Strażnicy cienia III część 16

Po zakończeniu rozmowy czarodziejka udała się do swojego apartamentu. Drzwi były zamknięte, więc zapukała.
     – Kto tam? – usłyszała głos Gerta.
     – To ja – odpowiedziała.
     – Już? – zapytał zdziwiony. – Idę.
     Gdy jej otworzył, w środku zobaczyła jeszcze więcej kwiatów.
     – Chyba kogoś poniosło – stwierdziła, rozglądając się.
     – To był mój pomysł – przyznał z dumą i zabrał od niej pakunki.
     – Fantastyczny. – Uśmiechnęła się.
     Po tym jak odłożył zakupy na fotelu, wrócił do Veroniki i klęknął przed nią.
     – Żyć bez ciebie nie mogę, miłuję cię nade wszystko – zaczął. – Pójdę z tobą wszędzie i zrobię, co każesz, tylko zostań moją żoną. – Sięgnął do kieszeni po aksamitną chusteczkę. Rozwinął ją i wyjął z niej złoty pierścionek.
     Kobieta wyciągnęła rękę w jego stronę, by mógł jej go założyć.
     – To znaczy tak – powiedziała, dostrzegając niepewność w jego spojrzeniu.
     Wyraźnie uradowany Gert wstał i namiętnie pocałował swoją narzeczoną.
     – Ślub o piątej – oznajmił podekscytowany. – Potem wrócimy tutaj. Kolacja, wino. Muzyki i tańców nie będzie. Kazałem wymienić pościel na jedwabną. Przyniosą też więcej świec. Będziemy musieli uważać, żeby nie spalić zajazdu. – Uśmiechnął się.
     – Ja też mam dla ciebie nowinę.
     – Będziemy mieli dziecko? – zapytał z nadzieją w głosie.
     – Proszę cię, bądź poważny – upomniała go. – Na mieście spotkałam krasnoluda, który według wizji Marcusa ma nas zaprowadzić do celu. Wkrótce wypływa…
     – Słucham? – przerwał jej zaniepokojony – Dokąd?
     – Do Averheim.
     – Nie może! Gdzie on jest? – zapytał zdenerwowany.
     – Myślę, że już na statku – powiedziała. – Spokojnie, dogonimy go. Marcus poszedł teraz do niego, żeby się z nim umówić na miejscu.
     – A on zmierza do Sylvanii, tak?
     – Pewnie tak – odparła bez przekonania. – Chyba jest oddany walce z wampirami.
     – Super – mruknął. – Brakowało nam fanatyka.
     – Powinniśmy z nim płynąć, ale biorąc pod uwagę te kwiaty na korytarzu, po prostu nie prześpimy którejś nocy po drodze. Nie możemy tego zawalić, to bardzo ważne – zaznaczyła. – Chyba rozumiesz?
     – Nie zmienię godziny ślubu, ale mogę zatrzymać statek. Czuję się na siłach to zrobić. – Patrzył na nią z determinacją.
     – Gert, uspokój się. Nie odwołuję ślubu – zapewniła go.
     – Na pewno?
     – Niczego nie odwołuję – powtórzyła – ale nie wiem, co jeszcze się wydarzy.
     – Jak to nie wiesz, co się wydarzy? To już niedługo. Co ma się wydarzyć? Trzeba się dowiedzieć, czy mają tu jakieś lochy. Powinienem cię zamknąć.
     – Nie możesz, bo muszę się przygotować. Gdzie się spotkamy? – zapytała.
     – To znaczy? – Popatrzył na nią w skupieniu. – O nie, nic z tego. – Pokręcił głową.
     – Miałeś mnie nie oglądać przed ślubem – przypomniała.
     – Możesz mi przewiązać oczy – zaproponował. – To powinno wystarczyć. Nie chcę, żebyś jechała przede mną albo za mną. Nie zgadzam się na drugi powóz. Zaraz by gdzieś skręcił… To tylko przesądy. Nic się nie stanie. Poza tym możesz na wierzch narzucić płaszcz.
     – Chyba troszeczkę przesadzasz – stwierdziła.
     – Ja przesadzam? Wcale nie przesadzam. Po prostu dmucham na zimne. – Pocałował ją i rozejrzał się po pomieszczeniu. – Obiad. Pójdę powiedzieć, że mogą już podawać.
     – Zjemy na dole? – zapytała.
     – Nie, tutaj będzie przyjemniej. To zły pomysł? Jak chcesz możemy zjeść na dole, ale nie spuszczę cię z oczu.
     – Tu będzie dobrze – zdecydowała.
     – I tak zaraz postawię pod drzwiami Filipa i Helmuta – zażartował, po czym wyszedł.

