Strażnicy cienia III część 22

– To nie jest kwestia zamiaru. Ja nie wiem, ile to będzie trwało. Może tydzień, może miesiąc, a może pięć lat. To, że będziesz czekał pod Kolegium, niczego nie zmieni.
     – Powiedz mi, jak ja mam w takiej sytuacji oddzielić życie prywatne od zawodowego? Jeśli ty będziesz tam pięć lat, a ja będę pięć lat bez ciebie, to widzę tu konflikt. Co ja mam robić przez te pięć lat? – zapytał zrezygnowany.
     – Chciałam powiedzieć, że to co robiłeś, zanim mnie poznałeś, ale lepiej nie.
     – Dlaczego?
     – Pewnie sobie nie odmawiałeś – odparła.
     – Ty o tym – pokręcił głową – a ja już myślałem, że mówisz o pracy.
     – Nie, mówiłam o kobietach – wyjaśniła.
     – A maksymalnie ile to może potrwać? – zapytał.
     – Do śmierci ze starości.
     – Co? – Patrzył na nią z niedowierzaniem. – Nie ma jakiegoś rozsądnego limitu? Przecież, jeśli to potrwa z piętnaście lat, my się nie poznamy, jak wyjdziesz.
     – Będę o siebie dbała – obiecała, uśmiechając się do niego.
     – Będę siwy i pomarszczony. Stracimy najlepsze lata – zmartwił się. – Nie możesz z tym zaczekać, aż nic ci się już nie będzie chciało?
     – Sam mówiłeś, że magowie, którzy kończą wędrówkę po sześćdziesiątce to nieudacznicy – przypomniała.
     – Chyba będę musiał zmienić zdanie na ich temat. Wygląda na to, że wszystko zależy od motywów.
     – Skoncentruj się na tym, co istotne – poprosiła. – Dzisiaj doszło do morderstwa. Może stoją za tym kultyści? – Spojrzała na niego zaniepokojona. – Wydaje mi się, że znał zabójcę.
     – To bardzo prawdopodobne – Gert zgodził się z narzeczoną – ale istnieje też możliwość, że to było przypadkowe spotkanie. Jesteś pewna, że ten sztylet nie należał do twojego mistrza?
     – Tak – potwierdziła. – Nigdy go u niego nie widziałam.
     – Może nie nosił go na co dzień. Mówiłem ci, to specjalistyczna broń. Można by poszukać tego, kto ją wykonał, chociaż to będzie żmudna robota… Krasnoludy znają się na broni, przede wszystkim na tej drogiej. Z drugiej strony, jeśli ktoś robił to na zamówienie i był z tym u kogoś, kto się zna na tych rzeczach, to raczej się nie dowiemy, dla kogo był zrobiony. Wiesz, tajemnica zawodowa.
     – Zawsze można go przycisnąć – zasugerowała.
     – Yhm, można spróbować – zgodził się z narzeczoną. – Jeśli klientem był jeden z was, z pewnością posługiwał się fałszywą tożsamością i wtedy nawet tortury nic nam nie dadzą – zaznaczył. – A może macie jakiś warsztat i uznanego rzemieślnika na usługach?
     – Nie wiem. – Wzruszyła ramionami. – Wychodzi na to, że ja już nic nie wiem. Mam nadzieję, że Marcus dzisiaj mi powie, kto to zrobił.

     Helmut zatrzymał się obok drogowskazu ustawionego w pobliżu niedużego mostu. Dwa wozy z pewnością nie mogłyby się na nim minąć. Na lewo od głównej drogi była niewielka wioska.
     – Zostajemy tu na obiad? – zapytał, gdy pozostali do niego dojechali.
     Hoefer obejrzał się na Veronikę, po czym twierdząco skinął głową.
     – Dziwnie się czuję – powiedział cicho Gert, przechylając się w stronę kobiety. – To my powinniśmy decydować. Nie pracujemy dla nich, prawda?
     – Nie – zaprzeczyła – ale oni dla nas też nie pracują.
     – Nie wiedziałem, ale może tak jest lepiej. Chociaż z drugiej strony…
     – Lepiej – przerwała mu. – Nikt nie będzie nam narzucał swojej woli, a ja nie będę ponosić za wszystko odpowiedzialności.
     – Ale stracimy na tym przy podziale łupów – zauważył.

