Strażnicy cienia IV część 10

– Lepiej wracajmy, zanim zaczną nas szukać – zasugerował po jakimś czasie, uśmiechając się jak dzieciak, który właśnie coś zbroił.
     Rozglądając się, wyszli z wody, a potem pospiesznie się ubrali.
     – Mam nadzieję, że przekonałaś się do kąpieli w rzece. – Viktor zerknął na Veronikę.
     – Ja nie unikam kąpieli, tylko nie chcę pływać – odparła. – Kąpiele są bardzo przyjemne.
     – Zwłaszcza w dobrym towarzystwie – dodał.
     – Zazwyczaj preferuję samotność.
     – A co jest przyjemnego w samotnej kąpieli? – zapytał.
     – W trakcie można się zrelaksować, odpocząć, pomyśleć… – Ruszyła w kierunku obozu.

     W pobliżu lasu paliły się dwa ogniska. Z jednego korzystał kucharz, a z drugiego Hoefer i jego towarzysze. Reszta trzymała się w pewnej odległości, gdyż pogoda dopisywała i nie trzeba było grzać się przy ogniu.
     – Muszę porozmawiać z Marcusem – powiedziała czarodziejka i skierowała się w stronę byłego kapłana.

     Hoefer wstał, gdy się zbliżyła.
     – Możemy pogadać? – zapytała i odeszła na bok, gdy się zgodził. Nie chciała, by ktoś ich usłyszał. – Wyczuwasz magię, prawda? – zaczęła, gdy byli już sami.
     – Tak mi się wydaje – odpowiedział niepewnie.
     – Jak to ci się wydaje?
     – Tak – spojrzał na jej pierścień – wyczuwam.
     – Biorąc pod uwagę, z kim mamy do czynienia, powinniśmy być czujni. Mówię o Casimirze – doprecyzowała, dostrzegając niezrozumienie na twarzy Marcusa. – Doszłam do wniosku, że powinniśmy wartować w nocy na zmianę.
     – Ty nie musisz. Niczego nie zaniedbamy – zapewnił ją.
     – Nie o to chodzi. – Pokręciła głową. – Miałam na myśli nas dwoje. Jak sądzę, jako jedyni jesteśmy w stanie wyczuć magię. Za parę dni będziemy okropnie niewyspani, ale nie widzę innego wyjścia. Tak robiłam z moim towarzyszem, czarodziejem, gdy mieliśmy do czynienia z wampirem.  
     – O tym nie pomyślałem i przyznaję, że to świetny pomysł, ale ten mój dar chyba nie jest zbyt rozwinięty. Nie wiem, czy w porę zdążę was ostrzec.
     – Rozumiem, jednak obawiam się, że nie mamy innego wyjścia – powiedziała. – Nie dam rady czuwać bez przerwy.
     – Postaram się sprostać – zadeklarował.
     – Koncentruj się na tym – poradziła mu. – On może podejść tu, używając czaru niewidzialności, więc jedynie zaburzenia w eterze mogą świadczyć o tym, że się zbliża… Którą wartę weźmiesz? – zapytała. – Dla mnie to bez różnicy.
     – W takim układzie wezmę pierwszą – zdecydował.

     Czarodziejka usiadła przy swoich rzeczach na uboczu, sięgnęła do torby po zwój z zaklęciem i zaczęła się uczyć. Mniej więcej po kwadransie kucharz skończył gotować i głośno to wszystkim oznajmił. Najemnicy od razu ruszyli w jego stronę z miskami. Viktor natomiast stanął przed Veroniką, która zdawała się nie dostrzegać poruszenia w obozie.
     – Czas na kolację – powiedział.
     – Zaraz – odparła, nie odrywając wzroku od tekstu.
     – Dobrze, zaczekają.
     – Kto ma czekać? Na co? – zapytała zaskoczona, patrząc na niego.
     – Pozostali. Aż skończysz.
     – Dlaczego ktoś ma na to czekać? – Nie rozumiała, ale złożyła pergamin. – Dlaczego ktoś miałby czekać, aż ja skończę? Z czym? Z kolacją?
     – Owszem – potwierdził, uśmiechając się. – Skończyłaś? – Wyciągnął rękę do kobiety, a gdy się podniosła, zaprowadził ją do swoich ludzi i wskazał miejsce wśród nich.
     
