Strażnicy cienia II część 30

Gdy słońce wzeszło, Veronika po cichu weszła do sypialni. Rozebrała się i wślizgnęła się do łóżka. Przez chwilę patrzyła na śpiącego Gerta. Zależało jej na nim bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Wyraźnie czuła, że był dla niej kimś wyjątkowym.
     Pochyliła się i delikatnie go pocałowała. Zamruczał.
     – Chyba cię kocham – wyszeptała.
     – Gdyby nie to "chyba”… – Zaczął ją całować i wkrótce zatracili się w namiętności, która zupełnie nimi zawładnęła.

     Kobieta była zmęczona, ale nie chciała od razu zasypiać. Położyła się tak, by dobrze widzieć narzeczonego.
     – O czym myślisz? – zapytała, delikatnie głaszcząc go po twarzy.
     – Długo by opowiadać. – Uśmiechnął się. – Ile czasu możemy spędzić w łóżku? Gdzie teraz jest wampir? O której musimy zacząć załatwiać sprawunki? Czy zdążymy do południa wziąć ślub? Skoro już chyba mnie kochasz, to chyba moglibyśmy.
     – Nic się od wczoraj nie zmieniło. No, może odrobinę – powiedziała. – Stęskniłam się za tobą.
     – Byłem tu. Mogłaś przyjść w każdej chwili.
     – Nic mi się nie stało od tego, że trochę potęskniłam. W zasadzie chyba wyszło nam to na dobre – stwierdziła i znów go pocałowała.
     – Jeśli takie konsekwencje ma twoja tęsknota, to ja jestem z niej bardzo zadowolony – przyznał. – Co się działo w nocy?
     – Wampir się nie zjawił, a Edi nie mógł spać.
     – Dlaczego nie mógł spać? – zainteresował się Gert.
     – Nie wiem. Wrócił do domu, gdy miałam już wartę. Potem napiliśmy się razem.
     – Coś go trapi? – Zmartwił się. – Mówił coś?
     – Mnie by chyba nie powiedział – odparła, nie chcąc zdradzać szczegółów.
     – Wczoraj długo rozmawialiście… Chyba nie przez nas? Zbyt osobiście do tego podchodzi. Muszę z nim pogadać – postanowił.
     Veronikę ogarnął niepokój. Jeśli z jakiegoś powodu Edgar opowiedziałby Gertowi o swoim nocnym wybryku, narzeczony byłby na nią wściekły, że sama go o tym nie poinformowała. Gdyby jednak to zrobiła, Gert mógłby raz na zawsze pokłócić się z przyjacielem, a tego chyba by nie chciał. Sytuacja była nieco skomplikowana.
     
     Gdy kobieta się obudziła, w domu panowała cisza, a promienie słońca rozświetlały jej sypialnię. Na poduszce obok leżała złożona kartka. Sięgnęła po nią i zaczęła czytać:
          
     Najdroższa ukochana,  
     Wraz z moim przyjacielem Edim udaliśmy się na poszukiwania najemników. Wybacz, że nie było mnie przy Tobie, kiedy się obudziłaś. Mam nadzieję, że nie będziesz długo czekać.
                                                                                                                                            Twój Gert

     Przez chwilę z uśmiechem patrzyła na ten liścik, po czym schowała go do torby i udała się do łaźni. Wracając, spotkała na korytarzu Jose.
     – Dzień dobry – przywitał się z nią. – Chyba znów zaatakowali. Słyszałem jak Erman rozmawiał z Edim. Podwoił straże.
     – Czuję, że będziemy mieli cholerne kłopoty – powiedziała szeptem, by nawet przez przypadek nie usłyszał jej nikt poza Jose. – Najgorsze jest to, że wampiry są niewrażliwe na moją magię.
     – Ale za to są wrażliwe na moją. Po prostu tym razem się nie wychylaj – zasugerował.
     – Nie zamierzam – zapewniła go. – Wiem, że niewiele mogę zrobić.
     – Twoje sztylety są niczego sobie – stwierdził.
     – W razie czego na pewno ich użyję. Jeszcze niejeden wampir od nich padnie.
     – Nie możesz sobie wyczarować jakiejś cięższej broni? – zapytał cicho.
     – Nie. Żadnej, która mogłaby być skuteczna w walce z wampirem. Większość moich zaklęć opiera się na wpływaniu na umysł, a on jest na to zupełnie odporny – wyjaśniła. – Nie wiesz, kiedy Gert i Edi wrócą? – zmieniła temat.
     – Nie ma ich od godziny. Kazali nam czekać – powiedział.
     – Ja jadę do miasta – oznajmiła.
     – Kazali nam czekać… Pojadę z tobą.
     – Za chwilę będę gotowa. Spakuj się. Spotkamy się z nimi w zajeździe – postanowiła. – Zostawię wiadomość.

     Po powrocie do pokoju zebrała swoje rzeczy i napisała liścik:
          
     Gert,  
     Wybrałam się z Jose na zakupy. Będziemy na Was czekać w zajeździe przy południowej bramie.
                                                                                                                                            Veronika

     Kartkę złożyła i zostawiła na torbie narzeczonego.
     
