Strażnicy cienia III część 5

Z zajazdu Veronika udała się prosto do domu Gerta. Zapukała i już zamierzała wejść, gdy narzeczony otworzył jej drzwi.
     – Nareszcie – powiedział z ulgą. – Nic ci nie jest?
     – Nie. Dlaczego miałoby mi coś być?
     – Bo jeszcze go nie złapali. – Rozejrzał się, chwycił ją za rękę i wciągnął do środka.
     – Mógłbyś dyskretnie wyjąć nóż ze studni, czy to niemożliwe? – zapytała ściszonym głosem, chociaż w pobliżu nikogo nie było.
     – Możliwe, ale jak dyskretnie? Teraz?
     – W zasadzie może być i niedyskretnie. To już nie ma znaczenia – stwierdziła.
     – Trzeba tam wsadzić drabinę, ktoś tam musi wejść…
     – Poproś kogoś, dobrze? Ja się potem zajmę tym przedmiotem. Trzeba z nim zrobić porządek raz na zawsze. Dasz mi jakiś młotek i rozwalę to na kawałki.
     – Dobrze – zgodził się. – A na wszelki wypadek każę zabudować studnię.
     – Po co?
     – W razie czego będzie można załatwiać takie sprawy dyskretnie – wyjaśnił. – To będzie bardzo praktyczne.
     – Jak skończę, chciałabym z tobą porozmawiać.
     – Świetnie. Czekałem na to – powiedział, niczego nie podejrzewając.

     Gdy Gert wyszedł na zewnątrz, udała się do sypialni, by spakować wszystkie swoje rzeczy. Po tym zajrzała do kuchni, gdzie Nellie zajmowała się gotowaniem.
     – Dzień dobry – przywitała się z nią czarodziejka.
     – Dzień dobry – odpowiedziała dziewczyna. – Na kolację będzie…
     – Nie będzie mnie dzisiaj na kolacji – przerwała jej Veronika. – Zmieniłaś zdanie i nie wracasz już do zajazdu?
     – Gert ci nie mówił? Zaproponował mi pracę. Chce, żebym zajęła się waszym domem. Obiecał, że dobrze sprzeda zajazd.
     – Tak? – Czarodziejka była trochę zaskoczona tymi informacjami.
     – Yhm, jednak nie wiem, czy długo tu zostanę – powiedziała Nellie.
     – Chyba ci się poszczęściło. Gert to fajny facet. – Uważnie obserwowała swoją rozmówczynię.
     – Tak, ale ja nie wiem, czy ta praca to jest to, co bym chciała w życiu robić. Na pewno nie jest gorsza od tego, co było.
     – Tu jest chyba znacznie lepiej. On cię nie będzie traktował jak służącą. Ładny dom, miasto…
     – Tam byłam szefową – zaznaczyła.
     – Może i tu będziesz. Nie masz męża, prawda? – zapytała Veronika.
     – Nie. – Energicznie pokręciła głową. – Jak się znajdzie odpowiedni, to będę miała. Jak nie, to nie.
     – Podoba ci się Gert?
     – To fajny facet – odparła bez zastanowienia. – Przecież wiesz.
     – Zgadza się.
     – Myślę, że każdej dziewczynie by się spodobał – ciągnęła. – Może z wyjątkami… Niektóre pewnie wolą mieszkać w pałacu. Skąd to pytanie?
     – Zwykła ciekawość – odparła czarodziejka.
     – Dziwne. To twój narzeczony i pytasz mnie, czy mi się podoba… – zamilkła na moment. – Nas nic nie łączy – zadeklarowała trochę przestraszona.
     – Dlaczego? – zapytała Veronika, co wprawiło jej rozmówczynię w osłupienie.
     – Przysięgam…
     – Rozumiem. A gdyby był wolny?
     – Ale nie jest. – Dziewczyna była wyraźnie zdenerwowana. – Nie mam pojęcia. Nie za bardzo wiem, o co chodzi w tej rozmowie – przyznała.
     – Nie przejmuj się – uspokoiła ją czarodziejka. – Nie ma tu podtekstów.
     – To strasznie dziwna rozmowa. – Odetchnęła z ulgą, jednak jej spojrzenie zdradzało niepewność.
     – Przepraszam, może nie powinnam pytać. Zresztą i tak znałam odpowiedź, więc…
     – Aż mi się gorąco zrobiło – powiedziała Nellie i szerzej otworzyła okno.
     – Veroniko! – doszło je wołanie gdzieś z góry.
     – Jestem w kuchni! – odpowiedziała kobieta.

