Strażnicy cienia III część 29

Gdy służąca przyniosła kolację, usiedli do stołu. Tym razem nie rozmawiali podczas posiłku.

     – Co planujesz na dzisiejszy wieczór? – Veronika zagadnęła narzeczonego, gdy już się przebrała i poprawiła fryzurę.
     – Nic… Masz ten sztylet? – zapytał.
     – Mam – potwierdziła.
     – Znasz tu wiele osób. Mogłabyś popytać, czy ktoś nie widział czegoś takiego albo czy nie wie, gdzie można coś takiego zdobyć – zasugerował.
     – Dobry pomysł. Zrobię to po powrocie z Sylvanii… Nie zajmuję się teraz tą sprawą, bo jest za mało czasu – wyjaśniła. – Jutro wyjeżdżamy i będziemy się ciągać za krasnoludem gdziekolwiek nie pójdzie, a pójdzie prawdopodobnie prosto do Sylvanii. Nie liczę na to, że akurat tam znajdzie się nasz morderca.
     – Gdyby się tam zjawił, a my byśmy o tym wiedzieli, nie trzeba by było nikogo o nic pytać… Baw się dobrze i uważaj na siebie – poprosił. – Może weź ze sobą Filipa?
     – Nie ma Filipa i nie potrzebuję ochrony.
     – Helmut zniknął – przypomniał.
     – Prawdopodobnie znam tych, przez których zniknął – powiedziała, zakładając, że gildia mogła mieć z tym coś wspólnego.
     – No to kiepsko. Jeśli twoi znajomi zadźgali twojego innego znajomego…
     – Skąd mieli wiedzieć? – Wzruszyła ramionami.
     – Nie byłoby ci ani trochę głupio?
     – Nie – zaprzeczyła. – Przecież to nie moja wina. Takie rzeczy po prostu się zdarzają.
     – Wiem tylko, że miał iść z nami gdzieś, gdzie… – zamilkł na moment i spojrzał na narzeczoną. – Nam w tej sytuacji nie powinny się zdarzać takie rzeczy. Ty chyba nie dostrzegasz żadnego problemu, ale Helmut był nam potrzebny.
     – Oczywiście, że tak… Kurczę, on jeden był już w Sylvanii. Niedobrze.
     – Teraz jesteśmy zdani tylko na krasnoluda – zauważył Gert.
     – Kiepsko to widzę – mruknęła nieco zmartwiona. – On przecież nie jest normalny.
     – Gdybym był złośliwy, powiedziałbym, że powinnaś się z nim dogadać.
     – Dlaczego? – zapytała, nie rozumiejąc.
     – Stosujecie tę samą taktykę.
     "To było ci dziś bardzo potrzebne, kochanie” – pomyślała i wyszła, pozostawiając słowa narzeczonego bez komentarza.

     Na dole zobaczyła Ulrycha i Filipa, więc podeszła do nich, by dowiedzieć się, co udało im się ustalić w sprawie Helmuta.
     – I co? – zapytała, na co tylko pokręcili głowami. – A gdzie szukaliście?
     – W barach, zajazdach, burdelach – wymienił Filip.
     – I nigdzie go nie widzieli?
     – Nie – zaprzeczył. – Albo go nie było, albo udają, że nic nie wiedzą. Wiesz, jak jest. Nie jesteśmy stąd, nikt nie chce z nami gadać…
     – No nic, poczekamy, zobaczymy… A może w areszcie? – zasugerowała.
     – Tam jeszcze nie byliśmy.
     – Można by było to sprawdzić – stwierdziła.
     – Nie jest za późno?
     – Dlaczego za późno? – odezwał się Ulrych. – Zjemy i idziemy – postanowił.

     Czarodziejka wyszła z zajazdu i rozejrzała się, by upewnić się, czy nikt nie obserwuje budynku. Brała pod uwagę, że morderca może być gdzieś blisko.
     Po drodze do karczmy, w której była umówiona, nie zauważyła nikogo podejrzanego. Wszystko wyglądało w porządku.

