Strażnicy cienia III część 28

– Nie widziałaś Helmuta? – zaczepił ją Filip, gdy opuszczała zajazd.
     – Nie – zaprzeczyła, przystając.
     – Chyba trzeba się będzie rozejrzeć – powiedział zmartwiony.
     – A kiedy on wyszedł? – zapytała Veronika.
     – Zaraz po tobie.
     – Sam?
     – Tak – potwierdził. – Umówiliśmy się, że zmieni mnie na warcie, ale się nie zjawił.
     – Nie mówił, dokąd się wybiera?
     – Nie – pokręcił głową – nie mówił.
     – Szkoda czasu na gadanie – stwierdził Ulrych, wstając od stołu. – Chodźmy go poszukać. Pewnie znalazł sobie jakąś miłą knajpę gdzieś w okolicy i przesadził.

     Veronika udała się do dzielnicy kupieckiej. Spacerowała między straganami i zaglądała do sklepów. Świadomość, że niczego nie potrzebowała, uchroniła ją przed kupnem wielu zbędnych rzeczy, które były ogromnie zachwalane przez sprzedawców. Przy okazji rozglądała się za Helmutem, choć wątpiła, że mogłaby się na niego natknąć po drodze.

     W końcu skierowała się do głównej siedziby gildii złodziei mieszczącej się, jak to zwykle bywa, w nieciekawej dzielnicy. Niedoinformowani sądzili, że budynek, w którym rezydowali jej znajomi, jest opuszczony. Z zewnątrz sprawiał wrażenie zrujnowanego, w środku natomiast był całkiem przyzwoity.
     Przy starym, drewnianym płocie siedział odpychający, śmierdzący żebrak. Wyciągnął brudną miskę w stronę Veroniki, gdy ta zbliżyła się do furtki.
     – Dla Ranalda – wybełkotał.
     Wrzuciła monetę do naczynia, bo wiedziała, że jest to strażnik. Poznała go, mimo że co jakiś czas zmieniał swój wizerunek. Pamiętała go jeszcze z czasów, gdy pracowała w Averheim.

     Nie zatrzymywana przez nikogo, weszła do środka. Na wprost drzwi ustawione było biurko, przy którym siedział szczupły mężczyzna w średnim wieku. Zajmował się przeliczaniem haraczy i łupów. Niedaleko stał oparty o ścianę jakiś oprych.
     Kobieta przywitała się ze skarbnikiem, bo jego miała okazję kiedyś poznać.

     Przed drzwiami do pomieszczenia, gdzie rezydowała Jednooka Angela stało dwóch potężnych ochroniarzy.
     – Czeka na ciebie – powiedział do czarodziejki jeden z nich, po czym zapukał w drzwi, uchylił je i wsadził głowę do środka. – Przyszła Veronika – poinformował szefową.
     – Niech wejdzie – zdecydowała Angela, więc ochroniarz otworzył szerzej.

