– Kłamałam – przyznała Veronika.
– Wiem. Nie robiłbym z siebie durnia, gdybym nie miał pewności, że warto. Myślałem, że już na tyle mnie poznałaś… Dokąd jedziemy? – zapytał.
– Do Sylvanii.
– Miałaś więcej tego nie robić. – Odgarnął kosmyk włosów, który opadł jej na twarz. – Czy ostatnio było za mało wrażeń? Przecież tam będzie gorzej.
– Może nie będzie tak źle – powiedziała bez przekonania.
– Tam nie możemy liczyć nawet na słońce – zaznaczył Gert. – Rozumiem, że to przemyślałaś?
– Nie, ale jestem w trakcie. – Uśmiechnęła się do niego.
– Yhm. Faktycznie jest jeszcze trochę czasu. A kim są ci mili panowie, którzy ci towarzyszą?
– To łowcy wampirów – wyjaśniła.
– Łowcy wampirów? To już coś – przyznał – ale jest ich tylko czterech.
– Do Sylvanii nie można wjechać z armią. Trzeba załatwić to sposobem.
– Po cichutku? – wyszeptał jej do ucha.
– Tak, w końcu po naszemu. – Pocałowała go. – Inaczej po prostu się nie da. Nie będziemy się wdawać w żadne awantury.
– Ale dlaczego tam? – zapytał, bo to nie było dla niego jasne.
– Podobno tam zmierza albo już tam jest nasz wampir i dziewczyna.
– Skąd o tym wiesz? – zainteresował się, wstając.
– Od jednego z nich – odparła. – Chyba ma wizje.
– Wizje… Czyli to ktoś nie do końca normalny? – Podał jej rękę.
– Myślę, że żaden z nich nie jest normalny – skwitowała, podnosząc się.
– Więc my też nie, skoro pozwalamy się im prowadzić. Myślę, że oni są bardziej normalni niż my. Przynajmniej w to wierzą.
– To brzmi logicznie – przyznała z uśmiechem.
– Chyba nic, co zaczyna się od wizji, nie brzmi logicznie – stwierdził.
– Nieprawda. Nie można tak generalizować. Poza tym cały czas im się przyglądam.
Wzajemnie zdejmowali z siebie źdźbła siana.
– No dobrze, niech będzie Sylvania – powiedział.
– Wiesz, co robisz? Nie zapytam po raz drugi.
– Ja tak – zapewnił ją. – Nie wiem tylko, czy ty wiesz, co wyrabiasz.
– Nie zmuszaj mnie do zastanawiania się nad tym.
– Moja wizja jest realna. Ja jadę tam z twojego powodu.
– I zaczynamy od nowa. – Westchnęła. – Jeśli coś ci się stanie, to przeze mnie.
– Nie, to mój wybór. Mam do tego prawo, a ty albo będziesz ze mną sypiać, albo nie. Wybieraj.
– Będę – odpowiedziała Veronika, śmiejąc się.
– No i o to chodzi. – Pocałował ją.
– O ile nie będziesz za dużo mówił – dodała. – Byłabym wdzięczna, gdybyś przy nich nie robił z siebie pajaca.
– Mam być poważny?
– Normalny. To znaczy nie jak na ciebie… Czuję, że jeszcze będę tego żałowała – powiedziała, gdy wychodzili ze stajni.
– Na pewno nie raz, ale w sumie i tak wyjdzie dobrze.
– Ostatnio byliśmy poniżej normy.
– Postaram się podciągnąć średnią – obiecał – tylko trzymajmy się zajazdów.
Kobieta weszła do gospody, gdzie czekali najemnicy. Oznajmiła im, że czas ruszać i po chwili byli już w drodze. Helmut znów zajął się zwiadem, a czarodziejka postanowiła porozmawiać z Marcusem.
– Pojedziemy do Streissen, a potem wsiądziemy na statek – oznajmiła. – Tak będzie szybciej.