     Po obiedzie ruszyli w dalszą drogę.

     Była piąta, gdy przejechali przez bramę miasteczka otoczonego solidną, wysoką palisadą.
     – Pewnie się zaraz położysz? – Veronika zwróciła się do narzeczonego.
     – Tak – potwierdził – ale najpierw coś zjem i się umyję. A ty jakie masz plany na dzisiejszy wieczór?
     – Może odwiedzę znajomego. – Zerknęła na Gerta.
     – Dobrego znajomego? Kolegę, przyjaciela, kochanka, eksmęża? – zainteresował się.
     – Nie byłam mężatką – odparła.
     – Aha, w porządku. Pójdę z tobą, skoro nie chcesz mi odpowiedzieć – zdecydował.
     – Przecież odpowiedziałam.
     – Nieprawda. – Pokręcił głową. – Nie jestem aż tak zmęczony.
     – W zasadzie kolega, dobry kolega.
     – W zasadzie kolega – powtórzył. – Wiesz co? W zasadzie to ja się czuję świetnie.
     – Przestań. Jakie to ma znaczenie, co było kiedyś? Przecież wiesz, że nie pakowałam się w żadne związki.
     – Ale święta to ty raczej nie byłaś – zauważył.
     – Nie byłam. I co? Spałam z nim, bo myślałam, że jest w mieście przejazdem i więcej go nie zobaczę. Nic takiego.
     – A teraz jedziesz go odwiedzić. I co ja mam myśleć? – zapytał. – Spałaś z nim, bo myślałaś, że go więcej nie zobaczysz, a teraz jedziesz go odwiedzić. – Znów pokręcił głową. – Ja chcę do Sylvanii – jęknął.
     – O co ci chodzi? – Roześmiała się, widząc jego minę.
     – Tam z pewnością nie masz znajomych, z którymi spałaś – mruknął.
     – Mówisz tak, jakbym miała takich w każdej wiosce – powiedziała z wyrzutem.
     – Ja wiem, że to jest trudny teren…
     – Wcale nie jest – przerwała mu. – Nie byli stąd.
     – A wielu ich było? – zapytał, przyglądając się jej. – Tak mniej więcej.
     – Kilku. Daj spokój, nie byłam dzieckiem, gdy się poznaliśmy. Z żadnym z nich, oprócz tego jednego, nie miałam potem kontaktu.
     – I akurat z nim musisz się spotkać.
     – Nie muszę – powiedziała. – Pomyślałam, że byłoby miło. Lubiliśmy się, tak czysto koleżeńsko. Fajny z niego chłopak.
     – W porządku. Nie wiem, czy uda mi się zasnąć, ale przecież nie mogę zabronić ci spotykać się ze znajomymi. Musisz mi jednak obiecać, że nie będziesz nadużywać alkoholu i mnie nie zdradzisz. – Jego spojrzenie świadczyło o tym, że mówił zupełnie poważnie.
     – Obiecuję, kochanie. – Uśmiechnęła się do niego.
     
     Jechali długą, stosunkowo szeroką ulicą, na końcu której stał wysoki budynek ogrodzony drewnianym płotem. Veronika wiedziała, że właśnie tam mieściła się siedziba gildii ochroniarzy, która tak naprawdę była częścią gildii złodziei z Averheim. Tam przebywały osoby mające problemy z prawem w stolicy.

     Czarodziejka zatrzymała się pod znanym jej zajazdem. Jego właścicielem był Lanfried – najemnik, któremu poszczęściło się na jednej z wypraw. Zdobyte złoto przeznaczył na otwarcie interesu w mieście. Zainwestował sporo, ruch miał umiarkowany, ale i tak był zadowolony ze swojego nowego zajęcia.
     