     – Może zajechalibyśmy do świątyni? – zaproponował czarodziej, gdy w ogrodzie czekali na konie.
     – Lepiej zróbmy to, gdy będziemy w komplecie.
     – Ciekaw jestem, jak im poszło… – przerwał, ponieważ zbliżał się do nich stajenny prowadzący ich wierzchowce.
     Veronika podeszła do swojego rumaka.
     – Dzień dobry, kochanie. – Poklepała go czule, po czym zaczęła mocować juki.
     – Wszystko z nim dobrze? – zapytał Jose. Nigdy wcześniej nie widział tak spokojnego konia.
     – Idealnie – odparła z dumą kobieta.
     – Wygląda zdrowo, ale jest jakiś dziwny – stwierdził, oglądając go.
     – Niczego się nie boi.
     – Zwierzęta są dużo wrażliwsze od ludzi. Musiał widzieć straszne rzeczy.
     – Możliwe. Należał przecież do Czarnego Rycerza – przypomniała.
     – Myślałem, że oni wolą agresywne istoty.

     Strażnicy otworzyli im bramę i magowie skierowali się w stronę centrum miasta.
     – Tobie nie zależy na sławie, prawda? – zaczął Estalijczyk po drodze.
     – Nie. Dlaczego pytasz? – zainteresowała się Veronika.
     – Chciałbym załatwić tego wampira. – Zerknął na nią niepewnie.
     – W porządku – zgodziła się bez chwili namysłu.
     – Naprawdę? Oczywiście nie będę nalegał, jeśli ktoś będzie miał lepszą okazję. Nie chodzi o to, żeby ryzykować – wyjaśnił wyraźnie zadowolony z odpowiedzi, jaką otrzymał.
     – Dodatkowe ryzyko w tej sprawie nie wchodzi w grę, ale nie będę się wychylać, jeśli masz ochotę się tym zająć.
     – I tak będziemy musieli jakoś podzielić się zadaniami. Tym bardziej, że twoje zaklęcia nie są najodpowiedniejsze na wampiry.
     – Jose, nieważne kto go zabije. Ważne, by był martwy. Jeśli o mnie chodzi, mogą to zrobić nawet najemnicy.
     Czarodziej zamyślił się i najwyraźniej rozmarzył. Na jego twarzy pojawił się promień chwały. Już rozpierała go duma, bo rozprawił się z całą grupą wampirów. Był bohaterem…

