Strażnicy cienia II część 22

– To może teraz porozmawiamy o ślubie? – zaczął Gert, gdy został sam z narzeczoną.
     – Dobrze… Myślę, że powinniśmy przesunąć datę – powiedziała, zerkając na niego.
     – W porządku – odparł bez namysłu z tajemniczym uśmiechem.
     – W porządku? – zapytała, nie spodziewając się takiej reakcji.
     – Przesunąć można… zawsze w dwie strony. Ponieważ chciałaś kameralną uroczystość, można by to załatwić, gdy będziemy przejazdem w Nuln.
     – Żartujesz? – Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała.
     – Okoliczności są takie, a nie inne. Czas na przygotowania już nie jest potrzebny, więc możemy to zrobić od razu.
     – Ale przez okoliczności nie można rezygnować ze swoich pragnień. Chciałeś pięknego ślubu.
     – Chętnie zrezygnuję – oznajmił.
     – Nie ma takiej potrzeby – zapewniła go. – Możemy to zrobić później, tak jak sobie wymarzyłeś. Szczerze mówiąc, zaczęłam być ciekawa, jak te serwetki będą się komponowały z kwiatami i tortem.
     – Nie mówisz tego po to, żeby odwlec to w czasie? – zapytał z podejrzliwością.
     – Nie, naprawdę to przemyślałam.
     – Więc teraz chcesz wesela, tak? To jest jedyny powód, dla którego mielibyśmy czekać?
     – Dlaczego tak ci się spieszy? Czy ty myślisz, że jeśli nie weźmiemy tego ślubu w najbliższych dniach, to już w ogóle do niego nie dojdzie?
     – Nie mam pojęcia – odpowiedział, wzruszając ramionami. – Pamiętam, jak bardzo nie chciałaś jechać do Nuln, jak się przed tym broniłaś. Nie chciałaś też ślubu. Wyszło na moje i nie zamierzam tracić tej przewagi.
     – Ale ja chcę być z tobą i cały czas tego chciałam – zapewniła go.
     – Możesz się rozmyślić. Teraz tego chcesz i muszę wykorzystać ten moment, zanim coś się zmieni… – przyznał. – Nie wiem, może ubzdurasz sobie, że nie powinnaś mnie narażać albo coś w tym stylu.
     – Ty mi kompletnie nie ufasz – powiedziała z wyrzutem.
     – Zróbmy to w Nuln. Będziemy tam za dwa dni. – Udawał, że jej nie słyszał.
     – Dobrze – zgodziła się, choć nie było w niej entuzjazmu.
     – Świetnie. – Uśmiechnął się. – Powiem Ediemu. Będzie naszym świadkiem. Zaczekaj, Edi! – krzyknął i przyspieszył, by go dogonić.
     Veronika odwróciła się, żeby sprawdzić, jak sobie radzi Jose. Z pewnością podtrzymywanie Esteli wymagało od niego sporego wysiłku, ale nie zostawał w tyle.
     – Nie teraz! – Edgar uniósł głos, co od razu przykuło uwagę czarodziejki.
     Rozejrzała się dokoła za ewentualnym zagrożeniem, jednak nie dostrzegła niczego niepokojącego. Przyjaciele zatrzymali się, ale nie rozmawiali ze sobą.
     
     – Co się dzieje? – zapytała zaniepokojona, podjeżdżając do nich.
     – Wcześniej tu nie było tych bagien – powiedział Edi. – Ziemia robi się coraz bardziej miękka. Kierunek w zasadzie jest dobry. Celowo odbiłem trochę w stronę miasta, żeby skrócić podróż.
     Veronika zlustrowała wzrokiem okolicę. Faktycznie teren był podmokły, tu i ówdzie błyszczała woda.
     – Musimy jechać ostrożnie – stwierdziła, po czym powoli ruszyli.
     – Już mogę? – zaczął Gert. – Postanowiliśmy zmienić datę ślubu. Rozumiem, że nadal chcesz być moim świadkiem?
     – Chyba nie mam wyjścia – usłyszał w odpowiedzi.
     – No właśnie. Jak tylko przyjedziemy do Nuln i odstawimy do świątyni Morra czarodzieja z tą dziewczyną, pojedziemy do świątyni Sigmara.
     Edgar spojrzał na niego zdumiony:
     – Jak tylko przyjedziemy? A wampir? A to, że musimy szybko stamtąd wyjechać? Zdążymy wynająć ludzi? Będziemy tam nocować?
     – Wykluczone – wtrąciła kobieta, która jechała nieco za nimi. – Nie możemy zostać tam na noc.
     – Nie możemy? A ja myślałem, że ślub jest najważniejszy – ciągnął Edi.
     – Wszystko da się załatwić – zapewnił Gert. – Jak teren będzie dogodniejszy, pojedziemy szybciej. Na miejscu też będziemy się spieszyć. Jeśli już cokolwiek zatrzyma nas w mieście, nie sądzę, aby był to ślub.
     
