Strażnicy cienia IV część 22

– Nie znam cię – powiedział Viktor, odkładając broń na stole. – Oddam ci go przy wyjściu.
     – Siadaj. – Veronika wskazała Alexowi miejsce.
     – Widzę, że znalazłaś profesjonalistów. – Popatrzył na czujnych najemników i zajął ławkę naprzeciwko niej.
     – Myślałam, że nie żyjesz – powiedziała, ignorując jego uwagę. – To Alex – zwróciła się do Viktora. – To on zaginął w górach podczas podróży z Jose i Gottrim.
     Alex uśmiechnął się krzywo.
     – Dokąd się wybierasz? – zapytała go.
     – Do Sylvanii – odparł. – Szukam Jose. Domyślam się, że jesteś tu w tej samej sprawie. – Pochylił się nieco do przodu, co spowodowało, że Viktor, stojący w pobliżu Veroniki, przysunął się bliżej i znów położył dłoń na rękojeści miecza. – Z taką obstawą uwolnisz go bez problemu – stwierdził. – Chyba nie będę wam wchodził w drogę. – Wstał.
     – Byłeś już w Sylvanii? – Zaczęła się zastanawiać, czy nie zabrać go ze sobą.
     – Tak… – odpowiedział. – Mogę zebrać nawet setkę ludzi. W garnizonie Theodorusa jest pięćdziesięciu dobrze uzbrojonych, nie licząc ożywieńców.
     – Gdzie chcesz zebrać tych ludzi? – dopytywała.
     – Tu i w Sylvanii. Tu z osiemdziesięciu, tam może dwudziestu.
     – Mieliśmy inne plany – wtrącił Viktor, zwracając się do Veroniki.
     Kobieta skinęła głową, po czym przeniosła wzrok na Alexa.
     – Chcesz wziąć zamek szturmem? – zapytała.
     – Czemu nie – odparł lekko.
     – Nie będziemy działać w ten sposób – powiedziała. – Jeśli chcesz, możesz się do nas przyłączyć. Twoje znajomości tam mogą się przydać.
     – Nawet nie wiesz jak bardzo. Mogę zdobyć informacje z samego pałacu. Jestem w stanie dowiedzieć się, co się dzieje w mieście i mogę znaleźć dobrą kryjówkę na krótki okres czasu – założył ręce na piersiach – ale nie ma nic za darmo. – Uśmiechnął się przebiegle.
     – Czego chcesz? – zapytała Veronika.
     – Chcę wiedzieć, kim ona jest.
     – Pytasz o Estelę? – upewniła się czarodziejka.
     – Tak. Masz mi powiedzieć, kim ona jest i czego od niej chce ten wampir.
     – Skąd mam wiedzieć? – Nie zamierzała zdradzać mu szczegółów. – Nie jestem w stanie ci zapłacić, w związku z czym dziękuję ci za pomoc.
     – W takim wypadku życzę powodzenia. – Zabrał swój pistolet i ruszył do wyjścia.
     – Wzajemnie – rzuciła, myśląc o nim jak najgorzej.
     Viktor odprowadził go wzrokiem, po czym usiadł na swoim miejscu i wrócił do kolacji, co chwilę zerkając na Veronikę.
     – Dobrze się znacie? – zapytał po chwili.
     – Pracował dla Gerta jako ochroniarz w czasie, gdy mieliśmy problemy z wampirami w Nuln – wyjaśniła. – Kiedyś był łowcą czarownic.
     – Myślałem, że z niektórych zawodów nie można zrezygnować. Wiesz, tajemnice i te sprawy.
     – Yhm… Dziwny jest. Muszę się go… – przerwała i zaczęła jeść. – Chociaż może nie będzie sprawiał problemów, jak zrobimy swoje.
     – O ile się nie mylę, jedziemy w tym samym kierunku i w tym samym celu. Ponieważ nasze drogi się krzyżują, spodziewam się, że jednak będzie sprawiał problemy.
     – W razie czego jakoś temu zaradzimy – powiedziała z westchnieniem. – Na pewno nie można dopuścić do tego, by szturmował zamek… – Zamyśliła się, po czym spojrzała na Viktora. – Chyba powinniśmy zostawić tu krasnoluda. Nie może z nami jechać, jeśli mamy udawać kupców.
     – Tak – pokiwał głową – mogliby go rozpoznać.
     – Mnie też. Nie pomyślałam o tym – przyznała. – Muszę przygotować sobie dobry kamuflaż. Rano się tym zajmę… A co do niego – skinęła w stronę drzwi – to może nie będzie kłopotów. On przez cały czas tak się zachowywał.
     – To znaczy? – zainteresował się.
     – Ciężko było się z nim dogadać. Niby dla nas pracował, a w pewnym momencie odjechał. Potem wrócił, bo chciał z nami ścigać te wampiry. To była dość nietypowa i trudna współpraca.
     – W Sylvanii trzeba będzie działać, podejmować szybkie decyzje i natychmiast reagować. Nie będzie czasu na przepychanki – zaznaczył Viktor.
     – Jakie przepychanki? – zapytała. – Zirytujesz się, wyzwiesz go na pojedynek i po sprawie. Dla ciebie to chwila.
     – Może i chwila, ale to bez znaczenia, jeśli akurat będziemy w korytarzu tego zamku.
     – Przecież tam go nie będziemy ze sobą ciągnąć. Już sobie przypomniałam, co to za jeden i nigdzie go ze sobą nie biorę. On jest niezdyscyplinowany. Może i fajny z niego chłopak, ale nie do pracy… Muszę iść do Marcusa. Chodź ze mną – zaproponowała, podnosząc się z miejsca.