Mężczyzna zamyślił się i w żaden sposób nie skomentował jej decyzji, więc szybko wróciła do Gerta.
– Może by z nimi pogadać o ich przeszłości? – zaproponował.
– Nie czas na to – stwierdziła.
– Jak chcesz. Mówiłaś, że ich obserwujesz. Można by się czegoś dowiedzieć. Poza tym informacje nam się przydadzą, jeśli takie mają. Może już tam byli?
– Później, jak się zatrzymamy – zdecydowała.
– Jasne – odparł i uśmiechnął się.
Popatrzyła na niego podejrzliwie.
– To chyba wolno? – zapytał.
– Tak… A co to miało znaczyć?
– Nic takiego. Przejaw uczuć. – Rozradowany wyprostował się i patrzył przed siebie.
Veronika zerkała na niego i uśmiech sam pojawił się na jej twarzy. Nikt tak jak Gert, nie poprawiał jej nastroju. Nikt też nie działał jej tak na nerwy.
– Skąd pomysł, że oni tam będą? – odezwał się po chwili.
– Jeśli Dietmund tam pojechał, prawdopodobnie oni podążyli za nim – powiedziała. – Wiesz, że Jose nie odpuści. Oszalał… Swoją drogą trzeba to skończyć raz na zawsze.
– Wolałbym na swoim podwórku.
– Na swoim się nie udało. Sprytny jest… Edi wie, że tu jesteś?
– Nie – zaprzeczył. – Powiedziałem Nellie, że jadę cię szukać i że nie wiem, kiedy wrócę. Myślę, że nie będzie się tym za bardzo martwił… Może Edi i Nellie? – Spojrzał na nią. – Przydałby mu się wspólnik. Tylko nie wiem, czy by wytrzymała.
– Myślę, że by sobie poradziła.
– Musiałaby go przyprzeć do muru – stwierdził Gert.
– Ona jest twardsza, niż nam się wydaje.
– Tak – zgodził się z nią – sporo zniosła.
– I stać ją na znacznie więcej. – Veronika nie miała co do tego żadnych wątpliwości.
– Bałem się, że będzie chciała nam towarzyszyć, skoro już wtedy się do nas przyłączyła.
– Wydaje mi się, że przeszło jej to przez myśl, ale zwyciężył rozsądek. Myślę, że Edi mógłby jej dostarczyć wrażeń swoim sposobem bycia – powiedziała.
– Szarpiąc nerwy?
– Tak. – Pokiwała głową. – On w gruncie rzeczy jest uroczy.
– W sumie… Ktoś musiałby być wyjątkowo zakompleksiony, żeby brać do siebie to, co on mówi. Odwiedzimy teściów? – zmienił temat.
– Masz teściów?
– Mogę mieć. – Puścił do niej oko.
– Sama pojadę. Nie chcę, żeby wiedzieli, że jesteśmy razem – powiedziała i dostrzegła grymas, który przebiegł po jego twarzy. – Co? – zapytała.
– Nic – odparł.
– Powiedz, o czym pomyślałeś – poprosiła.
– To nic złego, ale teraz nie powiem, bo to nie jest odpowiedni moment.
– Powiedz, bo zaczynam się niepokoić – nalegała.
– Pomyślałem, że moglibyśmy wziąć ślub w Streissen, ale teraz pewnie zaczniesz kombinować jak tego uniknąć.
– Nie chcę, żeby wiedzieli, że jesteśmy razem, bo gdyby chcieli się ze mną skontaktować, znaleźli by mnie przez ciebie, skoro cię znają. Ja pójdę się z nimi tylko przywitać.
– Rozumiem – zapewnił ją. – Nie zaprosiłbym ich. Tak jak chciałaś. – Uśmiechnął się.
Po czterech godzinach czarodziejka zarządziła postój.
– Jak chcesz, idź sobie z nimi pogadać. Ja popracuję – powiedziała do Gerta.
– To znaczy? – zainteresował się.
