Gdy słońce wzeszło, Veronika po cichu weszła do sypialni. Rozebrała się i wślizgnęła się do łóżka. Przez chwilę patrzyła na śpiącego Gerta. Zależało jej na nim bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Wyraźnie czuła, że był dla niej kimś wyjątkowym.
Pochyliła się i delikatnie go pocałowała. Zamruczał.
– Chyba cię kocham – wyszeptała.
– Gdyby nie to "chyba”… – Zaczął ją całować i wkrótce zatracili się w namiętności, która zupełnie nimi zawładnęła.
Kobieta była zmęczona, ale nie chciała od razu zasypiać. Położyła się tak, by dobrze widzieć narzeczonego.
– O czym myślisz? – zapytała, delikatnie głaszcząc go po twarzy.
– Długo by opowiadać. – Uśmiechnął się. – Ile czasu możemy spędzić w łóżku? Gdzie teraz jest wampir? O której musimy zacząć załatwiać sprawunki? Czy zdążymy do południa wziąć ślub? Skoro już chyba mnie kochasz, to chyba moglibyśmy.
– Nic się od wczoraj nie zmieniło. No, może odrobinę – powiedziała. – Stęskniłam się za tobą.
– Byłem tu. Mogłaś przyjść w każdej chwili.
– Nic mi się nie stało od tego, że trochę potęskniłam. W zasadzie chyba wyszło nam to na dobre – stwierdziła i znów go pocałowała.
– Jeśli takie konsekwencje ma twoja tęsknota, to ja jestem z niej bardzo zadowolony – przyznał. – Co się działo w nocy?
– Wampir się nie zjawił, a Edi nie mógł spać.
– Dlaczego nie mógł spać? – zainteresował się Gert.
– Nie wiem. Wrócił do domu, gdy miałam już wartę. Potem napiliśmy się razem.
– Coś go trapi? – Zmartwił się. – Mówił coś?
– Mnie by chyba nie powiedział – odparła, nie chcąc zdradzać szczegółów.
– Wczoraj długo rozmawialiście… Chyba nie przez nas? Zbyt osobiście do tego podchodzi. Muszę z nim pogadać – postanowił.
Veronikę ogarnął niepokój. Jeśli z jakiegoś powodu Edgar opowiedziałby Gertowi o swoim nocnym wybryku, narzeczony byłby na nią wściekły, że sama go o tym nie poinformowała. Gdyby jednak to zrobiła, Gert mógłby raz na zawsze pokłócić się z przyjacielem, a tego chyba by nie chciał. Sytuacja była nieco skomplikowana.
Gdy kobieta się obudziła, w domu panowała cisza, a promienie słońca rozświetlały jej sypialnię. Na poduszce obok leżała złożona kartka. Sięgnęła po nią i zaczęła czytać:
Najdroższa ukochana,
Wraz z moim przyjacielem Edim udaliśmy się na poszukiwania najemników. Wybacz, że nie było mnie przy Tobie, kiedy się obudziłaś. Mam nadzieję, że nie będziesz długo czekać.
Twój Gert
Przez chwilę z uśmiechem patrzyła na ten liścik, po czym schowała go do torby i udała się do łaźni. Wracając, spotkała na korytarzu Jose.
– Dzień dobry – przywitał się z nią. – Chyba znów zaatakowali. Słyszałem jak Erman rozmawiał z Edim. Podwoił straże.
– Czuję, że będziemy mieli cholerne kłopoty – powiedziała szeptem, by nawet przez przypadek nie usłyszał jej nikt poza Jose. – Najgorsze jest to, że wampiry są niewrażliwe na moją magię.
– Ale za to są wrażliwe na moją. Po prostu tym razem się nie wychylaj – zasugerował.
– Nie zamierzam – zapewniła go. – Wiem, że niewiele mogę zrobić.
– Twoje sztylety są niczego sobie – stwierdził.
– W razie czego na pewno ich użyję. Jeszcze niejeden wampir od nich padnie.
– Nie możesz sobie wyczarować jakiejś cięższej broni? – zapytał cicho.
– Nie. Żadnej, która mogłaby być skuteczna w walce z wampirem. Większość moich zaklęć opiera się na wpływaniu na umysł, a on jest na to zupełnie odporny – wyjaśniła. – Nie wiesz, kiedy Gert i Edi wrócą? – zmieniła temat.
– Nie ma ich od godziny. Kazali nam czekać – powiedział.
– Ja jadę do miasta – oznajmiła.
– Kazali nam czekać… Pojadę z tobą.
– Za chwilę będę gotowa. Spakuj się. Spotkamy się z nimi w zajeździe – postanowiła. – Zostawię wiadomość.
Po powrocie do pokoju zebrała swoje rzeczy i napisała liścik:
Gert,
Wybrałam się z Jose na zakupy. Będziemy na Was czekać w zajeździe przy południowej bramie.