     Veronika przeszła do sypialni i rozpakowała zakupy. Jeszcze raz dokładnie obejrzała suknię i dodatki. Potem przykryła wszystko, by narzeczony nie zobaczył tych rzeczy przed ślubem.
     
     – Pójdę się przygotować – powiedziała po obiedzie.
     – Chyba na to za wcześnie. Jest jeszcze sporo czasu – stwierdził Gert. – Myślałem, że trochę posiedzimy… Jak to zrobimy? – zapytał.
     – Pojedziemy osobno. Ty pierwszy. Zaczekasz na mnie na miejscu.
     – Dobrze – zgodził się – ale masz wyjść zaraz po mnie.
     – Nie wiem, czy to dobry pomysł. Powinieneś być tam znacznie wcześniej, by trochę się podenerwować – zażartowała.
     – Już się denerwuję – zapewnił ją. – Nawet nie wiesz jak bardzo.

     By nie przeszkadzać narzeczonej, Gert poszedł do apartamentu Marcusa. Gdy kobieta została sama, od razu zabrała się za przygotowania.
     Skończyła przed czasem i stanęła przy oknie. Przez chwilę obserwowała, jak pracownicy zajazdu wnoszą do środka jakieś skrzynki. Potem wyjęła ze swojej torby pergamin z nowym zaklęciem i zaczęła się uczyć.
     Przerwało jej pukanie do drzwi.
     – Kto tam? – zapytała.
     – Twój narzeczony, Gert – usłyszała w odpowiedzi. – Idę na dół. Powozy już czekają.  
     – Świetnie.
     – Powinnaś zaraz wyjść. Jeśli się nie zjawisz, zdążę jeszcze po ciebie przyjechać i cię zabrać – powiedział.
     – Dlaczego miałbyś tu przyjeżdżać i mnie zabierać? Myślisz, że sama nie trafię? – zapytała, podchodząc do drzwi. – Nie obawiaj się, kochanie. Znam w Streissen każdy zakamarek – zapewniła go.
     – Faktycznie… Tak czy inaczej, idę powiedzieć kapłanowi, który na nas czeka, że ślub się odbędzie… A, podałem twoje imię i nazwisko.
     – To niedobrze – stwierdziła.
     – Chyba musi wiedzieć, komu udziela ślubu.
     – Lepiej by było, żeby nie wiedział – mruknęła pod nosem. – Czy to wysokiej rangi kapłan? – zapytała głośniej.
     – Nie, ale może znać twoich rodziców.
     – Mam nadzieję, że nie zna, bo jeśli dowiedzą się, że brałam tu ślub… – Zdenerwowała się.
     – Uspokój się. Żartuję – powiedział Gert – ale zapewniam cię, że wszyscy się dowiedzą, jeśli mnie wystawisz. Idę.
     – Nie szantażuj mnie, bo tego nie lubię – rzuciła.
     – Idę – powtórzył, po czym doszedł ją odgłos oddalających się kroków.