     Na miejscu byli już wszyscy oprócz strażnika i dwóch jego przyjaciół. Veronika od razu zapytała znajomych, czy nie widzieli może Helmuta.
     – Nie, ale szukają go – usłyszała w odpowiedzi. – Klaus poszedł sprawdzić w areszcie i u truposzy.
     – Cholera. Ten facet jest mi potrzebny. Nie ma takiej opcji, żeby był martwy – powiedziała.
     – Albo jest, albo nie jest. A do czego jest ci potrzebny? – zainteresował się jeden z kolegów.
     – Nieważne. Miał coś dla mnie załatwić – skłamała.
     – Komu jak komu, ale tobie chyba nie jest trudno cokolwiek załatwić w tym mieście.
     – Nie chodziło o to miasto… Zaraz wrócę – rzuciła i ruszyła do wyjścia.  

     Rozejrzała się na zewnątrz i dostrzegła Filipa i Ulrycha wychodzących z zajazdu. Od razu ich zawołała i skierowała się w ich stronę.
     – Wracajcie do zajazdu – poleciła im, gdy spotkali się w połowie drogi. – Ktoś sprawdza, czy nie ma go w areszcie.
     – Jesteś pewna? – zapytał Ulrych.
     – Tak. Spokojnie możecie wracać. Jak tylko coś będę wiedziała, dam wam znać.
     
     Czarodziejka wróciła do swoich znajomych, ale tej nocy nie oddała się zabawie. Pozostawała czujna i stroniła od alkoholu. Chciała być trzeźwa na wypadek, gdyby coś się wydarzyło.

     W końcu wrócił strażnik, przywitał się ze wszystkimi i poprosił Veronikę na bok.
     – Jest kilka nowych trupów – zaczął. – W areszcie nie ma nikogo, kto by odpowiadał rysopisowi.
     – A te kilka trupów odpowiada? – zapytała.
     – Trup to trup. – Wzruszył ramionami. – Ja tam nie przepadam za takim widokiem. Jest ich pięć.
     – Z nocy?
     – Tak – potwierdził Klaus – w tym mieście umierają tylko w nocy. Dziwne, prawda? Trzy chyba nie powinny cię interesować. Co do dwóch facetów nie jestem pewien. Jednego po prostu nie da się zidentyfikować. To nie jest nasza robota.
     – Co mu się stało? – zainteresowała się.
     – Musieli go gasić. Mogę zorganizować ci spotkanie, jeśli miałabyś ochotę.
     – Tak, trzeba to zobaczyć – stwierdziła. – Uda się jeszcze dzisiaj?
     – Teraz nie, ale może koło północy. Wiesz, większość pójdzie spać.
     – To jesteśmy umówieni.
     – Tylko ubierz się ładnie – zaznaczył.
     – To znaczy? – zapytała.
     – Płaszcz, kaptur… Chyba nie chcesz, żeby cię zapamiętali?
     – Jasne. Miejmy nadzieję, że to nie on – powiedziała bardziej do siebie niż do niego.
     – Nie wiem. Ja miałem się rozejrzeć w areszcie i kostnicy. Wiem, że go szukają, ale z tego co mi wiadomo, dotychczas nic nie znaleźli. Mają szukać do rana. Jak się nie znajdzie, znaczy, że opuścił miasto.
     – Rano mieliśmy wyjeżdżać, a on jest konkretnym człowiekiem. Nie nawala, więc coś się musiało stać. – Coraz bardziej się martwiła.

     Gdy wróciła do stołu, jej znajomi wymyślili nową zabawę. Zakładali się, czy Gert tej nocy również odwiedzi ich w kapturze, gdzie się schowa i przez które okno będzie zaglądał do środka. Kobieta miała do tego dystans, więc nie czuła się urażona tymi żartami.

     Po jedenastej wróciła do swojego zajazdu. Na dole, wśród nielicznych gości, nie było nikogo znajomego.

