Strażnicy cienia część 54

Jej towarzysze zbierali się do dalszej drogi, gdy do nich podeszła.
– Najprawdopodobniej smok – zwróciła się do Franza.
– Co smok? – zapytał Durak.
– Będzie tam – poinformowała go.
– Co??? – Krasnolud był wstrząśnięty.
– Stworzę go – powiedziała, ukrywając rozbawienie jego miną.
– Mamy za mało kłopotów?
– Będzie naszym sojusznikiem – wyjaśniła.
– Smok? – Oburzył się. – Smokom nie można ufać! To zdradzieckie, wężowate gady…
– To będzie iluzja – przerwała mu, spodziewając się, że mógłby długo nie kończyć. – Wolicie sami walczyć z nimi wszystkimi? Wprowadzi zamieszanie, dzięki czemu będziecie mogli dotrzeć jeszcze bliżej. Musicie mieć tylko świadomość tego, że on nie będzie prawdziwy.
– Nie będzie prawdziwy? Mówiłaś, że go stworzysz. – Durak nie do końca rozumiał, o co chodzi.
– Wyczaruję go. Ktoś, kto nie będzie o tym wiedział, szczerze uwierzy, że istnieje naprawdę.
– Zbierać się – nakazał Franz, przerywając rozmowę.
– Pójdę na przedzie – zadeklarowała czarodziejka.
– Chwila – zatrzymał ich Hargin. – Napijmy się. – Otworzył flaszkę i podał ją łowcy.
Veronika ruszyła.
– Zaczekaj – usłyszała za sobą głos krasnoluda, więc przystanęła i odwróciła się do niego. – Na odwagę.
– Nie brakuje mi odwagi, a jeśli nie chcecie, by smok was atakował, nie dawajcie mi alkoholu – zażartowała i skierowała się w stronę kamiennego kręgu. – Weź moje konie – poprosiła jeszcze przewodnika.

Skradała się i ukrywała jednocześnie. Teren był nierówny i co jakiś czas widziała przed sobą blask ognia. Z wiatrami magii nie działo się nic niepokojącego. Po chwili od strony wzgórza zaczęły docierać do niej pojedyncze, nieokreślone dźwięki, które z każdym krokiem stawały się coraz głośniejsze.

Byli jeszcze w drodze, gdy Veronika poczuła niezwykle silną i złowrogą magię. Domyśliła się, że rytuał został rozpoczęty.
Wkrótce doszedł ich odgłos rytmicznego, powolnego walenia w bębny. Zaraz po tym usłyszała, że ktoś z tyłu się zbliża. Na wszelki wypadek ukryła się za drzewem i wypatrywała go.
Wyszła dopiero wtedy, gdy miała już pewność, że to Franz.
– Słyszysz to? Co to może być? – zapytał przejęty.
– Nie wiem. Nie znam się na ich obrzędach. Kojarzy mi się to ze składaniem ofiar. Może być częścią rytuału… Coś poza tym?
– Nie… Pomyślałem, że to może być ważne – wyjaśnił.
– Teraz to nie ma znaczenia. I tak musimy iść ostrożnie, żeby nie wpaść w pułapkę – powiedziała, po czym ruszyła dalej. Łowca został, czekając na pozostałych.

Wreszcie wyraźnie zobaczyła bardzo duże ognisko i usłyszała donośny męski głos, jednak nie rozróżniała słów. Bicie w bębny je zagłuszało.
Zatrzymała się przy drugiej linii drzew na skraju lasu. Z kamiennego kręgu bił dziwny blask, który w nienaturalny sposób oświetlał szczyt niewysokiego wzgórza. Nieco poniżej stał duży bęben, w który uderzało trzech rosłych, półnagich mężczyzn. Dokoła wzgórza jeździło czterech dobrze uzbrojonych mężczyzn. Trzymali się dość blisko zgromadzonych. Na uboczu, niedaleko lasu, stało jeszcze dwóch takich ludzi przy niewielkim ognisku. Obok nich leżały dwa ciała. Wyglądało na to, że byli to jeńcy. Jeden z nich się poruszył. Przez moment czarodziejka widziała jego twarz i stwierdziła z pewnością, że wcześniej go nie spotkała.

W końcu dołączył do niej Franz. Stanął po drugiej stronie drzewa z naciągnięta kuszą i przeklął. Spojrzała na niego i zorientowała się, że mężczyzna patrzy w stronę polany.
– Trzeba podejść bliżej. Stąd prawie nic nie widać – stwierdziła, rozglądając się. – Zaczekajcie tu na mnie i nic nie róbcie. Spróbuję podkraść się do tych krzewów. – Skinęła w stronę roślin, znajdujących się w połowie drogi do kręgu.
– Uważaj na siebie – powiedział łowca, gdy już ruszyła.
  
Veronika przeszła lasem do miejsca, z którego musiała pokonać najkrótszą drogę na odkrytym terenie do wybranej kryjówki. Rozważała, czy nie użyć zaklęcia niewidzialności, ale obawiała się, że to mogłoby zostać odkryte przez magów.
Rozejrzała się i w momencie, gdy nikt nie patrzył w jej stronę, ukrywając się w wysokiej trawie, podpełzła do wybranego krzaka. Kucnęła za nim i ponownie zlustrowała wzrokiem okolicę. Na szczęście nikt jej nie spostrzegł.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 797 słów i 4550 znaków, zaktualizowała 1 gru 2016.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Margerita

    łapka w górę bardzo ryzykuje życiem, a jak ją w końcu zauważą to co wtedy

    3 gru 2016

  • Użytkownik Fanriel

    @Margerita Dziękuję. :) Jak ją zauważą - koniec.

    3 gru 2016