Strażnicy cienia IV część 2

Bez słowa wstał, podszedł do jednego ze swoich ludzi, klepnął go w ramię i razem odeszli na ubocze. Przez chwilę rozmawiali, po czym przywódca dał mu list oraz sakiewkę i wrócił do czarodziejki.
     – Posłaniec zaraz ruszy – poinformował ją, siadając na ziemi obok niej.
     – Dlaczego nie odjechaliście? – zapytała.
     – Mówiłem ci…
     – Dlaczego nie odjechaliście wcześniej, gdy wam zapłacił? – doprecyzowała.
     – Gdybym wiedział, że chodzi o zabicie kobiety, nie podjąłbym się tego zadania. Myślałem, że to jakieś złamane serce albo coś w tym stylu – wyjaśnił.
     – Nie wiem, czy on w ogóle posiada taki organ – mruknęła.
     – Kiedy go spotkasz, będziesz mogła się przekonać… Sama chyba sobie nie poradzisz.
     – Poradzę sobie – odparła z przekonaniem.
     – Może i tak, ale tym razem to on cię załatwił – zauważył.
     – Nie tylko mnie… – Posłała mu wymowne spojrzenie. – Miał przewagę. Nawet nie wiedziałam, z kim mam do czynienia. Teraz już wiem, kto jest moim wrogiem. Nie pójdzie mu tak łatwo. A i jego magia nie będzie już tak dużym atutem.
     – Jesteś od niego lepsza? – zapytał.
     – Nie. – Pokręciła lekko głową. – On z pewnością ma ode mnie większe doświadczenie, ale przynajmniej będę wiedziała, co robi, na co go stać.  
     – Stoczyliście pojedynek i on był w stanie odjechać – przypomniał.
     – Zgadza się. Tak jak mówiłam, jest bardziej doświadczony. Poza tym Chaos z pewnością mu sprzyja, a to daje siłę.
     – Skąd wiesz? – zainteresował się.
     – Słyszałam o tym.
     – W jego rzeczach nie znaleźliśmy niczego, co mogłoby o tym świadczyć – powiedział.
     – To zdrajca – rzuciła. – Nie widzę innych powodów do zdrady.
     – A pieniądze? Ludzie często zdradzają dla pieniędzy.
     – Wykluczam. Wydaje mi się to nieprawdopodobne.
     – Dlaczego? – zapytał. – Przecież jesteście ludźmi.
     – Nie takimi, którzy zdradzają dla pieniędzy. Chaos jest jedynym powodem, jaki biorę pod uwagę, ale i tego nie rozumiem – przyznała. – Nie mieści mi się to w głowie.
     – W życiu tak jest, że albo ktoś jest zdolny do zdrady, albo nie – stwierdził.
     – Nie do końca się z tym zgadzam i pozwól, że pozostanę przy swoim zdaniu.
     – Nie było moim zamiarem zmienianie twojego światopoglądu – zapewnił ją.
     – Nie jesteś w stanie tego zrobić.
     – Z pewnością. – Uśmiechnął się lekko.
     – A to co miało znaczyć? – zapytała, mrużąc oczy.
     – Uparta jesteś.
     – Nie wiem, na jakiej podstawie wysnuwasz takie wnioski – powiedziała.
     – Odnoszę takie wrażenie. Masz charakter.
     – Każdy jakiś ma – odparła.
     – Dobrze wiesz, co mam na myśli… Jak udało ci się rozwiązać więzy? Nie mów, że nie jesteś uparta.
     – To nie upór, tylko chęć uwolnienia się. Każdy by tak zrobił na moim miejscu.
     – Większość ludzi, nie tylko kobiet, jęczałoby, błagając o litość – stwierdził.
     – Patrz, nie przyszło mi to do głowy. Na drugi raz tego spróbuję. Może akurat się uda, zanim rozsupłam więzy.
     Przez chwilę przyglądał jej się w milczeniu.
     – Jeśli chcesz, odejdę – odezwał się w końcu i skinął w stronę obozu.
     – Rób, co chcesz.
     Znów popatrzył na nią w ten dziwny sposób. Jego oczy zrobiły się takie łagodne. Uśmiechnął się do niej, gdy ich spojrzenia się spotkały i powoli wyciągnął rękę w stronę jej twarzy. Obserwowała go, gdy delikatnie dotknął dłonią jej policzka. Pogłaskał ją. Potem palcem powoli przejechał po jej brodzie i ustach.
     Zmusiła się, by przypomnieć sobie, ile krzywd wyrządził im ten mężczyzna.  
     Wtedy położył rękę na jej posłaniu i pochylił się, żeby ją pocałować. Odwróciła głowę, by mu to uniemożliwić i zamknęła oczy.
     Cofnął się i prawdopodobnie trwał tak przez chwilę bez ruchu. Nie patrzyła w jego stronę. Słyszała, jak wstawał i odchodził.
     Wkrótce potem doszedł ją tętent kopyt. Otworzyła oczy i zobaczyła, że szybko odjeżdża. Zaniepokojona przeniosła spojrzenie na jego ludzi. Dwóch odprowadzało go wzrokiem. Jeden z nich popatrzył na nią, po czym obaj wrócili do swoich zajęć.  
     Wyglądało na to, że wszystko było w porządku.
     