     – Nic? – czarodziejka zwróciła się do Filipa, który stał na korytarzu na piętrze.
     Zmartwiony mężczyzna przecząco pokręcił głową.
     – Miał jakieś znaki szczególne? – zapytała, gdyż to mogło być istotne podczas oględzin zwłok.
     – To znaczy?
     – Nie wiem, brak palca… – podała przykład.
     – Miał wszystkie palce. Chyba… A po co ci to? – zainteresował się. – Znaleźli kogoś i nie są pewni, czy to on?
     – Potrzebuję szczegółów.
     – Chcesz wiedzieć, w co był ubrany? – zapytał.
     – Nie, to nie jest istotne – odparła.
     – Na szyi nosił symbol Morra. Srebrny.
     – Pomyśl, wezmę tylko płaszcz i zaraz wracam. – Nacisnęła klamkę.

     Drzwi nie były zamknięte na klucz, więc weszła do swojego pokoju. Gert stał przy oknie.
     – Co tak wcześnie? – Odwrócił się w jej stronę.
     – Przyszłam tylko na chwilę – wyjaśniła.
     – Coś się stało? – zaniepokoił się.
     – W kostnicy są dwa trupy, które trzeba obejrzeć.
     – Myślisz o Helmucie?
     – Tak – potwierdziła. – Nie robię tego, bo to lubię. Dotychczas nikt go nie znalazł.
     – Chcesz, żebym poszedł z tobą? – zapytał.
     – Nie, idę z Klausem. To ten strażnik. – Sięgnęła po płaszcz i ruszyła w stronę drzwi.
     – Zaczekaj – poprosił Gert. – Helmut wyszedł w nocy i nie wrócił. Ktoś zabił twojego mistrza. Jeśli będziesz sama włóczyć się po ulicach, może ci się stać coś złego.
     – Nie włóczę się sama.
     – Mówimy o profesjonalnym mordercy. Ten twój strażnik raczej cię nie obroni. Może czuć się pewnie, bo dokoła ma przyjaciół, ale…
     – Wybacz – przerwała mu – ale nie sądzę, aby zaginięcie Helmuta miało związek ze śmiercią mojego mistrza. Oni nie mieli ze sobą nic wspólnego.
     – Myślisz, że po prostu wpakował się w kłopoty?
     – Tak – potwierdziła. – Ewentualnie może to być robota Dietmunda.
     – Skoro nie chcesz, bym ci towarzyszył, może pójdę za tobą? Będę obserwował, czy nikt cię nie śledzi – zaproponował.
     – Tak jak wczoraj? – zapytała, wbijając w niego wzrok.
     – Nie – odparł z westchnieniem – przecież ci o tym mówię.
     – Dziękuję, nie trzeba – odmówiła.
     – W porządku. Tylko weź broń – poprosił.
     – Zawsze mam przy sobie broń.
     – Weź miecz – nalegał.
     – Nie będę po mieście paradować z mieczem. Mam magię… – Wyjęła z torby sztylet i wsunęła go do buta. – Dlaczego nie śpisz?
     – Nie wiem. Jest jeszcze wcześnie. Poza tym mam o czym myśleć…
     – Tak? A o czym? O tym, czy właśnie cię zdradzam? – zapytała z ironią w głosie.
     – Nie… O zmianie wizerunku.
     – Umieram z ciekawości i niepokoju – rzuciła, wychodząc z izby.

     Veronika zatrzymała się przed Filipem.
     – Miał sporą bliznę na ramieniu. Trzy równoległe cięcia od szponów – powiedział. – Chyba wampir mu to zrobił.  
     – Marcus może wiedzieć coś więcej?
     – Możesz zapytać, ale widziałem go, gdy brał kąpiel i nie przypominam sobie niczego takiego. Chyba że interesują cię rozmiary?
     – Wszystko mnie interesuje – odparła.
     – Nic nadzwyczajnego – stwierdził z lekkim uśmiechem.

