Strażnicy cienia II część 29

Po chwili narzeczeni wyszli na zewnątrz. Jose właśnie opuścił świątynię i zmierzał w ich stronę.
     – To jakiś urok – poinformował ich, gdy tylko się spotkali. – Powiedzieli, że to z niej zdejmą.
     – Kiedy? Zdążą do jutra? – zapytała Veronika.
     – Nie wiem, ale to możliwe. Chyba mają tam kłopoty.
     – W mieście są wampiry – oznajmił Gert.
     – Więc jest tutaj – stwierdził Estalijczyk. – Nie moglibyśmy tu na niego zapolować?
     – W Nuln? Gdzie go będziesz szukał? Ukryje się. – Czarodziejka od początku wykluczała taką ewentualność.
     – A jeśli nie chwyci tropu? My wyjedziemy, a on będzie tu mordował. – Tego obawiał się Jose.
     – Akurat o to byłabym spokojna.
     – Jedźmy już – poprosił Gert.

     Korzystali z bocznych, mało uczęszczanych uliczek. Spieszyli się w drodze do Ermana. Jego dom znajdował się w spokojnej dzielnicy willowej. W przeciwieństwie do sąsiadujących z nim budynków, ten otoczony był trzymetrowym kamiennym murem. Zarówno brama jak i furtka były zamknięte, więc zatrzymali się na ulicy.  
     Gert zsiadł z konia i wszedł do ogrodu.
     – Cześć, Uto – przywitał się z kimś. – Jest Edi?
     – Jest. Erman też jest, jakbyś chciał wiedzieć.
     – Możemy? – zapytał.
     – Jasne. Otworzę.
     Gdy brama ustąpiła, zobaczyli Uta. Był dobrze zbudowanym mężczyzną w sile wieku. Miał na sobie kolczugę. Dysponował mieczem i kuszą. W ogrodzie stało jeszcze dwóch tak samo uzbrojonych ludzi.

     Uto zamknął bramę, jak tylko wjechali do środka.
     – Zostawcie konie, ktoś się nimi zajmie – powiedział.
     – Dzięki – rzucił Gert.
     Wtedy z domu wyszedł Edgar. Towarzyszył mu człowiek w średnim wieku sprawiający wrażenie zdolnego do najokrutniejszych form przemocy. Jego wyraz twarzy był odpychający.
     – Witaj, Erman! – Gert przywitał go, zanim jeszcze się spotkali. – Przepraszamy za najście, ale musimy zostać w mieście…
     – Edi wspominał, że macie jakiś problem. Mam nadzieję, że nie ściągacie go na mnie – odezwał się gospodarz.
     – Skądże. Po prostu chcieliśmy przenocować. Dopiero co przyjechaliśmy…
     – Masz dom w mieście – zauważył Erman. – Nieważne. Nie obchodzi mnie to. Po prostu będziecie mieli u mnie dług. – Uśmiechnął się. – Może otrząśniesz się ze swoich kłopotów i przypomnisz mi, że masz jeszcze dobre maniery. – Zerknął na Veronikę, która wyciągnęła do niego rękę i  przedstawiła się.
     Mężczyzna pocałował ją w dłoń, przy tym patrząc jej w oczy.
     – Bardzo miło mi panią poznać. Erman Hirtzel… Ma pani piękne, delikatne palce, pewnie nieskażone pracą. – Z zainteresowaniem oglądał jej dłoń. – Doskonałe.
     – A to jest Jose Alvarez – powiedział Gert.  
     Estalijczyk podszedł, by się przywitać.
     – Porządny uścisk. Znać, że prawdziwy z ciebie mężczyzna – skomentował Erman. – Zapraszam do środka. Marget pokaże wam sypialnie. Rozgośćcie się. Miałem właśnie jeść kolację, ale zaczekam. Edi, znasz dom, więc może oprowadzisz towarzyszy? Marget! – zawołał, gdy weszli do holu.
     Służąca zjawiła się błyskawicznie i dygnęła.
     – Zaprowadź gości na pierwsze piętro, wskaż im wolne pokoje i łaźnię. Zadbaj o to, aby niczego im nie brakowało – polecił dziewczynie.
     Dom był bogaty, bardzo gustownie urządzony. Veronika nie miała wątpliwości, że ich gospodarz prowadził jakąś przestępczą działalność. Typowała, że zaczynał jako oprych. Teraz mógł się zajmować na przykład haraczami.

