Strażnicy cienia III część 9

– Kłamałam – przyznała Veronika.
     – Wiem. Nie robiłbym z siebie durnia, gdybym nie miał pewności, że warto. Myślałem, że już na tyle mnie poznałaś… Dokąd jedziemy? – zapytał.
     – Do Sylvanii.
     – Miałaś więcej tego nie robić. – Odgarnął kosmyk włosów, który opadł jej na twarz. – Czy ostatnio było za mało wrażeń? Przecież tam będzie gorzej.
     – Może nie będzie tak źle – powiedziała bez przekonania.
     – Tam nie możemy liczyć nawet na słońce – zaznaczył Gert. – Rozumiem, że to przemyślałaś?
     – Nie, ale jestem w trakcie. – Uśmiechnęła się do niego.
     – Yhm. Faktycznie jest jeszcze trochę czasu. A kim są ci mili panowie, którzy ci towarzyszą?
     – To łowcy wampirów – wyjaśniła.
     – Łowcy wampirów? To już coś – przyznał – ale jest ich tylko czterech.
     – Do Sylvanii nie można wjechać z armią. Trzeba załatwić to sposobem.
     – Po cichutku? – wyszeptał jej do ucha.
     – Tak, w końcu po naszemu. – Pocałowała go. – Inaczej po prostu się nie da. Nie będziemy się wdawać w żadne awantury.
     – Ale dlaczego tam? – zapytał, bo to nie było dla niego jasne.
     – Podobno tam zmierza albo już tam jest nasz wampir i dziewczyna.
     – Skąd o tym wiesz? – zainteresował się, wstając.
     – Od jednego z nich – odparła. – Chyba ma wizje.
     – Wizje… Czyli to ktoś nie do końca normalny? – Podał jej rękę.
     – Myślę, że żaden z nich nie jest normalny – skwitowała, podnosząc się.
     – Więc my też nie, skoro pozwalamy się im prowadzić. Myślę, że oni są bardziej normalni niż my. Przynajmniej w to wierzą.
     – To brzmi logicznie – przyznała z uśmiechem.
     – Chyba nic, co zaczyna się od wizji, nie brzmi logicznie – stwierdził.
     – Nieprawda. Nie można tak generalizować. Poza tym cały czas im się przyglądam.
     Wzajemnie zdejmowali z siebie źdźbła siana.
     – No dobrze, niech będzie Sylvania – powiedział.
     – Wiesz, co robisz? Nie zapytam po raz drugi.
     – Ja tak – zapewnił ją. – Nie wiem tylko, czy ty wiesz, co wyrabiasz.
     – Nie zmuszaj mnie do zastanawiania się nad tym.
     – Moja wizja jest realna. Ja jadę tam z twojego powodu.
     – I zaczynamy od nowa. – Westchnęła. – Jeśli coś ci się stanie, to przeze mnie.
     – Nie, to mój wybór. Mam do tego prawo, a ty albo będziesz ze mną sypiać, albo nie. Wybieraj.
     – Będę – odpowiedziała Veronika, śmiejąc się.
     – No i o to chodzi. – Pocałował ją.
     – O ile nie będziesz za dużo mówił – dodała. – Byłabym wdzięczna, gdybyś przy nich nie robił z siebie pajaca.
     – Mam być poważny?
     – Normalny. To znaczy nie jak na ciebie… Czuję, że jeszcze będę tego żałowała – powiedziała, gdy wychodzili ze stajni.
     – Na pewno nie raz, ale w sumie i tak wyjdzie dobrze.
     – Ostatnio byliśmy poniżej normy.
     – Postaram się podciągnąć średnią – obiecał – tylko trzymajmy się zajazdów.

     Kobieta weszła do gospody, gdzie czekali najemnicy. Oznajmiła im, że czas ruszać i po chwili byli już w drodze. Helmut znów zajął się zwiadem, a czarodziejka postanowiła porozmawiać z Marcusem.
     – Pojedziemy do Streissen, a potem wsiądziemy na statek – oznajmiła. – Tak będzie szybciej.
     Mężczyzna zamyślił się i w żaden sposób nie skomentował jej decyzji, więc szybko wróciła do Gerta.

