Strażnicy cienia III część 10

Po chwili Hoefer przyklęknął obok Veroniki i spuścił wzrok na jej dekolt. Powoli wyciągnął rękę. Cofnęła się, choć wiedziała, że chodziło mu o pierścień, który nosiła na łańcuszku.
     – Tak nie robimy – upomniała go.
     – To nie to, o czym pani myśli – zapewnił ją lekko zmieszany. – Skoro już pani zaczęła ten temat, należy to wyjaśnić.
     – Legitymować się przed wami nie zamierzam – oznajmiła.
     – Musimy sobie ufać – powiedział.
     – Ja was nie znam. I tak powiedziałam wam wiele. Zdecydowałam się na to tylko dlatego, że usłyszałam, że jednak doceniacie wartość magów w takiej walce.
     – Ale ma znaczenie, jaką magią posługuje się czarodziej i czy robi to legalnie – zaznaczył.
     – Tak, ale nie jesteście upoważnieni do tego, by mnie sprawdzać, a ja mam już tego powyżej uszu.
     – Więc jak rozwiązać ten problem? – zapytał Marcus.
     – Możemy się rozstać, ale przypominam, że to pan szukał ze mną kontaktu.
     – Owszem – przyznał.
     – Nie będę machać papierami. Niech moje czyny mówią za siebie. Ja walczyłam z tymi wampirami i to powinno wam wystarczyć.
     – Cień – powiedział po chwili. – Zgadłem?
     Twierdząco skinęła głową, a on znów spojrzał na swoich towarzyszy. Ci zdawali się być podnieceni zaistniałą sytuacją. Gert odsunął się od nich na bezpieczną odległość.
     – Macie z tym jakiś problem? – zwróciła się do nich Veronika. – Jeśli tak, to żegnam.
     – Nie, tylko dobrze by było zobaczyć ten papier – odezwał się Ulrych.
     – Może dobrze, może niedobrze – rzuciła lekko zirytowana.
     – W zasadzie to rozwiałoby wszelkie wątpliwości – dodał Filip.
     – Sama pani rozumie, że my mamy podstawy, by mieć wątpliwości – Ulrych starał się mówić łagodnie.
     – Jakie? – zapytała. – Wyciągałam trupy z ziemi? Zrobiłam coś przeciwko wam? Jakie wy macie powody do podejrzeń?
     – Jeśli ktoś coś ukrywa, podejrzenia są uzasadnione – odparł najemnik.
     – Wiem o was wszystko? Mnie nikt wcześniej nie pytał, czy posługuję się magią, więc niczego nie ukrywałam.
     – Ale teraz już to wiemy…
     – No i? – przerwała Ulrychowi. – Gdybym robiła coś nielegalnego, nie przyznałabym się, że potrafię czarować. To chyba logiczne, nie uważacie?
     – Chyba, że ktoś zgadłby, że posługuje się pani magią i przyznałaby się pani, mówiąc, że nie chce pokazać papierów – powiedział Filip. – My faktycznie nie mamy prawa, by panią legitymować.
     – Ale mamy iść tam razem – odezwał się Ulrych.
     – Ja was nie prosiłam o towarzystwo – przypomniała. – Wasz przywódca…
     – Zgadza się – Hoefer wszedł jej w słowo.
     – Mnie o to prosił – dokończyła.
     – Tak miało być – zwrócił się do pozostałych najemników. – Dobrze, że przynajmniej tyle wiemy… – Przeniósł wzrok na czarodziejkę. – Nie chciałem pani urazić.
     Sięgnęła do torby i wyjęła z niej swoje dokumenty, po czym mu je podała. W pośpiechu je rozwinął i przeczytał. Potem złożył je i oddał.
     – Proszę, by to zostało między nami – powiedziała, patrząc na mężczyzn.
     – Zostanie – obiecał Marcus.
     Ulrych uderzył się w pierś, a Filip skinął głową.
     – Skoro są papiery, wszystko gra. Jest super – stwierdził najmłodszy z mężczyzn. – Jeżeli o mnie chodzi, to już wszyscy wszystko wiedzą. Reszta się nie liczy. To znaczy, chciałem powiedzieć, że ci, którzy powinni wiedzieć, już wiedzą, a inni się nie dowiedzą.
     – Muszę się rozruszać – oznajmił Ulrych i odszedł na ubocze.
     – Zajrzę do koni – powiedział Filip.

