Strażnicy cienia II część 15

Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła półprzezroczystego, wiekowego mężczyznę z długimi włosami i brodą. Z jego podkrążonych oczu bił gniew. Ubrany był w kapłańskie szaty Vereny, a na szyi miał jej symbol zawieszony na grubym łańcuchu. Nie stał bez ruchu. Właśnie wyciągał kościste, długie ręce w stronę twarzy Veroniki. Wrzasnęła zaskoczona i równie przerażona. Ze strachu, który nią zawładnął, nie mogła się nawet ruszyć.
     Na szczęście pozostali zachowali zimną krew. Edi błyskawicznie wyciągnął miecz i zamachnął się na ducha, jednak broń przeszła przez niego jak przez powietrze, nie zadając mu najmniejszych obrażeń. Atak Estaliczyka rapierem miał identyczny skutek. Duch, nie zważając na nich, spróbował chwycić czarodziejkę. Kobieta odruchowo zasłoniła się księgą, którą akurat trzymała. Poczuła, że w nią uderzył. Wtedy coś z boku pchnęło ją tak mocno, że upadła, upuszczając swoją tarczę.
     – Tylko magiczną bronią! – krzyknął Jose i wypowiedział zaklęcie, które rozpaliło jego rapier.
     Zjawa spróbowała sięgnąć czarodzieja, ale ten zgrabnie się uchylił. Edgar, po tym jak odepchnął Veronikę, w akcie desperacji rzucił się na księgę, by ją podnieść. Kobieta opanowała się i po cichu wypowiedziała formułę Sztyletów cienia, kierując pociski w napastnika. Ten wrzasnął i rozwścieczony natychmiast ruszył w jej stronę. Wtedy Jose przebił go płonącym rapierem i tajemnicza postać nagle zniknęła, jakby rozpływając się. Nie zostawiła po sobie żadnego śladu.
     Wszyscy zaczęli rozglądać się nerwowo. Edi stał z księgą, cały czas gotowy do ataku. Trochę obolała po upadku Veronika powoli się podniosła, a po chwili zaalarmowany krzykami Gert przybiegł z wieży z pistoletem w dłoni.
     – Jak zwykle przegapiłeś najlepsze – powiedziała do niego narzeczona, gdy był już blisko.
     – Co się stało? – zapytał wyraźnie zdezorientowany.
     – Powinniśmy się stąd zabierać. To miejsce jest nawiedzone – oświadczył Edi.
Veronika podeszła do niego i zabrała mu księgę. Podniosła z ziemi również tę, którą przeglądał czarodziej. Była ładnie oprawiona, niezbyt gruba i stosunkowo nowa.
     – To chyba jego pamiętnik albo coś w tym stylu – poinformował ją Estalijczyk.
     Zajrzała do środka. Faktycznie wyglądało to na pamiętnik, a konkretnie jego trzynastą część. Należał do Dietmunda von Carsteina.
     Obie książki schowała do swojej torby i wróciła do przeszukiwania skrzyni. Znalazła w niej jeszcze dwie szkatułki: srebrną i drewnianą.
     – Chyba nie powinnaś się tym bawić. To zbyt niebezpieczne – ostrzegł ją Edgar.
     – Nie martw się. Nic mi nie będzie… Poza tym siniakiem, którego będę miała dzięki tobie.
     – Uratowałem ci życie. To chyba niewielka cena… Nie ma za co. Zresztą każdy zrobiłby to na moim miejscu. Ty z pewnością też… Przynajmniej taką mam nadzieję.