     – Może by z nimi pogadać o ich przeszłości? – zaproponował.
     – Nie czas na to – stwierdziła.
     – Jak chcesz. Mówiłaś, że ich obserwujesz. Można by się czegoś dowiedzieć. Poza tym informacje nam się przydadzą, jeśli takie mają. Może już tam byli?
     – Później, jak się zatrzymamy – zdecydowała.
     – Jasne – odparł i uśmiechnął się.
     Popatrzyła na niego podejrzliwie.
     – To chyba wolno? – zapytał.  
     – Tak… A co to miało znaczyć?
     – Nic takiego. Przejaw uczuć. – Rozradowany wyprostował się i patrzył przed siebie.
     Veronika zerkała na niego i uśmiech sam pojawił się na jej twarzy. Nikt tak jak Gert, nie poprawiał jej nastroju. Nikt też nie działał jej tak na nerwy.
     – Skąd pomysł, że oni tam będą? – odezwał się po chwili.
     – Jeśli Dietmund tam pojechał, prawdopodobnie oni podążyli za nim – powiedziała. – Wiesz, że Jose nie odpuści. Oszalał… Swoją drogą trzeba to skończyć raz na zawsze.
     – Wolałbym na swoim podwórku.
     – Na swoim się nie udało. Sprytny jest… Edi wie, że tu jesteś?
     – Nie – zaprzeczył. – Powiedziałem Nellie, że jadę cię szukać i że nie wiem, kiedy wrócę. Myślę, że nie będzie się tym za bardzo martwił… Może Edi i Nellie? – Spojrzał na nią. – Przydałby mu się wspólnik. Tylko nie wiem, czy by wytrzymała.
     – Myślę, że by sobie poradziła.
     – Musiałaby go przyprzeć do muru – stwierdził Gert.
     – Ona jest twardsza, niż nam się wydaje.
     – Tak – zgodził się z nią – sporo zniosła.
     – I stać ją na znacznie więcej. – Veronika nie miała co do tego żadnych wątpliwości.
     – Bałem się, że będzie chciała nam towarzyszyć, skoro już wtedy się do nas przyłączyła.
     – Wydaje mi się, że przeszło jej to przez myśl, ale zwyciężył rozsądek. Myślę, że Edi mógłby jej dostarczyć wrażeń swoim sposobem bycia – powiedziała.
     – Szarpiąc nerwy?
     – Tak. – Pokiwała głową. – On w gruncie rzeczy jest uroczy.
     – W sumie… Ktoś musiałby być wyjątkowo zakompleksiony, żeby brać do siebie to, co on mówi. Odwiedzimy teściów? – zmienił temat.
     – Masz teściów?
     – Mogę mieć. – Puścił do niej oko.
     – Sama pojadę. Nie chcę, żeby wiedzieli, że jesteśmy razem – powiedziała i dostrzegła grymas, który przebiegł po jego twarzy. – Co? – zapytała.
     – Nic – odparł.
     – Powiedz, o czym pomyślałeś – poprosiła.
     – To nic złego, ale teraz nie powiem, bo to nie jest odpowiedni moment.
     – Powiedz, bo zaczynam się niepokoić – nalegała.
     – Pomyślałem, że moglibyśmy wziąć ślub w Streissen, ale teraz pewnie zaczniesz kombinować jak tego uniknąć.
     – Nie chcę, żeby wiedzieli, że jesteśmy razem, bo gdyby chcieli się ze mną skontaktować, znaleźli by mnie przez ciebie, skoro cię znają. Ja pójdę się z nimi tylko przywitać.
     – Rozumiem – zapewnił ją. – Nie zaprosiłbym ich. Tak jak chciałaś. – Uśmiechnął się.

     Po czterech godzinach czarodziejka zarządziła postój.
     – Jak chcesz, idź sobie z nimi pogadać. Ja popracuję – powiedziała do Gerta.
     – To znaczy? – zainteresował się.
     – Mam nowe zaklęcia – ściszyła głos. – I nie opowiadaj wszystkim, co właśnie robię. – Wyciągnęła jeden z ostatnio zakupionych zwojów.
     