     Czarodziejka cicho zapukała do drzwi Hoefera. Po chwili jej otworzył.
     – Mogę? – zapytała.
     – Proszę. – Odsunął się, by mogła wejść.
     Kruk chodził po blacie stołu w pobliżu zapalonej świecy. W pomieszczeniu panował półmrok
     – Na razie nie udało nam się ustalić niczego konkretnego – zaczęła Veronika, gdy mężczyzna zamknął drzwi. – W areszcie na pewno go nie było. Chciałam zapytać o cechy szczególne jego ciała.
     – Na ramieniu miał blizny.
     – Filip już mi o tym powiedział. Wiem też, że nosił srebrny symbol Morra.
     Marcus skinął głową na potwierdzenie.
     – Miał może jakieś kolczyki? – dopytywała.
     – Nie, nie nosił biżuterii.
     – W kostnicy są dwa ciała. Jedno spalone – poinformowała go.
     – Myślę, że bym go rozpoznał, nawet gdyby ciało było w kiepskim stanie.
     – Pójdę tam nieoficjalnie ze znajomym, przyjrzę się i jeśli będę miała wątpliwości, rano wybierzemy się tam razem. Do tego czasu będą go szukać w mieście.
     – Dobrze – zgodził się.
     – Jeśli nie znajdą go do świtu, trzeba będzie wziąć pod uwagę, że mógł opuścić miasto.
     – O tym nie pomyślałem – przyznał. – Gdyby złapał trop…
     – Chyba by o tym powiedział – stwierdziła Veronika. – Jest jego koń?
     – Tak – potwierdził – ale gdyby spotkał na ulicy wampira, a ten zacząłby uciekać, Helmut raczej nie wróciłby do zajazdu, żeby wziąć konia albo kogoś poinformować. Po prostu ruszyłby w pościg. Jestem o tym przekonany.
     – Może… Chociaż to wydaje się mało prawdopodobne. Jak opuściłby miasto nocą?
     – A ty jak byś to zrobiła? – zapytał.
     – Akurat dla mnie to nie stanowiłoby problemu – odparła.
     – Jeśli wampir by sobie poradził, to i Helmut zrobiłby wszystko…
     – Wampiry często posługują się magią – przerwała mu.
     – A Helmut jest nieustępliwy.
     – Dobrze, nieważne. Miejmy nadzieję, że się znajdzie cały i zdrowy – powiedziała na odchodnym.

     Gdy opuściła zajazd, uważnie się rozejrzała. Nie czuła się zbyt pewnie. Szybkim krokiem dotarła do karczmy, gdzie przebywali jej znajomi.
     – A co my tu mamy? – Jeden z nich wziął jej płaszcz, po czym ubrał go, naciągając na głowę kaptur. Potem zaczął krążyć dookoła i zaglądać pod stół, co wzbudziło radość pozostałych.
     – Prawie jak Gert – stwierdziła czarodziejka.
     Przebieraniec, zachęcony reakcją kompanów, pobiegł za schody i zaczął zza nich wyglądać.
     – Kto chce się teraz pobawić w narzeczonego Veroniki? – zapytał, gdy wrócił do stołu. – Może komuś się poszczęści i uda się ją oszukać.
     – Nie przy tej butelce – powiedziała.
     – Mamy czas do rana. – Puścił do niej oko, odkładając płaszcz na ławce.

     – Już czas – wyszeptał jej do ucha Klaus, który zjawił się niezauważony.
     – Niedługo wracam – kobieta zwróciła się do znajomych, wstając. – Trzymajcie dla mnie miejsce.
     – Idziesz szpiegować narzeczonego? – zapytała rozbawiona Greta.
     – Pewnie – Veronika odparła z uśmiechem. – A niby po co byłby mi kaptur?

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2097 słów i 12710 znaków, zaktualizowała 5 sty 2018.

1 komentarz

 
  • AnonimS

    Dramaturgia rośnie. Helmut zawsze przewidywalny , przepadł. Coś mi się zdaje że ktoś go wykończył. Sugeruje to Gert i Veronica też podejrzewa że nie znajdą go żywego. Droga Autorko zmieniasz fajnie tempo akcji. W ogóle podoba mi się to co piszesz co nie znaczy że będę chwalił pod niebiosa wszystkie działanie i postępki bohaterów. :danss:

    5 sty 2018

  • Fanriel

    @AnonimS Bardzo się cieszę, że Ci się podoba. Dziwne by było chwalenie wszystkich działań moich bohaterów. Czasami popełniają błędy i zasługują na krytykę. Pozdrawiam.

    5 sty 2018