Strażnicy cienia część 53

W rzeczach należących do rycerza Veronika znalazła złote monety oraz broń z symbolami Khorne’a, ale żaden z tych przedmiotów nie był magiczny.
Gdy skończyła przeszukiwanie, podeszła do krasnoludów, które debatowały nad zwłokami.
– Trzeba go spalić – stwierdził Durak.
– To dobry pomysł – poparł go Hargin.
Przez chwilę stała wpatrzona w ciało. Musiała zabrać tę zbroję do Kolegium. Kucnęła i zaczęła zdejmować hełm. Poczuła spory opór. Miała wrażenie, że jest przyklejony do głowy. Gdy tylko udało jej się oderwać go od ciała, momentalnie zmienił kształt. W takiej formie bez trudu mógłby zostać założony. Wojownik, który go nosił był łysy, dość młody, ale wyglądał na weterana. Na twarzy miał blizny i tatuaż.
– Pomóżmy jej – powiedział Jotunn i krasnoludy zgodnie zabrały się do zdejmowania napierśnika.
Czarodziejka, nie chcąc im przeszkadzać, podeszła do rumaka, który należał do rycerza. Zaczęła go oglądać, szukając jakichś mrocznych symboli. Miał kilka blizn, ale nic poza tym. Przez chwilę patrzył na nią, po czym zaczął obgryzać liście z krzaka, przy którym stał. Sprawiał wrażenie bardzo spokojnego i silnego zwierzęcia. Postanowiła go zabrać i nie wykluczała, że zatrzyma go dla siebie.  

– Co z nim? – zapytał Kargun, stojąc nad ciałem wojownika.
– Nie żyje – odpowiedziała Veronika, podchodząc.
– Dobre, dobre… – Roześmiał się. – Nie zauważyłbym.
– Ciszej – upomniała go.
– Jeszcze mnie będzie uciszać – powiedział szeptem. – Trzeba mu chyba łeb obciąć, nie? Przecież nie można tak go tu zostawić.
– Lepiej nogi – zasugerowała.
– Co? – zdziwił się krasnolud.
– Nogi – powtórzyła. –  Na wypadek wizyty nekromanty.
– To może porąbiemy go na małe kawałki?
– Chyba nie mamy na to czasu. Wkrótce ruszamy, a wy mieliście odpoczywać – przypomniała. – Nogi to dobry pomysł.
– Nogi, ręce i głowa. Głowa przede wszystkim – upierał się Kargun.
– Jak chcecie. – Było jej zupełnie obojętne, co mu obetną, a co zostawią.

Odeszła kilkanaście kroków i oparła się o drzewo. Po chwili doszedł ją dźwięk roztrzaskiwanej kości. Skrzywiła się, nie patrząc w tamtą stronę.
Z zamyślenia wyrwał ją Franz, który stanął obok.
– Jaki w końcu macie plan? – zapytała, ponieważ słyszała już tyle różnych wersji, że nie wiedziała, co tak naprawdę zamierzają.
– Najpierw musimy się rozejrzeć.
– Ale rozdzielamy się? – skinęła w stronę krasnoludów. – Z nimi nie uda się podejść po cichu.
– Żeby dostać się do Księcia, trzeba najpierw wyeliminować chyba wszystkich kultystów – stwierdził.
– Myślę, że mogłabym to zrobić bez walki, ale na wszelki wypadek nie uwzględniajmy tego w planach. Wszystko zależy od okoliczności.
– Należy wyznaczyć cel, a potem zastanowić się jak go osiągnąć – wyrecytował. – Jeśli chcesz się tam dostać, to…
– Na chwilę obecną nie będę sobie stawiać takiego celu. Najpierw muszę zobaczyć, jak to wygląda i co się tam dzieje.
– Powinnaś zabić tego Księcia.
– Ty też – rzuciła nieco zirytowana jego słowami.
– Ja raczej się do niego nie zbliżę… – Zignorował jej ton. – Będziemy walczyć tak długo, jak długo się da. Postaramy się ich ostrzelać, wybrać magów. Krasnoludy zajmą się ochroną czarodziei. Mam nadzieję, że te mieszczuchy z zajazdu nie będą stawiać oporu.
Zamyśliła się na moment.
– Mam pomysł – powiedziała w końcu. – Potraktuję ich iluzją. To skupi ich uwagę, stworzy zagrożenie…
– Nie możesz wyczarować smoka? – zapytał, nie wiedząc nawet, jakiej wartości była ta myśl.
– Mogę… – Uśmiechnęła się. – Jak ci mieszczanie to zobaczą, bez wątpienia wpadną w popłoch i zaczną się rozbiegać. W tym zamieszaniu można by było się do nich zbliżyć… Gdyby wtedy udało się załatwić czarnoksiężników, to prawdopodobnie przejście by się zamknęło, a Książę nie miałby drogi odwrotu. Jeśli jednak magowie przerwą rytuał i będą świadomi tego, co się dzieje, będzie po nas… Muszę pomyśleć nad tym, jak za jednym zamachem pozbyć się wszystkich magów… – powiedziała bardziej do siebie niż do łowcy.  
Ten patrzył na nią z wyczekiwaniem.
– I tak będę musiała podejść blisko, żeby to zrobić. W trakcie nie mogłabym się ukrywać… – kontynuowała, analizując hipotetyczną sytuację.
– Wkrótce ruszamy – zauważył Franz. – Dobrze by było, gdybyśmy wiedzieli, co zamierzasz, żeby twoje zaklęcia za bardzo na nas nie podziałały.
– Smok jest dobry, ale można go pokonać. Owszem, większość będzie uciekać w panice. Z pewnością będą musieli stanąć do walki i włożyć w to całe siły, ale mogą zwyciężyć… Jeszcze pomyślę…
– Dobrze. Za dziesięć minut ruszamy – powtórzył.

Nic lepszego nie przyszło jej do głowy, dlatego skupiła się na tworzeniu bestii. Najpierw musiała ją sobie wyobrazić. Zamknęła oczy. Miała być ogromna i przerażająca, z wielkimi kłami, szponami i złowrogim spojrzeniem. Dwugłowa, ziejąca ogniem, z jadem w ogonie…

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 879 słów i 5250 znaków.

1 komentarz

 
  • Margerita

    łapka w górę ona zamierza zatrzymać konia zamordowanego rycerza? :question:

    3 gru 2016

  • Fanriel

    @Margerita Dziękuję. Rozważa to. ;)

    3 gru 2016