Strażnicy cienia III część 24

Gdy wyszli z budynku, Filip stał na schodach oparty o balustradę.
     – Zaczekaj jeszcze chwilę – Dieter poprosił Veronikę i ruszył w stronę swoich ludzi.
     – Jasne. – Zatrzymała się obok swojego ochroniarza.
     Wzięła go za rękę i przyjrzała się jego zaczerwienionej i podpuchniętej dłoni.
     – Jestem rozczarowany – przyznał Filip.
     – Myślałeś, że to potrwa dłużej?
     – Przy drugim zaczynałem się dobrze bawić, a to zaraz się skończyło. Byłaś kiedyś z facetem, który nie był w stanie wytrzymać?
     – Owszem – przytaknęła. – Przykre.
     – No właśnie – mruknął z niezadowoleniem.
     W tym czasie Dieter wrzeszczał na swoich podwładnych, wyzywając ich od patałachów i zarzucając, że źle traktują potencjalnych klientów. Za karę wyznaczył im dodatkowe zajęcia.
     – Wracamy do zajazdu? – zapytał Filip.
     – Nie, czekamy na niego. – Skinęła w stronę znajomego. – Idziemy na piwo – wyjaśniła. – Chyba że chcesz wracać?
     – Nie. Może jeszcze znajdą się jacyś amatorzy mocnych wrażeń.
     – Tam, gdzie idziemy, to bardzo możliwe – stwierdziła. – Pewnie nic się nie zmieniło.
     – To chętnie się tam rozejrzę.

     Po chwili wrócił Dieter. Podał ramię czarodziejce i skierowali się do Suchego.
     – Szkoda, że nie jesteśmy w Averheim – powiedział. – To miasto to dziura. Tu praktycznie nie ma gdzie pójść. W zajeździe, w którym się zatrzymałaś, dają dobrze zjeść, ale tam pozwalamy odprężyć się miejscowym po pracy. Nie nachodzimy ich tam. Lanfried zgodził się zatrudnić naszych najdroższych ochroniarzy w zamian za to, że dostarczymy mu klientów. My zajmujemy pozostałe lokale, mamy pracę, a on zarabia i wszyscy są zadowoleni.
     – Genialne w swojej prostocie – przyznała.
     – Trzeba sobie jakoś radzić. – Uśmiechnął się. – To był mój pomysł, stąd awans – pochwalił się.
     – Nie wyobrażam sobie, gdzie będziesz, gdy się spotkamy za kolejne dwa lata.
     – Pewnie nadal tutaj… – Na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.
     – Albo w Averheim. Czy może już się przywiązałeś do tego miasteczka? – zapytała.
     – Nie – zaprzeczył zdecydowanie. – Właśnie podsunęłaś mi pewien pomysł. Nie będę mógł awansować, dopóki nie będzie tu kogoś, kto mnie zastąpi. Muszę kogoś takiego znaleźć. Potem pojadę do Averheim, trochę się tam pokręcę. Szefowa mnie zobaczy i zapyta, dlaczego nie pilnuję interesu. Wtedy powiem jej, że mam człowieka godnego zaufania, zaprezentuję go, zadbam o jego awans i sam będę miał szansę na lepsze stanowisko… Raczej nie zrobią ze mnie szeregowego, skoro byłem już kapitanem drużyny. Kto wie, może Angela zechce zatrzymać mnie przy sobie…

     W lokalu, do którego dotarli, była podejrzana klientela. Już za sam wygląd każdy z gości mógłby dostać wyrok.
     – Jeśli masz ochotę jeszcze poćwiczyć, to polecam ci Faustusa – Dieter zwrócił się do Filipa, wskazując jednego z osiłków.
     – Wygląda na brutala – stwierdził mężczyzna.
     – Owszem, i taki jest – potwierdził Dieter. – Prawdę mówiąc, na placu wcale nie zrobiłeś na mnie dużego wrażenia. Na pierwszy rzut oka wyglądasz całkiem,  całkiem, ale trochę wolno się ruszasz. Mógłbyś się od niego czegoś nauczyć.
     – To twój najlepszy człowiek? – zapytał go Filip.
     – Zależy do czego.
     – Do łamania kości – doprecyzował najemnik.
     – Tak – potwierdził – ten jest najlepszy.
     – W takim wypadku nie zrobię mu krzywdy – powiedział Filip. – Jest ci potrzebny.
     – Mniejsza o pracę – Dieter urwał temat. – Piwo, wino, wódka? – z tym pytaniem zwrócił się do Veroniki.