     Obrana przez nich trasa doprowadziła ich do dużego rozlewiska rozciągającego się centralnie przed nimi. Zaniepokojeni tym zatrzymali się i zaczęli się rozglądać. Wszędzie było pełno błota i wody.
     – Na pewno jedziemy w dobrym kierunku? – zapytał Gert.
     – Tak, kierunek jest właściwy. Nie wiem tylko, czy przejazd będzie odpowiedni. – odparł Edgar.
     Czarodziejka znalazła w miarę suche miejsce i zsiadła z konia. Próbowała ocenić, w którą stronę powinni pojechać, by okrążyć bajoro stanowiące przeszkodę. Teren z prawej zdawał się być przystępniejszy.
     Przeszła kawałek, by upewnić się, czy faktycznie da się tamtędy przeprawić.
     – Nieźle to wygląda – poinformowała towarzyszy.
     – Jeśli nie chcemy zawracać, to chyba jest jedyna droga – powiedział Edi.
     
     – Ten wampir nic przy sobie nie ma. Pewnie wróci do wieży po swoje rzeczy – przyszło na myśl Veronice.
     – To prawdopodobne – zgodził się z nią Edgar. – Potem gdzieś się na nas zasadzi.
     – Dotrzemy tam przed zmierzchem – oszacowała. – To chyba będzie najbezpieczniejsze miejsce na nocleg… Będziemy musieli pozbierać te ciała, żeby nam nie zagrażały. Jose mógłbyś je spalić, prawda? – zwróciła się do mężczyzny.
     – Oczywiście – odparł, ocierając zwilżoną chusteczką usta Esteli.
     Veronika patrzyła przez chwilę na te zabiegi, nie wiedząc, co ma o tym myśleć. Spojrzała na narzeczonego.
     – Co? – zapytał, podchodząc do niej.
     Czarodziej mruczał coś pod nosem, wpatrując się w Estalijkę.
     – Widzisz, co on z nią wyprawia?
     – Troszczy się o nią. Też bym to dla ciebie zrobił – zadeklarował Gert. – Naprawdę. – Wyciągnął z kieszeni chusteczkę.
     – Przestań się wygłupiać – upomniała go. – To jest jakaś obca dziewucha, do tego wredna.
     – Teraz wygląda na całkiem miłą. W zasadzie już się do niej przyzwyczaiłem, więc nie jest też taka obca.
     – Mniejsza z tym – zakończyła temat. – Słyszałeś, że nocujemy w wieży? Tam mamy największe szanse, by spotkać wampira.
     – Powinniśmy się spieszyć, by dotrzeć tam za dnia.

     Zgodnie z planem skręcili w prawo. Niestety wkrótce pojawiło się przed nimi kolejne rozlewisko.
     – Edi, gdzieś ty nas wyprowadził? – zapytał Gert z pretensją w głosie.
     Znów musieli się zatrzymać. Czarodziejka stanęła w strzemionach, by poszerzyć pole widzenia. Tym razem nie znalazła żadnej drogi i szybko doszła do wniosku, że należy inaczej rozwiązać ten problem.
     Na początek zlokalizowała w miarę sucho wyglądające miejsce po drugiej stronie. Potem zwróciła się do swoich towarzyszy:
     – Użyję magii, żebyśmy mogli się przeprawić i nie kręcić się w nieskończoność po tych mokradłach. Jeśli zobaczycie most, to śmiało i bez ociągania wjeżdżajcie na niego – poinstruowała ich.
     – Jasne. – Dla Jose nie stanowiło to najmniejszego problemu.
     Veronika popatrzyła na pozostałych.
     – Zaczynaj – dopingował ją narzeczony wyraźnie podekscytowany tym, co miało nastąpić.
     Nie słysząc żadnych protestów, zajęła odpowiednie miejsce, po czym wypowiedziała zaklęcie. Przed nią pojawił się solidny most prowadzący na drugą stronę rozlewiska.
     – Pójdę przodem – powiedział z zapałem Gert, lecz mimo to pierwsze kroki stawiał ostrożnie. Za sobą prowadził konia stukającego kopytami o kamienne podłoże.
     – Pospieszcie się – poganiała ich, obserwując stworzoną przez siebie iluzję. – Edi, jedź przede mną.
     Była skoncentrowana. Zaklęcie, którego użyła, nie było zbyt trwałe i musiała je podtrzymać, gdy magia zaczęła się rozpraszać. Gdyby jej się to nie udało, most by zniknął, a oni powpadaliby do wody.