     – Thomas, opowiedz nam coś – Viktor zwrócił się do jednego z mężczyzn, gdy byli w trakcie posiłku.
     Ten po chwili zastanowienia spełnił prośbę dowódcy, przedstawiając zebranym żołnierską historię. Opowiadał tak dobrze, że kompani słuchali go z zainteresowaniem, od czasu do czasu dowcipkując. Butelka z wódką zaczęła krążyć między nimi, co wprawiło wszystkich w jeszcze lepszy nastrój.
     Gdy Thomas skończył, swoją opowieść zaczął następny.
     
     – Muszę się położyć – Veronika wyszeptała do Victora, by nie przeszkadzać pozostałym.
     – Zostań – poprosił – będzie miło.
     – Nie wątpię, ale ja naprawdę muszę się położyć.
     – Źle się czujesz? – zaniepokoił się. – Jest jeszcze wcześnie. Wczoraj kładłaś się znacznie później. Nie wyspałaś się?
     – Nie martw się. Wszystko jest w porządku – zapewniła go, posyłając mu uśmiech.

     – Twoja kolej – wyszeptał Marcus, lekkim szturchnięciem przerywając sen Veronice.
     – Już wstaję – powiedziała przytomnie. – Jesteś wolny.
     – Co się dzieje? – zapytał Viktor, który leżał obok niej.
     – Nic – odparła. – Śpij.
     Usiadł i rozejrzał się.
     – O co chodzi? – Nie dostrzegł niczego niepokojącego.
     – Mam wartę – wyjaśniła, wstając.
     – Nie musisz trzymać warty. Dobrze rozstawiłem straż – zapewnił ją.
     – Czy twoi ludzie są w stanie wyczuć magię?
     – Nie – zaprzeczył.
     – No właśnie. A ja jestem i dlatego będę czuwać. Ten zdrajca może tu podejść nawet niewidzialny. Pozabija ich wszystkich, zanim się zorientują. Zaufaj mi, nie ma innego wyjścia. Śpij.
     – Trzeba to załatwić jak najszybciej. – Wstał i od razu ruszył w stronę rzeki.
     
     – Chyba nic się nie dzieje – powiedział do czarodziejki Marcus, który czekał na nią na uboczu. – Nie wiem, czy odważyłby się zaatakować nas na otwartym terenie.
     – A dlaczego nie? Nie widzę problemu. Nawet ja byłabym w stanie to zrobić – stwierdziła.
     – W takich chwilach nie mogę się doczekać, kiedy dotrzemy do Sylvanii – przyznał, lekko się uśmiechając.
     – Dlaczego? – zapytała.
     – Wampiry nie są niewidzialne.
     – Mogą być – zauważyła.
     – Ale nie muszą, a on z pewnością będzie. Wampiry nie spodziewają się nas i tu mamy pewną przewagę.
     – Żebyśmy wiedzieli, gdzie siedzi ten Dietmund… – Westchnęła. – Moglibyśmy go zaskoczyć, a tak musimy szukać.
     – Masz jakieś rzeczy, które do niego należą?
     – Niestety nie przy sobie. Gdybym wiedziała… – Pokręciła głową. – Nie pomyślałam o tym.
     – Trudno. Położę się – powiedział, po czym poszedł w kierunku swojego posłania.
     Czarodziejka odprowadziła go wzrokiem. Zauważyła, że Marcusa nie obchodziła sytuacja, jaka się wyklarowała. Zdawał się nie widzieć problemu w tym, że Viktor i jego ludzie towarzyszyli im w podróży do Sylvanii. Być może wierzył, że tak właśnie miało być albo zwyczajnie było mu to obojętne.
     – Sprawdź posterunki – Viktor polecił najemnikowi siedzącemu przy ognisku. – Na pewno nie ma innego sposobu? – zwrócił się do Veroniki, stając przed nią.
     – Nie, a przynajmniej ja go nie znam – powiedziała.
     – Nie wziąłem tego pod uwagę. – Rozejrzał się po obozie.
     – Ja już to przerabiałam. Nic się nie dzieje.
     – Nie wyśpisz się… Ruszymy później – postanowił.
     – To nic. Przecież wcześniej się położyłam… – urwała, dostrzegając, że jej się przyglądał. – Dlaczego tak na mnie patrzysz?
     – Mówiłem ci, że nie mogę oderwać oczu – wyszeptał, pochylając się w jej stronę.
     – Podobam się facetom, ale takich reakcji jeszcze nie widziałam.
     – Pewnie brakowało im odwagi. – Uśmiechnął się.
     – Mnie mieliby się bać? – zapytała z lekkim rozbawieniem.
     – Jesteś pewna siebie. To może onieśmielać albo zniechęcać – stwierdził.
     – Nie wiem, może. Nie zastanawiałam się nad tym. W zasadzie nigdy mnie to nie obchodziło – przyznała.
     – Teraz wszyscy wiedzą, że jesteś moją kobietą i dlatego nie odważyliby się gapić na ciebie.
     – A co by się stało, gdyby jednak ktoś się odważył? – zainteresowała się.
     – Dałbym mu lekcję, którą zapamiętałby do końca życia.