     Jednooka leżała na szezlongu.
     – Dzień dobry – przywitała się czarodziejka.
     – Napijesz się czegoś? – zaproponowała księżna gildii.
     – Nie, dziękuję.
     – Wybacz, że nie wstaję, ale boli mnie głowa. Usiądź, gdzie ci wygodnie. Tylko tak, żebym cię widziała. – Wskazała zasłonięte oko. – Bądź tak miła i nalej mi wina – poprosiła.
     Veronika spełniła jej prośbę, po czym zajęła odpowiednie miejsce.
     – Co słychać? – zapytała Angela, z zainteresowaniem przyglądając się kobiecie.
     – Jestem w podróży. Jutro ruszam dalej – zaczęła czarodziejka.
     – Jest z tobą Mekel? – W jej głosie słychać było nutę nadziei.
     – Nie – zaprzeczyła Veronika – jestem sama.
     – Co u niego? – ciągnęła kobieta.
     – Ostatnio, gdy się z nim widziałam, wszystko było w porządku – skłamała. Nie zamierzała wtajemniczać znajomej w sprawę śmierci swojego mistrza.
     – Sporo czasu z nim spędziłaś… – Podniosła się nieco i wbiła wzrok w rozmówczynię. – Spałaś z nim?
     To pytanie nieco zaskoczyło czarodziejkę. Świadczyło o tym, że znajomość Jednookiej i maga była bardziej zażyła, niż jej się wydawało.
     – Nie. Skąd ten pomysł?
     – Nieważne… – Machnęła ręką. – To chyba oczywiste, że by chciał. Jesteś niczego sobie i masz oboje oczu.
     – Nigdy nie wykazywał takiego zainteresowania – zapewniła ją Veronika.  
     – A co poza tym? – Angela zmieniła temat. – Dokąd jedziesz? Chyba że to tajemnica. Nie szpieguję. Pytam, bo o czymś trzeba rozmawiać.
     – Do Sylvanii.
     – Z nim też… – urwała, gdy dotarł do niej sens odpowiedzi. – Gdzie? Odbiło ci? Wiesz, czym jest Sylvania?
     – Tak, wiem. – Czarodziejka ukryła rozbawienie tą reakcją. – Paskudne miejsce.
     – Musisz mieć poważny powód – domyśliła się Jednooka.
     – Owszem, mam…
     Obie zamilkły na chwilę.
     – No tak, minęło sporo czasu – Angela przerwała ciszę.
     – Zgadza się, ale niezmiernie miło wspominam lata spędzone tutaj. Przyznam, że jak minęłam bramę, poczułam się, jakbym była w domu.
     – Chwileczkę, jesteś tu sama, bez Mekela. Czy to znaczy, że przeszłaś pierwszy etap nauki?
     – Tak – potwierdziła Veronika.
     – Świetnie. – Księżna ucieszyła się szczerze. – Co u niego? Pytam o narzeczonego. Nic mu nie jest?
     – Nie, w zasadzie chyba czuje się dobrze.
     – Często to robicie? O co tak naprawdę chodziło? – dopytywała z lekkim rozbawieniem.
     – Tak naprawdę to po prostu totalnie się wygłupił – przyznała czarodziejka, czując namiastkę wstydu, który towarzyszył jej minionej nocy. – Bywa zazdrosny. Szaleje za mną, a nasz związek chyba przeze mnie jest dość… trudny.
     – Wcale mnie to nie dziwi. – Jednooka posłała rozmówczyni uśmiech. – To musi być naprawdę wyjątkowy mężczyzna, skoro zdecydowałaś się na zaręczyny.
     – Jest – potwierdziła Veronika. – Miałam wielkie szczęście, że go poznałam, ale chyba wszystko dzieje się za szybko i okoliczności nie są sprzyjające.
     – Masz wątpliwości?
     – Nie, nie o to chodzi. Nie wyobrażam sobie przyszłości z kimś innym… – urwała. – To skomplikowane.
     – A czym on się zajmuje na co dzień? – zainteresowała się Angela.  
     – Handlem – odparła czarodziejka. – Ma sporą plantację kwiatów niedaleko Nuln.
     – Nie jest to towar eksportowy. Da się z tego wyżyć?
     – Chyba tak, ale ja w to nie wnikam.
     – Zdrowe podejście. – Księżna pokiwała głową. – Plantacja kwiatów… Marzenie każdej kobiety. – Westchnęła. – Mnie ostatnio nikt nie przynosi kwiatów. – Rozejrzała się po pomieszczeniu.
     – Muszę przyznać, że to niezwykle urokliwe miejsce, ale jak na mój gust, jest tam stanowczo za spokojnie. A co tutaj słychać?
     – Rozwijamy się… Trochę polityki, trochę prawa… Myślę, że nie ustępujemy Altdorfowi. Wybacz, nie jesteś jedną z nas, więc nie będę cię wtajemniczać w szczegóły.
     – Nie ma takiej potrzeby – zapewniła ją Veronika.
     – A może masz ochotę przypomnieć sobie stare czasy? Nie mam niczego konkretnego, ale gdybyś chciała, mogłabym cię pokierować, wskazać cel – zaproponowała.
     – Nie, ostatnio się tym nie zajmuję.

     Zanim się rozstały, Jednooka zwróciła kobiecie sakiewkę, którą otrzymała w nocy od Gerta. Przed wyjściem czarodziejka wspomniała jeszcze o zaginięciu Helmuta.
     – Jak on wygląda? – zainteresowała się księżna i wtedy dostała szczegółowy rysopis. – Rozejrzę się – obiecała.

