Strażnicy cienia część 46

Podczas gdy łowcy kontynuowali przesłuchania gości zajazdu, narzeczeni postanowili odpocząć.
Veronikę obudziło szturchnięcie. Gdy otworzyła oczy, zobaczyła Rudgara.
– Powinniśmy ruszać – powiedział. – Już po południu, zajazd jest pusty, a Arthur się nie zjawił.
– A co z tym facetem, który próbował uciec przez palisadę – zapytała, siadając na łóżku.
– Nie mogłem go wypuścić. To jeden z nich. Nigdy wcześniej nie spotkałem tak miękkiego kultysty. Nie mam pojęcia, jak oni chcą funkcjonować. Wystarczy takiego złapać, by wszystkiego się dowiedzieć.
– To dziwne, biorąc pod uwagę, jaką przebiegłością wykazywał się Widmer…
– Sądzisz, że to zmyłka? – zapytał zaniepokojony łowca, na co kobieta tylko wzruszyła ramionami. – Trop prowadzi w jedną stronę…
– Yhm… Zawsze wydawało mi się, że kultyści działają inaczej. Oni nie odpowiadają ochoczo na pytania łowców czarownic i nie przepraszają za to, że oddają cześć mrocznym bóstwom – powiedziała czarodziejka i zerknęła na Gerta, który właśnie podniósł się z łóżka.
– Nie wykluczam, że to jakiś podstęp, jednak to nic nie zmienia. I tak trzeba tam jechać – stwierdził łowca, po czym opuścił izbę.
Gert odprowadził go wzrokiem.
– Atak na tylu kultystów bez armii jest… – zaczął.
– Głupi – dokończyła jego narzeczona. – Chciałabym cię prosić, żebyś się w to nie mieszał. – Przemyślała jego udział w wyprawie i doszła do wniosku, że nie powinien się tak narażać. Ona nie miała wyboru, ale on owszem.
– Ja też bym chciał, żebyś została – powiedział.
– Nie mogę. To moja praca.
– Nie zostawię cię. Pójdę z tobą wszędzie.
– Gert, proszę cię…
– Nie ma o czym mówić – przerwał jej. – Będę przy tobie, bo chcę, żebyś stamtąd wróciła. Nie masz doświadczenia, a z twoim fanatyzmem mogłoby ci zabraknąć instynktu samozachowawczego.
– To nie fanatyzm, tylko powołanie – w jej głosie pojawiła się nuta oburzenia.
– Dobrze wiesz, że to głupota.
– To po cholerę chcesz tam iść?! – zdenerwowała się.
– Chcę tam iść, bo jesteś moją kobietą i muszę dbać o to, żeby nic ci się nie stało.
– Nie mogę cię narażać – powiedziała już spokojniej. – Zrozum, gdyby coś poszło nie tak…
– Dobrze… – Przez chwilę nad czymś się zastanawiał. – To może od innej strony. Boję się, że mi uciekniesz.
– Teraz żartujesz, prawda?
– Może trochę… Naprawdę się boję. Twoja misja, chronienie mnie… Kto wie, co może przyjść ci do głowy. Zapominasz, że jestem mężczyzną i sam świetnie o siebie zadbam, a w razie czego będzie romantycznie. – Posłał jej swój rozbrajający uśmiech.
– Gdzieś mam romantyzm – rzuciła niezadowolona.

Ruszyli po śniadaniu. Krasnoludów ani przewodnika już nie było. Łowcy czarownic byli milczący bardziej niż zwykle. Wszyscy zresztą zdawali się analizować rozmaite scenariusze przyszłych wydarzeń. Doskonale wiedzieli, że czeka ich wymagająca walka, która z dużym prawdopodobieństwem mogła się skończyć ich śmiercią.

Przez jakiś czas jechali traktem, lecz w pewnym momencie łowcy niespodziewanie skręcili w las. W tym miejscu Veronika dostrzegła kawałek płótna zaczepionego na gałęzi. To przewodnik zostawił im wskazówkę.
Mniej więcej po godzinie krajobraz się zmienił. Zamiast starego, gęstego lasu otaczały ich pagórki porośnięte bujną trawą. Z jednego z nich dostrzegli przed sobą cztery krasnoludy i towarzyszącego im człowieka.
     
– Wiesz, o czym właśnie pomyślałem? – zaczął Gert, zwracając się do narzeczonej, tym samym wyrywając ją z zamyślenia. – Jeśli tam zginiemy, nikt się o tym nie dowie. Oni nadal będą się spotykać raz do roku.
Kobiecie aż rozszerzyły się oczy. Miał rację. Nawet nie pomyślała o tym, by na wszelki wypadek przekazać komuś informacje na temat tych kultystów.
– Może Rudgar zostawił jakąś wiadomość. Zaraz się dowiem – powiedziała i przyspieszyła, by zrównać się z dowódcą łowców.
– Zostawiłeś notatkę na temat tego, co ma się wydarzyć, na wypadek, gdybyśmy nie wrócili? – zapytała.
Mężczyzna spojrzał na nią zaskoczony.
– Nie pomyślałem o tym – przyznał.
– Ktoś z nas powinien się tym zająć – zasugerowała.
– Nie poślę żadnego ze swoich ludzi. Nie będę nas osłabiał. – Obejrzał się za siebie. – Ufasz mu? – spytał, patrząc na Gerta.
– Tak. – potwierdziła.
– W takim razie niech on jedzie – zdecydował Rudgar, sięgając do torby, z której wyjął kilka złożonych kartek. – Tu są zeznania, adresy i nazwiska – wyjaśnił. – Niech to zawiezie do łowców czarownic. Może też sprowadzi dla nas wsparcie.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 786 słów i 4840 znaków.

2 komentarze

 
  • Margerita

    łapka w górę mojego Gerta gdzieś wysyłają  :blackeye:

    30 lis 2016

  • Fanriel

    @Margerita Dziękuję bardzo. ;)

    30 lis 2016

  • EloGieniu

    Ale mówiłem że Gert jest mało męski. XD Nawet ta wiedźma w niego nie wieży. ;)

    23 lis 2016

  • Fanriel

    @EloGieniu Wiedźma???

    23 lis 2016

  • EloGieniu

    @Fanriel Imię mi wyleciało z głowy a nie mam czasu szukać i to pierwsza myśl zastępcza ;)

    23 lis 2016

  • Fanriel

    @EloGieniu Pięknie...  ;)

    23 lis 2016

  • EloGieniu

    @Fanriel Oj nie czepiaj się. Ja muszę do projektów gimnazjalnych się organizuję.

    23 lis 2016

  • Fanriel

    @EloGieniu Oj, nie czepiam się... Ale zaraz wiedźma?

    23 lis 2016

  • EloGieniu

    @Fanriel Eh no dobrze. CZAROWNICA. XD

    23 lis 2016

  • Fanriel

    @EloGieniu Niemożliwy dziś jesteś. Naprawdę.  ;)

    23 lis 2016

  • EloGieniu

    @Fanriel Taki humor bo połowa klasy się rozchorowała i chyba mnie też zarazili. :-/

    23 lis 2016

  • Fanriel

    @EloGieniu Humor jest ok. ;)

    23 lis 2016