Strażnicy cienia część 57

– Zabiłaś mojego ptaka – powiedział z wyrzutem.
W ciemności widziała jedynie jego sylwetkę. Średniej długości włosy opadały mu na dość szczupłe ramiona.
Długo się nie zastanawiając, wypowiedziała słowa zaklęcia i rzuciła w niego sztyletami cienia. Niemal w tym samym momencie poczuła przeszywający ból w ramieniu i brzuchu. Zupełnie jakby noże wbiły się w jej ciało. On natomiast stał niewzruszony. Wtedy zrozumiała, że magią go nie pokona.
– Brak ci doświadczenia – stwierdził ze spokojem, a ona natychmiast sięgnęła po miecz. – Bardzo dobrze – pochwalił ją i zrobił to samo.
Nie czekając na jego ruch, przystąpiła do ataku, choć szermierka nigdy nie była jej mocną stroną. Był zaskoczony i dzięki temu od razu udało jej się go zranić w lewą rękę.
– Przyjmij ostatnią w życiu lekcję – powiedział, jednocześnie wykonując zamach mieczem.
Z trudem uniknęła tego ciosu, wpadając na gałęzie. Znów spróbowała go trafić, jednak tym razem się uchylił. Na szczęście jego kolejny zamach był chybiony.
– Po pierwsze, zadarłaś z niewłaściwymi ludźmi – kontynuował w między czasie.
Veronika, w pełni skupiona na walce, nie zamierzała wdawać się z nim w dyskusję. Zadała mu kolejny cios, tym razem w brzuch. Mężczyzna jęknął z bólu.
– Po drugie, nie obawiaj się. Nie zabiję cię. – Ponownie natarł na nią, ale odskoczyła w bok i błyskawicznie wyprowadziła atak, rozcinając mu nogę.
– Dość tego! – wrzasnął rozwścieczony, po czym wyrzucił swoją broń i zaczął wypowiadać zaklęcie.
Musiał to być czar dotykowy, bo próbował sięgnąć ją ręką, ale znów mu się wymknęła. Wtedy uderzyła go po raz kolejny, w wyniku czego zachwiał się i padł na ziemię. Wykorzystując okazję, doskoczyła do niego i przebiła mieczem jego pierś, po czym nerwowo się rozejrzała.
– Po trzecie, jesteś trupem – usłyszała z boku głos Gerta. – Moim zdaniem to kiepska lekcja.
Wyszedł zza drzewa i ruszył w stronę narzeczonej. W ręku trzymał pistolet. Przez chwilę patrzyła na niego w osłupieniu. Nie spodziewała się go tam spotkać. Przez myśl przeszło jej nawet, że to jakaś sztuczka czarnoksiężnika, ale szybko to wykluczyła, nie wyczuwając w pobliżu magii.
– Nic ci nie jest? – zapytał i pocałował ją na powitanie.
– Co ty tu w ogóle robisz?
– Doszedłem do wniosku…
– Ciszej – upomniała go, więc zaczął szeptać jej do ucha. – Doszedłem do wniosku, że groźby martwego łowcy czarownic nie są nic warte. Zdążyłem? Co się dzieje?
– To ty sprowadziłeś tu tego czarodzieja? – przypomniała sobie o magu, rzucającym ognistymi kulami.
– Nie – zaprzeczył. –  Jestem tu sam.
Rozejrzała się nerwowo. Widać było tylko blask ogniska, płonącego na wzgórzu. Poza tym otaczała ich ciemność.
– Nie wiem, gdzie jest ten cholerny Książę – przyznała. – Moja magia na niego nie zadziałała. Nie mam pojęcia, czy ten od ognia coś wskórał, a Książę wie, jak mam na imię – wyrzuciła z siebie przejęta.
– A mówiłaś mu gdzie mieszkasz? – zażartował.
– Wyobraź sobie, że w ogóle z nim nie rozmawiałam.
– Gdzie on jest? – zapytał już zupełnie poważnie.
– Przecież ci mówię, że nie wiem – w jej głosie można było usłyszeć nutę irytacji.
– Koniecznie trzeba go znaleźć skoro wie, kim jesteś.
– Ja go nie zabiję. Nie byłam w stanie nic mu zrobić…

Gert sprawiał wrażenie zmartwionego. Przez jakiś czas patrzył zamyślony w stronę wzgórza. W tym czasie jego narzeczona, ignorując ból, przeszukiwała swoją ostatnią ofiarę.
– Sprawdzę, co tam się dzieje – powiedział i po cichu ruszył przed siebie.
Kobieta tylko skinęła głową na znak, że przyjęła to do wiadomości. Zabrała księgę z zaklęciami i dołożyła ją do rzeczy, które wcześniej znalazła. Cały czas pozostawała czujna, pomimo że dokoła panowała cisza i spokój.

Gdy już skończyła, postanowiła rozeznać się w sytuacji. Skradając się, dotarła do skraju lasu. Na wzgórzu zobaczyła mężczyznę, który chodził z pochodnią w ręku. Wyglądało na to, że ani Księcia, ani demonów już tam nie było.
Kątem oka dostrzegła Gerta wybiegającego z lasu. Podkradł się do jednego z krzewów rosnących na odkrytym terenie, po czym ukrył się za nim. Tym sposobem kierował się w stronę nieznajomego, wykorzystując momenty, gdy tamten odwracał się do niego tyłem.
Veronika śmiało ruszyła w stronę obcego mężczyzny. Była gotowa do ewentualnej walki.
Gdy tylko ją spostrzegł, sięgnął wolną ręką do pochodni i po wypowiedzeniu kilku słów, zdjął z niej część ognia.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 839 słów i 4748 znaków.

2 komentarze

 
  • Margerita

    łapka w górę przez chwilę wyglądało groźnie a jeszcze pojawienie się Gerta no to, już było zaskoczeniem dla mnie on powinien po dupie dostać  za to że nie posłuchał narzeczonej :spanki:

    4 gru 2016

  • Fanriel

    @Margerita Dziękuję bardzo. ;)

    4 gru 2016

  • Ciekawy

    Pisz dalej tylko trochę dłuższe wiem że przez te krótkie opowiadania chcesz zachęcić swoich czytelników do wyczekiwania na kolejną część  
    Pozdrawiam

    4 gru 2016

  • Fanriel

    @Ciekawy To nie do końca tak. ;) Niestety nie byłam w stanie pisać codziennie dłuższych rozdziałów. Również pozdrawiam. :)

    4 gru 2016