     Słuchała go niezbyt uważnie, sprawdzając czy magia nie emanuje od szkatułek. Nie wyczuła niczego, więc ostrożnie otworzyła tę drewnianą. W środku była wyścielona sianem, w którym leżały przezroczyste, zakorkowane fiolki z kolorowymi płynami. Żadna z nich nie była opisana.
     – Ja się na tym nie znam, ale to może być niebezpieczne. To może być na przykład trucizna – znów odezwał się Edi.
     – Nie zamierzam tego pić – poinformowała go.
     – Jak najszybciej powinniśmy się tego pozbyć.
     – Najpierw należy to zbadać, dowiedzieć się co to może być – wtrącił Jose.
     – To może ty byś się tym zajął, a nie wystawiasz na niebezpieczeństwo…
     – Nie martw się tak o mnie – Veronika przerwała Edgarowi, gdy ten udawał, że zastanawia się nad jej imieniem.
     – To nic osobistego. Po prostu jesteś kobietą mojego przyjaciela – wyjaśnił.
     – Co tu się właściwie stało? – zapytał ponownie Gert. – Chodzi mi o tego typa, z którym walczyliście.
     – To był chyba duch… Tak, Jose? – zwróciła się do czarodzieja, nie mając pewności.
     – Bez wątpienia – przytaknął. – Edi próbował odrąbać mu łeb, a miecz po prostu przez niego przeleciał. Dopiero jak umagiczniłem swój rapier…
     – Sam go załatwił – wtrąciła Veronika, a Jose spojrzał na nią nieco zaskoczony.
     – Skąd się tu wziął? Czy tu jest jakiś cmentarz? – dopytywał Gert, rozglądając się po okolicy.
     Kobieta otworzyła drugą skrzyneczkę. W niej był sztylet, zawinięty w czarne płótno. Wyglądał dość nietypowo. Wykonany był z kości, a na ostrzu miał nacięcia. Prawdopodobnie tamtędy miała spływać krew. W rękojeści umieszczony był starannie oszlifowany kryształ. Czarodziejka nie rozpoznawała znaków, jakimi był ozdobiony.  
     Podeszła z tym sztyletem do Jose i pokazała mu go.
     – Mówią ci coś te symbole? – zapytała.
     Wziął go do ręki i zaczął oglądać ze wszystkich stron. Palcem sprawdził ostrze.
     – Nie, ale pewnie służy do rytuałów. Nie nadaje się do krojenia mięsa ani zabijania. Jest tępy… To chyba kość.
     – Może w pamiętniku będzie coś na ten temat – powiedziała, zabierając nóż.
     – Nie zdążyłem tam zajrzeć.
     – Chyba już czas ruszać – zauważyła, zmierzając w stronę swoich rzeczy.
     Po drodze zabrała obie szkatułki. Wszystkie cenne dla niej przedmioty schowała do swojej torby.
     – Powinnaś oddać to Jose – zasugerował Edgar, wskazując na dziwny sztylet.
     – Nie jest magiczny – odparła.
     – A ja słyszałem słowo „rytuał”. Każde dziecko wie, że nie należy się bawić…
     – Nie zamierzam odprawiać rytuałów – przerwała mu lekko zirytowana.
     – To są rzeczy wampira, nekromanty. Przed chwilą był tu jakiś duch.
     – Jedziecie? – zapytała, wsiadając na konia.