     – Słyszałem, że znacie się na robocie – Gert zaczął rozmowę z najemnikami.
     Hoefer przyglądał mu się bez słowa.
     – A o co chodzi? – zapytał Ulrych.
     – O wampiry – odparł. – Jesteście łowcami wampirów, tak?
     – Tak – potwierdził mężczyzna.
     – Macie doświadczenie, tak? – ciągnął Gert. – Może byście nas nieco wprowadzili w temat?
     – A co chciałby pan wiedzieć? – włączył się Marcus.
     – Mam na imię Gert – przedstawił się i uścisnęli sobie dłonie. – W zasadzie to chyba wszystko, ale najlepiej po kolei.
     – Od samego początku? – upewnił się Hoefer. – Interesuje pana historia wampirów?
     – Bardziej mnie interesuje, czy prawdą jest to, co mówią o Sylvanii i jakie są słabe punkty wampirów.
     – Głowa – powiedział Ulrych. – Głowa, korpus, nogi i ręce. Wystarczy porządnie walnąć młotem. Owszem, są wytrzymałe, ale ulegają mej sile.
     – Panu raczej chodziło o czosnek, wodę święconą i słoneczko – odezwał się Filip.
     – Jak radzicie sobie z ich magią? – zapytała Veronika, odwracając się w ich kierunku.
     – Nekromancką? – upewnił się Marcus.
     – Jakąkolwiek. Miałam do czynienia z tym, którego szukamy i posługiwał się różnymi zaklęciami.
     Hoefer ruszył w jej stronę.
     – Cieszę się, że zaczęliśmy ten temat – przyznał. – Może o tym porozmawiamy?
     – Jak radzicie sobie z magią? – powtórzyła pytanie.
     – Ich zaklęcia, poza nekromanckimi, nie różnią się chyba niczym od tych, których używa się legalnie w Imperium. Nikt nie może stanąć naprzeciwko czarodzieja i powiedzieć, że sobie z nim poradzi. Unikamy takich sytuacji. Jeśli wampir na przykład chce kogoś spopielić ognistą kulą, to zrobi to, chyba że go nie widzi. Cała sztuka polega na tym, żeby nie wiedziały o naszej obecności. Jeśli już nas widzą, nie mogą wiedzieć, jakie mamy zamiary, kim jesteśmy…
     – Wiecie gdzie go szukać? – zapytała.
     – Gdybyśmy wiedzieli, kim jest, to znacznie ułatwiłoby nam zadanie.
     – Dietmund von Carstein – powiedziała, przyglądając się rozmówcy.
     – To musi być jakiś pomniejszy wampir – stwierdził – ale można to sprawdzić. Jest ktoś w Leichebergu, kto się tym zajmuje. Można się tego dowiedzieć.
     – Tak po prostu wróci do siebie po tym, co nawyprawiał? Byłam przekonana, że i wampiry będą chciały urwać mu łeb za to, co zrobił w Nuln. Dziwi mnie sugestia, że mógłby tam wrócić. Ja na jego miejscu uciekałabym w przeciwnym kierunku.
     – Może zdobył coś cennego, czym będzie chciał się wykupić. Poza tym, jeśli to pomniejszy gnojek, tam zawsze może gdzieś się ukryć. Są ruiny, wioski… – zamilkł na moment. – Być może te informacje dotarły już do Sylvanii, być może nie…
     – Minęło sporo czasu – zauważyła.
     – Trzeba najpierw ustalić, kto jest jego panem. Prawdopodobnie do niego się uda. Księcia pani zna? – zapytał Hoefer.
     – Nie osobiście. – Uśmiechnęła się lekko.
     – Oni mają tam swoją hierarchię. Książę nimi rządzi – wyjaśnił Marcus. – Więc czego on tu szukał?
     – Porwał dziewczynę – zdradziła Veronika.
     – Po co?
     – Nie wiem – skłamała. – Zrobił to raz, ale ją uwolniliśmy. Potem zrobił to po raz kolejny.
     – Gdzie ona teraz jest? – zapytał Hoefer.
     – Z nim.