     Narzeczeni zajęli jedną sypialnię.
     – Nie masz nic przeciwko temu? – upewnił się Gert.
     – Oczywiście, że nie. – Uśmiechnęła się do niego.
     – Przepraszam, że nie zachowałem się, jak należy. Nie przedstawiłem cię.
     – Nic się nie stało.
     – Myślałem o ślubie – zaczął. – W zasadzie możemy przesunąć datę. Faktycznie okoliczności nie są zbyt sprzyjające. Jak już załatwimy nasze sprawy, wtedy będziemy mogli spokojnie o tym porozmawiać…
     Przerwało mu pukanie do drzwi.
     – Proszę – powiedział i do pokoju wszedł Edgar.
     – Wyjaśniłem mu, że chwilowo nie możemy wracać do domu. Lepiej nie wspominajcie, że mamy jakieś problemy z wampirami. W zasadzie nie powinien już o nic pytać – poinformował ich przyjaciel. – Mam nadzieję, że nas tu nie znajdzie. Inaczej będziemy mieli przechlapane. Co z dziewczyną?
     – Rzucił na nią urok – odpowiedziała czarodziejka. – Być może do jutra się z tym uporają.
     – Do południa musimy wyjechać – stwierdził. – Nie opowiadaj tu o tym, czym się zajmujesz – zwrócił się do Veroniki.
     – Nie zamierzam. W zasadzie najchętniej już położyłabym się spać – przyznała.
     – Będzie problem z łowcami – zauważył Gert. – Jeśli tu są wampiry, to raczej nikt z nami nie pojedzie.
     – Zapomnij o łowcach wampirów. Po prostu wynajmiemy ochronę – zdecydował Edi. – Żeby było zgodnie z planem, ja się tym zajmę. Wezmę najemników. Nie będę ich wtajemniczał, bo zażądają nie wiadomo jakiej kwoty. Poza tym nie każdy by się zgodził. Pojadę z nimi przodem. Wy wynajmiecie paru ludzi dla siebie. Będziemy podróżować osobno.
     Gert skinął głową, zgadzając się na propozycję przyjaciela.
     – Ja i Jose będziemy dziś wartować. Wszyscy musimy być w miarę blisko, żeby to miało sens – powiedziała kobieta.
     – Możecie to robić na korytarzu? – zapytał Edgar.
     – Tak, ale drzwi do sypialni muszą być pootwierane, a okna pozamykane.
     – Dobra. Zostajesz w pokoju? – upewnił się.
     – Tak. Wykąpię się i położę. Jeszcze trochę do zachodu słońca, więc mogę się spokojnie przespać. Po zmroku niech wartuje Jose. Wezmę drugą zmianę – zdecydowała.
     – Porozmawiam z nim – zadeklarował Edi. – Za chwilę kolacja – oznajmił, po czym wyszedł.

     – Veronika – usłyszała szept Jose i poczuła delikatne szturchnięcie w rękę.
     Ciemność panującą w pokoju rozpraszało jedynie słabe światło wpadające z korytarza przez otwarte drzwi.
     – Wszystko w porządku? – zapytała dość przytomnie.
     – Tak, twoja kolej – powiedział.
     – Dobrze. Daj mi chwilę.
     – Jasne. Na zewnątrz jest straż, w środku cisza – poinformował ją.

     Kobieta spojrzała na Gerta, który spał obok niej. Ostrożnie wstała i ubrała się. Zabrała pamiętnik von Carsteina, po czym zmieniła Jose. Stanęła w pobliżu jego drzwi i skoncentrowała się na magii.
     Nagle zauważyła, że płomienie dwóch świec, znajdujących się na korytarzu, zatańczyły. Usłyszała, że na dole ktoś cicho zamknął drzwi. Potem doszedł ją odgłos zbliżających się kroków. Bez wątpienia ten, kto zmierzał w jej stronę, nie chciał być słyszany. Bezgłośnie weszła do swojej sypialni i stamtąd obserwowała, co się dzieje na zewnątrz.
     Ktoś wszedł na ich piętro. Dopiero gdy mijał jej pokój, zorientowała się, że to Edgar. Odetchnęła z ulgą i po chwili wróciła na korytarz.
     W sypialni Ediego paliło się światło. W domu panował spokój.