     Bez problemu znaleźli miejsce, w którym wampir zjechał w las. Podążyli jego tropem, ale nie poruszali się zbyt szybko, bo ślady, jakie zostawił, nie były zbyt wyraźne. Niestety nikt z nich nie był przepatrywaczem i musieli pozsiadać z koni, by ich nie zgubić.
     Po drodze Veronika koncentrowała się na magii, ale nie wyczuwała niczego niepokojącego. Bezskutecznie też wypatrywała swojego rumaka.

     Z czasem zmęczenie coraz bardziej dawało im się we znaki. Nawet Gert był wyjątkowo milczący.
     – Kim jest ta kobieta i dlaczego narażamy życie, by wyciągnąć ją z łap wampira? – Edi przerwał ciszę.
     – Mnie chodzi o konia – odpowiedziała mu na odczepnego czarodziejka.
     – O konia… – powtórzył pod nosem i pokręcił głową. – Tam jest wampir. Wściekły, z długimi kłami.
     – I mój koń. Rumak.
     – Wiesz co? Jeśli uda wam się dotrwać do tego ślubu i przeżyć, kupię ci rumaka w prezencie – zadeklarował Edgar.
     – Mój jest wyjątkowo ułożony… ale dziękuję za propozycję.
     Wtedy Edi zwrócił się do swojego przyjaciela:
     – Gert, w tym związku to ty jesteś mężczyzną, więc może podejmiesz właściwą decyzję i w końcu przemówisz do rozsądku swojej wybrance?  
     Narzeczeni popatrzyli na siebie.
     – To tylko jeden wampir. Chyba nie jest taki straszny, skoro uciekł – odpowiedział Edgarowi.
     – Tam jest niewiasta w potrzebie i pomiot Chaosu. Nie ma się nad czym zastanawiać – wtrącił Jose z dezaprobatą w głosie.
     – Ukradł mi także biżuterię – dodała Veronika.
     – Rozumiem, że to jakieś bezcenne unikaty… – Edi był wyraźnie zirytowany. – Podróżuję z wami od jakiegoś czasu i nie zauważyłem, żebyście coś ćpali, więc może jednak ktoś mi wytłumaczy, o co tu chodzi?
     Był zbyt inteligentny, by uwierzyć w to, co mu wmawiali. Koniecznie chciał poznać prawdziwy powód tego pościgu.
     – Jose jest czarodziejem i spełnia teraz swój obowiązek. Jest naszym towarzyszem i chyba głupio by było samego go z tym zostawić. Z nami będzie miał dużo większe szanse – wyjaśniła bardziej racjonalnie, choć wiedziała, że te słowa powinien wypowiedzieć Jose.
     – Gert twierdzi, że jest tylko jeden i to niezbyt groźny – Edgar nie odpuszczał. – Skoro on by sobie z nim poradził, myślę że czarodziej tym bardziej.
     – Chyba nie to miał na myśli – powiedziała kobieta.
     – Nie, nie to – narzeczony potwierdził jej słowa, ziewając. – Ale moglibyśmy już wracać… Załatwić to szybko i położyć się do łóżek. Ten wampir jest strasznie złośliwy, uciekając przed nami.
     – Więc i ty masz powód, by się z nim spotkać. Zamierzasz go zakołkować, bo jest złośliwy – podsumował Edi z ironią.
     – W zasadzie to nie wiem dlaczego, ale jedziemy i już. Jeśli chcesz, to wracaj – odpowiedział mu Gert.
     – Jakoś będziecie musieli mi to wynagrodzić – powiedział Edgar, tonem głosu zaznaczając swoje niezadowolenie. – Zastanowię się jak.

     Kolejne trzy godziny maszerowali w zupełnym milczeniu. Każde z nich marzyło o odpoczynku.
     Wreszcie las się skończył i wyszli na łąki. Zatrzymali się, by się rozejrzeć. Ślady w trawie wskazywały na to, że wampir cały czas kierował się w tę samą stronę.
     – Wsiadajcie na konie – polecił im Gert. – Musimy zaryzykować, bo w takim tempie go nie dogonimy.

     Po kwadransie znaleźli się na sporym pagórku, z którego widać było kolejne jemu podobne, wszystkie porośnięte bujnymi trawami. W oddali majaczyły cienie lasów.  
     Na jednym ze wzgórz dostrzegli liczną grupę stojących postaci. Veronika miała wrażenie, że się nie ruszały, ale były zbyt daleko, by można to było stwierdzić z całą pewnością.
     – A to co? – zapytał Gert, patrząc w tę samą stronę co ona.
     – Kłopoty – rzucił Edi. – Nie widzę tu żadnych osad. To na pewno jakieś cholerne mutanty.
     – Czy mi się wydaje, czy stoją bez ruchu? – Kobieta chciała to potwierdzić.
     – Chyba się ruszają – stwierdził jej narzeczony.
     – Jakie to ma za znaczenie? Co oni tu robią? Gdzie są ich domy? – Edgar zarzucił ich pytaniami.
     – Sprawdzę, czy ślady nie prowadzą w tamtym kierunku – zaoferował się Jose, po czym ruszył w dół.