     Po chwili w drzwiach stanął Gert.
     – Masz? – zapytała go narzeczona.
     – Mam. – Pokazał coś owiniętego materiałem.
     Położył to na progu i popatrzył na nią pytająco. Skinęła głową, więc z siłą przydepnął zawiniątko nogą.
     – Cholernie twarde – stwierdził.
     Veronika sięgnęła po tłuczek, który wisiał na ścianie. Zdjęła go i podeszła do noża, więc Gert odsunął się o krok. Zamachnęła się i uderzyła. Po pierwszym razie pękł, po kolejnych rozpadł się na kawałki. Był już bezużyteczny i nie do naprawienia.
     – Może to spalmy – zaproponował.
     – Nie wiem, czy będzie się palić, ale można spróbować – zgodziła się.
     – Zaraz zobaczymy – powiedział, wrzucając go do pieca.
     Oboje przez chwilę obserwowali, co dzieje się z bronią.
     – Dzisiaj wyjeżdżam – powiedziała kobieta, patrząc w ogień.
     Gert wyprostował się i zwrócił w jej stronę.
     – Dokąd? – zapytał nieco zmienionym głosem.
     – Mam coś do załatwienia – odparła.
     – O tym chciałaś ze mną rozmawiać?
     – Tak – potwierdziła – między innymi.
     – Może pójdziemy do salonu? – zaproponował.
     – To dobry pomysł.
     
     – Napijesz się czegoś? – zapytał, gdy dotarli na miejsce. Był niezwykle spięty.
     – Wina.
     Podszedł do barku i nalał do dwóch kieliszków. Gdy podał jej jeden, podziękowała i usiadła na fotelu. Powtarzała sobie, że nie może zmienić zdania. Wierzyła, że to jedyna właściwa decyzja. Powinna była ją podjąć znacznie wcześniej.
     Gert duszkiem wypił wino, po czym sobie dolał i zajął miejsce naprzeciwko narzeczonej.
     – Tak jak już mówiłam, dzisiaj wyjeżdżam – przeszła do sedna.
     – Z twoich słów wnioskuję, że nie chcesz, bym ci towarzyszył.
     – Zgadza się – potwierdziła.
     – A gdybym nalegał? – zapytał, wpatrując się w nią.
     – To bez sensu.
     – Yhm… – Spojrzał w kieliszek. – No dobrze… – powiedział po chwili. – A ta druga sprawa?
     – Chciałam ci podziękować za wszystko. Za pomoc…
     – Nie ma za co – przerwał jej.
     – Dużo przeszedłeś, ryzykowałeś…
     – Ty też – znów wszedł jej w słowo.
     – Tak, ale to była moja sprawa, a nie twoja – powiedziała.
     – Ależ oczywiście, że była moja. Jak najbardziej, skoro ty byłaś w to zamieszana.
     – No tak, ale tak nie powinno być. Nie powinnam nikogo mieszać w swoje sprawy… – zamilkła na moment. – Już nie będę tego robić.
     – Nic się nie stało. Najważniejsze, że jesteśmy cali i zdrowi – stwierdził.
     – Cieszę się, że tak myślisz. – Wymusiła uśmiech.
     – Bez względu na to, czy bylibyśmy razem, czy nie, te wampiry i tak by się tu zjawiły, a tak może ten uczynek w przyszłości jakoś zaowocuje. Wiesz, przechyli szalę. Myślę, że w sumie całkiem nieźle nam poszło, chociaż niepotrzebnie w pewnym momencie poniosły nas emocje. Sądzę, że z czasem się dotrzemy.
     – Raczej nie.
     – Wiem, ty zawsze byłaś pesymistką, ale ja...
     – Nie będziemy mieli okazji – przerwała jego wywód.
     – Jak już mówiłem, ja zawsze jestem dobrej myśli. – Zdawał się jej nie słuchać. – Było za dużo chętnych do dowodzenia, za dużo różnych opcji. Estela, Alex, w końcu ty, ja, krasnolud ze swoimi pomysłami rozwalania ścian stodoły. Każdy chciał pomóc, coś wnieść, ale to okazało się błędem.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1156 słów i 7032 znaków.

2 komentarze

 
  • Margerita

    Co ta Veronika kombinuje niech no spróbuje porzucić Gerta  :whip: to ją wychłostam

    10 maj 2019

  • Fanriel

    @Margerita, gdyby wiedziała... ;)

    17 maj 2019

  • anonimS

    szczerze ? tego się spodziewałem po "wyrachowanym babsku" :dancing: I wymówka jakże znajoma " nie będę ciebie i nikogo narażać". Mam nadzieję ze te zachowania wzorujesz na nielubianej koleżance a nie jest Twój autoportret ha,ha,ha . pozdrawiam

    12 gru 2017

  • Fanriel

    @anonimS Dziękuję za komentarz. Również pozdrawiam.

    12 gru 2017