Strażnicy cienia IV część 23

– Nie – zaprzeczył wyraźnie zdenerwowany. – Chciałbym, żebyś mnie wysłuchała. Rozumiem, że możesz mieć do mnie żal o tę fałszywą wizję – mówił szybko. – Jeśli wrócę z Sylvanii, możesz mnie z tego rozliczyć, jak tylko zechcesz, ale musiałem ci powiedzieć, bo nie wiem, czy wrócę. Nie przyszło mi to lekko, ale ty zastanawiałaś się nad wycofaniem. Byłaś gotowa zrezygnować z dalszej podróży i…
     – Mogłeś to zachować dla siebie – przerwała mu. – Jeśli decyduje się na takie posunięcia, należy to ciągnąć do końca.
     – Prawda zawsze wyjdzie na jaw, prędzej czy później…
     – Lepiej później… Nie powiem ci, że jest w porządku, a pewnie na to liczyłeś.
     – Nie – pokręcił głową – nie liczyłem na to. Po prostu chciałem, żebyś wiedziała. Mam nadzieję, że to nie będzie miało wpływu na naszą misję. – Spojrzał na nią niepewnie.
     Patrzyła na niego z nieskrywaną pogardą.
     – Po kim jak po kim, ale po tobie bym się tego nie spodziewała – powiedziała, po czym zostawiła go samego i ruszyła w stronę Viktora, który bacznie ją obserwował od momentu, gdy podniosła głos.
     
     – Co się stało? – zapytał, zerkając na Hoefera.
     – Nic – odpowiedziała po chwili. – Nic, Viktor... – zamilkła na moment. – Nic, co miałoby jakiekolwiek znaczenie.
     – Nie martw się. Już niedługo będzie po wszystkim. – Pocieszająco pogłaskał ją po plecach. – Będziemy musieli znaleźć trochę czasu i oderwać się od tego wszystkiego… – przerwał i zaczął się jej przyglądać.
     – Powinieneś o czymś wiedzieć… – zaczęła z trudem. – Właśnie się dowiedziałam, że najprawdopodobniej zjawi się tutaj Gert.
     – Marcus się z nim widział?
     – Nie, Marcus przekazał mi list od niego. – Spojrzała na Viktora. – Gert napisał, że chce pomóc. – Nie była w stanie powiedzieć mu więcej.
     – I? – zapytał, najwyraźniej nie dostrzegając żadnego problemu.
     – Uznałam, że powinieneś wiedzieć.
     – Myślisz, że może nam się do czegoś przydać? – Rzeczowo podszedł do sprawy.
     – Byłby idealnym trzecim, ale nie wiem, czy będę umiała z nim współpracować po tym… – głos jej się załamał. – Zresztą… On mnie zostawił, gdy wróciłam do Averheim. Napisał to w liście. To był obrzydliwy list… Teraz napisał, że to nie była prawda… że zrobił to, by mi pomóc – wyrzuciła z siebie.
     – Dlaczego o tym mówisz? – Viktor uważnie śledził każdy jej gest.
     Na moment zamknęła oczy, po czym odetchnęła głęboko i spojrzała na niego.
     – Chciałam, żebyś wiedział… Może faktycznie nie powinnam ci o tym mówić. Nie wiem.
     – Czy nasza sytuacja jest dość jasna? Jesteś wzburzona, więc nie jest to informacja bez znaczenia – zauważył. – Nie jest ci ze mną dobrze?
     – Jest – odparła bez wahania.
     – Więc czym się przejmujesz? – Uśmiechnął się lekko i pogładził ją po policzku. – Zjawi się tu i będziemy mieli trzeciego.
     – Myślę, że nie zechce nam pomagać, gdy się dowie…
     – W takim wypadku zaczekamy na tego łowcę – przerwał jej – albo pójdę tam sam.
     – Nie pójdziesz tam sam, bo ja się tam wybieram, a co do tego, że mają być trzy osoby, to też już nie mam pewności. – Zerknęła na Hoefera, który nadal stał na uboczu. – Zrobimy to choćby i sami – postanowiła.
     – Naprawdę nie widzę powodu, żeby się przejmować – powiedział Viktor. – Oczywiście rozumiem, że ktoś mógł cię wkurzyć, ale…
     – Przepraszam – weszła mu w słowo – po prostu jestem…  
     – Wstrząśnięta – dokończył za nią.
     – Tak. Ktoś się zabawił moim kosztem, moim życiem. – Zgniotła list i rzuciła go na ziemię.
     – Nie powinniśmy niczego tu zostawiać – powiedział jeden z najemników, zbliżając się.
     – Spal to – poprosiła, po czym zwróciła się do Viktora: – Zbierajmy się stąd. Mam już dość tego postoju.
     