     – Wydaje mi się, że właśnie tam pojechał. – Po oględzinach wskazał wzgórze, które nadal obserwowali.
     – Świetnie – stwierdziła czarodziejka.
     – Akurat – mruknął Edi. – Jeszcze tego pożałujecie.
     – Nie strasz – powiedziała, po czym skierowała się w tamtą stronę.
     – Czy mi się wydaje, czy jest ich tam co najmniej setka? – ciągnął Edgar, podążając za nią.
     – Co najwyżej pięćdziesięciu – odparła.
     – Yhm… I nie dostrzegasz w tym żadnego problemu? Ja sądzę, że skoro my widzieliśmy ich, to oni prawdopodobnie nas także widzieli.
     – W razie czego Jose ich spali.
     – Wszystkich? – Słusznie niedowierzał Edi. – To potężny czarodziej. Świetnie – nie mówił tego szczerze. – Może w końcu zająłbyś właściwe stanowisko? – zwrócił się do przyjaciela.
     – Nie ruszają się. Chyba nie mają złych zamiarów – stwierdził Gert, uśmiechając się lekko.
     Veronika nie wytrzymała i roześmiała się w głos.
     – Może to elfy? – kontynuował.
     – Gówno prawda! – zdenerwował się Edgar. – To nie są żadne cholerne elfy! – Gwałtownie sięgnął po pistolet, by go przeładować.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1891 słów i 11262 znaków.

2 komentarze

 
  • Margerita

    łapeczka w górę Vercia przede wszystkim jest odważną kobietą ja bym się wystraszyła widząc półprzezroczystego, wiekowego mężczyznę z długimi włosami i brodą Gert kocha ją i to jest najważniejsze i nie zgadzam się z tobą anonimS

    8 lis 2017

  • Fanriel

    @Margerita Dziękuję. :)  Pozdrawiam!

    8 lis 2017

  • anonimS

    Widzę że tylko ja jeden komentuję po przeczytaniu dzieło Fanriel. Podoba mi się Twoja koncepcja oraz opisy postaci. Veronika jest kapryśną kobietą która przedkłada swoją misję nad uczucie. Ba, nawet jest gotowa odpuścić uczucie. Nie chce rezygnować z własnej drogi. Ponadto grymasi w sprawie wesela. Jednym słowem malkontentka i emancypantka :P . Jej partner chce wszystko jak najlepiej ale jest zagubiony. Miota się między własnymi pomysłami  a negacją wybranki. Na koniec chce z wszystkiego co przygotował zrezygnować tylko po to żeby ją zatrzymać przy sobie. Nie wróżę mu sukcesu ( opierając się na własnym doświadczeniu). Wg mnie  większość  kobiet nie lubi chwiejnych facetów. Trzeba mieć własne zdanie i umieć kobiety do niego przekonać. :whip:

    28 paź 2017

  • Fanriel

    @anonimS Dziękuję za tak obszerny komentarz. :) Nigdy nie myślałam o Veronice, że jest kapryśna, chociaż czasami faktycznie tak to wygląda. Wszystko przez to, że czasami wbrew sobie ulega Gertowi. Misja z pewnością jest dla niej najważniejsza (przynajmniej na razie). Jeśli mowa o przyszłości ich związku, mogę zdradzić jedynie, że sporo przed nimi i wiele się wydarzy. Pozdrawiam.

    28 paź 2017

  • anonimS

    @Fanriel  widać że najważniejsza dla Ciebie jest Veronika. Na mnie niezłe wrażenie zrobił Eckstein. Facet ma parszywą robotę a przy tym jest sobą. Usiłuje zdobyć kobietę związaną z innym mężczyzną nie wykorzystując swoich służbowych możliwości. Twardy, zdecydowany a jednak potrafi po męsku przyjąć odrzucenie kobiety i jednocześnie z nią współpracuje.

    28 paź 2017

  • Fanriel

    @anonimS Pewnie, że jest najważniejsza. Ostatecznie to główna bohaterka. ;) Miło, że Arthur przypadł Ci do gustu. Dla mnie to taki prawdziwy facet i za to bardzo go lubię.

    28 paź 2017