Dzień dobry.
Kilka lat temu publikowałem na tym portalu powieść erotic-fantasy "Nowy Świat Czarownic". Zachęcony dobrym przyjęciem przez Czytelników, sprobowałem wydać ją w formie "tradycyjnej" i oto ukazała się drukiem nakładem wydawnictwa Novae Res (pojawi się również w formie e-booku) pod nowym tytułem "Wiedźma Siedmiu Bram". Przypominam obecnie tę opowieść, zamieszczając pierwszy rozdział. Zapraszam do lektury.
Rozdział 1
Czuł rozsadzającą go radość życia, gdy słonecznego popołudnia wyrwał się wreszcie z murów zamku i mógł pognać na złamanie karku, dosiadając równie spragnionego ruchu i swobody Demona. Czarny ogier pędził w zawody z wiatrem, cwałując, odkąd tylko wyminęli zbiorowisko chat przed bramą i zapuścili się w nadrzeczne łęgi.
Nadeszła wiosna, czuł ją w cieple przygrzewającego słońca, w zieleni trawy, zapachu powietrza, krzyku dzikich gęsi. Czas wolności, szalonych galopad, życia pełną piersią! Oto spłoszyli jakieś ptaki, uciekające pospiesznie spod kopyt rumaka. Dobrze byłoby wypuścić sokoła… Ale to może jutro… Przecież mistrz Matteo musi zrozumieć i pozwoli, tak jak dzisiaj, skracając lekcje. Młodość ma swoje prawa, a on przez całą jesień i zimę solidnie przykładał się do nauki, zyskując pochwały nauczyciela, a raz czy drugi nawet samej lady Mirandy. Wspomnienie matki sprawiło, że zwolnił nieco, pozwalając, by dogoniła go przydzielona eskorta.
– Zaczekaj, Marcusie! – zawołała brunetka Tamara. – Nie mamy takich koni jak twój Demon!
W oczach jasnowłosej Sudrun dostrzegł jednak błysk wyzwania. Dziewczyna znakomicie jeździła konno i chętnie spróbowałaby swoich umiejętności w rywalizacji.
– To już wasz kłopot! – zawołał, ponownie ściskając łydkami boki ogiera.
Po chwili raz jeszcze wyprzedził obydwie wojowniczki o kilka długości.
„Tak, ja też coś potrafię!” – zawołał w duchu. „Jestem kimś więcej niż tylko młodym byczkiem!”.
Musiał jednak uczciwie przyznać, że Tamara mówiła prawdę – Demon nie miał sobie równych. Matka długo opierała się prośbom syna o podarowanie tego ogiera. Może zamierzała zachować konia dla Mirelli, ale starsza siostra wydawała się pochłonięta zupełnie innymi sprawami, odkąd zeszłej zimy poślubiła Jasona. Zdaniem Marcusa szwagier okazał się sztywny, nudny i nijaki. W żaden sposób nie potrafił przywyknąć do bardziej swobodnych obyczajów panujących na dworze lady Mirandy. Sprawiał wrażenie, jak gdyby pragnął, by nikt nie dostrzegał jego obecności, w szczególności sama pani zamku. Niech mu będzie. Mirella wydawała się zadowolona ze swego nowego statusu, zdecydowanie wyładniała i słyszał plotki służby, że często zaprasza małżonka do sypialni. Podobno stopniowo wzrastały też jej talenty, ale tym wszystkim, doprawdy, nie zamierzał akurat teraz się przejmować. Najważniejsze, że nadeszła wiosna!
Obejrzał się i dostrzegł, że Sudrun nadal nie daje za wygraną, wyprzedzając zrezygnowaną już nieco Tamarę. Pozwolił, by Demon odrobinę zwolnił. W sumie to lubił obydwie gwardzistki, chciał dać blondynce trochę satysfakcji, a brunetkę uspokoić. Rozumiał przecież, że odpowiadają za jego bezpieczeństwo. Służyły w zamku od dawna, ale poprzedniej wiosny ukończyły szkolenie i od razu powierzono im to zadanie. Początkowo trochę się boczył, wolał jeździć po łąkach i lasach ze starym Borsem i jego chłopakami. To przecież łowczy przekazał mu wszystko, co wiedział teraz o koniach, podczas gdy gwardziści uczyli młodego panicza sztuki władania bronią. Lady Miranda tolerowała te zachcianki syna, w sprawie nowej eskorty przybocznej okazała się jednak nieugięta.
