Strażnicy cienia III część 35

Wszyscy spojrzeli na niego.
     – Miało nie być żadnych kłopotów – powiedział i ruszył w stronę najemników, jednak zatrzymał się po kilku krokach. – Jedna dziewka, a taki problem… – mruknął do siebie. – Po co zostawiliście przy życiu jej kompanów?  
     – Nie mówiłeś, że jest czarodziejką – wypomniał mu porywacz, ignorując pytanie. – Trzech z nas zginęło. Będzie cię to dodatkowo kosztowało.
     – To już wasz problem. Zresztą spójrzcie na to inaczej. Będzie mniej osób do podziału – zaśmiał się.
     – Co chcesz z nią zrobić? – zapytał przywódca najemników.
     – Jeszcze nie wiem, ale to na pewno nie twoja sprawa. – Przybysz najwyraźniej nie zamierzał nikomu się tłumaczyć.
     Podszedł do Veroniki, kucnął przed nią i wyciągnął rękę w stronę jej twarzy. Cofnęła się, by jej nie dotknął. Szybko i mocno złapał ją za szczękę, by przytrzymać jej głowę. Nieskutecznie próbowała się wyszarpnąć. Nóg nie miała skrępowanych, więc kopnęła go z całej siły. Wtedy ją puścił i wstał.
     Cały czas usiłowała zajrzeć mu pod kaptur.
     – Ta kobieta ukrywa pewne informacje, które są mi potrzebne – zwrócił się do najemników. – Który z was najlepiej nadaje się do wyciągania informacji?
     – Mieliśmy ją tu tylko sprowadzić – zaznaczył dowodzący grupą.
     – Ile? – zapytał zleceniodawca, wzdychając.
     – Dziesięć – usłyszał od porywacza.
     – Świetnie. Zaczynajcie.
     Przywódca rozejrzał się po obozie, zatrzymał wzrok na jednym ze swoich ludzi, po czym sam ruszył w stronę kobiety. Zakapturzony mężczyzna nadal stał obok niej.
     – To potrwa tylko chwilę. Zostaw nas – rzucił do zleceniodawcy.

     Gdy porywacz przed nią kucnął, była gotowa na najgorsze.
     – Powiedz mu, co chce wiedzieć, bo inaczej zrobi ci krzywdę – zaczął dość łagodnym tonem. – Tak czy inaczej, powiesz. Tak będzie prościej… Chyba chcesz o własnych siłach wrócić tam, skąd cię zabraliśmy?
     Przewróciła oczami. Nie łudziła się, że wyjdzie z tego żywa.
     – Nie będziesz taka mądra, jak każe wypalić ci oczy albo odciąć język – ciągnął. – Z pewnością potrafisz pisać, więc język nie jest ci potrzebny.
     Patrzyła na niego ze szczerą nienawiścią.
     – Zrób to dla nas wszystkich – kontynuował. – Zgoda? Skiń głową, jeśli się zgadzasz.
     Nawet nie drgnęła.
     – Zapytałbym dlaczego, ale i tak mi nie odpowiesz… Narażasz się na ogromny ból… Dam ci chwilę, żebyś się zastanowiła. I uwierz mi, że ludzie na torturach mówią wszystko. Jest tylko kwestia, jak długo to trwa. Im dłużej, tym gorzej. Zgadza się? Rozumiesz, co ja do ciebie mówię? Świetnie. Zaraz wrócę – obiecał, po czym poszedł do swoich towarzyszy i napił się czegoś.
     Veronika przeniosła wzrok na mężczyznę w kapturze.
     – Co się dzieje? – zapytał zdenerwowany.
     – Zaraz wszystko wyśpiewa – zapewnił go porywacz.