     Gert podszedł do Hoefera, nie spuszczając z niego wzroku.
     – A pan jaki sekret skrywa? – zapytał.
     Mężczyzna zerknął na niego, po czym na chwilę zamknął oczy.
     – Wiem, że nie każdy potrafi wyczuć zaklęcie albo rozpoznać maga – ciągnął Gert.
     – Tak, potrafię to – przyznał Marcus. – Oprócz umiejętności unikania bezpośredniego kontaktu z wampirami, to również bywa przydatne, zwłaszcza gdy ożywiają zwłoki. – Sięgnął do szyi i wyciągnął łańcuch, na którym zawieszony był srebrny kruk - symbol boga śmierci. – Byłem kapłanem Morra.
     – Jak to? – Gert był zaskoczony tym wyznaniem. – Nie można przestać być kapłanem.
     – Można, a nawet trzeba, jeśli chce się coś zmienić. Świątynia nie toleruje pewnych zachowań. Kapłani Morra przeklęli Sylvanię i w zasadzie na tym skończyła się ich rola. Rzucili klątwy i liczą na to, że wampiry prędzej czy później zostaną ukarane. Tymczasem ludzie giną, a tam mają miejsce straszne rzeczy, bluźnierstwa – uniósł się. – I nie tylko tam. Przecież to się przenosi na Imperium. Zresztą, do cholery, to przecież nadal jest część Imperium. A to, co działo się w Nuln? Jak można pozostać obojętnym na coś takiego i spokojnie zbierać liście z grobów? – Podchodził do tematu bardzo emocjonalnie. – Potrafię wyczuć magię. Potrafię dotknięciem sprawić, żeby ożywieniec padł. Posiadam też jeszcze kilka innych darów od Morra, na przykład takich jak Wizja przyszłości. Nie chwalę się tym… – zamilkł na moment. – Zazwyczaj ludzie uważają, że kapłan, który opuścił świątynię, stracił wiarę albo został z niej wygnany za jakieś przewinienia. W moim przypadku to drugie jest prawdą. Wydalono mnie za nieposłuszeństwo. Ale jak można przestać wierzyć w śmierć?
     – Byliście już w Sylvanii? – zapytała czarodziejka.
     – Tylko Helmut… To silne przeżycie. Filip jest z nami od niedawna. To zdolny chłopak, szybki i nie brak mu odwagi. Nie robi tego jeszcze… Nie robi tego z powołania. Myślę, że, jak to się mówi, to go kręci. Ulrych ma do załatwienia sprawę osobistą. Wampiry wymordowały mu rodzinę. Nie wie, który konkretnie za to odpowiada, więc postanowił zabić ich jak najwięcej. Helmut z kolei szuka jednego, ale to też jakiś wypierdek. Takie ciężko znaleźć, gdyż zazwyczaj na posługach wędrują po Sylvanii albo po świecie. Te kły nie należą do Filipa. To nasz wspólny dorobek. Nie jest to moja pierwsza drużyna.
     – No to już wszystko jasne – powiedział Gert. – Widzę, że to dla pana trudne wyznanie, więc może coś na rozluźnienie. Masz jeszcze tę butelkę? – zwrócił się do Veroniki.
     – Tak, jeszcze nie wypiłam. – Sięgnęła do torby i podała ją Marcusowi. – Gert pojedzie z nami.
     – A ty czym się zajmujesz? – zapytał go Hoefer.
     – Wstyd się przyznać… To nie jest żadna tajemnica, ale kiedy tak tu stoję i słucham o waszej przeszłości, to po prostu mi głupio… Ja i mój przyjaciel prowadzimy pewną działalność gospodarczo-handlową. Sprzedajemy sadzonki oraz kwiaty cięte. Trochę do Nuln, trochę do Averheim…
     Czarodziejka skutecznie ukrywała rozbawienie.
     – Nie ma się czego wstydzić – stwierdził Marcus.
     – Gert towarzyszył mi podczas ostatniej wyprawy i okazał się niezwykle skuteczny – dodała kobieta.
     – Więc potrafisz coś jeszcze. – Hoefer popatrzył na niego z zainteresowaniem.
     – Tak, miecz noszę nie od parady – pochwalił się. – Wychowałem się w rodzinie szlacheckiej, gdzie oprócz czytania, pisania i brania udziału we wszelkiego rodzaju rozrywkach, obowiązkiem była nauka fechtunku.
     – Świetnie. – Pokiwał głową z uznaniem. – Skoro nie uciekłeś na widok wampira, to możesz się na coś przydać. Zresztą potrzebny nam będzie ktoś elokwentny na wypadek, gdybyśmy wpadli.
     – To znaczy? – zapytał Gert.
     – Ktoś, kto będzie umiał dogadać się z arystokratą – wyjaśnił Hoefer.
     – Idealnie się do tego nadaje – powiedziała Veronika.
     – Ale z wampirem? – dopytywał Gert, nieco się krzywiąc.
     – Tak – potwierdził Marcus. – Uważają się za arystokratów i noszą się jak arystokraci. Jeśli masz takie umiejętności, moglibyśmy zajść dalej niż zazwyczaj.
     – Spokojnie – czarodziejka zwróciła się do Gerta. – Dogadasz się z każdym oprócz mnie.
     – Z tobą też się dogaduję. Może – powiedział do Marcusa – o ile to nie będzie ten wampir, który nam uciekł.
     – Tak, z nim to już nikt z nas się nie dogada – poparła go.