I dobrze! Obydwie dziewczyny, starsze od podopiecznego o kilka lat, należały do prawdziwych ślicznotek, co potrafił właściwie docenić dopiero po pewnym czasie. Nie skąpiły mu też coraz to bardziej rozpalających zmysły widoków, a do tego także doprawdy coraz bardziej pobudzających przeżyć. Okazji nigdy nie brakowało, choćby podczas odbywanych w trakcie konnych przejażdżek ćwiczeń w posługiwaniu się orężem. Polubił zwłaszcza instruktaż dotyczący celnego wypuszczania strzał z łuku. Często przeradzał się on w naukę zapasów…
Nie szkodzi, strzelać i tak już potrafił! Tak się zresztą złożyło, że właściwie cała przydzielona mu osobista służba składała się ostatnimi czasy z młodych i urodziwych dziewcząt, chętnie przyjmujących zainteresowanie ze strony dorastającego panicza i wręcz zachęcających do podejmowania różnych eksperymentów. Z dawnych opiekunów pozostał tylko mistrz Matteo. Podejrzewał, że uczonego starca trudno byłoby jednak zastąpić kolejną ślicznotką.
– Mam cię, Marcusie!
Uradowana Sudrun, przemknęła galopem, klepiąc młodzieńca w ramię. Zwolniła do kłusa i zrównała się z chłopakiem. Tamara dołączyła po chwili. Zdając sobie zapewne sprawę, że podopieczny celowo pozwolił się dogonić, zachowała w tej sprawie milczenie.
– Musimy dać odpocząć koniom – zadysponowała. – Widzę tam dobry zjazd do rzeki. Podjedziemy stępa, to ochłoną. Wtedy je napoimy.
Oczywiście miała rację. Ruszyli powoli, ciesząc się ciepłem słońca i wzajemnym towarzystwem. Zamek został gdzieś daleko, zasłonięty przez porośnięte lasem wzgórze. Ziemie pani Mirandy rozciągały się jednak szeroko, a jej talenty i umiejętności, wsparte silnymi oddziałami gwardii, zapewniały poczucie bezpieczeństwa. Dziewczyny nie zapomniały zresztą zabrać oręża, krótkich mieczy, oszczepów i łuków. Wszystko to tkwiło przytroczone do ich pasów lub siodeł. Nosiły lekkie, skórzane pancerze, przez plecy przerzuciły okrągłe tarcze. Dodawało to im specyficznego, groźnego uroku i podejrzewał, że głównie z tego powodu występowały uzbrojone. Któż ośmieliłby się najeżdżać włości potężnej lady Mirandy, a zwłaszcza napadać na jej syna?
Gdy przybyli na miejsce, konie już trochę ostygły. Spragnione rwały się do wody. Najpierw jednak wytarli je wiechciami zeszłorocznej, zasuszonej trawy, potem dopiero wprowadzili w łagodny w tym miejscu i płytki nurt rzeki. Piaszczyste dno zachęcało do kąpieli. Oni także zdążyli się zgrzać. Gdy Marcus pochylił się, sprawdzając kopyto Demona, przekonał się, że syn pani tutejszego zamku może jednak obawiać się napaści. Potężny rozbryzg zimnej wody zalał mu twarz. To Sudrun brała rewanż za porażkę w wyścigu, którą zapewne dopiero teraz sobie uświadomiła. Nie pozostał dłużny, odpowiadając jeszcze bardziej obfitym chluśnięciem.