     Po chwili znów do niej podszedł i pochylił się. Poczuła ostry zapach alkoholu.
     – Namyśliłaś się? – zaczął. – Nie masz więcej czasu. Ten facet zaraz zada ci kilka pytań. Odpowiedz na nie, a będziesz wolna.
     Skinęła głową, choć nie miała najmniejszego zamiaru współpracować.
     – Świetnie. Już – zwrócił się do zleceniodawcy.
     – Zostaw nas – zakapturzony mężczyzna polecił najemnikowi, po czym zbliżył się do czarodziejki.
     Kucnął przed nią i z wahaniem wyciągnął w jej stronę ręce.
     – Wyjmę ci knebel – powiedział i uwolnił jej usta. – Gdzie jest sztylet?
     W końcu dowiedziała się, o co chodziło.
     – Jaki sztylet? – zapytała.
     – Ten, który znaleźliście przy zwłokach – odparł.
     – Przy jakich zwłokach?
     – Nie udawaj głupiej, bo skończysz jak ten łowca wampirów – wycedził przez zęby.
     – Nie udaję. Po prostu nie wiem, o czym mówisz – skłamała.
     – Mówię o zwłokach, które zakopaliście. O tych, które znaleźliście przy drodze. – wyjaśnił.
     – Nic mi nie wiadomo o żadnych zwłokach przy drodze.
     Brutalnie złapał ją za włosy i pociągnął jej głowę do tyłu.
     – Mówię o zwłokach twojego mistrza. – Wyraźnie tracił zimną krew.
     To była idealna okazja, by przyjrzeć się jego twarzy. Rozpoznała go. Był magiem. Nie znała go osobiście, ale kiedyś widziała go w szatach na korytarzu w Kolegium Cienia.
     – Z tego co wiem, mój mistrz ma się dobrze – trwała przy swoim.
     – Jak sobie życzysz. – Puścił ją i wyprostował się. – Zaczynam tracić cierpliwość. Nie dowiedziałem się tego, o co pytałem – zwrócił się do przywódcy, który obserwował Veronikę.
     – Może po prostu nie zna odpowiedzi na twoje pytania – wywnioskował.
     – Czy wy kiedyś kogoś przesłuchiwaliście? Czy wy wiecie, co to są tortury?! – wrzasnął zirytowany czarodziej. – Może zaczniecie w końcu normalnie pracować?!
     – Wiemy – odparł najemnik, stając przed nim z rękami założonymi na piersiach. – Przypalanie ogniem, łamanie kołem, wyrywanie paznokci, wyrywanie zębów, obcinanie palców, wydłubywanie oczu, odcinanie kończyn jedna po drugiej. To przemawia do wyobraźni, ale nie mamy tutaj odpowiednich narzędzi, więc nic z tego.
     Kobiecie robiło się słabo, gdy tego słuchała, ale wiedziała, że nie może dać się złamać. W Kolegium i na takie sytuacje ich przygotowywali. Magowie Cienia byli niezwykle odporni. Szkolenie było wyczerpujące i bardzo nieprzyjemne, ale dzięki niemu i w takich momentach w dużym stopniu potrafili nad sobą panować.
     – Macie ogień i żelazo. To powinno wystarczyć – stwierdził zleceniodawca. – A kończyny można odrąbać tym, co nosicie przy pasach.
     – Nie, nie dzisiaj – bezczelnie odmówił najemnik. – Mieliśmy tylko przyprowadzić dziewczynę.
     – Powiedziałeś, że przekaże mi informacje.
     – Pomyliłem się – wzruszył ramionami – zdarza się. Jeśli chcesz ją torturować, to zrób to sam albo wynajmij sobie kogoś innego.
     Czarodziej pod nosem wyzwał najemników w języku klasycznym i wyciągnął miecz. Poszedł z nim do obozu i włożył jego ostrze do ognia.
     