     Zdecydowała się na piwo, więc jej przyjaciel udał się do baru, podczas gdy ona wybrała dla nich stół. Usiadła w rogu sali przy oknie, by wszystko dobrze widzieć. Filip zajął miejsce obok niej.
     – Długo tu zostaniemy? – zapytał.
     – Nie wiem, może wypijemy piwo, dwa. A co?
     – Pytam z ciekawości – wyjaśnił.
     – Jak chcesz, to możesz już iść. Miałeś wesołe towarzystwo, kręciły się tam jakieś kobiety…
     – Żadna tobie nie dorównuje – stwierdził, patrząc jej w oczy.
     – Tak, ale wiesz, że ze mną… – zaczęła.
     – Jestem z tobą. – Uśmiechnął się. – Może nawet pozwolisz potrzymać się za rękę.
     – Już cię dziś potrzymałam za rękę – przypomniała.
     – Publicznie. Tu jest publicznie. Tam byliśmy za zamkniętą bramą. To się nie liczy, bo nikt nie patrzył.
     – Może pogadałbyś z chłopakami – Dieter zaproponował Filipowi, stawiając na stole dwa kufle. – Pewnie są ciekawi, co słychać poza miastem.
     – W zasadzie to nic nie widziałem i nic nie słyszałem – odparł mężczyzna.
     – Zostaw nas samych – powiedział Dieter, pochylając się w jego stronę i nie spuszczając z niego wzroku.
     – Coś ci się w oczy stało? – zapytał Filip z drwiącym uśmiechem.
     – Twój chłopak nic nie rozumie. Może mu to przetłumaczysz, zanim zrobi sobie krzywdę – Dieter tym razem zwrócił się do Veroniki.
     – Filip, może lepiej będzie, jak on mnie odprowadzi – powiedziała. – Najwyraźniej chce porozmawiać ze mną na osobności, a przyszliśmy tu razem i niegrzecznie by było gdzieś cię odsyłać. – Czuła się bardzo niezręcznie.
     – Mogę zaczekać na zewnątrz – zaproponował.
     – Jak wolisz, ale... – urwała, gdy Dieter wziął ją za rękę.
     – W mieście nic ci nie grozi – zapewnił ją. – Możesz odesłać Filipka tam, skąd wylazł.
     – Filip dla mnie nie pracuje, jest moim towarzyszem. Przychodząc tu ze mną, wyświadczył mi przysługę – wyjaśniła, bo ton tej rozmowy absolutnie jej nie odpowiadał.
     – To podziękuj mu za to i niech nas w końcu zostawi samych. To jakaś przyzwoitka?
     – Przyszedłem tu, bo tego chciałaś. Jeśli chcesz, zostawię cię – powiedział Filip, gdy czarodziejka spojrzała na niego.
     – Dziękuję. – Uśmiechnęła się lekko. – Wrócę sama. Niedługo.
     – W porządku, ale oni nie wyglądają na miłych ludzi – stwierdził, jak gdyby nie była tego świadoma.
     – I pracują dla niego. – Zerknęła na Dietera.
     – On też nie wygląda na miłego faceta – podsumował, wstając.
     Dieter odprowadził go wzrokiem.
     – Ma szczęście, że przyszedł z tobą. Tylko dlatego wyszedł stąd o własnych siłach. – Spojrzał na Veronikę. – Nie żartuję. Nie lubię, gdy ktoś mi podskakuje. Fajnie było, potłukli się, ale oprócz mięśni trzeba mieć jeszcze trochę rozumu. Jak się mówi do człowieka, to powinien zrozumieć… No nic, zostawmy to i napijmy się. Chyba przydałby mi się jakiś przyjemny masaż – stwierdził, sięgając po kufel.
     – Nie znam tu nikogo, kto mógłby się tym zająć – powiedziała.
     – A ty? Pamiętam, że kiedyś byłaś w tym świetna. – Uśmiechnął się, patrząc jej w oczy.
     – Już dawno zapomniałam, jak to się robi.
     – Naprawdę? – Pochylił się w jej stronę i ściszył głos. – To bardzo dobrze, że tu jesteś. Przed ślubem powinnaś to sobie przypomnieć. Chyba nie chciałabyś się skompromitować?
     – Nie zamierzam tego robić po ślubie.
     – Jak to? – zdziwił się. – Chcesz złożyć śluby czystości?
     – Ja mówię o masażu – wyjaśniła rozbawiona.
     – Ja też.
     – O jakim? – zapytała, śmiejąc się.
     – A o jakich masażach my możemy rozmawiać?
     – My? O wszystkich tylko nie o tych, o których rozmawiamy – odparła. – Zaraz chyba się zawstydzę. Wyobrażasz to sobie?
     – Czuję, że wspomnienia wracają. Naprawdę to czuję.
     – Wierzę. Jutro będę w Averheim. Ciekawa jestem, jak tam wszystko wygląda – zmieniła temat. – Dużo się zmieniło? Tu jest trochę inaczej.
     – Żadnych znaczących zmian nie było...