Tamara wykazała dość opanowania, by najpierw wyprowadzić konie i przywiązać je do drzew, gdzie mogły skubać trawę, a dopiero potem przyłączyła się do trwającej w najlepsze bitwy. Z tą chwilą jej wynik został przesądzony. Walczył, jak mógł, i odgryzał się na różne sposoby, ale nie zdołał odwrócić swego losu. Zwłaszcza gdy Tamara zdradziecko użyła w roli czerpaka zdartej z pleców tarczy, wzmagając siłę rażenia. Jej towarzyszka podchwyciła ten podstępny pomysł i po chwili daremnie usiłował uniknąć zalania prawdziwymi fontannami wody. Na znak kapitulacji i przegranej zasłonił twarz dłońmi. Rozochocone dziewczęta kontynuowały zabawę jeszcze przez dłuższą chwilę, zanim ulitowały się wreszcie nad pokonanym przeciwnikiem, syte triumfu i roześmiane. Co prawda i one nie wyszły bez szwanku, ich długie warkocze ociekały wodą, podobnie jak skórzane pancerze i inne elementy wyposażenia.
– No tak. Musimy teraz wszystko wysuszyć! – zauważyła Tamara. – Tobie może i ujdzie to na sucho, paniczu Marcusie, chociaż jesteś cały przemoczony. – Roześmiała się ponownie z własnego żartu. – Ale my na pewno stanęłybyśmy do raportu, gdybyśmy pojawiły się w koszarach z mokrymi tarczami i pancerzami. Przecież nie pada! – Znowu się uśmiechnęła.
– Na szczęście mamy piękne popołudnie. Wszystko szybko wyschnie, jeżeli rozłożymy ubrania na słońcu – zauważył rezolutnie.
– Bardzo dobry pomysł, paniczu. Prawdziwy z ciebie mistrz sztuki wojennej. – Sudrun włączyła się do rozmowy. Zdążyła już wyjść z rzeki i z udawaną niezdarnością próbowała rozpiąć pancerz.
– Pomogę ci! – Przeszedł do ofensywy, zasługując w ten sposób na dopiero co otrzymaną pochwałę.
Nie odmówiła, bez oporu poddając się jego zabiegom i nawet prowadząc w stosownej chwili rękę młodzieńca, chociaż tajniki tych zatrzasków znał bardzo dobrze.
Gdy elementy pancerza i ubioru wojowniczki leżały już na trawie, wystawione na ciepłe promienie słońca, rozpuściła również warkocz, potrząsając mokrymi kędziorami, które opadły na ramiona.
– Może zechciałbyś też rozczesać moje włosy? – spytała przekornie.
– Nie zapominajcie o mnie. To ja dowodzę tym patrolem i także mam swoje prawa – przypomniała o sobie Tamara.
– Ale ja byłam pierwsza!
– Szlachetne panie, pozwólcie, że usłużę wam obydwu. – Marcus starał się przerwać ten żartobliwy spór.
– Jesteś nie tylko strategiem, ale i prawdziwie dwornym kawalerem. – Brunetka również poprowadziła jego rękę, gdy rozpinał sprzączki pancerza. – A teraz pozwól, że my obie pomożemy tobie.
Temu nie zamierzał się sprzeciwiać. Ich zręczne dłonie i jeszcze zręczniejsze palce szybko pozbawiły go kolejnych warstw odzieży. Dziewczęta, nie przejmując się rozkładaniem poszczególnych elementów garderoby, odrzucały je po prostu na ziemię i nie zaprzestały swych zabiegów, gdy stał już całkiem nagi. Stał zresztą tylko przez chwilę. Dłonie Tamary zdobyły przewagę w najważniejszym w obecnej chwili miejscu, ujmując twardniejącą szybko męskość. Sudrun nie pogodziła się jednak z porażką i także wykazała się talentami strategicznymi. Podłożyła chłopakowi nogę i popchnęła. W ten sposób wszyscy troje również znaleźli się na trawie. Odwrócił się na plecy, podczas gdy gwardzistki stoczyły krótką, lecz zaciętą bitwę o przestrzeń ciała towarzysza.
I znowu zwyciężyła Tamara. Główną zdobyczą okazał się pewien wyniosły i uczyniony z twardego granitu szczyt górski. Objęła swój łup zaciśniętą dłonią i poruszała nią rytmicznie w górę oraz w dół. Palce drugiej ręki przeczesywały tymczasem gęsty las u podnóża góry, również tam odnajdując ukryte skarby. Sudrun pozostały usta Marcusa. Wycisnęła na nich ognisty pocałunek, atakując językiem niczym oszczepem. Chłopak wdał się z nią w długi, prowadzący do utraty tchu pojedynek. Sromotnie przegrał i tę potyczkę, rozpraszany w jej trakcie narastającymi pomrukami burzy rodzącej się gdzieś w trzewiach zdobywanej przez Tamarę góry.