     – Jesteś genialna! – stwierdził Gert pełen entuzjazmu, gdy już wszyscy bezpiecznie dotarli na drugą stronę.
     – To faktycznie był świetny pomysł – przyznał Jose.
     – Żałuję, że wcześniej na to nie wpadłam. Którędy do wieży? – zapytała, patrząc na Ediego.
     – Trakt jest gdzieś tam. – Ręką wskazał kierunek. – Wieża będzie nieco na wschód. Sugerowałbym najpierw wrócić na drogę. Będziemy mogli przemieszczać się znacznie szybciej.

     – Myślicie, że w Nuln znajdziemy odpowiedniego kapłana albo maga? – zaczął Jose, gdy ruszyli.
     – Jeśli nie w Nuln, to tylko w Altdorfie – stwierdziła Veronika.
     – Jest jeszcze Talabheim. Tam chyba byłoby bliżej… Miejmy nadzieję, że znajdziemy pomoc w Nuln. – Czarodziej był bardzo zatroskany.
     – Na pewno wszystko będzie dobrze – pocieszał go Gert. – Kapłani tak jej nie zostawią.
     – Jestem pewny, że zrobią wszystko, co w ich mocy, ale czy to wystarczy? Martwię się.

     Zanim wyjechali na przyzwoity dukt, trafili na jeszcze jedno spore rozlewisko. Tym razem nadłożyli nieco drogi i udało im się ominąć je w tradycyjny sposób.
     Mając świadomość, że do zmierzchu zostało niewiele czasu, znacznie przyspieszyli, gdy tylko było to możliwe.
     – Dogonię was! – krzyknął Jose, zostając w tyle.
     Veronika nieco zwolniła i zwróciła się do narzeczonego:
     – Nie możemy zostawić go samego. Nie wiemy przecież, gdzie jest ten wampir.
     – Edi, zaczekaj! – krzyknął do przyjaciela, który wyrwał do przodu.
     – Wkurza mnie ta dziewucha. To zbędny balast. Tylko nas spowalnia – powiedziała czarodziejka.
     – Jesteśmy tu z jej powodu – przypomniał Gert.
     – Ona mnie nie obchodzi i nie jest nam do niczego potrzebna. Interesuje mnie tylko wampir.
     – No to mamy przesrane – mruknął Edgar, gdy do niego dołączyli. – Nie zdążymy.
     – Naprawdę nie możesz jechać szybciej?! – Veronika odwróciła się do Jose. – Powinniśmy być tam przed nocą.
     – Nie jest ciężka, ale podtrzymywanie jej przez cały dzień… – zaczął.
     – To przerzuć ją przez konia – zasugerowała – i nie narażaj nas wszystkich na ewentualne spotkanie z wampirem. Las po zmierzchu nie jest najlepszym miejscem na takie starcie.
     – I po co to wszystko, jeśli nie przeżyje tej podróży? – zapytał rozżalony.
     – Przestań. Podłóż jej koc, przerzuć ją i jedź normalnym tempem. Najwyżej nabawi się kilku siniaków. – Kobieta powoli traciła cierpliwość.
     – Albo połamie żebra – nie ustępował.
     – Od tego też się nie umiera.
     – Mogłaby doznać jakichś urazów wewnętrznych, wisząc na koniu i opierając się na brzuchu – ciągnął.
     Czarodziejka przeklęła pod nosem, po czym znów zwróciła się do Estalijczyka:
     – Ja uważam, że nie powinniśmy się wszyscy narażać. Jeśli chcesz zostać tu sam, proszę bardzo. To twoja decyzja.
     – Mam pomysł – wtrącił się Gert. – Mogę? – Zatrzymał się, zsiadł z wierzchowca i podszedł do luzaka.
     – Tylko szybko – mruknął Edgar.
