Strażnicy cienia IV część 12

Po kąpieli odniosła swoje rzeczy do izby, po czym zamknęła ją na klucz. Drzwi Viktora były uchylone, jednak minęła je i zapukała do Marcusa.
     Zaprosił ją do środka.
     – Ulrych wrócił? – zapytała.
     – Jeszcze nie – odparł Hoefer. – Martwię się o niego… Jeśli to Casimir za nami jedzie... – urwał i zerknął w okno.
     – Przecież nic mu nie zrobi na ulicy.
     – Sama mówiłaś, że może być niewidzialny. – Spojrzał na nią.
     – To prawda. Może powinnam była tam zostać…
     – Nie, nie to miałem na myśli – powiedział. – Nie możesz być wszędzie, a Ulrych wie, co robi.
     – Mam nadzieję.
     – Ja też – bąknął pod nosem.
     Popatrzyła na niego, a on tylko wzruszył ramionami.
     – Obawiam się, że historia może się powtórzyć. Czasami myślę, że Helmut zginął przeze mnie. To nie moja wina, że tamten jest mordercą, ale…
     – Jego śmierć nie poszła na marne – przerwał jej. – Przeznaczenia się nie oszuka, a my nie wiemy, co komu tak naprawdę jest pisane. Nie myśl, że to przez ciebie. Być może stałoby się to nawet, gdybyśmy się nie spotkali. Może i bez ciebie znaleźlibyśmy się w miejscu, gdzie leżał twój mistrz. W tamtym momencie to wszystko się zaczęło i to Helmut go znalazł. Dzięki niemu odkryłaś zdrajcę… – Popatrzył jej w oczy. – Mówię to teraz jako osoba wierząca. Jako jego przyjaciel też nie mogę pogodzić się z tym, że akurat tego dnia wyszedł, chociaż zazwyczaj tego nie robił. Nie korzystał z życia tak jak inni… – urwał i ponownie spojrzał w okno.
     – Zjem i się położę – kobieta przerwała ciszę, która zapadła.
     – Rozpakuję się, a potem będę na korytarzu.

     Viktor stał przy oknie, obserwując coś z powagą i wyższością w postawie. Odwrócił się w stronę drzwi, gdy Veronika weszła do izby.
     – Już jestem – powiedziała i uśmiechnęła się do niego.
     – Kolacja gotowa. – Wskazał na zastawiony stół.
     – Świetnie. – Usiadła, a on nalał jej wina do kieliszka.
     Zaczęli jeść w milczeniu, co jakiś czas zerkając na siebie.
     – Jesteś piękna – Viktor odezwał się pierwszy. – Pod każdym względem.
     – Dziękuję – spojrzała na niego – a co konkretnie masz na myśli?
     – Twoją urodę, charakter, duszę… Krótko się znamy, ale obserwuję cię i dostrzegam to. Jesteś taka naturalna. Nawet w tych swoich szarych kolorach, szarych myślach i niejednoznacznych słowach jesteś szczera, bo kiedy zaczynasz kręcić od razu widać, że kręcisz.
     – To chyba świadczy o mojej nieudolności i braku doświadczenia.
     – Ktoś, kto nie wiedziałby, czym się zajmujesz, stwierdziłby, że po prostu grasz niedostępną – stwierdził. – O tym może świadczyć takie unikanie odpowiedzi. Pewnie dworki bawią się w ten sposób ze swoimi adoratorami… Chciałem tylko powiedzieć, że jesteś piękna. – Uśmiechnął się.
     – Podoba ci się to, co innych zazwyczaj odstręcza. Mój wygląd zazwyczaj przyciąga, a reszta odpycha. I chyba nikt mi nie ufa.
     – Dlaczego? – zapytał, przyglądając się jej.
     – Większość pewnie uważa, że prowadzę jakąś grę, która ma doprowadzić nie wiadomo do czego i tak naprawdę każde moje słowo jest kłamstwem, a wszystko jakąś wielką fikcją.
     – Ale tylko wtedy, gdy przyznasz, czym się zajmujesz – zauważył. – Ci, którzy cię poznają, wiedzą, że jesteś godna zaufania. Weźmy za przykład Marcusa i jego kompanów. Nie zauważyłem, żeby któryś z nich traktował cię z podejrzliwością, jakąś niechęcią czy chociażby dystansem. Jest wręcz przeciwnie… – Uśmiechnął się. – Zwłaszcza w przypadku Filipa. Myślę, że bardzo mu się podobasz i jestem przekonany, że doskonale o tym wiesz. Ten chłopak ma podwójny powód do niezadowolenia w związku z moją obecnością. Nie mam mu tego za złe. To świadczy tylko o tym, że jest zdrowym mężczyzną, ale nie powinien sobie na zbyt wiele pozwalać.
     – Nigdy sobie nie pozwalał i myślę, że nie będzie, a podobam mu się od samego początku.
     – Wszystkim się podobasz. Zakochują się w tobie od pierwszego wejrzenia. Wiem coś o tym. – Puścił do niej oko. – Nie wiem, co by się stało, gdybyś nie opuściła broni tam w zajeździe.
     – To znaczy? – zainteresowała się.
     – Nie wiem, czy mógłbym skutecznie cię unieszkodliwić.
     – Teraz mnie zaskoczyłeś – przyznała. – Na drugi raz podejmę ryzyko, skoro tak działam na mężczyzn.
     – Lepiej nie. Na świecie są różne świry. Dla niektórych uroda może nic nie znaczyć.