Teraz również blondynka miała swoją zdobycz. Przykucnęła i przysunęła do ust młodzieńca własny, rozkwitający kwiat rozkoszy. Miewał już okazję posmakować jej nektaru i wiedział, czego oczekuje się od pokonanego jeńca. Język, który nie oparł się przed chwilą szturmowi jasnowłosej wojowniczki, otrzymał teraz szansę, by okupić niepowodzenie. Odnalazł najbardziej wrażliwe miejsce i poruszał nim szybko, dopingowany zarówno coraz głośniejszymi jękami Sudrun, jak i falą własnej, narastającej rozkoszy. Tamara celowo jednak zwolniła, czekając na Marcusa i koleżankę. Dzięki temu zdołał wytrzymać. Poczuł, jak ciało blondynki przeszył dreszcz, z ust wydobył się okrzyk. Brunetka szarpnęła mocniej, uwalniając powstrzymane na chwilę trzęsienie ziemi.
Odstąpiła, a Sudrun zręcznie wskoczyła w utworzone przez biodra chłopaka siodło. Należała przecież do najlepszych jeźdźców garnizonu. I dobrze, że uczyniła to tak sprawnie. Jego przyrodzeniem targnęły gwałtowne, znajome skurcze. Skurcze dające przyjemność, której nie potrafił porównać z żadnym innym doznaniem, a której nauczył się już poszukiwać i pożądać. Znajdował ją zresztą zawsze bez trudu, choćby i dzisiaj.
Jasnowłosa też musiała odczuwać własną rozkosz, wydawała bowiem głośne okrzyki. Po długiej, bardzo długiej chwili trzęsienie ziemi przeminęło, ciało ogarnęło uczucie leniwego zadowolenia… Nie dane mu było jednak odpoczywać zbyt długo. Tamara, dowódca patrolu, też miała swoje prawa. Ona również obdarzyła chłopaka pocałunkiem. Nie próbował stawiać oporu, gdy królowała swym językiem w jego ustach. Po chwili przystąpił do znanej już sobie służby, czyniąc to nawet z pewną wprawą. Zanim pogrążyła się we własnych doznaniach, brunetka skinęła jeszcze na towarzyszkę.
– Pokaż teraz, co potrafisz!
– Jak rozkażesz, sierżancie. Zresztą chętnie zrewanżuję się paniczowi Marcusowi!
Podczas gdy wytrwale pracował nad tajemnym miejscem czarnowłosej, Sudrun pochyliła się i jego sterczący ciągle pal znalazł się w innej, wilgotnej oraz ciepłej studni. Dziewczyna znakomicie potrafiła posługiwać się ukrytym w ustach orężem, zarówno w ataku, jak i w obronie! Nie poprzestając na tym, w odpowiednich chwilach najpierw zaciskała dodatkowo wargi, a później lekko przygryzała fallusa ząbkami.
Tymczasem jej język odnajdował kolejne ukryte źródła rozkoszy. Chłopak jęczał coraz głośniej, nadal służąc przy tym pięknej pani sierżant. Ta również zaczęła wydawać odgłosy zadowolenia. Ponownie poczuł narastające drżenie. Tym razem jednak jakby nieco inne, skurczom towarzyszyła silna fala gorąca. „To nie trzęsienie ziemi, to wulkan” – pomyślał, gdy był jeszcze do tego zdolny. Czując gwałtowne napięcie ciała młodzieńca, Sudrun wzmogła wysiłki, ssąc, liżąc, obejmując wargami i przygryzając zębami. Dłońmi pobudziła również jądra kochanka.
Nie wytrzymał, niepomny na nic przerwał własną służbę, wydając już nie jęki, ale nieprzerwany krzyk rozkoszy. Wznosząca się lawa wydostała się na zewnątrz w paroksyzmie skurczów i nagłego poczucia uwolnienia. Nigdy dotąd nie odczuwał tego aż tak silnie! Sudrun potrafiła czynić cuda!
Podczas gdy on pogrążył się w najintensywniejszym dotąd doznaniu swego życia, dziewczyna gwałtownie oderwała usta i uniosła głowę.