– Mam nowe zaklęcia – ściszyła głos. – I nie opowiadaj wszystkim, co właśnie robię. – Wyciągnęła jeden z ostatnio zakupionych zwojów.
– Słyszałem, że znacie się na robocie – Gert zaczął rozmowę z najemnikami.
Hoefer przyglądał mu się bez słowa.
– A o co chodzi? – zapytał Ulrych.
– O wampiry – odparł. – Jesteście łowcami wampirów, tak?
– Tak – potwierdził mężczyzna.
– Macie doświadczenie, tak? – ciągnął Gert. – Może byście nas nieco wprowadzili w temat?
– A co chciałby pan wiedzieć? – włączył się Marcus.
– Mam na imię Gert – przedstawił się i uścisnęli sobie dłonie. – W zasadzie to chyba wszystko, ale najlepiej po kolei.
– Od samego początku? – upewnił się Hoefer. – Interesuje pana historia wampirów?
– Bardziej mnie interesuje, czy prawdą jest to, co mówią o Sylvanii i jakie są słabe punkty wampirów.
– Głowa – powiedział Ulrych. – Głowa, korpus, nogi i ręce. Wystarczy porządnie walnąć młotem. Owszem, są wytrzymałe, ale ulegają mej sile.
– Panu raczej chodziło o czosnek, wodę święconą i słoneczko – odezwał się Filip.
– Jak radzicie sobie z ich magią? – zapytała Veronika, odwracając się w ich kierunku.
– Nekromancką? – upewnił się Marcus.
– Jakąkolwiek. Miałam do czynienia z tym, którego szukamy i posługiwał się różnymi zaklęciami.
Hoefer ruszył w jej stronę.
– Cieszę się, że zaczęliśmy ten temat – przyznał. – Może o tym porozmawiamy?
– Jak radzicie sobie z magią? – powtórzyła pytanie.
– Ich zaklęcia, poza nekromanckimi, nie różnią się chyba niczym od tych, których używa się legalnie w Imperium. Nikt nie może stanąć naprzeciwko czarodzieja i powiedzieć, że sobie z nim poradzi. Unikamy takich sytuacji. Jeśli wampir na przykład chce kogoś spopielić ognistą kulą, to zrobi to, chyba że go nie widzi. Cała sztuka polega na tym, żeby nie wiedziały o naszej obecności. Jeśli już nas widzą, nie mogą wiedzieć, jakie mamy zamiary, kim jesteśmy…
– Wiecie gdzie go szukać? – zapytała.
– Gdybyśmy wiedzieli, kim jest, to znacznie ułatwiłoby nam zadanie.
– Dietmund von Carstein – powiedziała, przyglądając się rozmówcy.
– To musi być jakiś pomniejszy wampir – stwierdził – ale można to sprawdzić. Jest ktoś w Leichebergu, kto się tym zajmuje. Można się tego dowiedzieć.
– Tak po prostu wróci do siebie po tym, co nawyprawiał? Byłam przekonana, że i wampiry będą chciały urwać mu łeb za to, co zrobił w Nuln. Dziwi mnie sugestia, że mógłby tam wrócić. Ja na jego miejscu uciekałabym w przeciwnym kierunku.
– Może zdobył coś cennego, czym będzie chciał się wykupić. Poza tym, jeśli to pomniejszy gnojek, tam zawsze może gdzieś się ukryć. Są ruiny, wioski… – zamilkł na moment. – Być może te informacje dotarły już do Sylvanii, być może nie…
– Minęło sporo czasu – zauważyła.
– Trzeba najpierw ustalić, kto jest jego panem. Prawdopodobnie do niego się uda. Księcia pani zna? – zapytał Hoefer.
– Nie osobiście. – Uśmiechnęła się lekko.
– Oni mają tam swoją hierarchię. Książę nimi rządzi – wyjaśnił Marcus. – Więc czego on tu szukał?
– Porwał dziewczynę – zdradziła Veronika.