     Po spotkaniu Veronika wróciła do zajazdu. Na dole kilku mężczyzn grało w karty. Wśród nich dostrzegła znajomego szulera i kieszonkowca. Jak zwykle był gustownie ubrany, choć nieco niechlujny, co miało sprawiać wrażenie, że był rozrzutny i niezbyt uważny.
     Machnął Veronice na powitanie, gdy ją tylko zobaczył. Powiedział coś do swoich towarzyszy przy stole, po czym lekko się chwiejąc, wstał i ruszył w jej stronę.  
     Czekała na niego przy barze.
     – Dwie wódki, poproszę – zamówił, stając obok niej. – Ktoś taki jak ty mógłby mi przynieść szczęście – stwierdził, patrząc na nią łakomym wzrokiem.
     – Tak myślisz? – Uśmiechnęła się do niego.
     – Jestem o tym przekonany.
     – Nie dzisiaj. – Pokręciła głową.
     – Jeśli nie dzisiaj, to kiedy?
     – Trudno powiedzieć – odparła.
     – Czuję, że już mam szczęście – powiedział, patrząc jej w oczy. – Usiądź z nami – zaproponował. – Nie możesz mi odmówić. Podzielę się z tobą.
     – Nie dzisiaj – powtórzyła. – Jesteś niezmiennie elegancki.
     – To moja ostatnia koszula. Liczyłem na ciebie.
     – Nie poszło? – zapytała rozbawiona.
     – Wiesz, jak jest. Raz lepiej, raz gorzej. Może potowarzyszysz mi przez chwilę w zamian za fant?
     – Nie dzisiaj – odmówiła po raz kolejny.
     – Szkoda. W zasadzie to wpadłem się przywitać – powiedział i napił się, po czym odwrócił się w stronę stołu. – Panowie, przykro mi, ale ja już mam dość. – Wyciągnął kieszenie, by pokazać, że są puste. – Myślałem, że moja znajoma pożyczy mi parę srebrników, ale chyba nie mogę dzisiaj na nią liczyć… Przynęta została zarzucona – wyszeptał Veronice do ucha. – Do następnego razu – pożegnał się i wyszedł.
     Czarodziejka od razu sprawdziła, czy nic jej nie zginęło. Po tym zamówiła kolację, prosząc, by przyniesiono posiłek do jej izby, i poszła do góry.

     Zapukała do Marcusa.
     – Znalazł się? – zapytała, gdy Hoefer otworzył jej drzwi.
     – Nie. Chłopaki cały czas go szukają. Zaczynam się martwić.
     – Też trochę popytałam. Jak coś będzie wiadomo, to dam ci znać – obiecała.
     – Chcesz swoje rzeczy?
     – Nie, jutro. Chciałam się tylko dowiedzieć, czy się znalazł i powiedzieć, że moi znajomi się za nim porozglądają – wyjaśniła. – Myślę, że go znajdą. Wkrótce będziemy wiedzieli, co się stało. Rozumiem, że wcześniej tak nie znikał?
     – Nie, skąd. Filip i Ulrych nieraz wracali o świcie albo w ostatniej chwili, ale Helmut nie. Wyszedł w nocy, co już jest dla mnie trochę dziwne. Owszem, dałem mu wolne, ale sądziłem, że położy się spać, a on nabrał ochoty na spacer… No cóż – wzruszył ramionami – nie są dziećmi.
     – Miejmy nadzieję, że wszystko jest w porządku.
     – Obawiam się, że nie – powiedział Marcus. – Do tego czasu powinien dać jakiś znak.
     – Może narozrabiał i siedzi w areszcie albo coś w tym rodzaju. Niedługo wszystko się wyjaśni – zapewniła go.