     Jechali w milczeniu. Wszyscy zdawali się być skupieni i czujni, tylko Veronika pogrążyła się w zamyśleniu. Nie mogła dojść do siebie po tym, czego się dowiedziała i obawiała się spotkania z Gertem. Nie miała pojęcia, jakie to może mieć konsekwencje.

     Na noc zatrzymali się w niewielkim zagajniku oddalonym od drogi. Ci, którzy nie musieli wartować, od razu po kolacji położyli się w pobliżu ognisk, ponieważ było chłodno od wszechobecnej tam wilgoci.
     Veronika siedziała przy śpiącym Viktorze. Czuła niepokój pomimo ciszy, jaka panowała. Co jakiś czas nerwowo rozglądała się dokoła i ciężko było jej się skupić na pracy nad zaklęciem.

     Było niewiele po północy, gdy jeden z najemników wrócił do obozu.
     – Ktoś się zbliża – wyszeptał i zaczął budzić kompanów.
     Czarodziejka ostrożnie dotknęła Viktora.
     – Nie śpię – powiedział cicho.
     Większość ponaciągała kusze, pozostali trzymali dłonie na mieczach. Starali się nie ruszać.
     Kobieta ukryła się za jednym z drzew i wtedy dostrzegła zmierzającego w ich stronę jeźdźca. Prawdopodobnie wiózł zwłoki przerzucone przez konia, którego prowadził. Minął pierwszych strażników mierzących do niego z kusz i zatrzymał się kilka kroków od posłań.
     – Bądźcie pozdrowieni, podróżni – odezwał się przybysz, który ukrywał twarz pod obszernym kapturem. – Mogę się przyłączyć?
     – To Gert – powiedział Filip i rozejrzał się w poszukiwaniu Veroniki, która stała bez ruchu i obserwowała wszystko zza drzewa.
     Viktor wyciągnął miecz i szybkim krokiem ruszył w stronę nowo przybyłego.
     – Zdejmij kaptur – rozkazał. – Dajcie światło.
     Gert bez słowa wykonał polecenie, ukazując twarz starca z siwą bródką. Zaskoczony tym widokiem Viktor spojrzał w stronę czarodziejki.
     – To kamuflaż – wyjaśnił Schmidt. – Jeśli chcecie, zaraz się go pozbędę.
     – Opuśćcie broń. To przecież on – odezwał się Filip, podchodząc bliżej. – Świetne przebranie.
     – Dziękuję – odparł z uśmiechem Gert. – Gdzie jest Veronika?
     Zamarła, gdy wypowiedział jej imię.
     – Mam dla niej niespodziankę. – Rozejrzał się.
     – Wsadź sobie gdzieś swoją niespodziankę i spieprzaj stąd – rzuciła po chwili, nie opuszczając swojej kryjówki.
     – Prawdę mówiąc, spodziewałem się tego – powiedział i powoli zsiadł z konia. – Panowie, dajcie tu światło. – Stanął przy zwłokach. – Zechcesz zerknąć? – zwrócił się do niej. – To formalność – dodał, bo nie doczekał się żadnej reakcji.
     – Mam gdzieś twojego trupa – warknęła.
     – Ale to wyjątkowy trup. To on zabił Helmuta – wyjaśnił.
     Veronika głęboko odetchnęła i niepewnym krokiem ruszyła w jego stronę. Gdy zatrzymała się w pobliżu zwłok, najemnik przyświecił, a Schmidt podniósł głowę nieboszczyka. Miał poderżnięte gardło, a z jego pleców sterczała strzała. Czarodziejka rozpoznała w nim Casimira i zamierzała odejść bez słowa.
     – To jego rzeczy – powiedział Gert, wskazując torbę przytroczoną do siodła. – Wiem, że to dosyć… dziwny prezent, ale może zechciałabyś go przyjąć w ramach przeprosin?
     Długo się nie zastanawiając, zacisnęła pięść i z całej siły uderzyła go w twarz. Wpadł na konia i przytrzymał się go, by nie przewrócić się na ziemię. Przez chwilę opierał się o niego głową.
     Veronika zostawiła go tak i skierowała się w stronę swojego posłania. Usłyszała, że ruszył za nią i niemal w tym samym momencie doszedł ją dźwięk wysuwanego z pochwy miecza. Gwałtownie się obejrzała.
     Viktor z bronią w ręku zagrodził mu drogę.
     – My się chyba nie znamy – powiedział do niego Gert, zatrzymując się.
     Najemnik uśmiechnął się na te słowa.
     – Owszem, znacie się – poinformowała go kobieta.
     – Mam pamięć do twarzy – zapewnił.
     – I zapomniałeś tego, który powalił cię w pobliżu Averheim? – zapytała, przechylając nieco głowę.
     – Akurat jego twarzy nie mogłem zapamiętać.
     – No to teraz masz okazję – rzuciła.
     – Możesz przyświecić? – Schmidt zwrócił się do najemnika z pochodnią, ale ten nie ruszył się z  miejsca. – Chyba nie… – mruknął do siebie.
     – Przyjechałeś za późno – powiedział Viktor. – Jeśli zdecydujesz się jechać z nami, będziesz robił to, co każę. Zbliżysz się do niej tylko wtedy, kiedy ja ci na to pozwolę.
     – Veronika? – Gert wyjrzał na nią zza najemnika.
     – O co chodzi? – zapytała oschle.
     – On mówi, że…
     – Słyszałam, co powiedział – przerwała mu.
     – A ty nie masz nic do powiedzenia? – Był wyraźnie zdezorientowany.
     – Zgadzam się z nim – w jej głosie słychać było złość. – Na co ty liczyłeś?
     – Nie dostałaś mojego listu? – Rozejrzał się, szukając Marcusa, który siedział na swoim kocu i wbijał wzrok w ziemię.
     – Przeczytałam twój pierwszy list – podeszła do niego – i zrozumiałam, że mnie rozgryzłeś.
     – Jak to cię rozgryzłem? Przecież… Mówię o drugim liście.
     – Czytałam oba – zapewniła go, patrząc mu w oczy.
     – Przecież napisałem w nim, że to nieprawda, że wcale tak nie myślę… – zamilkł na moment. – Rozumiem. – Pokiwał głową. – Może porozmawiamy rano, gdy emocje nieco opadną? – zaproponował.
     – Chyba nie mamy o czym, bo zabawa już się skończyła. Tak jak napisałeś, byłeś mi do czegoś potrzebny, a teraz już nie jesteś. To wszystko. – Uśmiechnęła się lekko i stanęła obok Viktora, który dopiero wtedy opuścił miecz.
     – Tam możesz zrobić sobie posłanie – zwrócił się do Gerta, wskazując miejsce ostrzem. – Nie ruszaj się stamtąd.
     Schmidt zmierzył go wzrokiem, po czym skinął głową.
     – Co z trupem? – zapytał.
     – Zajmę się nim – zadeklarowała czarodziejka.
     Z uwagą śledziła każdy jego ruch, gdy zabrał swojego konia i zajął wskazane miejsce. Tam zdjął swoje rzeczy, przygotował posłanie i położył się.
     