     – Zbieramy się stąd – przywódca polecił swoim ludziom, kierując się w stronę bagaży. – To nie nasza sprawa. – Zatrzymał się na chwilę i popatrzył na Veronikę.
     Zawrócił i podszedł do niej.
     – Myślałem, że jesteś rozsądniejsza – powiedział, pochylając się nad nią.
     – Właśnie rozsądek mi to nakazuje.
     – Mogłaś go przynajmniej oszukać – stwierdził.
     – Zorientowałby się. Chyba nie wiesz, kim on jest.
     – To nie jest istotne w tej sytuacji…
     – Jest bardzo istotne – przerwała mu. – To czarnoksiężnik, zdrajca Imperium. Dla mnie to jest bardzo istotne.
     – Więc osobisty wróg? – domyślił się.
     – Parę dni temu zamordował mojego mistrza, a dziś zrobi to samo ze mną. Niczego ode mnie się nie dowie.
     Mężczyzna patrzył na nią przez chwilę, po czym wyprostował się i omiótł wzrokiem obóz. Najemnicy byli prawie gotowi do drogi. Czarodziej zdjął płaszcz i podwinął rękawy.  
     – Heinz, zanosi się na deszcz – powiedział porywacz, choć pogoda była piękna.
     Kilku mężczyzn zerknęło w jego stronę, a potem na zleceniodawcę. Ten rozejrzał się i wygładził koszulę.
     Veronika dostrzegła, że jeden z najemników, który stał za koniem, właśnie nakładał strzałę na łuk.
     – Została jeszcze kwestia naszego wynagrodzenia – przypomniał dowódca, zmierzając w stronę maga. – Razem będzie pięćdziesiąt.
     Czarodziej, kręcąc głową, podszedł do swoich rzeczy i kucnął przy torbie. Heinz wycelował w niego z łuku. Kobieta, widząc, co się dzieje, starała się uwolnić z więzów. Nie była już w stanie przewidzieć rozwoju sytuacji.
     – Co słychać w Kolegium? – zagadnął porywacz.
     – Nic. Wszystko w porządku – odparł mag. – A dlaczego pytasz?
     – Tak z ciekawości… Cena wzrosła. Teraz chcę sto.
     – Nie czas na targowanie się – stwierdził czarodziej. – Umówiliśmy się na pięćdziesiąt.
     – Dla magów mam inną stawkę.
     Zleceniodawca wyprostował się i odwrócił, stając twarzą do rozmówcy.
     – To jest wasze złoto. – Rzucił mu sakiewkę – Dlaczego twój człowiek mierzy do mnie z łuku?
     – W tym momencie pracodawcy zazwyczaj bywają nerwowi. Często zaczynają myśleć, a czemu by nie zatrzymać złota, skoro już mam, co chciałem… Zwłaszcza ktoś taki jak ty.
     – Obrażasz mnie – oburzył się czarodziej. – Przecież my się nawet nie znamy.
     – Może to dlatego, że masz zdradę wypisaną na gębie – odezwała się Veronika.
     – Nie wiem, o czym mówisz – Mag spojrzał na nią z politowaniem.
     – Doprawdy? – zapytała ze spokojem i pewnością siebie.
     Przywódca najemników błyskawicznie wyciągnął miecz i zamachnął się na swojego rozmówcę, próbując odrąbać mu głowę. Mniej więcej w tym samym momencie w stronę maga pomknęła strzała. Niestety czarodziej spodziewał się tego. Okazał się być szybszy i zniknął dzięki swojej magii. Strzała wbiła się w drzewo.
     Kobieta zaczęła się rozglądać. Wiedziała, że zaraz przyjdzie z nią skończyć. Nie mógł zostawić jej przy życiu, bo tym samym wydałby na siebie wyrok śmierci.
     Nagle dostrzegła cień przesuwający się powoli w jej stronę. Omijał najemników, więc nie podążał najkrótszą drogą.
     – Jest za końmi! – wrzasnęła. – Niech ktoś rozwiąże mi ręce! Pozabija was!
     – Na to jest za wcześnie – rzucił porywacz i ruszył w kierunku, który wskazała.
     – On was pozabija! Nawet go nie zobaczycie! – próbowała go przekonać.
     – Nie ufam żadnemu z was.
     – Więc zginiecie! – krzyknęła.
     – Zamknij się, bo nic nie słyszę! – uciszył ją, rozglądając się.
     Wszyscy, gotowi do walki, wypatrywali czarodzieja. W pewnym momencie i Veronika straciła go z pola widzenia.
     Po chwili usłyszała jego głos z innej strony:
     – Ona ma rację.
     Zaraz po tym wypowiedział formułę Sztyletów Cienia i pociski uderzyły w kilku najemników. Ten, skierowany w przywódcę, nie sięgnął celu. Medalion znów go ochronił, rozpraszając magię.
     – Wyrżnie was wszystkich! Rozwiążcie mnie! – domagała się, chcąc ratować sytuację.
     – Świetna rozrywka. – Z gąszczu lasu doszedł ich śmiech zdrajcy.
     Przywódca biegiem ruszył w stronę kobiety. Gwałtownie ją podniósł i przystawił sztylet do jej gardła.
     – Dogadajmy się! – zaczął. – Ona ma coś, czego ty chcesz, a my chcemy po prostu spokojnie odjechać!
     – Za późno – stwierdził mag i po chwili znów rzucił pociskami w najemników.
     – Rozwiąż mnie, do cholery. Ja go widzę – naciskała czarodziejka.
     Porywacz złapał ją ręką za szyję. Sztylet przystawił jej do pleców i powoli zaczął się z nią obracać.
     – Jeśli natychmiast nie wyjdziesz z ukrycia, niczego się od niej nie dowiesz! – zagroził. – Widzisz go? – zapytał ją szeptem.
     – Tak. – Mniej więcej wskazała kierunek.
     Wtedy gwałtownie odwrócił się z nią w tamtą stronę i poczuła szarpnięcie. Rozciął jej więzy.
     Czarodzieja niestety już tam nie było.
     – Na co czekasz? – warknął porywacz.
     – Teraz go nie widzę – wyszeptała, wzrokiem przeczesując okolicę.  
     Ręce trzymała za sobą, udając, że nadal jest skrępowana.
     – Jeśli mnie oszukasz, zabiję cię – ostrzegł ją, nie puszczając jej szyi.
     – Zamknij się w końcu – syknęła na niego i dalej szukała maga.
     Najemnicy, którzy przeżyli, zebrali się w jednym miejscu i ustawili plecami do siebie. Wypatrywali zagrożenia z wyciągniętą bronią. Konie były niespokojne i zagłuszały drobne szelesty, które mogłyby ich naprowadzić na cel.

     Zdrajca pojawił się nagle. Zaczął wypowiadać zaklęcie dokładnie w tym samym momencie co Veronika. Oboje rzucili w siebie magicznymi pociskami. W połowie drogi jeden z jej sztyletów zderzył się z jego nożem. Rozbiły się o siebie, jakby były ze szkła. Pozostałe sięgnęły celu.
     Kobieta poczuła przeszywający ból i nogi się pod nią ugięły. Oparła się o porywacza, który ją przytrzymał. Jak zza grubej ściany dochodziły ją okrzyki najemników, którzy atakowali renegata.
     – Nie rozpraszać się! – krzyknął przywódca, podtrzymując czarodziejkę.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2038 słów i 12355 znaków.

Dodaj komentarz