     Po kolacji Viktor dolał im wina, stanął za Veroniką i przeczesał jej włosy.
     – Są wilgotne – stwierdził.
     – Nie traćmy na nie czasu. – Podniosła się z krzesła, objęła go i pocałowała.
     Wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka. Nie spieszył się. Wyraźnie delektował się każdą chwilą. Tym razem był niezwykle czuły i delikatny.  

     Leżeli przytuleni do siebie, gdy ktoś zapukał do drzwi.
     – O co chodzi? – zapytał Viktor.
     – Jest tam Veronika? – usłyszeli głos Ulrycha.
     – O co chodzi? – Natychmiast się podniosła i sięgnęła po koszulę.
     – Porozmawiamy u Marcusa – powiedział.
     – Zaraz przyjdę – obiecała.
     W pośpiechu zaczęła się ubierać. Była przekonana, że coś się stało.
     
     – Co się dzieje? – zapytała, wchodząc do izby Hoefera.
     – Nic. – Ulrych zamknął za nią drzwi. – To jakiś posłaniec. Ogorzała twarz, czarne włosy, młody. Miał przy sobie miecz, torbę podróżną, herb na ubraniu. Nawet nie zatrzymał się w bramie. Od razu popędził do pałacu.
     – Yhm – mruknęła. Doskonale wiedziała, że to nic nie znaczyło. Dzięki magii cienia czarodziej w jednej chwili był w stanie zupełnie zmienić swój wygląd.
     – Coś nie tak? – Ulrych przyglądał się jej z niepokojem.
     – Właśnie sobie uświadomiłam, że może być do siebie niepodobny. To bez sensu. – Pokręciła głową.
     – To bez sensu. – Marcus powiedział to w tym samym momencie co ona. – Jeśli chcemy go schwytać, należy to zrobić gdzieś, gdzie nie ma innych ludzi. Najpierw jednak musimy jechać do Sylvanii.
     – Mam przeczucie, że pojedzie za nami i pewnie wkrótce zaatakuje. Musimy być gotowi. Nic nie może uśpić naszej czujności – zaznaczyła. – Ja na jego miejscu chciałabym załatwić to jak najszybciej. Dziwię się, że jeszcze tego nie zrobił…
     – Mówiłaś, że był ranny – wtrącił Hoefer.
     – Owszem, ale ja byłam w gorszym stanie i już czuję się świetnie. Zakładam, że w porównaniu z tym, co on mi zrobił, jego rana była draśnięciem. Może zaczeka aż… – zamilkła. – Żeby tylko Gert nie wpadł w jego łapy. – Od jakiegoś czasu ta myśl ją dręczyła. – Nie wiecie, jaką drogą zamierzał podróżować? Trakt? Rzeka?
     – Nie wiem – odparł Marcus, a Ulrych tylko przecząco pokręcił głową.
     – Trudno. Na razie chyba nie jesteśmy  w stanie niczego zaplanować. Pójdę już, powinnam się położyć – oznajmiła, po czym wyszła wyraźnie strapiona.

     Zarówno wieczór jak i noc minęły spokojnie. Rano Veronika zeszła na dół i zastała tam Zygmunta, który siedział przy barze i starannie składał serwetki. Gdy poprosiła o przygotowanie łaźni, mężczyzna skłonił się i od razu udał się na piętro.