     Hoefer był u siebie. W jego izbie stał tuzin obrazów. Veronika podeszła do nich, by dokładnie im się przyjrzeć.
     – Piękne – stwierdziła z nadmiernym zachwytem. – Czy to nie jest…
     – Tak – potwierdził Marcus, zanim zdążyła dokończyć.
     – To skarby. – Uśmiechnęła się, patrząc na kiczowate malowidła.
     – Doszedłem do wniosku – zaczął Hoefer – że to nie mogą być zbyt cenne dzieła. Takie są rozpoznawalne… I ja nie dam rady sprzedać tych obrazów. Nie potrafię robić takich rzeczy – przyznał. – Ten, kto się tym zajmie, będzie musiał coś powiedzieć na ich temat.
     – Marcus… – położyła rękę na jego ramieniu – my nie będziemy ich sprzedawać. Mamy z nimi tylko wjechać do miasta. To przecież przepustka na bramę.
     – Może jednak wejdziemy z nimi do zamku? Nie wykluczałaś takiej ewentualności – przypomniał Viktor.
     – W sumie przy okazji można by na nich zarobić – stwierdziła czarodziejka, przyglądając się płótnom. – Ile za nie dałeś? – zwróciła się do Hoefera.
     – Po pięć srebrników za sztukę. – Skrzywił się. – Myślisz, że w Sylvanii tego potrzebują?
     Veronika i Viktor roześmiali się, widząc jego minę. Marcus popatrzył na nich i wzruszył ramionami.
     – A wóz? – zapytała.
     – Zostawiłem go tam, gdzie go zakupiłem – odparł.
     – To co? Jutro ruszamy? Trzeba jeszcze kupić prowiant. – Spojrzała na Viktora. – Rano wyskoczę do miasta, a potem możemy jechać.
     – Ja muszę iść po ten wóz – wtrącił Hoefer.
     – Nie spieszy nam się. Nic się nie stanie, jak wyruszymy w południe – powiedziała. – Był tu ten mój znajomy, który zaginął w górach – zwróciła się do Marcusa.
     – Odnalazł się. – Sprawiał wrażenie, jakby ucieszyła go ta informacja. – Przyłączy się do nas? Może to ten trzeci?
     – Też tak pomyślałam, ale mam nadzieję, że to nie on. Nie zamierzam go przekonywać do współpracy. Ostatecznie, jeśli ma nam towarzyszyć, to będzie, prawda?
     – Tak. – Pokiwał głową.
     – Zdecydowałam, że nie weźmiemy Gottriego – oznajmiła. – Musi tu zostać, bo w Sylvanii mógłby ściągnąć na nas czyjąś uwagę. Jest zbyt charakterystyczny. Zgadzasz się ze mną? – Popatrzyła na Hoefera.
     – Tak, tam nie ma zbyt wiele krasnoludów – stwierdził – tym bardziej zabójców krasnoludzkich.
     – A najprawdopodobniej nie zechciałby zmienić fryzury – dodała. – Porozmawiasz z nim?
     – Dobrze, ale darzy cię wielką sympatią i szacunkiem. Jeśli mi się nie uda, sama będziesz musiała się tym zająć.
     – To może od razu ja do niego pójdę – zdecydowała czarodziejka. – Później może być trudniej. Zaraz to załatwię… Może będzie chciał kupić jakiś obraz? – zażartowała.
     – Są zarezerwowane – zaznaczył – ale może złożyć zamówienie, jeśli chce.
     – Gdzie cię znajdę? – zapytała Viktora, kierując się do wyjścia.
     – Będę u siebie – odpowiedział i ruszył za nią.