     – Obudź się – usłyszała męski głos i poczuła, że ktoś dotyka jej ramienia.  
     Gdy otworzyła oczy, zobaczyła w ciemności tuż obok siebie sylwetkę jednego z najemników.
     – Powinnaś coś zjeść – powiedział, trzymając przed sobą talerz. – Pomogę ci.
     – Poradzę sobie – odparła.
     Mężczyzna przez chwilę chyba nad czymś się zastanawiał. W końcu podniósł brzeg koca, by łatwiej jej było wyciągnąć rękę.
     Z trudem i bardzo powoli, ale udało jej się zjeść samodzielnie. Najemnik został przy niej i cały czas trzymał talerz, by nie musiała wykonywać zbędnych ruchów. W przeciwieństwie do swojego dowódcy, prawie na nią nie patrzył.
     – Dołożyć? – zapytał, gdy skończyła.
     – Nie, dziękuję.
     Przykrył ją i bez słowa wrócił do swoich kompanów.
     Veronika rozejrzała się. Nadal paliły się dwa ogniska. W pobliżu ułożone było drewno, by do nich dokładać. Strażnicy krążyli po okolicy. Nigdzie nie było ich przywódcy.

     Zagrzmiało i nagle zerwał się silny wiatr. Wszystko wskazywało na to, że zbliżała się burza. Najemnicy od razu zaczęli krzątać się po obozie. Jeden z nich wydawał polecenia:
     – Sprawdzić, czy konie są dobrze przywiązane! Zabezpieczyć drzewo i prowiant! Zróbcie jej zadaszenie!
     Sprawnie poprzywiązywali sznury do drzew, powbijali w ziemię paliki i rozciągnęli na nich koce. Zdążyli, zanim na dobre się rozpadało. Ulewa trwała dwie godziny. Potem pogoda się uspokoiła, choć jeszcze długo kapało z liści.
     
     Czarodziejka obudziła się nad ranem. Było chłodno i wilgotno. W obozie panowała cisza. Kilka osób zwróciło uwagę na zbliżającego się jeźdźca, który wyłonił się z mgły.
     Wrócił ich przywódca.
     Zsiadł z konia i zaprowadził go do pozostałych, po czym podszedł do ogniska.
     Kobieta śledziła go wzrokiem. Zauważyła, że był przemoczony. Wyciągnął swój miecz i wbił go w ziemię. Ściągnął z siebie koszulę i powiesił ją na nim. Potem zdjął buty i spodnie. Nagi przyklęknął przy ognisku, by się ogrzać. Jego skóra lśniła, a mokre włosy opadały mu na twarz i ramiona. W blasku ognia wyglądał niczym bóg. Jego ciało było idealnie proporcjonalne jakby wyrzeźbione przez najzdolniejszego z artystów.
     Veronika patrzyła na niego niczym zahipnotyzowana.
     Nieoczekiwanie podniósł się i poszedł tam, gdzie trzymali swoje torby. Z jednej z nich wyjął koszulę i ze złością rzucił ją na ziemię.
     – Dlaczego mój plecak jest mokry? – warknął.
     – W nocy była burza. – Jeden z najemników się podniósł.
     – Nie zabezpieczyliście rzeczy? – Znów po coś sięgnął. – Papier. – Rzucił go obok koszuli.
     – Wybacz, w ciemnościach po prostu… Zajęliśmy się końmi, jeńcem i prowiantem, a o reszcie zapomnieliśmy – tłumaczył mężczyzna.
     Zdenerwowany przywódca podszedł z powrotem do ogniska i przewiązał się w pasie koszulą, którą zostawił wcześniej na mieczu. Rozejrzał się, po czym położył się na jednym z posłań.

