Strażnicy cienia IV część 3

Veronika przez chwilę zastanawiała się, czy nie powiedzieć mu tego, co chciał usłyszeć. Oczywiście nie byłoby to szczere, ale uważała, że powinna to zrobić dla własnego dobra. Ten człowiek był nieobliczalny.
     – Wiele ode mnie wymagasz… – wyszeptała.
     – Wiem. Ja bym nie potrafił – przyznał, patrząc jej w oczy.
     – Na szczęście Gert żyje, a ty… Uratowałeś mi życie.
     – Słucham? – zdziwił się. – Przecież to przeze mnie jesteś w takim stanie.
     – Nie przez ciebie, tylko przez tego zdrajcę… – zamilkła na moment. – Gdybyście odjechali, pewnie już byłabym martwa. Niestety taka jest prawda.
     – Co to zmienia? – zapytał.
     – To, że nie mogę cię nienawidzić tak bardzo, jak bym tego chciała.
     – Pragniesz nienawidzić, ale nie możesz?
     – Powinnam. Powinnam to czuć. Byłoby mi lepiej – powiedziała szczerze.
     – Źle się z tym czujesz? Więc jesteśmy w podobnej sytuacji… Wkrótce to się skończy bez względu na to, co postanowisz. W najlepszym wypadku rozjedziemy się. Może jeszcze kiedyś będziemy się z tego śmiać albo będziemy to wspominać z melancholią.
     – Nie sądzę – odparła z westchnieniem. – Nie ma w tym nic zabawnego. Melancholia chyba też nie pasuje.
     – Jak usiądziesz z wnukami na kolanach i będziesz im opowiadać o tym, jakie miałaś kłopoty przez pewnego porywacza, jak uciekałaś przez las… Może nie będzie to najgorsza opowieść?
     – Byłam już w gorszych tarapatach, na przykład w wiosce pełnej wampirów, ale powiem ci, że porwania wspominam najgorzej. Nienawidzę być więziona. Poza tym nie mnie są pisane wnuki na kolanach. Nie dożyję tego… i nikt nie będzie słuchał moich opowieści.
     Pokiwał głową ze zrozumieniem.
     – To bardzo prawdopodobne – zgodził się z nią. – Widocznie takie jest nasze przeznaczenie.
     Popatrzyła na niego. Był taki spokojny, zupełnie inny niż ostatnio.
     – Dlaczego mi się przyglądasz? – zapytał.
     – Musi być jakiś powód? Ty mi się często przyglądałeś. Dlaczego?
     Przez chwilę milczał.
     – Masz przepiękne usta, cudownie miękką skórę. Gdy śpisz, wyglądasz jak bogini… Ranald nieźle sobie ze mnie zadrwił. – Uśmiechnął się lekko. – Nie powinienem tego czuć, na pewno nie do ciebie. Przeze mnie niemalże zginęłaś. Być może wkrótce ty zabijesz mnie, a ja myślę tylko o tym, żeby cię pocałować. Reszta nie jest ważna. – Wyciągnął rękę w stronę jej twarzy i znów dotknął jej policzka. Kciukiem pogładził jej usta.
     Patrzył na nią, jakby chciał zapamiętać na zawsze każdy, nawet najmniejszy szczegół jej rysów.
     Pochylił się nad nią.
     Chciała go przegnać precz, ale nie potrafiła. Patrzyła mu w oczy i nie mogła odwrócić wzroku. Czuła coś dziwnego, czego nie była w stanie określić.
     – Żałuję, że spotkaliśmy się w takich okolicznościach – wyszeptał, dotykając jej włosów. – Chciałbym cofnąć czas.