     – Chcę porozmawiać o naszej wyprawie – zaczęła Veronika, gdy Gottri zaprosił ją do swojej izby.
     – Najwyższy czas – stwierdził krasnolud.
     – Mamy plan. Myślę, że jest dobry… – popatrzyła na niego – ale musimy użyć kamuflażu.
     – To znaczy?
     – Będziemy udawać kupców handlujących obrazami. Tak chcemy wjechać do miasta, a być może nawet do pałacu, chociaż tam najprawdopodobniej spróbujemy się zakraść – wyjaśniła. – Wiem, że dla ciebie to ważne, by tam pojechać, ale chciałam cię prosić, żebyś tu na nas zaczekał.
     – Dlaczego? – zapytał, wbijając w nią wzrok.
     – W Sylvanii jest mało krasnoludów i rzucałbyś się w oczy, a nam bardzo zależy, by nie było nas tam widać.
     – Nie muszę jechać do samego miasta – powiedział Gottri.
     – A po drodze? Co, jeśli spotkamy kogoś po drodze? Tam też będziemy udawać kupców, a ty będziesz wyglądał jak krasnolud, który jedzie na wojnę. Przykro mi, ale tak będzie najlepiej… Mam też dla ciebie dobrą wiadomość. Niedawno na dole rozmawiałam z Alexem.
     Na twarzy Gottriego momentalnie zagościł uśmiech.
     – Ma się dobrze – kontynuowała. – Zdaje się, że zbiera ludzi, którzy ruszą z nim do Sylvanii. Chyba zamierza odbić Jose.
     – To może przyłączę się do nich? Zaraz, ale wy też chcecie go odbić.
     – My chcemy to zrobić inaczej – powiedziała.
     – Musicie współpracować.
     – Nie będę współpracować z Alexem i z setką jego ludzi. Nad tym nie da się zapanować…
     – Alex jest rozsądny – przerwał jej Gottri – i zna różne sztuczki. Może się przydać. Spróbuj przemówić mu do rozsądku, żeby nie brał ich tak wielu.
     – Nawet nie mam z nim kontaktu. Opuścił zajazd.
     – Jak to? – zdziwił się krasnolud.
     – Po prostu sobie poszedł. Nie wiem – wzruszyła ramionami – może się obraził.
     – Obraził się? To nie czas, żeby się obrażać… – Pokręcił głową. -- Wiem, że zawiodłem… – popatrzył na nią – i ufam, że wiesz, co robisz, dlatego podporządkuję się twojej decyzji.
     – Cieszę się – uśmiechnęła się lekko – i chcę, żeby wszystko było jasne. Nie przyszłam tu dlatego, że ty zawiodłeś i ja uważam, że to się powtórzy. Jestem z tobą szczera i naprawdę chodzi tylko o to, o czym już mówiłam – zapewniła go.
     – Nieważne. Mnie chodzi o coś innego. Jak wrócicie, sam pojadę do Sylvanii. Wy ocalicie Jose, a mnie być może uda się uratować kogoś innego. W ten sposób wszystko się zrównoważy… – zamilkł na moment. – A jak nie, to zginę – dodał ciszej.
     – Zrobisz, co uznasz za stosowne… Jutro ruszamy – oznajmiła, kierując się do wyjścia. – Jeśli wpadnę na Alexa, powiem mu, żeby się z tobą spotkał.
     – Jeśli będę miał okazję, postaram się przemówić mu do rozsądku – obiecał.
     – Tylko, proszę cię, nie mów mu o naszym planie, bo nie chcę, żeby znał szczegóły.
     – Ja nie znam planu.
     – Znasz zarys, to wystarczy. Nic mu nie mów – powtórzyła.
     – Dobra. – Skinął głową z powagą.