Veronika
Kartkę złożyła i zostawiła na torbie narzeczonego.
– Może zajechalibyśmy do świątyni? – zaproponował czarodziej, gdy w ogrodzie czekali na konie.
– Lepiej zróbmy to, gdy będziemy w komplecie.
– Ciekaw jestem, jak im poszło… – przerwał, ponieważ zbliżał się do nich stajenny prowadzący ich wierzchowce.
Veronika podeszła do swojego rumaka.
– Dzień dobry, kochanie. – Poklepała go czule, po czym zaczęła mocować juki.
– Wszystko z nim dobrze? – zapytał Jose. Nigdy wcześniej nie widział tak spokojnego konia.
– Idealnie – odparła z dumą kobieta.
– Wygląda zdrowo, ale jest jakiś dziwny – stwierdził, oglądając go.
– Niczego się nie boi.
– Zwierzęta są dużo wrażliwsze od ludzi. Musiał widzieć straszne rzeczy.
– Możliwe. Należał przecież do Czarnego Rycerza – przypomniała.
– Myślałem, że oni wolą agresywne istoty.
Strażnicy otworzyli im bramę i magowie skierowali się w stronę centrum miasta.
– Tobie nie zależy na sławie, prawda? – zaczął Estalijczyk po drodze.
– Nie. Dlaczego pytasz? – zainteresowała się Veronika.
– Chciałbym załatwić tego wampira. – Zerknął na nią niepewnie.
– W porządku – zgodziła się bez chwili namysłu.
– Naprawdę? Oczywiście nie będę nalegał, jeśli ktoś będzie miał lepszą okazję. Nie chodzi o to, żeby ryzykować – wyjaśnił wyraźnie zadowolony z odpowiedzi, jaką otrzymał.
– Dodatkowe ryzyko w tej sprawie nie wchodzi w grę, ale nie będę się wychylać, jeśli masz ochotę się tym zająć.
– I tak będziemy musieli jakoś podzielić się zadaniami. Tym bardziej, że twoje zaklęcia nie są najodpowiedniejsze na wampiry.
– Jose, nieważne kto go zabije. Ważne, by był martwy. Jeśli o mnie chodzi, mogą to zrobić nawet najemnicy.
Czarodziej zamyślił się i najwyraźniej rozmarzył. Na jego twarzy pojawił się promień chwały. Już rozpierała go duma, bo rozprawił się z całą grupą wampirów. Był bohaterem…
W dzielnicy kupieckiej uzupełnili przede wszystkim braki w garderobie. Veronika wybrała stroje w stylu, jaki preferował Gert. Zazwyczaj był elegancki, natomiast ona często zakładała to, co wygodne, nie zwracając szczególnej uwagi na krój.
Z kolejnego sklepu wyszła kompletnie przebrana. Wyglądała świetnie i tak też się czuła. Była pewna, że jej narzeczony będzie zachwycony.
– Możemy teraz jechać na śniadanie do zajazdu przy bramie – powiedziała do swojego towarzysza.
– Co? – Jose zdawał się być nieobecny.
– Możemy jechać na śniadanie – powtórzyła, obserwując go.
– Już jadłem, u Ermana.
– Co z tobą? – zapytała.
– Nic. Zamyśliłem się. Mam problem... – zamilkł na chwilę. – Chyba się zakochałem.
– W niej? Pewnie ci przejdzie.
– Nie to jest problemem – sprostował. – Ona nie jest stąd, a ja jeszcze długo nie pojadę na południe. Nie mogę przestać o niej myśleć.
– Mogłaby się przenieść, gdyby chciała – stwierdziła.
– I to jest problem. – Westchnął ciężko i pokręcił głową. – Żeby chciała...
– Nie wiem, co lubią Estalijki. Nie pomogę ci – powiedziała, przewidując ciąg dalszy rozmowy.
– Jesteś kobietą. Chyba jest coś, co wszystkie kobiety lubią, cenią, co robi na nich wrażenie… – Patrzył na nią z nadzieją, że zdradzi mu tę najcenniejszą tajemnicę.
Veronika wzruszyła ramionami.
– Niewiele znam kobiet.
– A co cię urzekło w Gercie? – zapytał.
– Spotkaliśmy się na statku. – Uśmiechnęła się na wspomnienie tamtego dnia. – Oboje płynęliśmy do Talabheim. Wyszłam z kajuty z potwornym kacem. Wiesz, uczciłam zakończenie nauki w Kolegium.
– A, pamiętam i nie pamiętam. – Pokiwał głową ze zrozumieniem.
– Przechodził właśnie korytarzem. Jak mnie minął, spojrzałam na jego tyłek i…
– Myślisz, że to mógłby być powód, żeby została w Imperium? – To nie wydało mu się prawdopodobne.
