytarzu stali dwaj ludzie Viktora oraz Ulrych. Veronika upewniła się, że Hoefer jeszcze się nie położył, po czym zapukała do niego.
     – Nie za późno? – zapytała, gdy otworzył jej drzwi.
     – Oczywiście, że nie. Wejdźcie – zaprosił ich.
     
     – Udało ci się coś załatwić? – zaczęła czarodziejka, gdy usiedli przy niewielkim stole.
     – Niestety nie mamy planu zamku – powiedział Hoefer. – Trakt prowadzi od granicy Sylvanii prosto do miasta. Po drodze nie ma żadnych osad. W zasadzie nic tam nie ma.
     – To dobrze – stwierdziła.
     – Gottri mówił, że zatrzymywali się tylko przy studniach, gdzie poili konie. Nie odwiedzali żadnych zajazdów… – Zerknął na zapisany pergamin, który leżał na blacie. – Nie jest tam tak ciemno, jak mogłoby się wydawać. Tam też świeci słońce i jest sporo ludzi. Większość historii mówi o strasznym, mrocznym miejscu pełnym szkieletów, magicznych oparów i wampirów. Wygląda zwyczajniej, niż można by zakładać, chociaż gęste chmury pojawiają się tam często ni z tego, ni z owego o różnych porach dnia. Nie wiadomo, z czego to wynika i po prostu trzeba przyjąć taką postać rzeczy… – zamilkł na chwilę. – Miasto… Gottri niewiele z tego zapamiętał. Kiedy tam wjeżdżali, był skrępowany, zakneblowany i miał zawiązane oczy. Gdy stamtąd wyjeżdżali, udało mu się zerknąć. Wyglądało dość normalnie, ale niezbyt długo jechał główną ulicą i niewiele zdołał zobaczyć… W centrum miasta stoi zamek...

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2445 słów i 14392 znaków.

2 komentarze

 
  • AnonimS

    Znowu zdają się na improwizację i czarno to widzę. Będą duże straty. Veronika pokazała kolejny mroczny zakątek swej duszy. Planuje poświęcić krasnoluda a nawet czarodzieja i Estalijkę. Już byli w historii świata tacy decydenci gotowi ponosić ofiary na ołtarzu realizacji głównego celu. Viktor jak zawsze trzyma poziom.

    29 sty 2018

  • Fanriel

    @AnonimS O, jest komentarz! :) Spokojnie, dopiero zaczęli planować. Może jeszcze im się uda wymyślić coś sensownego. ;) Pozdrawiam.

    29 sty 2018

  • AnonimS

    @Fanriel śmiem wątpić w te ich myślenie.

    29 sty 2018

  • Fanriel

    @AnonimS Więcej wiary. ;)

    29 sty 2018

  • AnonimS

    Znowu mi nie wszedł komentarz strony. Łapka jest

    29 sty 2018

  • Fanriel

    @AnonimS Wielka szkoda. Dziękuję. :)

    29 sty 2018