     Po wyjściu od Gottriego, czarodziejka zajrzała do Viktora, by powiedzieć mu, że będzie wartowała. Nie dał się przekonać, że lepiej by było, gdyby położył się spać i większość nocy spędzili razem w głównej izbie.  

     Rano Veronika wybrała się do miasta, gdzie kupiła rudą perukę, kapelusz z dużym rondem oraz kosmetyki do makijażu. Gdy wróciła do zajazdu, wszyscy byli już gotowi do podróży i przed południem udało im się opuścić Leichenberg. Wkrótce potem dotarli do granicy z Sylvanią, gdzie zatrzymali ich strażnicy, pytając, dokąd i po co jadą.
     – To nie wasza sprawa – warknął Viktor. – Zdaje się, że pobieracie tu opłatę drogową.
     Dowódca trochę się oburzył, ale przyjął pieniądze i na tym sprawa się zakończyła.

     Mrok panujący w Sylvanii był bardziej wyczuwalny niż widoczny. Ziemię porastała trawa pokryta cienką warstwą czegoś, co przypominało popiół. Strumienie magii były dość porywiste. Czarodziej, który by z nich korzystał, musiałby być bardzo ostrożny i niezwykle skoncentrowany.  
     W miarę jak posuwali się naprzód, powietrze zdawało się gęstnieć.

     Po czterech godzinach zatrzymali się przy dużej, zadaszonej studni przykrytej ciężką płytą. Obok stało drewniane wiadro przywiązane liną. Na tablicy nieopodal wyryte było ostrzeżenie:
     "Podróżny, dbaj o to, by inni też mogli skorzystać z tej studni. Za niszczenie własności księcia Manfreda von Carsteina grożą surowe kary.”
     – Możemy porozmawiać? – Marcus zwrócił się do Veroniki.
     Skinęła głową, po czym zerknęła na niego i wtedy wyczytała z jego twarzy, że coś się stało. Poczuła niepokój.
     – Na osobności – ściszył głos i ruszył przed siebie.
     – Zaraz wrócę – powiedziała do Viktora, po czym podążyła za Hoeferem.

     – Wierzysz w przeznaczenie? – zapytał Marcus, zatrzymując się w takiej odległości od pozostałych, by nikt nie podsłuchał ich rozmowy.
     – Nie wiem – odparła, wpatrując się w niego z uwagą. – Do rzeczy.
     – Pamiętasz wizję, w której ukazał ci się Morr?
     – Yhm – potwierdziła, nie domyślając się, do czego zmierzał.
     – A gdybym powiedział, że to nie była wizja? – Na moment odwrócił wzrok. – Gdybym powiedział, że… – zamilkł – że to ja? – dokończył drżącym głosem.
     Veronika przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu z kamiennym wyrazem twarzy.
     – A to ty? – zapytała w końcu, niezwykle dokładnie wypowiadając każde słowo.
     Nie odpowiedział od razu, więc minęła go i ruszyła dalej.
     – Zaczekaj – usłyszała za sobą. – Mam dla ciebie list.
     Gwałtownie się zatrzymała, mając wrażenie, że nie jest w stanie zrobić kolejnego kroku. Poczuła, jak ogarnia ją fala gorąca.
     – Kolejny? – Powoli odwróciła się w stronę Hoefera i zatrzymała wzrok na pergaminie, który trzymał w dłoni.
     – Owszem – potwierdził, nie patrząc już na nią.
     – Od kogo tym razem? – rzuciła, choć była niemal pewna, że znała odpowiedź.
     – Od Gerta… Prosił, bym ci go dał w Sylvanii.
     Bez słowa podeszła do Marcusa, wyszarpnęła z jego ręki list i otworzyła go.
     – Chciałbym, żebyś… – zaczął, ale zupełnie go zignorowała.
     Zaczęła czytać:

     "Najdroższa,  
     to, co napisałem w poprzednim liście, oczywiście nie było prawdą. Wybacz, że Cię zraniłem, ale zrobiłem to, by Cię chronić. Casimir stał się dla Ciebie zbyt poważnym zagrożeniem i musiałem zacząć działać. Gdybym na Ciebie zaczekał, nie pozwoliłabyś mi na to, a gdybym nie zostawił tamtego listu, pewnie próbowałabyś mnie powstrzymać. Mam nadzieję, że zrozumiesz i nie będziesz gniewać się na mnie zbyt długo.
     Prawdopodobnie wkrótce się spotkamy. Jeśli zabójca nie ujawni się do granicy z Sylvanią, dołączę do was i zrobię, co w mojej mocy, by Ci pomóc.
                                                                                                                                  Kocham Cię ponad życie
                                                                                                                                                                     Gert”

