– Piękna noc. Spójrz na gwiazdy – Gert przerwał ciszę, gdy byli już w drodze.
– Jeśli coś bierzesz, to podziel się ze mną – poprosiła go narzeczona, po czym oboje się roześmiali.
– Nie dostrzegasz tego? – zapytał.
– Nie…
– Pomyśl, jakimi jesteśmy szczęściarzami. Większość ludzi zamyka się w ciasnych pomieszczeniach, trzęsąc się ze strachu. My mamy dla siebie cały świat. Dachem jest nam rozgwieżdżone niebo, a ściany znikają w ciemnościach… – opowiadał, podziwiając otoczenie.
Veronika uważnie mu się przyglądała.
– Natychmiast daj mi to, co brałeś – zażądała, udając powagę.
– To jest wolność… – Uśmiechnął się i spojrzał na nią. – Zapewniam cię, że jemy to samo.
– A co piłeś?
– Jak chcesz się napić, idź do Gottriego – poradził narzeczonej.
– Dzięki, nie będę mu zabierać.
– I tak pewnie wkrótce mu się skończy – stwierdził. – Powinniśmy odwiedzić jakiś zajazd, bo trochę obawiam się tego, co może się z nim dziać.
– Tak, to dobry pomysł – poparła go.
– Gdy będzie zdesperowany, może zacząć pić cokolwiek.
– Albo zrobi się nerwowy – dodała.
– Albo nagle wpadnie na pomysł, że powinniśmy zatrzymać się na dłużej, żeby spróbować przerobić jakoś trawę na alkohol, bo to miałoby na przykład uratować nam życie – żartował Gert.
– Jak tylko nadarzy się okazja, trzeba zrobić dla niego zaopatrzenie.
– Jesteśmy nienormalni – skwitował, kręcąc głową z rozbawieniem. – Będziemy utrzymywać w nałogu ochroniarza.
Znów oboje się roześmiali.
– Przynajmniej właściwie się zachowuje i trzyma na nogach – zaznaczyła.
– Rozmawiał z toporem – przypomniał.
Podczas jednego z krótkich postojów Veronika podeszła do Esteli i Jose. Poprosiła Estalijkę, by ta trzymała się blisko niej, gdyby doszło do walki z wampirami. To miało zminimalizować ryzyko, że dostanie się w ręce wroga.
– On chce mnie – stwierdziła dziewczyna. – Jose powiedział, że nie zależy mu na mojej śmierci, ale pewnie pragnie śmierci pozostałych. Gdybyśmy stały z boku, być może musiałby się odsłonić.
– Nie możesz być przynętą – zaprotestował mag.
– Mogłybyśmy wtedy się nim zająć, a w razie czego moja śmierć nie jest przecież najgorszą z opcji – kontynuowała, ignorując go.
– Nie jest – przyznała Veronika.
– Wykluczone – oponował mężczyzna.
– Nie wiem, czy to by coś dało. Mógłby najpierw załatwić najemników, a dopiero potem podejść do nas – stwierdziła czarodziejka.
– A gdybyśmy upozorowały odwrót?
– Jestem za tym, by reagować na to, co się zdarzy. W tej sytuacji najrozsądniej będzie postanowić, że trzymamy się razem. Jeśli będę w stanie zbliżyć się do niego, zostaniesz z Gertem – zdecydowała Veronika, nie zwracając uwagi na oznaki niezadowolenia Jose.
– Ty tu rządzisz – powiedziała Estalijka.
– Liczę na to, że uda nam się uniknąć walki z nimi wszystkimi i będziemy mogli skupić się na von Carsteinie… Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
– Jak to? – zapytała dziewczyna.
– Czekamy na wsparcie – wyjaśniła czarodziejka. – Teraz gramy na zwłokę. Potrzebujemy czasu. Im dłużej będziemy skutecznie ich unikać, tym większe szanse, że nie będziemy musieli się z nimi wszystkimi konfrontować… Dla nas najważniejsze jest, by nie pozwolić uciec von Carsteinowi. Jeśli mu się uda, możemy spodziewać się powtórki.
– Dlatego powinniśmy przejąć inicjatywę – stwierdziła Estela.
Naturalnie Jose znów zaczął protestować i wtedy Veronika zostawiła ich dyskutujących.
Po kolejnych godzinach męczącej podróży czarodziejka odniosła wrażenie, że ktoś się do nich zbliża.
– Chyba ktoś za nami jedzie – poinformowała narzeczonego, odwracając się.
– Ilu? – zapytał rzeczowo.
– Nie wiem. – Starała się dojrzeć cokolwiek w ciemności.
– Daleko?
– Nie wiem. Po prostu coś mi mignęło z tyłu, gdy się rozglądałam – wyjaśniła.
Gert omiótł okolicę wzrokiem.
