Strażnicy cienia część 21

Niestety narzeczeni obudzili się tego dnia później niż zwykle i okazało się, że są już jedynymi gośćmi zajazdu. Dekmar Adelhof wyjechał o świcie. Zamierzali go dogonić, w związku z czym nie ociągali się z przygotowaniami do dalszej podróży.

- Jakie wrażenie zrobił na tobie ten sprzedawca butów? – Veronika zapytała Gerta, gdy byli już na trakcie.
- Doskonały kamuflaż. Podkreślam słowo doskonały.
- Żaden kamuflaż nie jest doskonały – stwierdziła.
- Ja naprawdę niczego nie zauważyłem. Faktycznie był trochę dziwny, jakby zdezorientowany. Tak jakby pił na umór przez cały tydzień i nic nie pamiętał. On jednak nie wyglądał na takiego, co chleje bez przerwy. Żalił się, że jest mu ciężko. Nie sądzę, żeby wszystko przepijał… Coś mi tu nie pasuje.
Veronika zrozumiała, że nie brała pod uwagę jeszcze jednej możliwości. Kultysta, który zlecił morderstwo, mógł się podszywać pod Adelhofa. Handlarz być może nie miał o tym pojęcia. Zleceniodawca był bardzo przebiegły. Mógł użyć do tego magii, hipnozy albo charakteryzacji. Miała poważne obawy, czy oby na pewno jechali po właściwego człowieka. Wkrótce mogło się okazać, że tak naprawdę ani oni, ani łowcy czarownic nie mają dobrego tropu.
- A jeśli ktoś podszył się pod tego sprzedawcę butów? – głośno wyraziła swoje obawy.
- Przecież w mieście go znali, a Rufus  był zahipnotyzowany, gdy zeznał, że to Dekmar jest zleceniodawcą. Raczej nie kłamał – powiedział Gert. – Ostatecznie można by było zabrać tego handlarza do Talabheim i zapytać Rufusa, czy to on stoi za morderstwem… Strasznie dużo zachodu.
- To nieistotne, tylko…  
- Masz dwadzieścia sztuk złota? – przerwał jej.
- Mam. Dlaczego pytasz?
- Załatwię tego tutaj i będziemy mieli pięćdziesiąt procent pewności, że pozbyliśmy się handlarza - mordercy. Głupio mi to zrobić za darmo – wyjaśnił, a Veronice na moment zabrakło słów.
- Nie można go zabić. Moglibyśmy przez to stracić ewentualny trop. Z kultystami należy rozmawiać, żeby dowiedzieć się na przykład tego z kim współpracują.
- A jeśli założymy, że jest niewinny? – zapytał Gert.
- Tak czy inaczej warto z nim porozmawiać – stwierdziła. – Dlaczego tak drogo? Zażądałeś ode mnie oszczędności życia.
- Jakoś bym ci to zwrócił. – Uśmiechnął się do niej.

Jechali szybko, jednak nie udało im się dogonić wozu. Do Hergig dotarli późnym popołudniem. Od razu skierowali się do siedziby łowców czarownic. Veronika liczyła na spotkanie z Arthurem. Chciała mu powiedzieć o swoich podejrzeniach i wspólnie z nim zaplanować dalsze działania.
Przed budynkiem stało kilku mężczyzn, wyglądających na oprychów. Z zainteresowaniem przyglądali się kobiecie, gdy ta pewnym krokiem ruszyła do środka, zostawiając narzeczonego przy koniach.
- Szuka pani kogoś? – usłyszała za sobą głos jednego z nich.
- Owszem – potwierdziła, odwracając się w stronę mężczyzny, który stał już w drzwiach. – Arthura Ecksteina. Wiem, że miał być dzisiaj w mieście.
- Proszę tędy. – Wskazał jej drogę do pokoju, w którym był tylko stół i dwa krzesła. – Proszę się rozgościć. Kogo mam zaanonsować?
- Nazywam się Veronika Bischof.
Gdy mężczyzna opuścił pomieszczenie, podeszła do zakratowanego okna, które wychodziło na przód budynku. Gert stał pod samotnym drzewem w znacznej odległości od siedziby.

Arthur zjawił się po dziesięciu minutach.
- Powiedział coś? – zapytała, jak tylko się przywitali.
- Nic konkretnego – odparł.
- Wydaje mi się, że to nie jego szukamy.
- A kogo?
- Nie mam pojęcia. Myślę, że Dekmar może mieć jakiś kontakt z prawdziwym zleceniodawcą.
- Więc twierdzisz, że popełniliśmy błąd? – usiadł na krześle i odchylił się na nim do tyłu. – Byłem pewien, że schwytaliśmy mordercę.
- Też byłam o tym przekonana, ale coś mi w tym wszystkim nie pasuje. – Opowiedziała mu o spotkaniu w przydrożnym zajeździe i wnioskach, do jakich doszła. – Jak dotąd nie wiemy nic o ludziach, którzy wyprowadzili się z Talabheim. Pytałeś go o to?
- Jeszcze nie. Jest u nas dopiero od dwóch godzin. Zaraz przyjdę – powiedział i opuścił pokój.

Wrócił po chwili z plikiem kartek. Położył je na biurku i zaczął przeglądać. Wybrał jedną i podsunął ją Veronice.
- To są ludzie, o których mówił Kuhn – wyjaśnił.
Czarodziejka odczytała siedem nazwisk. Nigdy wcześniej nie słyszała o nikim z tej listy.
- Rozejrzę się w Hergig – zaproponowała. – Spróbuję się dowiedzieć, co się tu naprawdę dzieje, dla kogo pracują…
- Potrafisz działać dyskretnie? – zapytał, przerywając jej.
- Oczywiście – potwierdziła.
- Gdyby udało mi się ustalić miejsce pobytu tych osób, mogłabyś się zająć obserwacją jednej z nich?
- Właśnie taki mam zamiar. Doszłam do wniosku, że bez tego niczego nie osiągniemy. Wygląda na to, że mamy do czynienia z kimś wyjątkowo przebiegłym, który cały czas jest co najmniej krok przed nami. Był gotowy na to, że znajdziemy zleceniodawcę i podstawił nam Dekmara. Powinniśmy teraz udawać, że wierzymy w to, że schwytaliśmy winnego. On będzie spokojny, a ja po cichu przyjrzę się tym ludziom.
- Chcesz go oszukać, tak?
- Tak – potwierdziła. – Chcę udawać, że nas przechytrzył.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 951 słów i 5432 znaków.

2 komentarze

 
  • Margerita

    łapka w górę dobrze, że w ogóle się obudzili  :blackeye:

    21 lis 2016

  • Fanriel

    @Margerita Dziękuję. Innej opcji nie brałam pod uwagę.  ;)

    21 lis 2016

  • EloGieniu

    Biednego sprzedawcę butów posądzają o morderstwo, smutne. Napisz książkę pod tytułem "Jak się wzbogacić w 10 minut według Gerta" XD

    30 paź 2016

  • Fanriel

    @EloGieniu A byłoby o czym pisać... ;-)

    30 paź 2016

  • EloGieniu

    @Fanriel Nawet nie strasz. Człowiek po opublikowaniu tej książki z domu bałby się wyjść. Każdy by myślał "Obym spotkał kogoś kto nie lubi cztać." :D

    30 paź 2016

  • Fanriel

    @EloGieniu Teraz to mnie rozbawiłeś. :D

    30 paź 2016