     Gdy Viktor poszedł porozmawiać z wartownikami, ona wróciła do ogniska. Usiadła na kocu i popatrzyła na Hoefera. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, on już by nie żył. Nie widział tego, bo nadal siedział ze spuszczoną głową. Potem zerknęła w stronę Gerta, który podniósł się i zaczął usuwać swój kamuflaż. Wyglądało to, jakby zdzierał skórę z twarzy. Gdy skończył, to samo zrobił z dłońmi, a potem umył się, korzystając z wody z bukłaka.
     
     – Już jestem. – Viktor usiadł obok niej. – Teraz musimy sobie wszystko poukładać. Szczerze mówiąc, mam nadzieję, że ten łowca czarownic do nas nie dołączy. Już jest zbyt wiele osób, zbyt wiele pomysłów i...
     – Niepotrzebne są nam dodatkowe komplikacje – weszła mu w słowo.
     – Właśnie. – Spojrzał w stronę Gerta. – Dlatego niech robi, co każę albo niech zmiata… Wszystko w porządku? – zapytał, choć widział, że nie.
     – Ręka mnie trochę boli. – Dopiero sobie to uświadomiła i pomasowała prawą dłoń. – Nic mi nie będzie – zapewniła, widząc troskę w jego spojrzeniu. – Nie takie rzeczy robiło się w karczmach.
     Sięgnął po bukłak i wyciągnął coś z torby. Kobieta w tym czasie dyskretnie zerknęła na Gerta. Siedział oparty o drzewo z założonymi na piersiach rękami. Miał na głowie kaptur, więc nie wiedziała, na co patrzył.
     – Owiń tym dłoń, to nie spuchnie. – Viktor podał jej mokre płótno.
     – Dziękuję. – Wzięła je od niego i lekko się uśmiechnęła. – Czarnoksiężnik już nie żyje, więc chyba położę się spać… Trudno mi w to uwierzyć.
     – Byłem przekonany, że sam będę musiał go zabić – przyznał. – Co z ciałem? Mam się nim zająć?
     – Muszę przejrzeć jego rzeczy. Przeszukam go rano – zdecydowała.
     – Jeśli mamy go zakopać, to najlepiej w nocy – zauważył.
     – Każ ludziom wykopać dół – poprosiła. – Rano go tam wrzucą i zasypią.
     Viktor skinął głową, po czym oddalił się, by wydać odpowiednie polecenia. Veronika znów zerknęła na Gerta, który gwałtownie podniósł się z miejsca i ruszył w jej stronę. Po drodze zsunął z głowy kaptur.