     W dzielnicy kupieckiej uzupełnili przede wszystkim braki w garderobie. Veronika wybrała stroje w stylu, jaki preferował Gert. Zazwyczaj był elegancki, natomiast ona często zakładała to, co wygodne, nie zwracając szczególnej uwagi na krój.  
     Z kolejnego sklepu wyszła kompletnie przebrana. Wyglądała świetnie i tak też się czuła. Była pewna, że jej narzeczony będzie zachwycony.
     – Możemy teraz jechać na śniadanie do zajazdu przy bramie – powiedziała do swojego towarzysza.
     – Co? – Jose zdawał się być nieobecny.
     – Możemy jechać na śniadanie – powtórzyła, obserwując go.
     – Już jadłem, u Ermana.
     – Co z tobą? – zapytała.
     – Nic. Zamyśliłem się. Mam problem... – zamilkł na chwilę. – Chyba się zakochałem.
     – W niej? Pewnie ci przejdzie.
     – Nie to jest problemem – sprostował. – Ona nie jest stąd, a ja jeszcze długo nie pojadę na południe. Nie mogę przestać o niej myśleć.
     – Mogłaby się przenieść, gdyby chciała – stwierdziła.
     – I to jest problem. – Westchnął ciężko i pokręcił głową. – Żeby chciała...
     – Nie wiem, co lubią Estalijki. Nie pomogę ci – powiedziała, przewidując ciąg dalszy rozmowy.
     – Jesteś kobietą. Chyba jest coś, co wszystkie kobiety lubią, cenią, co robi na nich wrażenie… – Patrzył na nią z nadzieją, że zdradzi mu tę najcenniejszą tajemnicę.
     Veronika wzruszyła ramionami.     
     – Niewiele znam kobiet.
     – A co cię urzekło w Gercie? – zapytał.
     – Spotkaliśmy się na statku. – Uśmiechnęła się na wspomnienie tamtego dnia. – Oboje płynęliśmy do Talabheim. Wyszłam z kajuty z potwornym kacem. Wiesz, uczciłam zakończenie nauki w Kolegium.
     – A, pamiętam i nie pamiętam. – Pokiwał głową ze zrozumieniem.
     – Przechodził właśnie korytarzem. Jak mnie minął, spojrzałam na jego tyłek i…
     – Myślisz, że to mógłby być powód, żeby została w Imperium? – To nie wydało mu się prawdopodobne.
     – Ja dla niego bym została.
     – To dlaczego nie chcesz za niego wyjść? – Zupełnie tego nie rozumiał.
     – Po co? – zapytała.
     – Jak to po co? Żeby scementować związek.
     – Mam wszystko… Wracając do tematu. Jest czarujący, zaradny… Uratowałeś ją. To na pewno robi wrażenie. Jesteś prawdziwym mężczyzną.
     – Pamiętam, jak nam podziękowała – powiedział i lekko się skrzywił.
     – Nieładnie się zachowała, ale na pewno zrobiłeś dobre wrażenie. Teraz wyciągnęliśmy ją z dużo gorszych kłopotów. Opiekowałeś się nią.
     – Tego akurat może nie wiedzieć.
     – Jeśli nie wie, to się dowie. To nie jest żaden kłopot.
     – Kurczę, nie o to chodzi. – Pokręcił głową. – Ja chcę, żeby ona wywróciła swoje życie do góry nogami…
     – Jeśli cię pozna i się zakocha, to wywróci – stwierdziła Veronika. – Jeżeli tak bardzo ci zależy, trzeba tak to zorganizować, żeby musiała z nami podróżować przez jakiś czas… Ciekawe, o co chodzi z tym jej narzeczonym? Jeśli jest gdzieś w Imperium, musisz jej pomóc go odnaleźć. Dopóki go nie uwolnicie, będzie myśleć tylko o nim i nic nie wskórasz.
     – Masz rację. Kurczę, ona ma narzeczonego. – Znów się zmartwił.
     – I co z tego? Dziś ma, jutro nie ma. – Nie dostrzegała w tym problemu.
     Jose spojrzał na nią zdziwiony.
     – Pojedynek będzie nieunikniony – powiedział zupełnie poważnie.
     – Dlaczego? – zapytała. – Może z nim zerwie.
     – Po tym jak go odnajdzie?
     – A dlaczego nie? Daj jej tydzień z nim, a może wtedy dojdzie do wniosku, że woli być z tobą.
     – Nawet nie wiemy, kim on jest. Może to jakiś świetny facet…
     – W niewoli? Nie sądzę – skwitowała z grymasem na twarzy.
     – Ja też byłem w niewoli – przypomniał Jose.
     – I o tym jej nie mów – poradziła. – Poza tym możliwe, że on już nie żyje. Mógłbyś ją wtedy pocieszyć… A tak w ogóle to dlaczego ty się w niej zakochałeś? Jest arogancka, nieprzyjemna…
     – Trochę inaczej na to patrzę. Myślę, że sytuacja była dość napięta. Może była w szoku? Nieważne.
     – Chyba ważne.
     – Może to jakaś szlachcianka? Oni zachowują się w ten sposób. – Starał się ją usprawiedliwić. – Ale Gert też jest szlachcicem i przy bliższym poznaniu jest w porządku, nie?
     – Nie trzeba go bliżej poznawać, by to stwierdzić – zauważyła.
     – Ona szuka narzeczonego. Pewnie żyje w ciągłym stresie i przepłakała niejedną noc…
     – Nie przekonuj mnie – przerwała mu Veronika. – Ty masz swoje zdanie na jej temat, a ja swoje.
     – Nie możesz źle o niej myśleć. Przecież jej nie znasz – upierał się Estalijczyk. – Czy ty nigdy nie popełniłaś żadnego błędu?
     – Popełniłam mnóstwo błędów, ale nie jestem chamska w stosunku do kogoś, kto wyciąga do mnie rękę.
     – Może w jej mniemaniu to nie było chamstwo?
     – To ja nie chcę nawet sobie wyobrażać, co jest dla niej chamstwem – skwitowała. – Ja wiem, że do najgrzeczniejszych nie należę, ale tak bym się nie zachowała… Nie lubię jej i tyle.
     Jose skrzywił się.
     – To może mi utrudnić zbliżenie się do niej – stwierdził. – Lepiej by było, gdyby atmosfera w grupie była dobra.
     – Nie będę się uśmiechać do tej kobiety – powiedziała czarodziejka.
     – Daj jej szansę… – poprosił. – Nie będę nalegał, jeśli faktycznie okaże się gburowata… Zrobisz to dla mnie? Będę twoim dłużnikiem. Zgódź się. Może już wkrótce do nas dołączy.
     Kobieta pokręciła głową z rezygnacją.
     – Postaram się, ale nie obiecuję. Nie wiem, czy dam radę.
     – To musi mi wystarczyć. Dziękuję. – Wyraźnie poprawił mu się humor.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2013 słów i 11891 znaków, zaktualizowała 13 lis 2017.

2 komentarze

 
  • Margerita

    łapeczka w górę, jak romantycznie z tymi wiadomościami mój Gercik

    25 mar 2018

  • AnonimS

    Pomyliłem numerki serii i myślałem że 59 część koniec. To koniec cyklu. Gapa że mnie :pissed:

    13 lis 2017

  • Fanriel

    @AnonimS Zdarza się. :)

    13 lis 2017