Strażnicy cienia II część 20

– Odbiegliśmy od tematu, a ja w zasadzie chciałam tylko prosić, żebyś o mnie nie wspominał. Naturalnie będziemy ci towarzyszyć. Chcę być w pobliżu, gdy zjawi się ten wampir.
     Jose skinął głową.
     – Będę nad nią czuwał, a jeśli będzie trzeba, zostanę z nią w świątyni – zadeklarował.
     – Byłoby kiepsko, gdyby musiała tam zostać.
     – Myślę, że tam byłaby najbezpieczniejsza – powiedział czarodziej.
     – Przecież nie o to chodzi, żeby była najbezpieczniejsza, tylko o to, żeby go dorwać, prawda?
     – Tak? – Zdawał się być zdziwiony.
     – Oczywiście, że tak. Poza tym dopóki on będzie na wolności, ona zawsze będzie zagrożona. – Veronika była o tym przekonana.
     – Nie wiem, co konkretnie masz na myśli, ale nie pozwolę z niej zrobić przynęty – oznajmił stanowczo.
     – Ty się zakochałeś?
     – Poczułem jakąś więź. Niewiele jest Estalijek w Imperium… Kiedy przyjechałem tutaj, byłem zafascynowany dosłownie wszystkim: ludźmi, miastami, kulturą, ale tęskniłem za południem. W zasadzie zastanawiałem się, czy moja wędrówka nie powinna się wiązać z wyprawą do Estalii… Kiedy ją zobaczyłem… Jakbym po długiej tułaczce znalazł się na progu rodzinnego domu – wyznał.
     – Ja to wszystko doskonale rozumiem, ale nie powinno ci to odbierać zdrowego rozsądku w sprawie, którą się zajmujemy – oceniła chłodno.
     – Zdrowego rozsądku? – Mężczyzna był oburzony. – Robienie z niej przynęty to zdrowy rozsądek?
     – Brzydko to nazywasz. On jest naszym wrogiem, wrogiem wszystkich prawych ludzi. Będzie jej zagrażał, dopóki będzie istniał, więc lepiej załatwić to szybko.
     – Lepiej, żeby nie była w jego zasięgu – upierał się.
     – Obawiam się, że w takim wypadku i on nie będzie w naszym.
     – Jeśli nie będzie wiedział, gdzie ona jest, to do kogo się zgłosi? – zapytał.
     – Mam nadzieję, że do mnie – odparła szczerze.
     – Więc nie trzeba jej narażać.
     – Chyba że się dowie, gdzie ona jest.
     – Wtedy będzie miała jeszcze mnie i całą świątynię, jeśli to tam przyjdzie nam spędzić najbliższy czas… Wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze, co mnie przeraża i nie daje spokoju?
     – Jej narzeczony? – Veronika była zdegustowana postawą towarzysza, choć usilnie starała się to ukryć.
     – To znaczy? Nie! – Energicznie pokręcił głową. – To, że wampiry są długowieczne i myślę, że cierpliwe. Boję się, że któregoś dnia poczujemy, że już po wszystkim, a następnego on niespodziewanie zwali się nam na głowę.
     – Mamy jeszcze parę rzeczy należących do niego i wydaje mi się, że są dla niego cenne. Myślę, że będzie chciał je odzyskać, zanim coś z nimi zrobimy.
     – Powinniśmy czym prędzej się ich pozbyć – powiedział z przejęciem.
     – Nie zamierzam tego robić.
     – A jeśli coś pójdzie nie tak?
     – Wszystko pójdzie tak jak trzeba – odparła ze spokojem.
     – Na plantacji nie ma zbrojnych, którzy…
     – Nie, ale jak będzie trzeba, zatrudnimy łowców wampirów – przerwała mu. – Przebiorą się za wieśniaków i zaczekamy.
     – A jeśli zbudzi nieboszczyków, spalą plantację i zabiją wszystkich? – snuł czarny scenariusz.
     – Może przydałby się tam kapłan. Ewentualnie można się udać w inne miejsce, mniej zaludnione – stwierdziła.
     – Nie wiem. Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby ktoś w starciu jeden na jednego bez czarów miał szansę z wampirem. On ma to wszystko co my plus siłę, doświadczenie, swoją mroczną magię…
     – Kapłan ma wsparcie boga – wtrąciła.
     – Kapłan żyje sześćdziesiąt, siedemdziesiąt lat. Ten wampir może mieć trzysta i tyleż doświadczenia – argumentował.
     – Na razie widzę, że ma doświadczenie w uciekaniu i porywaniu kobiet. W niczym więcej.