     Czarodziejka zaczęła układać plan ucieczki. Nie mogła przecież zawierzyć słowom porywacza. Przeciw najemnikom postanowiła użyć iluzji, natomiast kwestię ich dowódcy musiała dobrze przemyśleć. Magią nie była w stanie go pokonać. Musiała to załatwić inaczej.
     
     Gdy się obudziła, słońce było już wysoko. Przywódca stał oparty o drzewo z założonymi na piersiach rękami. Patrzył w jeden punkt, który był gdzieś przed nim. Veronika pomyślała, że sprawia wrażenie, jakby zaglądał do świata bogów.

     Kiedy najemnicy zorientowali się, że ich jeniec nie śpi, jeden z nich przyniósł kobiecie strawę. Tym razem też zjadła sama. Mężczyzna zaczekał, aż skończyła, przykrył ją i zabrał talerz.
     Wtedy porywacz gwałtownie się poruszył i skierował się w jej stronę. Stanął przed nią i zmierzył ją ostrym wzrokiem. Był zły i wcale tego nie ukrywał. Szybkim gestem sięgnął po swój medalion, zerwał rzemień i rzucił go na jej posłanie.
     – Jeśli masz to zrobić, zrób to teraz – zażądał.
     – Żeby oni mnie rozszarpali? – zapytała całkiem przytomnie.
     Spojrzał w stronę swoich ludzi.
     – Przysięgnijcie, że włos jej z głowy nie spadnie! – zwrócił się do nich. – Żaden z was nie podniesie na nią ręki bez względu na to, co się wydarzy! Gdy będzie mogła podróżować, odwieziecie ją do miasta!
     Najemnicy popatrzyli po sobie, a potem na niego, nie rozumiejąc do końca, o co chodzi.
     – Przysięgać! To rozkaz! – ponaglił ich.
     – Przysięgamy – odpowiadali po kolei.
     Przywódca odwrócił się w stronę Veroniki i wbił w nią wzrok. Czuła ogromny niepokój. Była pewna, że oszalał.  
     – Nie wiem, ile jest warte ich słowo – wyszeptała.
     – Wiele – mruknął. – Więcej niż jakiegokolwiek czarodzieja.
     – O co ci chodzi? – zapytała zdezorientowana.
     – Powiedziałem ci, jeśli masz to zrobić, zrób to teraz… Jeżeli nie możesz użyć magii, to powiedz, czego potrzebujesz.
     – Jeśli masz ochotę popełnić samobójstwo, to nie wyręczaj się mną. Weź kawałek sznura i powieś się na gałęzi.
     – Przecież i tak to zrobisz – rzucił po chwili.
     Zapanowała cisza. Nie wiedziała, co powiedzieć. Takiego rozwoju sytuacji na pewno się nie spodziewała.
     – Gdzie ci się spieszy? – zapytała półgłosem.
     – Irytuje mnie to czekanie. Wiem, że i tak mnie zabijesz. Nie chcę spędzić w tym obozie ani chwili dłużej, czując to, co czuję. Jeśli mogę wybierać, wolę umrzeć teraz.
     Veronika patrzyła na niego bez słowa.
     – Jeśli chcesz, odwrócę się – zaproponował. – Może to ci ułatwi sprawę.
     – A dlaczego twoje spojrzenie miałoby mi cokolwiek utrudniać? – Zupełnie nie wiedziała, co robić. – Dzisiaj po prostu nie mam ochoty – mruknęła.
     Oczy mu się rozszerzyły, gdy to powiedziała. Wyglądał, jakby miał zaraz roznieść cały ten las. Odwróciła głowę i spojrzała w dal. Dopiero po chwili odważyła się na niego zerknąć. Stał nad nią nieruchomo. Ciężko oddychał ze złości i najwyraźniej z trudem nad sobą panował.
     Nagle odwrócił się, odszedł energicznym krokiem i wezwał do siebie dwóch ludzi.
     – Brońcie się! – nakazał im i sięgnął po miecz, gdy tylko do niego podeszli.
     Zaczęli walczyć. Był niezwykle sprawny. Jego ruchy były szybkie, a ciosy precyzyjne. Uderzał swoich przeciwników tak, by nie zrobić im krzywdy. Po chwili powalił ich obu, wrzasnął i rzucił mieczem tak silnie, że wbił się w drzewo.
     Jeden z pokonanych usiadł i niepewnie patrzył na przywódcę, drugi odszedł powoli, nie odwracając się plecami do rozwścieczonego mężczyzny. Większość w obozie udawała, że niczego nie widzi. Veronika obserwowała to wszystko z niepokojem.
     W końcu przywódca podszedł do bagaży, wyjął z nich butelkę, usiadł pod drzewem i zaczął pić. Czarodziejka pomyślała, że pod wpływem alkoholu będzie jeszcze bardziej nieobliczalny. Nie była w stanie nic z tym zrobić, więc postanowiła zająć czymś umysł. Z wysiłkiem sięgnęła do swojej torby i wyciągnęła z niej pergamin z zaklęciem. Zaczęła się uczyć, choć minęło sporo czasu, zanim zdołała się skupić.
     