     Drzwi do izby Veroniki nie były zamknięte na klucz. Gert spał na fotelu z głową przechyloną do tyłu. Obudził się, gdy weszła do środka.
     Bez słowa odłożyła torbę, zdjęła buty i położyła się na łóżku.
     – Zmęczona? – zapytał, podchodząc do narzeczonej.
     – Nie, nie nachodziłam się – odparła, nie patrząc na niego.
     – Byłem grzeczny… – Usiadł obok niej.
     – Wiesz, że Helmut zaginął? – zmieniła temat.
     – Tak, nie wrócił na noc. To dość niepokojąca wiadomość… Może spotkał swoją ukochaną i postanowił ją śledzić?
     – Nie sądzę. To chyba normalny człowiek… W miarę. Wygląda na poważnego faceta, a nie wariata. – Veronika wstała i wyjęła z torby sakiewkę Gerta, po czym mu ją oddała i wróciła na łóżko.
     – To moja – stwierdził zaskoczony.
     – Zgadza się. Angela mi ją zwróciła.
     – Przyda się… – zamilkł na chwilę. – Chciałbym, żebyś mi to wybaczyła i zapomniała o tym.
     – Wiem, Gert… – Spojrzała na niego. – Ja też bym chciała o tym zapomnieć, a najbardziej bym chciała, żeby to się nigdy nie wydarzyło.
     – Niestety nie mogę tego sprawić.
     – Ciągle jest jakiś problem. Albo paplasz na prawo i lewo, albo robisz jakieś cyrki. Nie jest mi też miło, gdy wracam skądś, a ty mnie pytasz, czy cię zdradziłam. Ja wiem, że się powtarzam, ale to wszystko się nawarstwia… Czarno to widzę.
     – Ja po prostu się boję – tłumaczył.
     – Robisz wszystko, żeby…
     – Wiem – przerwał jej – za bardzo się staram.
     – Nie – pokręciła głową – to nie jest staranie.
     – Trzęsę się na myśl, że mnie zostawisz.
     – Teraz poważnie to rozważam – przyznała. – To nie jest normalne.
     – Każdy facet na moim miejscu by się trząsł.
     – Nie każdy by zrobił coś takiego. Wiesz, jak postąpiłby normalny facet? – zapytała. – Po prostu by ze mną poszedł i poznałby moich znajomych.
     – Myślałem, że nie chcesz.
     – Nie miałam nic przeciwko – zapewniła go. – Gdybym nie chciała, żebyś ze mną poszedł, nie proponowałabym ci tego. Przecież mnie znasz… Ty wybrałeś najgorsze rozwiązanie.
     Gert w zamyśleniu wpatrywał się w podłogę.
     – Dziś wychodzę – oznajmiła po chwili milczenia.
     – Sama? – Spojrzał na nią.
     – Tak – potwierdziła. – Wybacz, ale spotykam się z tymi samymi ludźmi i wstydziłabym się pójść z tobą… Zapracowałeś na to.
     – Może dałoby się to jakoś naprawić? – zapytał.
     – Już ci mówiłam, ty lepiej nic nie naprawiaj.
     – Potrafię być poważny – zapewnił ją.
     – Zamówiłam kolację – zmieniła temat – ale tylko jedną porcję, bo nie wiedziałam, czy jesteś. Jeśli chcesz ze mną zjeść, powiedz, żeby przygotowali dwie.
     Gert podniósł się i bez słowa wyszedł z izby.

     Wrócił po dziesięciu minutach. Podszedł do swojej torby i zerknął w okno. Pokręcił głową i zaczął przeglądać swoje rzeczy. Po chwili zabrał się za składanie ubrań.
     Veronika obserwowała go w milczeniu.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2118 słów i 13018 znaków, zaktualizowała 4 sty 2018.

1 komentarz

 
  • AnonimS

    Gdyby Veronivca nie zwodziła by Getta to pewnie by jej ufał i nie zrobił z siebie błazna. A tak wszystkie konsekwencje spadły na niego. Zupełnie jak przy rozwodzie są winne dwie strony żona i teściowa. :P  najgorsze że to nie koniec bo Veronica uważa go za winnego nie pewnie znowu mu coś wywinie nie biorąc pod uwagę że to.ona jest wg mnie bardziej winna. Gdyby chłop wiedział na czym stoi to by ją na ✋ nosił.

    4 sty 2018

  • Fanriel

    @AnonimS Dziękuję za komentarz. :)

    4 sty 2018

  • AnonimS

    @Fanriel mam wrażenie że nie zgadzasz z moją oceną tej sytuacji. Napisz proszę czy moje przypuszczenie jest słuszne.

    5 sty 2018

  • Fanriel

    @AnonimS W zasadzie zgadzam się z Twoją oceną, jednak nie wskazywałabym tu bardziej winnego. Gdyby Gert nie naciskał na ślub, wszystko wyglądałoby inaczej.

    5 sty 2018