     – Najwidoczniej to o nią chodzi – wywnioskował. – Może nie działał na własną rękę? Może ma mandat z góry?
     – Na takie działania? – To według czarodziejki nie brzmiało logiczne. Poza tym wiedziała, że to nieprawda.
     – Cel uświęca środki. Owszem, w pewnych kwestiach one są konserwatywne, ale jeśli to naprawdę wyjątkowa osoba… – Westchnął. – Więc ma to, po co przyszedł. Sporo zachodu jak na jedną kobietę. Widzieliście ją?
     – To nasza znajoma – odparła.
     – Możecie mi coś o niej powiedzieć?
     – To Estalijka.
     – To wszystko? Młoda, ładna?
     – Młoda, mniej więcej w moim wieku. Może się podobać – potwierdziła Veronika.
     – Zdarza się, że wampiry dużo czasu spędzają w podróży, by znaleźć sobie towarzyszkę wieczności – powiedział Hoefer.
     – Myślę, że by się nadawała.
     – W takim wypadku musi dojść do ceremonii zaślubin, zanim nastąpi przemiana – wyjaśnił. – Jeśli o to chodzi, to ona prawdopodobnie żyje.
     – Nie chciał jej zabić. Gdy doszło do starcia, jego podwładni w ogóle z nią nie walczyli, uciekali przed nią. Nie chcieli nawet jej zranić.
     – To potwierdza tę teorię. – Pokiwał głową. – Wiele ich było? Słyszałem, że…
     – Kilkadziesiąt – odpowiedziała, zanim skończył.
     – Słyszałem o setce.
     – Sześćdziesiąt, może więcej – oszacowała, bo nikt ich tam nie policzył.
     – A was?
     – Kilkanaście osób.
     – I czarodziej? – dopytywał.
     – Owszem – potwierdziła.
     – Magowie są silnymi sojusznikami – stwierdził. – To musi być wyjątkowa broń. – Gestem wskazał jej miecz.
     – Lubię go – powiedziała.
     – I z pewnością świetnie się nim pani posługuje… – Nieco inaczej zaczął jej się przyglądać.
     Sprawiał wrażenie, jakby czegoś szukał, więc obserwowała go z uwagą.
     – Tak? – zapytała, gdy ponownie spojrzał jej w oczy.
     – Coś mi się wydawało.
     – Cóż takiego? – Chciała się tego dowiedzieć.
     – Wydawało mi się, że ktoś tu posługuje się magią – odpowiedział po chwili namysłu. – Co to? – Wskazał na zwój, który wcześniej studiowała. – Jeśli można wiedzieć – dodał.
     – Zaklęcie – odparła jak gdyby nigdy nic.
     Doszła do wniosku, że tym razem nie powinna ukrywać swojego talentu magicznego. W walce z wampirami należało użyć wszelkich dostępnych środków, a skoro ci ludzie mieli jej towarzyszyć, prędzej czy później to i tak by się wydało.
     Marcus od razu się wyprostował. Był wyraźnie zaskoczony.
     – Jeden czarodziej nie poradziłby sobie z tyloma wampirami – powiedziała.
     Mężczyzna spojrzał w stronę pozostałych najemników. Gert ze zdumieniem patrzył na kobietę.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2092 słów i 12787 znaków, zaktualizowała 15 gru 2017.

2 komentarze

 
  • Margerita

    łapka w górę

    25 maj 2019

  • Fanriel

    @Margerita, pięknie dziękuję. :)

    6 cze 2019

  • AnonimS

    Gert i Veronika wreszcie jak w miarę normalna para. Ciekawy skład wycieczki się formuje. Mag do nich pewnie dołączy a kto więcej? Mam pewne tropy ale zachowam je dla siebie.

    15 gru 2017

  • Fanriel

    @AnonimS Dziękuję za komentarz. Słusznie podejrzewasz, że skład jeszcze się zmieni. Szczegółów oczywiście nie zdradzę. ;) Pozdrawiam.

    15 gru 2017