– Wszyscy z drogi – rozkazał najemnikom. – Dwadzieścia kroków w prawo.
Sam zatrzymał się i zeskoczył z konia. Lejce oddał jednemu z ludzi.
– Trzeba się temu przyjrzeć – powiedział do narzeczonej, po czym przeszedł na drugą stronę traktu.
– Zajmiesz się Estelą? – Veronika zwróciła się do Jose. – Zostanę z Gertem. Chyba nie ma ich wielu. Powinniśmy sobie poradzić.
– Dobrze – zgodził się mag. – W razie czego będę blisko.
Kobieta również oddała swojego rumaka pod opiekę jednemu z ochroniarzy, po czym pospiesznie dołączyła do narzeczonego.
– Sprytnie to wymyśliłem – pochwalił się i pocałował ją. – Nikogo tam nie widziałaś, prawda? – zapytał.
– Widziałam. – Popatrzyła na niego zdumiona.
– Proszę cię, powiedz, że to nieprawda.
– Naprawdę widziałam.
Oboje ukryli się w wysokiej trawie. Gert wziął do ręki pistolet.
Po chwili na drodze pojawił się jeździec. Wyglądało na to, że bardzo się spieszył.
– To Alex – powiedziała Veronika.
– Jest ciemno. Zawsze można się pomylić – wyszeptał Gert.
– Daj spokój. Przyda nam się – stwierdziła, wstając.
Mężczyzna na drodze gwałtownie się zatrzymał, sięgnął po pistolet i błyskawicznie go odbezpieczył.
– Nawet nie próbuj! – krzyknęła czarodziejka.
Jej narzeczony przygotował się do strzału.
– Co tu robisz? – zapytał ją najemnik.
– A ty? Chyba pojechałeś w innym kierunku.
– Jestem wolny, mogę jeździć, gdzie chcę. – Zabezpieczył i schował broń.
– Wybacz, że cię zatrzymałam. Szerokiej drogi – rzuciła, nie uzyskawszy satysfakcjonującej odpowiedzi.
– Nic nie szkodzi… Ale chyba nie czekałaś na mnie? Popsułem wam zasadzkę? – próbował się czegoś dowiedzieć.
– Nie – zaprzeczyła. – Skoro nie jechałeś do nas, nie będziemy cię zatrzymywać.
– Tego nie powiedziałem – odparł.
– Tu tego nie ma – stwierdził Gert, rozglądając się po ziemi.
Kobieta popatrzyła na niego zdumiona.
– Zgubiliście coś? – zainteresował się najemnik.
– On zgubił. – Skinęła w stronę narzeczonego.
– Naliczyłem pięćdziesiąt – zaczął Alex. – Poruszają się szybko. Część z nich ma konie. Reszta przemieszcza się pieszo, luźno, bez konkretnego szyku. Używają rogu jako sygnalizatora.
– Ilu mają zwiadowców? – zapytała.
– Około dwudziestu. Jadą rozproszeni i przeczesują teren.
– W jakiej odległości od pozostałych?
– To jest niespójny oddział… – Trudno było mu odpowiedzieć jednoznacznie.
– Mniej więcej – nalegała.
– Kilkaset kroków. Momentami się spotykają.
– Przemieniają następnych?
– Tego nie wiem… Nie wiem, czy taki młody wampir byłby w stanie to zrobić.
– A starego wampira widziałeś? – dopytywała.
– Chyba tak, ale nie jestem pewien.
– Gdzie był? – Veronika chciała poznać jak najwięcej szczegółów.
– Z piechotą w osadzie. Mordowali i palili. Nie wiem, co konkretnie on tam robił. Nie mogłem podejść na tyle blisko. Mają nie tylko świetny wzrok, ale i pozostałe zmysły – wyjaśnił.
– Dlaczego wróciłeś?
– Wróciłem? Możesz mi wierzyć albo nie, ale ja cały czas robię swoje.
Kobieta wyszła na drogę i na chwilę zatrzymała się obok Alexa.
– Spotkałeś gdzieś po drodze grupę najemników? – zapytała.
– Nie… Jeśli byli gdzieś między wampirami a miastem, pewnie nie żyją – stwierdził. – Chyba już czas, żebyście powiedzieli, o co chodzi.
– A tobie co do tego? – Nie zamierzała mu niczego tłumaczyć.
– Nikt nie ma prywatnych spraw z wampirami, chyba że załatwia z nimi interesy. Wtedy już dużo mi do tego.
– Jakim prawem mnie przepytujesz? – Od jakiegoś czasu to ją drażniło.
– Kim ty jesteś? – zapytał autentycznie zdziwiony jej ostrym tonem.