     Nawet nie drgnęła, gdy przed nią kucnął.
     – Zasłużyłem – zaczął, patrząc jej w oczy. – Muszę przyznać, że to było dość… dość mocne, ale prawdę mówiąc, dziwię się, że w to uwierzyłaś.
     – Powiedziałam ci… – Dokładała wszelkich starań, by zapanować nad głosem. – Po prostu odniosłam wrażenie, że połapałeś się, o co chodzi.
     – To znaczy? W czym się połapałem? – zapytał.
     – W tym, co było między nami, a właściwie w tym, czego nie było.
     – Aha, nic między nami nie było… – jego ton jednoznacznie wskazywał na to, że jej nie wierzył.
     – Z mojej strony nic.
     – Patrz, jaki ja jestem naiwny.
     – Na to wygląda – potwierdziła.
     – Świetnie to zagrałaś. Najbardziej podobało mi się, gdy nie mogłaś powiedzieć, że mnie kochasz. To było genialne – przyznał. – Można było odnieść wrażenie, że broniłaś się przed własnymi uczuciami, które mogłyby ci przyćmić wyznaczony cel. Przyznają jakieś nagrody dla aktorów?
     – O co ci chodzi? – Mimowolnie zmrużyła oczy.
     Ta rozmowa była dla niej zbyt trudna. Nie chciała jej dłużej ciągnąć.
     – Wiesz, kim byłem, zanim się poznaliśmy. Ja się na tym znam – zapewnił ją – i wiem, że blefujesz.
     – Czyżby? – Uśmiechnęła się krzywo. – Gdybyś miał rację, byłabym tu sama.
     – A nie jesteś? – zapytał zaskoczony.
     – Nie jestem – potwierdziła z satysfakcją. – Doszłam do wniosku, że ten facet, który łaskawie rzucił ci odtrutkę, jest całkiem do rzeczy.
     – Mnie również zaimponował – powiedział Gert po dłuższej chwili milczenia.
     – Więc może sobie odpuść i zawróć? Jedź do Nuln, do swoich kwiatków – poradziła mu. – Zostawiłam tam sporo złota, więc oczywiście cię odwiedzę, ale nie zostanę na dłużej.
     – Nie wierzę ci, ale rozumiem. Masz rację, zasłużyłem na to – przyznał, wstając. – Być może…
     – Ja z nim jestem – przerwała mu.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2385 słów i 14192 znaków.

1 komentarz

 
  • AnonimS

    Gert się spisał. Zabijając Casimira,  usunął dokuczliwą przeszkodę z drogi Veroniki. A ona ? Ma u mnie mały plusik za to że prawdę mu powiedziała. Poza tym robi się ciekawie . Fajnie to piszesz Autorko . Pozdrawiam

    3 lut 2018

  • Fanriel

    @AnonimS Zgadza się, Gert stanął na wysokości zadania. W tej sytuacji Veronika nie zdołałaby ukryć prawdy, ale miło, że ma chociaż mały plusik. ;) Cieszy mnie, że nadal Ci się podoba. Dziękuję i również pozdrawiam.

    3 lut 2018

  • AnonimS

    @Fanriel cały czas mi się podoba dlatego czytam i komentuję. A to że widzę pewne sprawy inaczej to chyba dobrze. Veronika nie próbowała ukryć prawdy a takie postępowanie zawsze cenię.

    3 lut 2018

  • Fanriel

    @AnonimS Mnie to absolutnie nie przeszkadza, że tak, a nie inaczej odbierasz mój tekst i bohaterów.

    3 lut 2018