     Veronika udała się w stronę ogniska. Usiadła tak, by móc czytać i zaczęła się uczyć. Co chwilę koncentrowała się na wiatrach magii, kontrolując, czy nikt w pobliżu nimi nie manipuluje. Gdy poczuła zmęczenie, odłożyła zaklęcie i przez jakiś czas wpatrywała się w płomienie.
     W końcu sięgnęła po list od Gerta, odeszła na ubocze i przeczytała go kilka razy. Znała już na pamięć jego treść i nadal nie mogła zrozumieć, dlaczego jej narzeczony napisał te słowa. Powinien był stanąć z nią twarzą w twarz i wszystko wyjaśnić, a on wybrał papier…
     W międzyczasie wartownik zaczął budzić śpiących. Viktor usiadł na posłaniu i odszukał wzrokiem Veronikę. Gdy czarodziejka to zauważyła, złożyła list i schowała go do kieszeni, po czym ruszyła w stronę Marcusa, by go obudzić.

     Viktor podszedł do niej, zanim dotarła do celu.
     – Dzień dobry. – Palcami przeczesał jej rozpuszczone włosy, po czym pocałował ją. – Co słychać?
     – Noc minęła spokojnie – odparła.
     – Chyba nikt nie zginął, więc raczej go tu nie ma – stwierdził, rozglądając się. – Nie uciekamy przed nim? – upewnił się.
     – Nie. – Pokręciła głową. – Chciałabym go znaleźć, ale teraz nie wiem jak to zrobić.
     – Gdybyśmy mieli pewność, że ruszy za nami, moglibyśmy zastawić pułapkę – powiedział.
     – Niestety nie mam tej pewności.
     – Opóźniłoby to naszą podróż… – urwał, zastanawiając się nad czymś.
     – On może być przed nami – zauważyła.
     – Wie dokąd jedziesz?
     – Nie mam pojęcia – odpowiedziała. – Ja mu tego nie mówiłam.
     – A komu to mówiłaś? Pytam, bo chciałem ustalić, czy on mógłby się tego dowiedzieć – wyjaśnił.
     – Oczywiście, że by mógł. – Co do tego nie miała najmniejszych wątpliwości.
     – Gdyby wiedział, dokąd jedziemy, można by było zmienić trasę i wtedy nie mógłby już być przed nami  – stwierdził Viktor. – Musiałby zacząć nas szukać i można by było wciągnąć go w zasadzkę.
     – Jeśli do Sylvanii nie natkniemy się na niego, będzie można to zrobić.
     – Chyba powinni już wstać. – Skinął w stronę towarzyszy Veroniki.
     – Właśnie idę ich obudzić – powiedziała szybko, nieudolnie ukrywając zaniepokojenie.
     – Zdenerwowałem cię? – zapytał, przyglądając się jej.
     – Nie – odparła i natychmiast ruszyła w obranym wcześniej kierunku. Napięcie, które poczuła, narastało w niej z każdym krokiem.
     Zdała sobie sprawę, że Casimir może zechcieć spotkać się z Gertem, by uzyskać od niego potrzebne informacje. Mógłby go skrzywdzić i ta myśl przeraziła Veronikę. Owszem, nienawidziła Gerta za to, jak ją potraktował, ale chciała odegrać się na nim osobiście. Ona miała do tego prawo, czarnoksiężnik nie.