     Veronika podniosła wzrok i popatrzyła na Viktora, a potem na Marcusa. Gdy poczuła, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa, usiadła na trawie.
     – Nie wiem, co jest w tym liście – Hoefer kucnął przy niej.
     – Tamten czytałeś, więc przeczytaj i ten – powiedziała zrezygnowanym głosem i podała mu pergamin. – Zobacz, co zrobiłeś.
     Mężczyzna szybko przeczytał list, rozejrzał się nerwowo i oddał go czarodziejce.
     – To nie był mój wybór. Nie miałem z tym nic wspólnego. Po prostu poprosił mnie o przysługę – tłumaczył.
     – Oszukałeś mnie… – wyszeptała.
     – Nie wiedziałem, co jest w tym liście.
     – Wszyscy jesteście siebie warci. Nie chcę was znać! – uniosła się. – Ani ciebie, ani jego!
     – Nie chciałem cię wykorzystać ani skrzywdzić…
     – Zrobiłeś to! – krzyknęła, na moment tracąc nad sobą panowanie. – Manipulujecie i robicie to, na co macie ochotę, nie licząc się z nikim! Ustawiacie sobie ludzi, jak wam pasuje! Nie patrzycie na nikogo! – Podniosła się i zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę towarzyszy.
     – Zaczekaj… – poprosił, nie ruszając się z miejsca.
     – Czego jeszcze chcesz?! – Zatrzymała się i odwróciła w jego stronę. – Masz dla mnie więcej listów, czy może znów sprawisz, że doznam wizji?!

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2681 słów i 16057 znaków, zaktualizowała 2 lut 2018.

2 komentarze

 
  • Użytkownik Fanka

    Szczęka mi opadła :)Nie spodziewałam się że Alex się pojawi.  
    A co Gerta,czułam że coś jest nie tak,ale gratuluję Ci pomysłu ;)  
    Teraz pytanie czy on jej wybaczy,a ona mu? Cóż na to trzeba poczekać :)
    Ale na jej miejscu wróciłabym do Gerta :)

    2 lut 2018

  • Użytkownik Fanriel

    @Fanka Pamiętam, że nie przekonał Cię pierwszy list Gerta. Przejrzałaś go. ;) Dziękuję. Pozdrawiam!

    2 lut 2018

  • Użytkownik Fanka

    @Fanriel Fajnie że pamiętasz ;) Również pozdrawiam!

    2 lut 2018

  • Użytkownik Fanriel

    @Fanka Należysz do nielicznych. Nie mogłam zapomnieć. ;)

    2 lut 2018

  • Użytkownik Fanka

    @Fanriel Miło  :kiss:

    2 lut 2018

  • Użytkownik Fanriel

    @Fanka :)

    2 lut 2018

  • Użytkownik AnonimS

    @Fanriel a ja na miejscu Gerta nie wróciłbym do Veroniki. Po 1 -sze męska dumą po 2- po co mi panienka co się przy byle okazji puszcza z kolejnym amantem?

    2 lut 2018

  • Użytkownik Fanriel

    @AnonimS Rozumiem, że miała obowiązek dochowania wierności, pomimo że Gert ją porzucił.

    2 lut 2018

  • Użytkownik AnonimS

    @Fanriel wiesz niby to nie żałoba ale wypadalo by ciut odczekać wg mnie. Poza tym nie wierzyłbym że przy np ostrej kłótni  nie zrobi tego samego. Ciekawe co fanką na moje podejście.

    2 lut 2018

  • Użytkownik Fanriel

    @AnonimS Oni nie raz się kłócili i nic takiego nie miało miejsca.

    2 lut 2018

  • Użytkownik AnonimS

    E to tylko Alex. Zmyłka Ci się udała. Tylko co z Gertem? Pozdrawiam

    2 lut 2018

  • Użytkownik Fanriel

    @AnonimS To dobrze, że się udała. ;) Zamiary Gerta już poznałeś. Na więcej szczegółów trzeba zaczekać. Dziękuję i również pozdrawiam.

    2 lut 2018