     Uśmiechnęła się lekko.
     – Znasz na to sposób? – zapytał.
     – Nie – zaprzeczyła. – Myślę, że to niemożliwe… Nawet gdyby było możliwe, byłoby z tego więcej bałaganu niż korzyści. Zresztą w życiu chyba właśnie o to chodzi, żeby niczego nie powtarzać. Może to dobrze, że nie można zmienić przeszłości… Zabiłbyś go od razu, gdyby do ciebie przyszedł?
     – Musiałbym wiedzieć, kim jest – odparł.
     – Gdybyś nie miał wiedzy, którą masz teraz…
     – Zrobiłbym dokładnie to samo – dokończył. – Nie jest za późno?
     – Za późno na co? – zapytała.
     – Żeby zmienić przyszłość…
     – Jeśli chcesz konkretnej odpowiedzi, zadaj konkretne pytanie. – Uśmiechnęła się delikatnie.
     – Czuję, że jesteś mi przeznaczona, ale w tych okolicznościach obawiam się, że możesz mieć na to inne spojrzenie…
     – Komu innemu jestem przeznaczona – powiedziała.
     – Więc jednak trzeba zmienić przeszłość… – Nie odrywał od niej wzroku. – Chociaż, jeśli to przeznaczenie, nic nie da się z tym zrobić.
     – Nie zabiję cię – oznajmiła, gdy się podniósł.
     – Jak nie ty, to ktoś inny – odparł.
     – Zostawiłeś coś. – Skinęła w stronę medalionu, który wcześniej rzucił na jej posłanie.
     Sięgnął po niego, założył i wyprostował się, po czym rozejrzał się po okolicy.
     – Trzeba zbudować szałas – stwierdził na tyle głośno, by usłyszeli to jego ludzie. – Pogoda się załamała, może jeszcze padać, a my zostaniemy tu parę dni. Zacznijcie tu. – Gestem wskazał czarodziejkę. – Veronika już nie jest naszym jeńcem. – Popatrzył na nią i kucnął przy jej posłaniu.
     – Jesteś głodna? – zapytał.
     Skinęła głową na potwierdzenie.
     – Zdradzisz mi swoje imię?
     Uśmiechnął się na jej słowa.
     – Wcześniej to nie miało znaczenia – powiedział.
     – Może i teraz nie ma, ale chciałabym je poznać.
     – Viktor… Co o tym sądzisz?
     – Bardzo męskie, podoba mi się – przyznała. – Możliwe, że tak nazwałabym syna, gdybym go miała.
     – A dlaczego nie masz? – zainteresował się.
     – Po prostu nie mam – wzruszyła ramionami – i nie cierpię z tego powodu.
     – To dziwne. – Przyglądał się jej. – Wszystkie kobiety pragną dzieci. To ich natura.
     – Ja pragnę czegoś innego.
     – Czego? – zapytał.
     – Zwycięstw – odparła szczerze.
     – A z kim walczysz?
     – Z czym – poprawiła go. – Z Chaosem.
     – Z Chaosem nie można wygrać – stwierdził. – Nigdy nie osiągniesz celu.
     – Nawet wygrane bitwy dają satysfakcję. Nie musi to być od razu wojna… Każdy wampir, bądź inne paskudztwo, które zginie z mojej ręki, będzie moim sukcesem.
     – Wiele sukcesów już odniosłaś?
     – Dziesiątki. – Uśmiechnęła się na wspomnienie pokonanych ożywieńców.
     – Nieźle. – Pokiwał głową z uznaniem.
     – Było łatwo, bo skupiły się w jednym miejscu – wyjaśniła.