– Po co?
– Nie wiem – skłamała. – Zrobił to raz, ale ją uwolniliśmy. Potem zrobił to po raz kolejny.
– Gdzie ona teraz jest? – zapytał Hoefer.
– Z nim.
– Najwidoczniej to o nią chodzi – wywnioskował. – Może nie działał na własną rękę? Może ma mandat z góry?
– Na takie działania? – To według czarodziejki nie brzmiało logiczne. Poza tym wiedziała, że to nieprawda.
– Cel uświęca środki. Owszem, w pewnych kwestiach one są konserwatywne, ale jeśli to naprawdę wyjątkowa osoba… – Westchnął. – Więc ma to, po co przyszedł. Sporo zachodu jak na jedną kobietę. Widzieliście ją?
– To nasza znajoma – odparła.
– Możecie mi coś o niej powiedzieć?
– To Estalijka.
– To wszystko? Młoda, ładna?
– Młoda, mniej więcej w moim wieku. Może się podobać – potwierdziła Veronika.
– Zdarza się, że wampiry dużo czasu spędzają w podróży, by znaleźć sobie towarzyszkę wieczności – powiedział Hoefer.
– Myślę, że by się nadawała.
– W takim wypadku musi dojść do ceremonii zaślubin, zanim nastąpi przemiana – wyjaśnił. – Jeśli o to chodzi, to ona prawdopodobnie żyje.
– Nie chciał jej zabić. Gdy doszło do starcia, jego podwładni w ogóle z nią nie walczyli, uciekali przed nią. Nie chcieli nawet jej zranić.
– To potwierdza tę teorię. – Pokiwał głową. – Wiele ich było? Słyszałem, że…
– Kilkadziesiąt – odpowiedziała, zanim skończył.
– Słyszałem o setce.
– Sześćdziesiąt, może więcej – oszacowała, bo nikt ich tam nie policzył.
– A was?
– Kilkanaście osób.
– I czarodziej? – dopytywał.
– Owszem – potwierdziła.
– Magowie są silnymi sojusznikami – stwierdził. – To musi być wyjątkowa broń. – Gestem wskazał jej miecz.
– Lubię go – powiedziała.
– I z pewnością świetnie się nim pani posługuje… – Nieco inaczej zaczął jej się przyglądać.
Sprawiał wrażenie, jakby czegoś szukał, więc obserwowała go z uwagą.
– Tak? – zapytała, gdy ponownie spojrzał jej w oczy.
– Coś mi się wydawało.
– Cóż takiego? – Chciała się tego dowiedzieć.
– Wydawało mi się, że ktoś tu posługuje się magią – odpowiedział po chwili namysłu. – Co to? – Wskazał na zwój, który wcześniej studiowała. – Jeśli można wiedzieć – dodał.
– Zaklęcie – odparła jak gdyby nigdy nic.
Doszła do wniosku, że tym razem nie powinna ukrywać swojego talentu magicznego. W walce z wampirami należało użyć wszelkich dostępnych środków, a skoro ci ludzie mieli jej towarzyszyć, prędzej czy później to i tak by się wydało.
Marcus od razu się wyprostował. Był wyraźnie zaskoczony.
– Jeden czarodziej nie poradziłby sobie z tyloma wampirami – powiedziała.
Mężczyzna spojrzał w stronę pozostałych najemników. Gert ze zdumieniem patrzył na kobietę.
2 komentarze
Margerita
łapka w górę
Fanriel
@Margerita, pięknie dziękuję.
AnonimS
Gert i Veronika wreszcie jak w miarę normalna para. Ciekawy skład wycieczki się formuje. Mag do nich pewnie dołączy a kto więcej? Mam pewne tropy ale zachowam je dla siebie.
Fanriel
@AnonimS Dziękuję za komentarz. Słusznie podejrzewasz, że skład jeszcze się zmieni. Szczegółów oczywiście nie zdradzę. Pozdrawiam.