     Kobieta podeszła do okna. Przed wejściem do pałacyku stały dwa powozy. Elegancko ubrany Gert podszedł do pierwszego z nich. Zatrzymał się przy drzwiach i spojrzał w górę na budynek. Zatrzymał wzrok na jej oknie. Stała z boku, więc najprawdopodobniej jej nie widział. W końcu wsiadł do środka i karoca odjechała. Druga od razu zajęła jej miejsce.
     W Veronice znów obudziły się wątpliwości. Zastanawiała się, czy ślub to oby na pewno dobry pomysł. Może powinni jeszcze z tym zaczekać?
     W końcu otrząsnęła się i niespiesznie założyła płaszcz z kapturem, wzięła torbę ze swoją księgą, po czym wyszła.

     Zapukała do apartamentu najemników. Otworzył jej Marcus.
     – Mogę cię na chwilę prosić? – zapytała półgłosem.
     – Wejdźmy do środka. Nikogo nie ma – powiedział. – Helmut poszedł szukać Filipa i Ulrycha.
     – Chodźmy do mnie – zaproponowała i skierowała się do swojego pokoju.
     – Czy to długo potrwa?
     – Tak – potwierdziła.
     Hoefer zamknął swoje drzwi na klucz, po czym do niej dołączył.
     
     – Muszę wyjść. Chciałabym, żebyś tu został – zaczęła, gdy byli już w jej pokoju.
     – Dlaczego nie dasz mi torby, bym mógł jej pilnować u siebie? – Od razu domyślił się, o co chodzi.
     – Wolę ją zostawić tutaj. Możemy tak zrobić?
     – W zasadzie jak wrócą i tam nikogo nie zastaną, zapukają tutaj. Zresztą będę słyszał… – powiedział bardziej do siebie niż do niej. – Wielki dzień?
     – Tak – potwierdziła. – Rozgość się.
     Udała się do sypialni i wsunęła torbę pod łóżko. Doszła do wniosku, że musi znaleźć jakieś bezpieczne miejsce dla swojej księgi. Podróżowanie z nią bywało uciążliwe i niezwykle ryzykowne. Chwila nieuwagi i zaklęcia mogły wpaść w niepowołane ręce.
     
     – Do świątyni Sigmara – poleciła woźnicy, który otwierał jej drzwi.
     Wsiadła do środka i po chwili karoca ruszyła.