     – I dlatego było łatwo? Gdyby mój ostatni zleceniodawca wspomniał mi o tym, nie narażałbym swoich ludzi. Jeśli dla ciebie grupa wampirów to nie problem…
     – Nie byłam sama. Gdyby tak było, pewnie nie miałabym szans – przyznała.
     – Nigdy nie miałem z nimi do czynienia. Zresztą my nie pracujemy z tak szlachetnych pobudek.
     – Jak większość – westchnęła. – Ja właśnie jestem w trakcie podróży do Sylvanii.
     – Do Sylvanii? – powtórzył zaskoczony.
     – Tak – potwierdziła. – Ten, na którym najbardziej mi zależało, uciekł.
     – Tam jest ich znacznie więcej – zauważył.
     – Ja chcę tego jednego. Nie zamierzam prowadzić tam krucjaty przeciwko wszystkim von Carsteinom.
     Viktor zamyślił się i przeniósł wzrok gdzieś w bok.
     – Nie zmienia to faktu, że jest ich tam wielu – powiedział po chwili. – Tylko ktoś im podobny może czuć się tam bezpiecznie… Potrafisz się do nich upodobnić?
     – Liczę na to, że da się to załatwić po cichu.
     – I zamierzałaś tam jechać z tymi…
     – Tak – potwierdziła, zanim dokończył. – Ten krasnolud… – zamilkła na moment. – On miał odegrać tam bardzo ważną rolę. Miał wskazać nam miejsce, gdzie ukrywa się wampir, którego szukam.
     – A skąd on o tym wiedział? – zainteresował się.
     – To dość złożone, ale zaprowadziłby nas do celu.
     – Jestem od niego lepszy – stwierdził Viktor.
     – W czym? – zapytała.
     – Chyba w tym, w czym on był najlepszy.
     – Miał nas zaprowadzić do celu, wskazać drogę – powtórzyła.
     – Z doświadczenia wiem, że krasnoludy nie są najlepszymi przewodnikami, zwłaszcza zabójcy krasnoludzcy. – Spojrzał na nią wymownie. – Oni nadają się tylko do jednego.
     – To też z pewnością by nam się przydało. Ja prawie nie potrafię walczyć – przyznała.
     – Mógłbym zastąpić krasnoluda – zaproponował.
     – Wątpię, czy moi towarzysze zaakceptowaliby twoją obecność.
     – Moi ludzie zajmą ich miejsce – zadeklarował. – Zrobią, co im każę.
     – Potrzebuję kapłana, który nam towarzyszył, ale dziękuję za propozycję. Przemyślę to. Na pewno przyda mi się wsparcie. Twój ostatni pracodawca też nas osłabił.
     – Nie uważasz, że to szaleństwo? – zapytał.
     – Nie… – urwała i popatrzyła mu w oczy. – Kto podał truciznę w zajeździe? Wy czy on?
     – On – odpowiedział od razu – ale z tego co wiem, to nieosobiście. My zadbaliśmy o to, by nikt nie dotarł do zajazdu. Mieliście być tam sami.
     – Nie wiesz, kto mu pomagał?
     – Oprócz was był tam tylko karczmarz – odparł.
     – To raczej nie on. Zachowywał się bardzo swobodnie. – Nie podejrzewała prostego człowieka o takie aktorstwo.
     – Może był tam przed wami. – Wzruszył ramionami. – Naprawdę nie wiem.  
     – Dostanę coś do jedzenia?
     – Wybacz, tak miło się rozmawiało, że o tym zapomniałem. – Wstał i od razu poszedł w stronę ogniska.
     W międzyczasie najemnicy wycinali gałęzie na szałas i znosili je do obozu.