     Po pewnym czasie z pokoju Edgara doszły ją odgłosy kroków. Po cichu ruszyła tam, by upewnić się, że to nie wampir. Przez uchylone drzwi zobaczyła, jak Edi, stojąc przy barku, nalewa sobie alkohol do szklanki. Potem usiadł ciężko w fotelu, westchnął i napił się.
     Powoli wróciła na swoje miejsce. Wtedy gwałtownie otworzyły się jego drzwi, a on pojawił się w nich z pistoletem w ręku. Rozejrzał się i zatrzymał wzrok na czarodziejce.
     – Gdzie byłaś, gdy wchodziłem? – zapytał półgłosem.
     – U siebie. Ukryłam się, bo nie wiedziałam, kto się skrada.
     Przez chwilę patrzył na nią bez słowa.
     – Nie będę spał, więc nie musisz tam stać… – powiedział wreszcie. – Możesz wejść. – Skinął głową, wskazując swoją sypialnię.
     – Dlaczego się nie kładziesz? – Zbliżyła się do niego, by móc mówić szeptem i wtedy zorientowała się, że nie był zupełnie trzeźwy.
     Wszedł do środka, nie odpowiadając. Pistolet położył na stoliku obok szklanki i usiadł w fotelu.
     Veronika zatrzymała się w drzwiach, by nadal widzieć korytarz.
     – Spałeś w ogóle? – zapytała.
     – Próbowałem, ale jakoś nie bardzo mam ochotę… Napijesz się? – zaproponował.
     – Chętnie. – Uważnie mu się przyglądała.
     Wstał i boso podszedł do barku. Nalał do szklanki kolorowej wódki, po czym zaniósł ją czarodziejce i wrócił na miejsce.
     – Co się dzieje? Jutro czeka nas ciężki dzień. – Trochę ją niepokoiło jego zachowanie.
     – Odeśpię… Wejdź na chwilę – poprosił.
     – Nie, nie ruszę się stąd – stanowczo odmówiła. – Muszę obserwować korytarz.  
     – I co w sprawie, o której rozmawialiśmy?
     – Gert przyznał, że to nie najlepszy moment na ślub. – Napiła się, nie spuszczając z niego wzroku.
     – Nie najlepszy moment na ślub? Ale nie stwierdził, że to kiepski pomysł?
     – Nie. Mamy o tym porozmawiać, gdy skończą się kłopoty… Dlaczego pytasz?
     – Z ciekawości – mruknął, patrząc w szklankę. – To kiepski pomysł.
     – Nie wiem. Może wcale nie… Nie jestem przekonana… Rozmawiałeś z nim i wiesz, jak bardzo tego chce.  
     Przyglądał jej się.
     – Tam w wieży tak dziwnie na mnie patrzyłaś. O czym myślałaś?
     – Próbowałam zgadnąć, o czym ty myślałeś, oglądając mnie – odpowiedziała.
     – To chyba oczywiste – powiedział, uśmiechając się, po czym wstał i powoli do niej podszedł. – Myślałem o twoim tyłku… Ciężko mu się oprzeć. Szkoda, że tam przy studni było tak ciemno.
     Veronika nie dała tego po sobie poznać, ale była bardzo zaskoczona słowami Ediego.
     – Może wejdziesz? – zaproponował ponownie.
     – Mam wartę – przypomniała mu.
     – To najbezpieczniejsze miejsce w tym mieście – zapewnił ją.
     – Być może, ale on posługuje się magią…
     – Nie mam ochoty na wykład o magii – przerwał jej.
     – Właśnie widzę.
     Wyciągnął rękę i chwycił ją za podbródek.
     – Co ty wyprawiasz? – zapytała, pewnie patrząc mu w oczy.
     – A jak myślisz? Od początku mnie prowokujesz.
     – Gert to twój przyjaciel.
     – Przecież i tak nic z tego nie będzie – stwierdził. – Dobrze o tym wiesz. Mąci ci w głowie, ale znasz fakty. – Położył kciuk na jej ustach i zaczął delikatnie dotykać jej dolnej wargi.
     – Może lepiej by było, żeby ten związek rozpadł się w naturalny sposób, a nie przez ciebie – powiedziała.
     – O tym też nie mam ochoty rozmawiać – odparł, kładąc rękę na jej szyi.
     Kobieta pomyślała, że Gert by go za to zabił.
     Wtedy Edgar pochylił się, żeby ją pocałować. Uniosła do ust szklankę i napiła się, by mu to uniemożliwić. Nie cofnął się, czekał w bezruchu.
     – Dolejesz? – zapytała, podając mu szkło.
     Bez słowa poszedł do barku. Gdy wrócił, zatrzymał się o krok od niej i podał jej wódkę. Wyjrzał na korytarz, po czym podszedł bliżej, sięgnął po pukiel jej włosów i zaczął zakręcać go na palcu.
     Veronika zastanawiała się, czy przypadkiem jej nie sprawdza, chociaż sprawiał wrażenie, jakby o niczym takim nie myślał. Była ciekawa, jak daleko zamierza się posunąć.
     Oparł rękę nad jej głową i przysunął się do niej, nieco się pochylając.
     – Gert by ci tego nie wybaczył – powiedziała.
     – Pewnie nie…
     – Warto ryzykować wieloletnią przyjaźń dla… cholera wie czego? Nawet najlepszego seksu?
     – Najlepszego? Brzmi kusząco. – Uśmiechnął się. – Nie musi o niczym wiedzieć.
     – Masz ciekawe pojęcie przyjaźni – jej głos stał się zimny, a spojrzenie nieprzyjemne.
     – Chyba za dużo wypiłem… – Ponownie wyjrzał na zewnątrz, po czym wszedł
do sypialni. Zatrzymał się przy łóżku, odsunął narzutę i zaczął się rozbierać.
     Kobieta dopiła wódkę, odstawiła szklankę na stoliku i ruszyła w stronę pokoju Jose.
     – Możesz zostać – usłyszała za sobą.
     Zignorowała to. Wróciła na swoje miejsce i tam wartowała do świtu.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1996 słów i 12078 znaków.

2 komentarze

 
  • Margerita

    Łapeczka w górę, jak zawsze

    24 mar 2018

  • Fanriel

    @Margerita Dziękuję, jak zawsze. ;)

    24 mar 2018

  • AnonimS

    Ale jest do czytania. Brawo Ty :bravo: komentarz jak przeczytam.

    13 lis 2017

  • Fanriel

    @AnonimS Czekam. :)

    13 lis 2017