     Około dziesiątej Dieter odprowadził Veronikę do zajazdu, w którym się zatrzymała. Tam wypili jeszcze po piwie, po czym się pożegnali.

     Na korytarzu na piętrze stał Filip.
     – Nareszcie – powiedział na widok czarodziejki. – Już miałem iść cię szukać. Wszystko w porządku?
     – Tak – potwierdziła. – Mówiłam ci, że to mój znajomy i nic mi przy nim nie grozi. – Zatrzymała się przy swoich drzwiach.
     – To jakiś cholerny oprych – mruknął. – Tacy jak on chyba nie mają zasad.
     – Jesteśmy przyjaciółmi.
     – Ludzie się zmieniają – stwierdził. – W porządku, przebierz się i kładź się spać.
     – Jak każesz. – Uśmiechnęła się i weszła do ciemnej izby.
     Zamknęła drzwi na klucz, po czym zapaliła świecę. Gert spał. Było duszno, więc zgasiła światło i otworzyła okno. Potem zdjęła ubranie i położyła się obok narzeczonego, starając się go nie obudzić.
     
     – Wyspałeś się? – Veronika zapytała Gerta, gdy leżeli rano w łóżku.
     – Yhm – mruknął. – Jak spotkanie?
     – Było bardzo miło – przyznała.
     – Bardzo? – Spojrzał na nią badawczo.
     – Tak – potwierdziła. – Nie zdradziłam cię. Szkoda, że to nie jest dla ciebie oczywiste… – Patrzyła na niego z wyrzutem. – Musisz o mnie źle myśleć, skoro przed spotkaniem ze znajomym musiałam ci obiecać, że tego nie zrobię.
     – To nie tak. – Energicznie pokręcił głową. – Po prostu się boję.
     – Rozumiem, że możesz sądzić, że lekko podchodzę do tych spraw, biorąc pod uwagę, jak się poznaliśmy – ciągnęła – ale musisz mieć do mnie trochę więcej zaufania.
     – To nie jest kwestia zaufania. Można komuś ufać i bać się...
     – Pewnie – przerwała mu – ale co w takim razie da ci moje zapewnienie? Co się zmieni, gdy to usłyszysz?
     – Będzie mi trochę lepiej – odparł. – To tak jakbym wisiał nad urwiskiem, a ty wyciągnęłabyś do mnie rękę. Muszę puścić skałę i chwycić ciebie. Wiem, że nie jesteś silna. Muszę ci zaufać, ale to nie znaczy, że przestanę się bać… Rozumiesz? Można ufać i bać się.
     – Tak jest chyba zawsze, gdy komuś na kimś zależy – stwierdziła. – To normalne, ale nie mówi się o tym na każdym kroku. Nie zamierzam cię zdradzać. Niby po co?
     – Może po prostu za dużo gadam. Zazwyczaj mówię, co myślę, a czasami nawet więcej… – zamilkł na moment. – Wiem, że to nie twoja wina, że to ja…
     – Musisz się czuć strasznie niepewnie w tym związku – podsumowała.
     – Myślę, że to minie – powiedział.
     – Tak? Nie będziesz zazdrosny?
     – Nie do tego stopnia – odparł.
     – A kiedy? – zainteresowała się.
     – Tego to nie wiem. – Uśmiechnął się.
     – Może jak przestanę ci się podobać?
     – To akurat niemożliwe. – Pocałował ją w skroń. – Dla mnie zawsze będziesz najpiękniejsza.
     – Boję się, że kiedyś jakiś wampir zostawi mi blizny. Chyba byłoby mi ciężko się z tym pogodzić – przyznała. – Przyzwyczaiłam się do tego, że jestem atrakcyjna… – urwała, słysząc pukanie do drzwi. – Kto tam? – zapytała.
     – Ulrych – usłyszeli w odpowiedzi. – Marcus pyta, kiedy ruszamy.
     – Niedługo. Już się zbieramy – zadeklarowała.
     – Zostało mało czasu – wyszeptał Gert i zaczął ją całować.