     Gdy Viktor przyniósł jej jedzenie, podziękowała mu. Nie musiał jej już karmić. Czuła się znacznie lepiej i bez większego wysiłku radziła sobie sama.
     – Pewnie brakuje ci prywatności – stwierdził i kucnął przy niej.
     Wzruszyła ramionami. Ostatnio brakowało jej wielu rzeczy.

     – Nie czujesz rozczarowania walką, którą toczysz? – zapytał, gdy skończyła jeść.
     – Nie – odparła.
     – Słyszałem, że Chaos coraz dalej zapuszcza swoje macki. Walczycie w jednym miejscu, a on już atakuje w innym.
     – Oczywiście. Właśnie na tym to polega. Gdybyśmy nie walczyli, zanim byśmy się obejrzeli, no cóż… Wiadomo, co by się stało. Ta walka ma sens. Rozczarowanie można poczuć w takiej sytuacji, jaka miała miejsce parę dni temu. Jeśli ktoś, komu w normalnych okolicznościach bezwarunkowo bym zaufała, traktuje mnie trucizną, potem każe porwać, chce torturować, a na koniec zabić.
     – Zdrajcy są wszędzie – wtrącił.
     – Tak… – potwierdziła ze smutkiem. – Teraz nie wyobrażam sobie, jak miałabym… – Pokręciła głową. – Nie wiem, kto jeszcze… – urwała. – Dotąd wierzyłam, że są to na tyle sprawdzeni ludzie, że można im ufać. W Kolegium nie ma przypadkowych osób.
     – Na to nie ma reguły. Naiwna była twoja wiara, że wasza elitarna grupa jest ponad tym – stwierdził. – To z pewnością łakomy kąsek dla waszych wrogów.
     – Nieważne… – Chciała zakończyć temat.
     – Przynajmniej wiesz, kto jest zdrajcą. – Uśmiechnął się pocieszająco.
     – O ile to jedyny zdrajca.
     – Nie chcę cię martwić, ale może zostałaś sama.
     – Bez przesady. – Nie brała takiej opcji pod uwagę.
     – W tych okolicznościach chyba musisz przyznać, że to możliwe.
     – Bardzo, bardzo mało prawdopodobne.
     – Ale możliwe – upierał się przy swoim.
     – Teoretycznie wszystko jest możliwe… – przyznała. – Ale gdyby było aż tak źle, chyba uczyliby mnie czegoś innego, nie uważasz? Nie chcieliby kogoś, kto nie zamierzałby z nimi współpracować. Usunęli by kogoś takiego. To oczywiste.
     – Wyobraź sobie sytuację, że rekrutują kogoś nowego – zaczął. – Kogoś, kogo nie znają. Szkolą go przez jakiś czas i sprawdzają. Potrzebują przecież nowych uczniów. Wasze Kolegium działa legalnie. Dopóki ludzie uważają, że jest w porządku, może funkcjonować. Gdyby wszyscy tam byli zepsuci i wyszłoby to na jaw, natychmiast zostałoby zamknięte. Osoby takie jak ty, aktywne, świadczą o tym, że nie dzieje się tam nic złego.
     – Zdrajcy też mogliby stwarzać pozory – zauważyła.
     – Owszem – zgodził się – ale tak jak powiedziałem, potrzebują nowych, takich jak ty.
     – Wybraliby podatnych, bardziej elastycznych ode mnie.
     – Może jesteś taka – zasugerował – ale jeszcze nie przyszedł moment wtajemniczenia.
     – Bzdura – oburzyła się. – Nie chcę w ogóle rozmawiać na ten temat. To bzdura – powtórzyła zirytowana.
     – Może i bzdura. – Viktor lekko się uśmiechnął. – To tylko teoria i to też jest prawdopodobne.
     – To wykluczone. Koniec. – Nie zamierzała dłużej z nim dyskutować.
     – Podobno wiara to potężny oręż – powiedział. – Nie chciałem ci jej odbierać.
     – Nie jesteś w stanie odebrać mi tej wiary – zapewniła go.
     – Wierz, w co chcesz. Tylko dzięki temu działasz i pewnie dzięki temu się spotkaliśmy.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1994 słów i 12359 znaków.

1 komentarz

 
  • AnonimS

    To było jako moja odpowiedź na Twoje wyjaśnienie w poprzednim komentarzu.              AnonimS 13 godz. temu ip:8331143
    @Fanriel to bezpośredni powód ale mnie interesuje motyw. Czy dlatego że przeszedł na stronę chaosu i kultystów a może jest na usługach wampira? Druga opcja mało prawdopodobna. Chyba że to mistrz Veroniki był na usługach zła ale wtedy nie musiałby się kryć z tym że go zabił.  A ten odcinek ? Typowe "oczyszczanie przedpola" przed dalszym działaniem. Trzeba policzyć siły i zdecydować na kogo można liczyć a kogo "odstrzelić". I ten Viktor...kolejna ofiara uczucia do Veroniki.  Biedny Gert .... :P

    14 sty 2018

  • Fanriel

    @AnonimS Na poprzedni komentarz już odpowiedziałam. Wybacz, że dopiero teraz.
    Wielu mężczyzn ulega urokowi Veroniki. Jak widać i Viktor się jej nie oparł. Gerta z pewnością to nie cieszy, jednak... Chyba wkrótce Cię zaskoczy. ;) Pozdrawiam!

    14 sty 2018