     – Zaskoczyliśmy go – zaznaczył. – Poza tym zachował zdrowy rozsądek. W tym również dostrzegam jego siłę. Nie spieszy mu się do bezpośredniego starcia. Powinniśmy go docenić.
     – Instynkt samozachowawczy to jeszcze nie powód.
     – Zmienił się w szczura. Na pewno zna wiele zaklęć. Ożywił te trupy. Nie wiem, jakiego czaru użył do ucieczki z wieży, ale to mogło być Piórko spadania… To proste zaklęcie z Kolegium Niebios, ale zauważ jaka to szeroka gama. Nie wiemy na co jeszcze go stać.
     – Zna zaklęcia z mojej dziedziny – poinformowała Jose.
     – Wcale bym się nie zdziwił, gdyby zaczął miotać płomieniami. Wtedy tylko ja byłbym bezpieczny. Z twojej dziedziny? – Późno do niego dotarły jej słowa.
     Skinęła twierdząco głową.
     – Więc może wejść wszędzie niepostrzeżenie, zakraść się, gdy będziemy spali, minąć straże i poderżnąć nam gardła… Uśpi naszą czujność, przyjdzie w nocy i zostawi za sobą krwawe ochłapy. – Wyraźnie się zdenerwował. – Musimy ją ukryć. On nie może jej dostać. Możemy liczyć na to, że popełni błąd i uda nam się go zabić, ale to, co na pewno możemy zrobić, to nie dopuścić do tego, by dostał ją i te rzeczy – przekonywał.
     – Trzeba go sprowokować – stwierdziła Veronika. – Chcesz ją ukryć? Zrób to, ale musimy znaleźć podobną, która zagra jej rolę. Będzie siedzieć w pokoju, leżeć w łóżku, a my będziemy ją chronić. – Nowy pomysł wydał się czarodziejce sensownym kompromisem.
     – Nie zostawię jej, dopóki ten wampir będzie pragnął ją porwać – nie ustępował.
     – Nawet u kapłanów? – zapytała nieco zrezygnowana.
     – A jeśli przejrzy nasz wybieg? Jeśli będzie nas śledził? Miał pomocników. Być może… Straciliśmy całą noc. Może tam być przed nami.
     – Przecież nie będzie siedział w świątyni.
     – Ale może się spotkać ze swoimi sługami, którzy będą czekać na nas przy bramie. Nie zostawię jej, więc i dla mnie będziesz musiała znaleźć pozoranta.
     – Narażasz ją. Sam zauważyłeś, że on ma czas. Nie myślałam o tym w ten sposób, ale jeśli on faktycznie zna moje zaklęcia, to mamy cholerne kłopoty – powiedziała zupełnie poważnie.
     – Musimy się dowiedzieć, co jest w tych księgach i ocenić, co jest dla niego ważniejsze. Faktycznie może się obawiać, że straci te przedmioty, a mogą być dla niego niezwykle cenne. Jej mógłby szukać później… Oczywiście nie możemy zaniechać ochrony jej, ale możemy wydedukować, gdzie uderzy najpierw.
     Veronika pomyślała, że Jose przez tę kobietę strasznie komplikuje całą sprawę.
     – Sądzę, że ważniejsze dla niego będą te rzeczy – kontynuował. – Ją może znaleźć później.
     – Tego bym nie zakładała.
     – A gdzie potem będzie ich szukał?! – uniósł się. – W twoim Kolegium? W moim Kolegium? W świątyni? Cokolwiek jest w tej książce… Pewnie nie będzie chciał, żeby to się rozeszło, więc uderzy najpierw w ciebie. W tej sytuacji jesteś bardziej zagrożona niż Estela… Więc ja powinienem być przy tobie. – Westchnął ciężko. – Nie znasz nikogo, kto mógłby zagwarantować jej sto procent bezpieczeństwa?
     – Ja tu w ogóle nikogo nie znam. Nie jestem stąd – przypomniała. – Trzeba by było zapytać o to z Gerta.
     – Chyba i tak nie jestem w stanie nikomu na tyle zaufać…
     Spojrzała na niego, unosząc brwi ze zdziwienia. Nie wierzyła własnym uszom.
     – Porozmawiam o tym z Gertem – powiedziała i przyspieszyła, by dłużej tego nie ciągnąć.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1261 słów i 7425 znaków.

2 komentarze

 
  • Margerita

    Jose widzę czuwa jak zwykle nad ukochaną łapeczka w górę

    22 gru 2017

  • Fanriel

    @Margerita Zgadza się. Dziękuję. :)

    22 gru 2017

  • NataliaO

    chyba każdy z nas nie do końca ufa drugiej osobie ;) Dobry Tekst jak zawsze ;) :)

    4 lis 2017

  • Fanriel

    @NataliaO Dziękuję. Miło, że zajrzałaś.   :kiss:

    4 lis 2017