     – Będziemy trzymać warty – oznajmił Marcus, gdy pozsiadali z koni.
     – Pamiętasz o mojej prośbie? – upewniła się Veronika.
     – Tak – potwierdził. – Mógłbym spróbować już teraz, ale w nocy jest łatwiej. Nie chcę nadużywać łask… Jeśli pyta się o coś, otrzymuje się taką odpowiedź, jaką Morr uzna za stosowną. Nigdy nie prosi się o to samo dwa razy, by nie rozgniewać boga.
     – Więc zaczekajmy do nocy – zdecydowała.

     W środku było tłoczno, nie tak jak kiedyś. Ludzie jedli i pili, a czas umilali im grajkowie. Narzeczeni podeszli do baru, gdzie serdecznie przywitał ich młody, zadbany chłopak. Wolne były tylko trzy pokoje.
     Rozdzielili klucze i zajęli swoje izby.

     – Pójdę do miasta z Filipem – oznajmiła Veronika podczas kolacji, którą jadła z Gertem w pokoju. – Na moment o tym zapomniałam, ale tu może być ten morderca. Nie wiem, o co chodzi, więc lepiej, żebym nie była sama.
     – Możesz być jego następnym celem – zasugerował zaniepokojony. – On zabił twojego mistrza.
     – Gdyby zamierzał to zrobić, chyba już by to załatwił… Tak mi się wydaje, ale na wszelki wypadek wezmę Filipa. On jest do rzeczy i wygląda normalnie, więc nie będzie mi przeszkadzał.
     – Jest stanowczo za młody do tego oddziału Marcusa.
     – Jak to za młody? Przecież on jest mniej więcej w twoim wieku – zauważyła.
     – No właśnie – potwierdził. – Czyli może ci się wydawać atrakcyjny.
     – Wcale nie jest młody.
     – Co to znaczy? – Przerwał jedzenie. – Że ja nie jestem młody?
     – Przecież nie jesteś.
     – To jaki ja jestem? – Wbijał w nią wzrok.
     – Dojrzały – odparła z uśmiechem.
     – Dojrzały to jest Ulrych, Helmut i Marcus – bronił się Gert.
     – Marcus jest już stary – stwierdziła, udając powagę.
     – Jest dojrzały – upierał się. – I gdzie mi do niego?
     – Przestań, masz trzydzieści lat. Nie jesteś już chłoptasiem.
     – Kiedyś myślałem, że to jest granica… – powiedział, kręcąc głową.
     – Wielu nadal tak myśli. – Z trudem powstrzymywała się od śmiechu.
     – To co ty robisz z takim staruchem? Ile ty właściwie masz lat? – zapytał.
     – Dwadzieścia.
     – Jak skończysz dwadzieścia jeden, będę cię nazywał panią przed trzydziestką – zagroził.
     – Tak można powiedzieć dopiero po dwudziestych piątych urodzinach – zaznaczyła.
     – Można, kiedy się chce. W zasadzie już bym mógł… – Napił się wina. – Ja się czuję świetnie.
     – I świetnie wyglądasz – zapewniła go – ale masz swoje lata i to trzeba przyznać.
     – W zasadzie mógłbym kłamać.
     – Raczej nikt by nie uwierzył – stwierdziła.
     – To dlaczego mówisz, że świetnie wyglądam? – zapytał, pochylając się w jej stronę.
     – Bo jesteś atrakcyjnym facetem, który wygląda na trzydzieści lat.
     – Nie mam trzydziestu lat. Mam dwadzieścia dziewięć – sprostował. – Myślisz, że powinienem zmienić fryzurę?
     – Nie, podobasz mi się z krótkimi włosami. Naprawdę świetnie wyglądasz, ale nie jesteś już chłopcem.
     – Nie chcę wyglądać jak twój znacznie starszy brat albo ojciec.
     – Bez przesady, kochanie. Mój ojciec jest stary, a ty jesteś dojrzały.
     – Proszę cię, nie zmuszaj mnie, żebym ci udowodnił, że jestem młody. Odwołaj to, co powiedziałaś – zażądał.
     – Dobrze, nie jesteś dojrzały… – ustąpiła. – Przynajmniej psychicznie. To mogę ci powiedzieć z pełną szczerością.
     – Zawsze to coś – mruknął.
     – Nie wiem, czy to komplement, ale jeśli tak uważasz…
     – Jestem jak zielony liść na wietrze – oznajmił.
     – Chyba żółtawy… Ale nie czerwony – dodała szybko.
     – Nawet jak skończysz sześćdziesiąt, nie powiem ci czegoś takiego – oburzył się. – Żółty liść… – Pokręcił głową z niezadowoleniem.
     – Powiedziałam żółtawy – zaznaczyła.
     – Mniejsza o to. – Machnął ręką. – Chyba popadnę w jakieś kompleksy. Nie dostrzegałem wcześniej między nami tej różnicy. Wiedziałem, że jesteś młodsza, ale nie wiedziałem, że przez to dzieli nas jakaś przepaść.
     – Bo nic nas nie dzieli. – Uśmiechnęła się do niego.
     – Ty jesteś młodziutka, a ja jestem dojrzały. To przepaść – powiedział.
     – Mnie to nie przeszkadza – zapewniła go.
     – Mnie to nie przeszkadza – powtórzył i na moment zamknął oczy. – Dziękuję, że akceptujesz mój wiek. Jestem zbyt zmęczony, by przyjąć to za dobrą monetę.
     – Daj spokój. Jesteś dla mnie w sam raz. Nikt wcześniej mi się tak nie podobał.