     Kobieta wróciła do swojego pokoju i zaczęła się pakować.
     – Dzień dobry – powiedział Viktor, stając w progu jej izby. – Nie śpisz?
     – Dzień dobry. Oczywiście, że nie. – Uśmiechnęła się do niego. – Zjemy razem śniadanie? – zaproponowała.
     – Oczywiście. Zamówię.
     – Jeszcze nie teraz – poprosiła. – Najpierw chciałam się wykąpać. Czekam, aż przygotują łaźnię.
     – A, czekasz na dziadka. – Wszedł do środka i usiadł na łóżku.
     – Dobrze, że mi przypomniałeś. – Wyjęła z sakiewki pięć złotych koron.
     – Zapłaciłem za wszystko – powiedział, obserwując jej poczynania.
     – To napiwek dla niego – wyjaśniła.
     Viktor uniósł brwi.
     – Trzymał ci książkę przez całą noc? – zażartował.
     – Skądże. Po prostu urzekła mnie jego etykieta.
     – Jest dziwny – stwierdził.
     – Fenomenalny, zupełnie niepasujący do tego miejsca. Jest cudowny, stąd ten napiwek.
     – Aż tak bym się nim nie zachwycał, ale masz rację. Z pewnością wiele widział. Jest stary. Ile on może mieć? Z siedemdziesiąt? – zastanawiał się.
     – Może.
     – I jeszcze pracuje. – Pokręcił głową i spojrzał w stronę drzwi, gdy Zygmunt zapukał w futrynę.
     – Pani kąpiel gotowa – oznajmił.
     – Bardzo dziękuję – odparła Veronika i sięgnęła po swoje rzeczy.
     – Zaczekaj – Viktor zatrzymał służącego – chciałem z tobą pogadać. – Ruszył do wyjścia.
     Przechodząc obok Zygmunta, czarodziejka podała mu wcześniej przygotowane monety i podziękowała za miłą obsługę. Zaskoczony mężczyzna popatrzył na pieniądze.
     – Nie mogę tego przyjąć – oświadczył, wbijając wzrok w podłogę.
     – Dlaczego? – zdziwiła się Veronika.
     – Pan Niklaus wypłaca mi pensję – wyjaśnił.
     – To napiwek. To przecież naturalne w zajeździe. Gdy gość jest zadowolony z obsługi, daje napiwek. – Absolutnie nie rozumiała jego stanowiska.
     – Proszę to zabrać. – Zygmunt trwał przy swoim.
     Zdezorientowana czarodziejka spojrzała na Viktora przysłuchującego się tej rozmowie. Z jego twarzy wyczytała, że był równie zaskoczony co ona.
     – Miło mi słyszeć, że jest pani zadowolona – powiedział służący.
     – Teraz już trochę mniej – odparła, chowając do kieszeni niechciane złoto.
     – Proszę wybaczyć.
     – Mowy nie ma. – Zamknęła drzwi od pokoju i poszła do łaźni.

     Po kąpieli Veronika udała się do Viktora. Śniadanie czekało już na stole, a on stał przy oknie i patrzył na coś z niesmakiem. Podeszła do niego i zobaczyła, że po ulicy szła roześmiana grupa niziołków. Miały ze sobą nieprzeciętnie dużą beczkę i śpiewały coś o piwie. Znów obchodziły jedno ze swoich świąt.
     – Powinni je zamknąć w jakimś cyrku – podsumował Viktor. – Co to w ogóle jest? Jak bogowie mogli coś takiego stworzyć? – Pokręcił głową. – Ja na ich miejscu tak bym się nie cieszył. Miałbym żal do swoich rodziców.
     – A ja myślę, że byś nie miał – powiedziała rozbawiona.
     – Gdybym tylko miał świadomość, że mógłbym być kimś takim jak teraz, chyba odwróciłbym się od bogów – ciągnął Viktor.
     – Sądzę, że żadnemu niziołkowi nawet nie śniło się, że mógłby być kimś takim jak ty.
     – Z pewnością. Z pewnością niziołki myślą, że to uciążliwe, niewygodne i… nie wiem co jeszcze. Może zawroty głowy od tej wysokości albo coś w tym stylu. Ktoś naszych rozmiarów nie mieści się do żadnego porządnego domu, trzeba budować specjalne zajazdy. Pewnie patrzą na nas jak na dziwadła, interesujące okazy. Muszę przestać o tym myśleć, bo zaraz się zdenerwuję.
     – Żartujesz, prawda? – upewniła się.
     – Trochę – przyznał – ale jeśli niziołki w ten sposób o mnie myślą… – Znów pokręcił głową. – Jedzmy i zabierajmy się stąd. Odwiedźmy wreszcie tę Sylvanię.

     Po posiłku Veronika wróciła do siebie po bagaże. Po raz kolejny sięgnęła po list od Gerta i przeczytała go. Nadal nie mogła pogodzić się z tym, co napisał. Doszła do wniosku, że powinna o nim zapomnieć. Najlepiej by było udawać, że nigdy nie istniał, choć to zdawało się być zbyt trudne. Wszystko jej o nim przypominało i ciągle o nim myślała.