     – Posadźmy ją na koniu, przywiążmy nogi pod spodem – zaczął objaśniać. – Trzeba będzie jej jakoś usztywnić plecy, żeby się nie kładła. Tak. Tarcza. Mamy tarczę? Może być kusza. Przywiążemy jej kuszę do pleców, obwiążemy linami, żeby nie mogła się zgiąć. Przymocujemy linę tu i tu, żeby się nie przechylała – tłumaczył, pokazując co i jak należy zrobić.
     – A jak to skończymy, będzie północ – rzuciła Veronika.
     – Myślę, że to może się udać – przyznał Jose, kiwając głową.
     – Naprawdę nie można po prostu przerzucić ją przez konia? – zapytała zrezygnowana.
     – Jeśli chcesz, możesz spróbować jechać w ten sposób przez kilka godzin – warknął czarodziej.
     – Ja jestem w stanie utrzymać się w siodle.
     – A ona nie! – krzyknął, tracąc panowanie nad emocjami.
     – Wiem, stąd moja propozycja. – Pewnie patrzyła mu w oczy. – A ciebie proszę o trochę empatii również dla nas. Zachowujesz się tak, jakby ona była tu jedyna i najważniejsza. Chciałam zauważyć, że wszyscy narażamy życie. My jak my, to nasz cholerny obowiązek, ale oni nie muszą. Nie chcę, żeby któremuś z nich coś się stało. Wybacz, ale jestem przekonana, że gdyby to był mężczyzna z Imperium, nie cackałbyś się tak z nim. Nie mylę się, prawda? To nieprofesjonalne.
     – Nieprofesjonalne?! – Ze złości poczerwieniała mu twarz.
     – Tak – potwierdziła tonem nieznoszącym sprzeciwu. – My mamy zadanie do wykonania. Mam ci przypomnieć, kim jesteś i jakie masz obowiązki?
     – Ten wampir z jakiegoś powodu chciał ją porwać… – nieco uległ.
     – Ale ja nie mówię, żebyśmy skręcili jej kark i wyrzucili w krzaki, tylko żebyśmy się pospieszyli!
     – Skończyliście? – zapytał Gert. – Sam sobie nie poradzę. Ktoś musi ją przytrzymać, ktoś musi przywiązać nogi… Teraz nie ona nas opóźnia. Potrzebuję pomocy.
     Edi zsiadł z konia i mrucząc coś pod nosem, podszedł do Estalijczyka.
     – Dawaj ją – powiedział, nie kryjąc swojego niezadowolenia.
  
     Mężczyźni przenieśli Estelę na luzaka, gdzie po chwili unieruchomili ją zgodnie z instruktażem Gerta. Veronika w tym czasie obserwowała okolicę, zupełnie nie angażując się w ich poczynania.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2135 słów i 13151 znaków.

2 komentarze

 
  • Margerita

    łapeczka w górę za to właśnie lubię Gerta

    15 mar 2018

  • Fanriel

    @Margerita Dziękuję.

    16 mar 2018

  • AnonimS

    Czytam choć komentuję co jakiś czas. Fajnie się to rozwija ale chyba pora na jakieś starcie , niekoniecznie z wampirem. Bo już się ciut ciągnie temat a okolica nieciekawa więc trudno o interesujące jej opisy.????. Czekam na kontynuację i pozdrawiam.

    5 lis 2017

  • Fanriel

    @AnonimS U mnie nie znajdziesz zbyt wielu walk. Jeśli na to liczysz, rozczarujesz się. Na kolejną część zapraszam jutro. Dziękuję i również pozdrawiam. :)

    5 lis 2017

  • AnonimS

    @Fanriel nie sądzę żebym się rozczarował. Pisząc o akcji miałem na myśli jakieś nieoczekiwane zwroty, pojawienie się wampira czy jego wysłanników. :jem:

    5 lis 2017

  • Fanriel

    @AnonimS  Na to możesz liczyć. ;)

    5 lis 2017