     Gdy Gert położył się spać, Veronika zeszła na dół. Przy jednym ze stołów siedzieli Ulrych, Helmut i Filip z miejscowymi. Dobrze się bawili, grając w karty i popijając piwo.
     Czarodziejka podeszła do nich i oparła się o ramię Filipa.
     – Przejdziesz się ze mną do miasta? – zapytała, pochylając się nieco, co przyciągnęło uwagę siedzących tam mężczyzn.
     – Jasne. – Od razu się podniósł.
     – Dokończ piwo, nie spieszy mi się. Zamierzam tylko odwiedzić znajomego, a nie chcę iść sama – wyjaśniła.
     – Już kończę. – Sięgnął po kufel i wypił duszkiem jego zawartość. – Panowie, na mnie już czas – powiedział do kompanów.
     – Jasne, rozumiemy. Baw się dobrze – usłyszał w odpowiedzi.
     
     – To dokąd idziemy? – zapytał Filip, gdy opuścili zajazd.
     Kobieta wskazała siedzibę gildii ochroniarzy i ruszyli w tamtą stronę.
     – Chciałabym znaleźć znajomego, ale nie wiem nawet, czy jeszcze tu mieszka – powiedziała.
     – Ja ci nie wystarczę?
     – Do czego? – Zdziwiło ją to pytanie.
     – Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – A do czego ci ten znajomy?
     – Chcę się przywitać. – Spojrzała na Filipa z uśmiechem. – Dawno go nie widziałam.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2056 słów i 12492 znaków.

2 komentarze

 
  • Użytkownik Margerita

    Łapka w górę biedny Gert

    27 mar 2022

  • Użytkownik AnonimS

    He,he ciekawa jak przysłowiowa sroka. Stary znajomy z którym się przespała i nic ją nie łączy. Ale chce się zobaczyć. Ciekawy jestem po co? Nadal fajnie się czyta. A propo
    Nie zajrzałem na tamtą stronę w profilu bo bym pewnie już całość przeczytał i wtedy zero przyjemności z komentowania.

    28 gru 2017

  • Użytkownik Fanriel

    @AnonimS Dziękuję. Cieszę się, że nadal się podoba. Dla mnie to dobrze, że nie zajrzałeś. Brakowałoby mi tutaj Twoich komentarzy. ;) Pozdrawiam.

    28 gru 2017