     – Nienawidzi nas. Tak szczerze, osobiście. I ma ku temu powody – wyjaśnił, na co kobieta się uśmiechnęła.
     – A cóż takiego mu uczyniliście? – zainteresował się Hoefer. – Chodzi o tę dziewkę?
     – Nie – zaprzeczyła Veronika. – Ukrył się w pewnym grobie. Znaleźliśmy to miejsce, ale nie zdążyliśmy go wykopać, zanim przemienił się w jakiegoś szczura czy coś podobnego. Uciekając, zostawił tam wszystkie swoje rzeczy, ubrania. Zwiał nam przez jakąś dziurę.
     – Żałosne – skwitował Gert.
     Marcus z uśmiechem pokiwał głową.
     – Nie musimy jechać do Sylvanii, jeśli chcecie go zabić – stwierdził. – Z pewnością zjawi się prędzej czy później.
     – Z pewnością – zgodziła się z nim kobieta. – Jestem o tym przekonana, ale nie mam ochoty na to czekać… Poza tym jest tam nasza znajoma.
     – Dziwne… – zaczął Hoefer. – Strasznie dużo zamieszania i to, że mi się śniłaś... Przepraszam, pani mi się śniła.
     – Proszę mi mówić po imieniu – zaproponowała. – A co to był za sen?
     – Po Imperium niewiele łazi wampirów, a jeśli już, chowają się na tyle skutecznie, że w zasadzie to nie wiadomo, gdzie są. Mówi się, że są w każdym mieście, ale nie można wejść do każdego domu i przetrząsnąć każdej piwnicy. To, co się działo ostatnio, było jawne i było wiadome, że jeden wampir uciekł. W zasadzie to nie jeden. Wojsko złapało jeszcze trzy niedobitki… Tak, uciekł, porywając kobietę i z tego, co się dowiedziałem, był tym, który przemieniał. Chciałem poprowadzić chłopców, żeby go znaleźć i zwróciłem się do Morra o wskazówkę. Zobaczyłem nas w Sylvanii… To wszystko.
     – A zajazd? – zapytała.
     – To przeznaczenie… Wiedziałem, że się spotkamy. Zostało mi coś z kapłana. Co ma być, to będzie.
     – Nieważne co będzie, byle na końcu ten wampir był całkiem martwy – powiedział Gert.
     – Ta wskazówka właśnie do tego miała doprowadzić.
     – Kogo konkretnie widziałeś w tej Sylvanii? – zainteresowała się.
     – Nas – odparł.
     – Tylko? – zdziwiła się.
     – To była wskazówka, nie wizja przyszłości. Ty i Sylvania. Reszta zależy od tego, komu się to śniło – tłumaczył.
     – Więc wcale nie musimy tam jechać – podsumował Gert.
     – Może tam będzie łatwiej niż poza Sylvanią – zwróciła się do niego. – Tam chyba nie będzie się nas spodziewał.
     – Ale tam nie będziemy mieli żadnego wsparcia – zauważył.
     – A jakie my mieliśmy wsparcie? – zapytała. – Proszę cię.
     – W mieście można przynajmniej wmieszać się w tłum – powiedział.
     – Nie wiem. Przypomnij sobie, co zrobili ze mną w zajeździe przed wyjazdem. Weszli, zaczęli strzelać i tyle.
     – To była misja samobójcza – stwierdził Gert.
     – Nieważne. Stać ich było na to… Nie możemy siedzieć i czekać, aż on skądś wylezie i zaatakuje.
     – Ja nie sugeruję, że mamy siedzieć i czekać – wyjaśnił. – Zastanawiam się tylko, czy ta interpretacja jest właściwa. Czy na pewno mamy jechać do Sylvanii?
     Oboje popatrzyli na Marcusa, po czym Gert przeniósł wzrok na kobietę.
     – Powiedziałeś, że potrafisz znaleźć konkretną osobę – zwróciła się do Hoefera.
     – Wizje nigdy nie są bardziej precyzyjne od tej, którą otrzymałem – zdradził.
     – W porządku, ale gdyby druga sugerowała to samo, moglibyśmy założyć, że to słuszny kierunek. Czy możemy się dowiedzieć, gdzie konkretnie jest ta dziewczyna? – zapytała Veronika.
     – Poproszę Morra o wskazówkę w tej sprawie – zadeklarował Marcus. – Myślę, że to się zbiega. Skoro on ma ją, a my szukamy jego…
     – Nie znam się na wizjach i nie chcę niczego podważać, ale warto by było się upewnić, biorąc pod uwagę, na co się zamierzamy – powiedziała.
     – Nie mogę niczego obiecać – zastrzegł. – Wizje zsyłane przez boga to łaska. Nie można jej oczekiwać ani wymagać. Można jedynie prosić… I nie można łask nadużywać, ale jeśli to jest istotne, zrobię to.
     – Myślę, że ta wyprawa może mieć więcej sensu niż poprzednia – stwierdził Gert. – Wtedy mieliśmy kiepskie przygotowanie.
     – Chyba powinniśmy już jechać – zauważyła czarodziejka.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2050 słów i 12545 znaków, zaktualizowała 16 gru 2017.

2 komentarze

 
  • Margerita

    łapka w górę super część

    3 lip 2019

  • Fanriel

    @Margerita, dziękuję.

    5 lip 2019

  • AnonimS

    Przeczytałem. Pozdrawiam

    16 gru 2017

  • Fanriel

    @AnonimS Dziękuję. :) Również pozdrawiam.

    16 gru 2017