– Ja dla niego bym została.
– To dlaczego nie chcesz za niego wyjść? – Zupełnie tego nie rozumiał.
– Po co? – zapytała.
– Jak to po co? Żeby scementować związek.
– Mam wszystko… Wracając do tematu. Jest czarujący, zaradny… Uratowałeś ją. To na pewno robi wrażenie. Jesteś prawdziwym mężczyzną.
– Pamiętam, jak nam podziękowała – powiedział i lekko się skrzywił.
– Nieładnie się zachowała, ale na pewno zrobiłeś dobre wrażenie. Teraz wyciągnęliśmy ją z dużo gorszych kłopotów. Opiekowałeś się nią.
– Tego akurat może nie wiedzieć.
– Jeśli nie wie, to się dowie. To nie jest żaden kłopot.
– Kurczę, nie o to chodzi. – Pokręcił głową. – Ja chcę, żeby ona wywróciła swoje życie do góry nogami…
– Jeśli cię pozna i się zakocha, to wywróci – stwierdziła Veronika. – Jeżeli tak bardzo ci zależy, trzeba tak to zorganizować, żeby musiała z nami podróżować przez jakiś czas… Ciekawe, o co chodzi z tym jej narzeczonym? Jeśli jest gdzieś w Imperium, musisz jej pomóc go odnaleźć. Dopóki go nie uwolnicie, będzie myśleć tylko o nim i nic nie wskórasz.
– Masz rację. Kurczę, ona ma narzeczonego. – Znów się zmartwił.
– I co z tego? Dziś ma, jutro nie ma. – Nie dostrzegała w tym problemu.
Jose spojrzał na nią zdziwiony.
– Pojedynek będzie nieunikniony – powiedział zupełnie poważnie.
– Dlaczego? – zapytała. – Może z nim zerwie.
– Po tym jak go odnajdzie?
– A dlaczego nie? Daj jej tydzień z nim, a może wtedy dojdzie do wniosku, że woli być z tobą.
– Nawet nie wiemy, kim on jest. Może to jakiś świetny facet…
– W niewoli? Nie sądzę – skwitowała z grymasem na twarzy.
– Ja też byłem w niewoli – przypomniał Jose.
– I o tym jej nie mów – poradziła. – Poza tym możliwe, że on już nie żyje. Mógłbyś ją wtedy pocieszyć… A tak w ogóle to dlaczego ty się w niej zakochałeś? Jest arogancka, nieprzyjemna…
– Trochę inaczej na to patrzę. Myślę, że sytuacja była dość napięta. Może była w szoku? Nieważne.
– Chyba ważne.
– Może to jakaś szlachcianka? Oni zachowują się w ten sposób. – Starał się ją usprawiedliwić. – Ale Gert też jest szlachcicem i przy bliższym poznaniu jest w porządku, nie?
– Nie trzeba go bliżej poznawać, by to stwierdzić – zauważyła.
– Ona szuka narzeczonego. Pewnie żyje w ciągłym stresie i przepłakała niejedną noc…
– Nie przekonuj mnie – przerwała mu Veronika. – Ty masz swoje zdanie na jej temat, a ja swoje.
– Nie możesz źle o niej myśleć. Przecież jej nie znasz – upierał się Estalijczyk. – Czy ty nigdy nie popełniłaś żadnego błędu?
– Popełniłam mnóstwo błędów, ale nie jestem chamska w stosunku do kogoś, kto wyciąga do mnie rękę.
– Może w jej mniemaniu to nie było chamstwo?
– To ja nie chcę nawet sobie wyobrażać, co jest dla niej chamstwem – skwitowała. – Ja wiem, że do najgrzeczniejszych nie należę, ale tak bym się nie zachowała… Nie lubię jej i tyle.
Jose skrzywił się.
– To może mi utrudnić zbliżenie się do niej – stwierdził. – Lepiej by było, gdyby atmosfera w grupie była dobra.
– Nie będę się uśmiechać do tej kobiety – powiedziała czarodziejka.
– Daj jej szansę… – poprosił. – Nie będę nalegał, jeśli faktycznie okaże się gburowata… Zrobisz to dla mnie? Będę twoim dłużnikiem. Zgódź się. Może już wkrótce do nas dołączy.
Kobieta pokręciła głową z rezygnacją.
– Postaram się, ale nie obiecuję. Nie wiem, czy dam radę.
– To musi mi wystarczyć. Dziękuję. – Wyraźnie poprawił mu się humor.
2 komentarze
Margerita
łapeczka w górę, jak romantycznie z tymi wiadomościami mój Gercik
AnonimS
Pomyliłem numerki serii i myślałem że 59 część koniec. To koniec cyklu. Gapa że mnie
Fanriel
@AnonimS Zdarza się.