     Gdy czarodziejka budziła Marcusa, Viktor zarządził ćwiczenia, które miały trwać do śniadania.
     – Dzień dobry – przywitał się z nią Filip. – Namyśliłaś się?
     – Co do czego? – Nie wiedziała, co miał na myśli.
     – No wiesz – ściszył głos i przysunął się do niej.
     – Jeszcze nie. – Posłała mu wymuszony uśmiech.
     – Nie będę czekał całe życie – ostrzegł ją.
     – Stary z pewnością nie będziesz atrakcyjny – stwierdziła.
     – Jak tak dalej pójdzie, nic mi się już nie przyśni – przerwał im Marcus, który właśnie wstawał.
     – Dlaczego? – zapytała Veronika.
     – Za krótko. Przemęczenie… Rozumiem, że w tej sytuacji to konieczne. – Podszedł bliżej. – Żeby coś zobaczyć, trzeba mieć czysty umysł, a nie przemęczony. Teraz przed snem praktycznie padam i nawet nie pomyślę o tym, co chciałbym ujrzeć, albo śpię na tyle krótko, że…
     – Rozumiem – przerwała mu. – Zrobimy inaczej, bo to jest istotne…
     Położył rękę na jej ramieniu.
     – Trochę sobie narzekam, ale to nic – uspokoił ją.
     – To jest istotne. Będziesz schodził z warty przed północą. Ja się zajmę resztą nocy – zdecydowała. – Zazwyczaj dojeżdżamy do zajazdu późnym popołudniem. Od razu po posiłku położę się spać i będę wypoczęta. Będę spała w innych godzinach. To nie problem.
     – Musisz być wypoczęta – zaznaczył. – Nie ma nic gorszego niż niewyspany czarodziej. – Uśmiechnął się lekko.
     – Myślę, że znalazłyby się gorsze rzeczy.
     – Może głodny troll – zażartował Filip, który przysłuchiwał się im.
     – Na przykład. – Zerknęła na niego, po czym przeniosła wzrok na Marcusa. – Nie przejmuj się mną. Poradzę sobie – zapewniła go.  
     – O czym rozmawiacie? – zapytał Viktor, zatrzymując się obok Veroniki.
     – Ustalamy warty – poinformowała go czarodziejka.
     – Między sobą? – zdziwił się i spojrzał na Hoefera.
     – Tak, między sobą – potwierdziła.
     – Zrobimy, jak powiedziałaś – podsumował Marcus po chwili niezręcznego milczenia i odszedł.
     – Jest coś, o czym powinienem wiedzieć? – zapytał Viktor, odprowadzając go wzrokiem. – Dlaczego ustalacie warty między sobą?
     – Tłumaczyłam ci to. Chodzi o magię – przypomniała.
     – A co on ma z tym wspólnego? – Zerknął na Hoefera.
     – On też jest w stanie wyczuć magię – wyjaśniła.
     – Jest czarodziejem?
     – Nie, nie jest, ale posiada taką umiejętność.
     – Czy to nie jest nielegalne? – zainteresował się.
     – Nie. – Pokręciła głową. – Mówiłam ci, że miewa wizje, że jest kimś wyjątkowym. On był kapłanem.
     – Jak to „był”? Odwrócił się od świątyni? – Viktor nie ukrywał zdumienia.
     – Nie chciał biernie czekać na to, co…
     Przerwał jej gestem dłoni.
     – Nie musisz mi mówić o tym, o czym nie chcesz. Jestem po prostu zaskoczony.
     – Wszystko jest w porządku – zapewniła go.
     – Mnie to wystarczy. Chodź. – Wziął ją za rękę. – Poćwiczymy. – Skinął w stronę swoich ludzi.
     – Ja dziękuję. Pójdę się odświeżyć – zdecydowała.
     – Dobrze. Ja poćwiczę, a potem się wykąpię. Tam gdzie wczoraj. – Uśmiechnął się i poszedł w kierunku najemników.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2261 słów i 13896 znaków.

1 komentarz

 
  • AnonimS

    Droga Autorko. Jednak miałem rację że Gert był za miękki. Viktor mówi "     – Teraz wszyscy wiedzą, że jesteś moją kobietą i dlatego nie odważyliby się gapić na ciebie.  
         – A co by się stało, gdyby jednak ktoś się odważył? – zainteresowała się. " I ona nie komentuje ani słówkiem ani się nie sprzeciwia. Czyli to akceptuje. Gert by powiedział " zostań moją kobietą" Victor mówi " jesteś...itd" i tu jest różnica zasadnicza.

    21 sty 2018

  • Fanriel

    @AnonimS  Niezaprzeczalnie Gerta i Viktora wiele różni. Słusznie zwróciłeś uwagę na ten fragment. Na razie jest tak, jak twierdzisz, ale czy to się nie zmieni, teraz zdradzać nie będę.

    21 sty 2018

  • AnonimS

    @Fanriel nie zdradzaj :jem: cała przyjemność z komentowania jest wtedy gdy można dywagować . Nie zapominaj że w jednym z poprzednich komentarzy napisałem że przypuszczam że jeszcze wyciągniesz Gerta jak magik królika z kapelusza w najmniej spodziewanym momencie :ass:

    21 sty 2018

  • Fanriel

    @AnonimS Doskonale to pamiętam. :)

    21 sty 2018