     Gdy wyszli z łóżka, Veronika w pośpiechu zaczęła się ubierać.
     – Nie pojadą bez nas. Zaczekają – uspokajał ją narzeczony.
     – Jasne, ale co im powiemy?
     – Że straciliśmy poczucie czasu. Wracamy do łóżka? – zaproponował z łobuzerskim uśmiechem.
     – Musisz poczekać do wieczora. – Zerknęła na niego, upychając rzeczy do torby. – Dziś dotrzemy do Averheim. Tam to będę miała spotkań…
     – Przecież nie musisz wszystkich odwiedzać. Ja tego nie robię.
     – Masz tam jakichś znajomych na cmentarzu? – zapytała.
     – Dlaczego na cmentarzu? – Zmrużył oczy.
     – Bo zazwyczaj podróżujesz w sprawach zawodowych – odparła.
     – A już myślałem, że pytasz o moich rówieśników.
     – To dobre. – Roześmiała się w głos. – To mi nie przyszło do głowy…
     Znów przerwało im pukanie do drzwi. Veronika stała blisko, więc od razu otworzyła.
     – Jesteśmy gotowi – oznajmił Ulrych.
     – Już idziemy – powiedziała.
     – Nie pakujcie się jeszcze – wtrącił Gert. – Musimy zjeść śniadanie.  
     – Zjemy po drodze – zdecydowała kobieta.
     – Zjemy po drodze – powtórzył po niej narzeczony. – Najważniejsza jest zgodność – stwierdził, gdy zostali sami.

     Na dole pożegnał ich uśmiechnięty barman. Hoefer i jego ludzie czekali przy koniach na zewnątrz. Veronika przywitała się z nimi, przytroczyła swoje rzeczy do siodła i podeszła do Marcusa.
     – Udało się? – zapytała dyskretnie, na co mężczyzna twierdząco skinął głową.
     – Nie tutaj – powiedział, rozglądając się. – Obawiam się, że nie będziesz usatysfakcjonowana. Nie podam ci nazwiska. Zaraz ruszamy, tak? – upewnił się.
     – Tak – potwierdziła.
     – Więc chyba wytrzymasz?
     – Jeśli jest w mieście… – zaczęła.
     Hoefer pochylił się, by słyszała jego szept.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2101 słów i 12990 znaków.

2 komentarze

 
  • AnonimS

    Kolejny ciekawy odcinek. Widzę że się ktoś do komentowania przyłączył będzie fajnie poczytać opinie innych użytkowników.. tym razem to Gert nawywijał , zazdrość  podgladanie jednym zdaniem wszystko robi żeby ją stracić. Ale mieszasz Autorko  :cheers: Ciekawe co jeszcze wymyślisz po upojnym Sylwestrze. Wszystkiego najlepszego w nowym roku.

    30 gru 2017

  • Fanriel

    @AnonimS Mieszam, jak tylko się da, a wszystko po to, by czytelnikom się nie nudziło. Gert dopiero pokaże na co go stać. ;) Dziękuję. Wzajemnie!

    30 gru 2017

  • emeryt

    @Fanriel. Droga Autorko tego wspaniałego opowiadania.Ja, jak większość twoich czytelników, czytam, lecz o wpisach komentarzy nie pamiętam, lecz postanowiłem to nadrobić. Mam tylko nadzieję że tej powieści nie zakończysz zbyt szybko i dasz mi szansę na moje komentarze w przyszłym roku. Na razie życzę Tobie dużo szczęścia, zdrowia oraz wspaniałej weny w nadchodzącym roku .
    emeryt.

    30 gru 2017

  • Fanriel

    @emeryt Dziękuję BARDZO! Sporo rozdziałów przed nami, więc z pewnością nie zabraknie okazji do pozostawienia komentarzy. Życzę wszystkiego najlepszego i przesyłam pozdrowienia. Do przeczytania. ;)

    30 gru 2017