     Gdy zeszła na dół, większość jej towarzyszy była już na zewnątrz.
     – Gdzie znajdę właściciela zajazdu? – zapytała karczmarza, zatrzymując się przy barze.
     – Ja jestem właścicielem – odparł.
     – W takim układzie mam do pana pewną sprawę – zaczęła. – Obsługiwał nas starszy mężczyzna…
     – Coś nie tak? – przerwał jej.
     – Nie, właśnie wszystko w porządku. Chciałam dać mu napiwek – wyjaśniła.
     – On nie przyjmuje napiwków. – Skrzywił się. – Wprawia tym w zakłopotanie klientów. Gdy komuś bardzo na tym zależało, doliczałem mu to do pensji.
     – Właśnie o to chciałam pana prosić.
     – Niestety to niemożliwe – powiedział karczmarz. – Już tu nie pracuje.
     – Dlaczego? – Veronika nie zdołała ukryć zaskoczenia.
     – Bo pracuje dla mnie – odezwał się Viktor, który właśnie wszedł do środka. – Pojedzie z nami do Leichebergu, zaczeka tam, a potem odeślę go do mojego znajomego w Talabheim, który na pewno znajdzie mu jakąś lżejszą pracę.
     – Ostatecznie to był mój pracownik i jeśli pani nalega… – zaczął barman.
     – Nie, nie nalegam. – Czarodziejka posłała mu nieprzyjemne spojrzenie.
     – Wiedziałem – mruknął niezadowolony.
     Veronika pomyślała, że Gert także zabrałby Zygmunta z tego miejsca. Była pewna, że wysłałby go na swoją plantację i kazał siedzieć w fotelu na ganku. Choć miał nadmiar pracowników, nieraz zatrudniał ludzi, którzy według niego potrzebowali pomocy i zupełnie ignorował fakt, że Ediego za każdym razem doprowadzało to do szału.

     Służący w stroju podróżnym siedział wyprostowany na koniu. Do jego siodła przytroczony był spory bagaż.
     – Ile mu zaproponowałeś? – kobieta zwróciła się do Viktora.
     – Nic. Zapytałem go tylko, czy nie chciałby wrócić do starego zajęcia. – Zerknął w stronę Zygmunta. – Pracował kiedyś w dużym domu, zarządzał służbą. Ja nie będę mu płacił, nie potrzebuję go.
     – Chętnie bym go zatrudniła, ale nie w dużym domu… – Zamyśliła się na moment. – Może w średnim.
     – Masz dom? – zapytał Viktor.
     – Nie, ale mogłabym kupić. Chyba warto mieć dom – powiedziała, patrząc na Zygmunta.
     – Jeśli masz na to ochotę, to czemu nie. W mniejszym domu pewnie miałby mniej pracy.
     – Jest stary. Nie musiałby tam pracować. – Dosiadła swojego rumaka.  
     Viktor przez chwilę patrzył na nią zdumiony, nie ruszając się z miejsca.
     – Jeśli chcesz… – odezwał się w końcu. – Nie jest moją własnością, nawet dla mnie nie pracuje. Ja mu tylko coś zaproponowałem. Nie sądzę, by mój przyjaciel odmówił, ale do Talabheim daleka droga, więc, jeśli złożysz mu propozycję, a on się zgodzi, jest twój.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2438 słów i 14395 znaków.

2 komentarze

 
  • Użytkownik AnonimS

    Fakt. Zygmunt niby majordomus angielskiego lorda . Viktor uprzedził ale i rozbudował zamysł Veroniki.... Reszta w zwolnionym tempie bez eforii za to spokojnie. Fajnie się to czyta. Już nawet Veronika ciut mniej mnie drażni ale tylko ciut :P

    23 sty 2018

  • Użytkownik Fanriel

    @AnonimS "Ciut" to zawsze coś. ;) Cieszę się, że fajnie się czyta. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam. :)

    23 sty 2018

  • Użytkownik Fanka

    Spokojna część :bravo:  
    Szacunek dla Zygmunta ;) A karczmarz powinnien w łepek dostać za chciwość  :nerw:

    23 sty 2018

  • Użytkownik Fanriel

    @Fanka Lubię czasem zwolnić. ;) Tak, Zygmunt to wyjątkowy człowiek. Karczmarz - typowy. ;) Dziękuję za kolejny komentarz. Pozdrawiam serdecznie!

    23 sty 2018

  • Użytkownik Fanka

    @Fanriel Dziekuje i również pozdrawiam ! ;)

    23 sty 2018

  • Użytkownik Fanriel

    @Fanka  :kiss:

    23 sty 2018