     Kobieta obserwowała krajobraz za oknem, gdy usłyszała znajomy męski głos:
     – Co masz do załatwienia w świątyni?
     Zamarła. Dopiero po chwili dostrzegła sylwetkę Mekela, który siedział naprzeciwko.
     – Witaj. – Strzepnął z siebie resztki niemal materialnego cienia.
     – Chyba nie powinniśmy się spotykać – powiedziała, gdyż wyczulono ją na to, że podczas wędrówki nie ma prawa zbliżać się do swojego mistrza.
     – Nie będziesz mi mówić, co mi wolno, a czego nie – upomniał ją dość ostro. – Nie bądź taka zasadnicza. Nie cieszysz się? – Przechylił głowę, patrząc jej w oczy.
     – Przyznam, że jestem zaskoczona… Na pewno nie spotykamy się bez powodu.
     – Z pewnością – wyszeptał.
     – Więc słucham…
     – To ja słucham. Dokąd się wybierasz? – zapytał. – Wygląda na to, że nie tam, dokąd cię wysłałem.
     – Na to jest czas. Sam mi go dałeś – przypomniała.
     – Owszem, ale…
     – Minęły zaledwie dwa miesiące – przerwała mu.
     – To dość, by pojechać tam i wrócić – zauważył.
     – Byłam trochę zajęta.
     – Wiem. – Uważnie jej się przyglądał.
     – Szczerze mówiąc, nadal jestem. Muszę jechać do Sylvanii.
     – Więc wybierasz się do Sylvanii, tak? To chyba kiepski pomysł. Czego szukasz w Sylvanii? Jeśli tam pojedziesz, możesz nigdy nie dotrzeć do Ostermarku.
     – Wydaje mi się, że Sylvania jest w tym momencie ważniejsza. Przynajmniej według mnie… Jest tam dziewczyna, która jest potomkinią samej Myrmidii – ściszyła głos, a Mekel pochylił się w jej stronę. – Pewien wampir się o tym dowiedział i porwał ją. Zamierza ją wykorzystać do osiągnięcia nieograniczonej władzy. Nie znam jeszcze szczegółów, ale chodzi o jakiś rytuał. Wiem, że potrzebuje do tego pewnego sztyletu, który został wykonany specjalnie na tę okazję. Zniszczyłam go. Nie był magiczny. Nie udało mi się ochronić tej dziewczyny i jest teraz z nim, więc tam jadę. Trzeba ją stamtąd wyciągnąć.
     – Aż żałuję, że nie jestem po drugiej stronie – mruknął.
     – Dlaczego? – zapytała zdziwiona.
     – Zadałem ci tylko jedno pytanie, a ty powiedziałaś mi wszystko.
     – O co ci chodzi? Przecież i tak musiałabym ci o tym opowiedzieć.
     – A gdybym nie był tym, na kogo wyglądam? – Oparł się, zakładając ręce na piersiach. – Nie zauważyłaś mojej obecności, prawda?
     – Prawda – potwierdziła niechętnie.
     – Nie uważasz, że to zadanie może cię przerosnąć?
     – Wierzę, że sobie poradzę – odpowiedziała po chwili. – Nie jadę tam sama.
     – Myślisz, że zabójca w Sylvanii może ci w czymś pomóc? – Posłał jej ironiczny uśmieszek. – Twoje zaklęcia nie działają na nieumarłych.
     – Wiem. Przekonałam się o tym dość boleśnie – przyznała. – O ile się nie mylę, będzie tam jeszcze jeden czarodziej, który nie jest od nas.
     – Jose… – Pokiwał głową.
     – Jesteś genialnie poinformowany – rzuciła, starając się ukryć irytację.
     – Nie rozmawiałaś ze starszymi uczniami? Faktycznie, byłaś zamknięta w moim domu. Coś za coś. Miałaś spokój i ciszę, żeby się uczyć, ale nie mogłaś dzielić się doświadczeniami z innymi. Zresztą to jest dość powszechne… A w którą część Sylvanii się wybierasz?
     – Jeszcze nie wiem – odparła.
     – Będziesz tam sama – ostrzegł ją. – Niewielu jest tam naszych, a ci, którzy są, nie zaryzykują dekonspiracji.
     – Z pewnością wiesz, że jeszcze nikogo nie prosiłam o pomoc. Myślę, że tam też sobie…
     – To błąd – przerwał jej. – Nie byłabyś tak pokiereszowana i tyle osób nie dowiedziałoby się, kim jesteś…
     – A ileż to osób dowiedziało się, kim jestem? – zapytała, patrząc na niego wyzywająco.
     – Hierofanta z Nuln.
     – Owszem – potwierdziła – ale to jedna osoba. Ktoś jeszcze?
     – Widzę, że już się oswoiłaś z moją obecnością. W pierwszym momencie myślałem, że w ogóle się nie odezwiesz. Teraz za to zamierzasz kłócić się ze mną o każde słówko.
     – Wybacz. Gdy mówiłeś o tylu osobach, nie sądziłam, że masz na myśli jednego czarodzieja.
     Mekel pokręcił głową z dezaprobatą.
     – Jesteś z siebie zadowolona, tak? – zapytał.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2015 słów i 12364 znaków.

2 komentarze

 
  • Margerita

    Ale romantycznie aż się wzruszyłam   :cray: uwielbiam Gerta i życzę im jak najlepiej

    26 gru 2019

  • Fanriel

    @Margerita, miło mi to czytać. :) Dziękuję. ;)

    9 sty 2020

  • AnonimS

    No proszę robi się coraz ciekawiej :dancing:

    22 gru 2017

  • Fanriel

    @AnonimS Dziękuję. :)

    22 gru 2017