– To także nie twoja sprawa – powiedziała. – O ile się nie mylę, już dla nas nie pracujesz…
– Wiedz, że mam jeszcze wpływy – wszedł jej w słowo. – Zrezygnowałem, nie zostałem oddalony.
– Już drugi raz próbujesz mi grozić tym samym. – Absolutnie się go nie bała.
– To przestań zadzierać nosa, bo inaczej wszyscy zginiemy.
– Nie ma już nas. Jesteś ty i my. Zdaje się, że zostałeś zwolniony – przypomniała.
– To i tak nie zmienia naszej sytuacji albo waszej, albo tych którzy jeszcze zginą.
– Ostrzegamy po drodze każdego, kogo możemy. My jesteśmy w porządku, natomiast twoi koledzy z pracy nawet się nie pofatygowali do tych ludzi.
– Moi koledzy z pracy mogą wam nabruździć. – Pochylił się w jej stronę.
– Trzeci raz… Teraz już chyba będziesz musiał coś zrobić w tej sprawie, bo inaczej wyjdzie na to, że rzucasz słowa na wiatr – powiedziała, nawet na moment nie tracąc pewności siebie.
Alex milczał, więc poszła po swojego konia. Gert, dotąd obserwujący wszystko z boku, podążył za nią.
Najemnik niezmiennie stał na trakcie, gdy całą grupą ruszyli na południe.
– Musimy przyspieszyć – stwierdził Gert.
– Dlaczego? – zapytała go narzeczona.
– On je widział i zdążył obrócić w obie strony. Jeśli na nie czekał, to w jedną. Skoro on mógł nas dogonić i one są w stanie to zrobić – wyjaśnił.
– Przydałby nam się. Ma wiedzę, ale strasznie mnie wkurza. Już kilka razy straszył mnie tymi swoimi kolegami. W zasadzie nic mu nie zrobiłam. Poczuł się urażony i…
– Kochanie, nie tłumacz się – przerwał jej. – Jest wolny, nie pracuje dla nas i niech robi, co chce.
– Zachowuje się jak gówniarz, strasząc tymi kolegami.
– Bardzo cię to poruszyło – zauważył.
– Może przed świtem powinniśmy gdzieś zjechać i zaczekać. One są stosunkowo niedaleko. Gdybyśmy wyjechali im naprzeciw po wschodzie słońca, moglibyśmy dopaść je w dzień – zmieniła temat, przedstawiając narzeczonemu pomysł, na który właśnie wpadła. – Wydaje mi się, że nietrudno by było znaleźć ich ślady.
– Yhm… To znaczy, że teraz chcesz się z nimi bić? – upewniał się Gert.
– W dzień mamy z nimi szansę – stwierdziła i zawołała Jose. – Ile wampirów byłbyś w stanie załatwić w dzień? – zapytała go, gdy podjechał.
– Wszystkie – odparł mag bez chwili namysłu. – Każdy by sobie poradził, walcząc z nimi w słońcu.
– Trochę się zabezpieczały. W Nuln chodziły w płaszczach i kapturach – przypomniała Veronika.
– Tak, nie są całkowicie bezbronne i pewnie gdzieś się chowają. Na przykład w chałupach ludzi, których przemieniają – powiedział Jose.
– Zastanawiamy się, czy tuż przed świtem nie powinniśmy zjechać z drogi, ukryć się, a potem ruszyć z powrotem na wampiry – zwrócił się do niego Gert. – Dotarlibyśmy do nich tego dnia, bo nie dzieli nas zbyt duża odległość
– Mankament tego jest taki, że w dzień będziemy musieli ich szukać – zauważył Jose.
– Owszem, ale to chyba nie będzie problemem. Mają konie – wtrąciła czarodziejka.
– Konie pewnie znajdziemy bez trudu – przyznał. – Chodziło mi o to, że będziemy musieli włazić do tych ciemnych pomieszczeń, gdzie one z pewnością czują się świetnie.
– Gdy odkryjemy, że są na przykład w chatach, to wystarczy puścić je z dymem. Same wylezą na zewnątrz – stwierdziła Veronika.
– A jeśli będą miały zakładników? – zapytał mag. – A jeśli to będzie grobowiec albo grota?
– Nie przemieszczałyby się tak szybko, gdyby szukały takich miejsc – powiedziała, ignorując kwestię ewentualnych zakładników.
2 komentarze
Margerita
Łapka w górę, ale z Gercika z robił się romantyk jestem ciekawa co on brał
Fanriel
@Margerita, nic. Dziękuję bardzo.
AnonimS
Czytam 3 cykle . Nowy świat czarownic, Głód i. Strażnicy Cienia . Ciekawe jest porównywanie jak prowadzicie narrację . Pozdrawiam
Fanriel
@AnonimS W wolnej chwili zajrzę do tych tytułów i też porównam. Dziękuję. Również pozdrawiam.