     Kobieta przebudziła się w nocy, gdy do obozu wjechał posłaniec. Jeden z warujących najemników skinął w stronę gęstych drzew i przybyły mężczyzna od razu ruszył we wskazanym kierunku. Zobaczyła, że porywacz wyszedł mu na spotkanie. Przez chwilę rozmawiali i najemnik przekazał mu niedużą torbę. Przełożony klepnął go w ramię i tamten dołączył do pozostałych przy ognisku.
     Dowódca rozejrzał się i zatrzymał wzrok na Veronice. Po chwili do niej podszedł.
     – List został doręczony – poinformował ją, siadając na brzegu jej posłania.
     – Dziękuję – powiedziała.
     – Tu są mikstury. – Wyciągnął z torby flakonik. – Znacznie przyspieszą gojenie ran. Za trzy dni powinnaś być zdrowa. – Otworzył fiolkę i podał jej, po czym wyjął drugą. – Wypij obie. To dwie różne. Po prostu nie można ich przechowywać razem.
     – Jeśli tak twierdzisz. – Przyjęła pierwszą porcję i ciepło momentalnie rozeszło się po jej ciele.
     – Tak tu jest napisane. – Wskazał jakąś etykietkę.
     – Jest zbyt ciemno, bym mogła to odczytać. – Wzięła od niego drugą i również wypiła jej zawartość.
     Odłożył torbę tak, by mogła do niej sięgnąć.
     – Zanim to zrobisz, chciałbym… żebyś mi wybaczyła – powiedział, nie patrząc na nią.
     – Po co ci moje wybaczenie? – zapytała.
     – Zabiłem tego krasnoluda, ale nie pastwiłem się nad jego duszą. Nie odejdę w spokoju, jeśli tego nie usłyszę…

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2241 słów i 12994 znaków.

1 komentarz

 
  • AnonimS

    Trochę mnie nie było a Ty konsekwentnie publikowała świat kolejne odcinki z bardzo ciekawą akcją. Na dodatek mnożysz zagadki. Jedna z nich to powód dla którego czarodziej z tej samej "sfory" zabił mistrza Veroniki i czemu zapłacił najemnikom za jej porwanie. Mam nadzieję że ten wątek się wyjaśni bo jestem ciekaw. Pozdrawiam

    13 sty 2018

  • Fanriel

    @AnonimS Dziękuję. :) Za porwanie zapłacił, bo chciał się dowiedzieć od Veroniki, gdzie jego sztylet. Również pozdrawiam!

    13 sty 2018

  • AnonimS

    @Fanriel to bezpośredni powód ale mnie interesuje motyw. Czy dlatego że przeszedł na stronę chaosu i kultystów a może jest na usługach wampira? Druga opcja mało prawdopodobna. Chyba że to mistrz Veroniki był na usługach zła ale wtedy nie musiałby się kryć z tym że go zabił. :jem:

    14 sty 2018

  • Fanriel

    @AnonimS Jak słusznie zauważyłeś, Casimir nie musiałby tuszować swojego udziału w zabójstwie, gdyby Mekel zbłądził. Jego rozmowa z Veroniką też wyglądałaby inaczej (wspominałam, że pewne kłopoty mistrza mogą odbić się na uczniu). Magowie musieliby sprawdzić, czy i ona nie jest po niewłaściwej stronie. Czy Casimir jest na usługach wampira, nie zdradzę, ale to w zasadzie byłoby jednoznaczne z przejściem na stronę Chaosu.

    14 sty 2018