– Nie przestawaj! – Słowa Marcusa i Tamary, skierowane co prawda pod różnymi adresami, zlały się w jedno.
– Spójrz, zobacz, co się dzieje! – zawołała blondynka z autentycznym niepokojem w głosie.
Czarnowłosa pani sierżant z pewnym trudem wyprostowała ugięte kolana i skupiła spojrzenie. On sam także, korzystając z okazji, uniósł nieco głowę. Dająca niewyobrażalną dotychczas rozkosz erupcja wulkanu trwała nadal. Ujrzał, jak z uwolnionego z ust dziewczyny, odsłoniętego czubka przyrodzenia tryska biała, gęsta i lepka substancja. Poczuł i ujrzał coś takiego po raz pierwszy. Dotąd wszystko kończyło się na samych skurczach, zresztą bardzo przyjemnych. Tak przynajmniej uważał, a oto przy pomocy pięknej Sudrun, i zapewne również niejakim udziale Tamary, odkrył nowe źródło rozkoszy! Tylko dlaczego obydwie dziewczyny spoglądają z takimi poważnymi minami? Brunetka wydobyła się nawet ze stanu własnego uniesienia, do którego zdołał ją doprowadzić.
– O co wam chodzi? – spytał. – Było przyjemnie jak nigdy dotąd. Czemu przestałyście?
– Książę, czy to… Przydarzyło ci się to po raz pierwszy? – spytała zaniepokojona Tamara.
– Tak! Ale pozostaję w nadziei, że nie po raz ostatni.
– Na pewno nie… Tyle że żadna z nas nie będzie już miała prawa doprowadzić cię dto tej… przyjemności, jak mówisz.
– Ale dlaczego…?
– Książę, stałeś się właśnie mężczyzną. Lady Miranda musi natychmiast się o tym dowiedzieć. Twoje nasienie ma wielką wartość. Wracamy!
– Co ma do tego moja matka?
– Stałeś się mężczyzną, książę Marcusie – powtórzyła Tamara. – Twoje życie ulegnie teraz odmianie. Ale o tym zadecyduje już jej dostojność margrabina, twoja matka.
Mężczyzna… Ten rodzaj mieszkańców zamku Marcus kojarzył raczej z żołnierzami, łowczym i jego podwładnymi czy choćby stajennymi. Lubił przebywać w ich towarzystwie. Czy znał jednak jakichś mężczyzn w otoczeniu matki? Czy miałby stać się teraz kimś takim jak Jason? Albo któryś z mężów lady Mirandy? Wprawdzie żaden z nich nie budził w nim aż takiej niechęci jak szwagier, a jednak… I to tylko z powodu tej lepkiej, białej cieczy, która rozpłynęła się już na skórze podbrzusza i którą z pewną odrazą wytarł zerwaną kępką młodej trawy.
– Może… może nic jej nie powiemy… Przecież jesteśmy przyjaciółmi…
Zanim skończył, wyraz twarzy obydwu gwardzistek dobitnie dał do zrozumienia, co sądzą o tym pomyśle.
– Książę Marcusie, wierz mi, nie zdołasz ukrywać tego zbyt długo. Najdostojniejsza margrabina musi dowiedzieć się o wszystkim jak najszybciej, a naszym obowiązkiem jest zawiadomić ją bez żadnej zwłoki. Nie miej nam za złe, to nie zależy od nas – odparła Tamara.
– Byłeś naprawdę miłym chłopcem – dodała Sudrun. – Będzie nam ciebie brakowało. Bogini sprawi, że staniesz się także cenionym i szczęśliwym mężem jakiejś wielkiej pani. Wybierze ją, oczywiście, lady Miranda, ale to, co stanie się później, zależy w dużej mierze od ciebie. Masz jednak wszelkie zdolności, by ułożyć sobie wygodne życie.
„Takie jak wszyscy mężowie mojej matki. Jeżeli Bogini okaże przychylność…” – pomyślał z goryczą. „Pewnie nic już nie wyjdzie z tego polowania z sokołem”.
– Robi się późno. Wracamy – zadysponowała sierżant gwardii Tamara.
Dodaj komentarz