Strażnicy cienia część 9

Dostrzegł, że jej oczy błyszczą bardziej niż zwykle.
- Zgadzam się – wyszeptała w końcu.
- Naprawdę? – Nie mógł w to uwierzyć.  
- Tak, zostanę twoją żoną. – Dopiero, gdy powiedziała to głośno, dotarło do niej, jak bardzo tego pragnęła i kim naprawdę stał się dla niej Gert. Przy nim odkryła uczucia, które wcześniej były jej zupełnie obce.
Szczęśliwy, jak nigdy dotąd, objął ją mocno i zaczął całować. Miał ochotę wykrzyczeć, że jest jego narzeczoną. Cały świat powinien o tym wiedzieć.

- Nie sądziłem, że się zgodzisz – zdradził, gdy objęci wracali do karocy.
- Więc dlaczego pytałeś?
- Musiałem spróbować. – Uśmiech nie znikał z jego twarzy. – Jak widać, dobrze zrobiłem… Jestem bardzo szczęśliwy. Dziękuję.
- Wiesz, że to nie będzie proste? – upewniła się.
- Kochanie, nie ma takich przeszkód, których bym nie pokonał, by z tobą być. – Znów ją pocałował, potem wziął na ręce i zaniósł do powozu.

Wrócili do zajazdu dość późno, więc i gości było już niewielu. Wśród nich był zakapturzony mężczyzna w szatach Kolegium Cienia. Było to o tyle dziwne, że strażnicy cienia, bo tak nazywano tych magów, rzadko ujawniali swoją przynależność. Poza nim uwagę Veroniki przykuł młody, krótko ostrzyżony chłopak, siedzący samotnie na uboczu. Podniósł na nią wzrok i chwilę jej się przyglądał, po czym wrócił do jedzenia.
Czarodziejkę zaniepokoiła ich obecność. Nie bała się, ale czuła dziwne napięcie.

- Kiedy opuszczamy zajazd? – zapytał Gert, gdy byli już w jej izbie.
- Jutro mam coś do załatwienia, ale muszę zejść z oczu temu łowcy. Może pojutrze? – zaproponowała.
- Mieszkanie czeka i w każdej chwili możemy się tam przeprowadzić.

Przed snem Veronika postanowiła się wykąpać. Gdy wracała z łaźni do swojego pokoju, z dołu dochodził ją odgłos przesuwania stołów. Wyglądało na to, że ostatni goście skończyli biesiadowanie, a służba zabrała się za porządki.
Prawie się zatrzymała, gdy usłyszała na schodach kroki. Po chwili na piętro wszedł młody mężczyzna, na którego wcześniej zwróciła uwagę. Był szczupły, o bystrym, nieco dzikim wzroku. Nie miał więcej niż dwadzieścia pięć lat. Uśmiechnął się, gdy ich spojrzenia się spotkały. Szybko oceniła, że broń może on ukrywać jedynie w bucie i odwzajemniła uśmiech. Odniosła wrażenie, że chciał coś powiedzieć, ale tylko włożył klucz w zamek i otworzył drzwi. Zerknął jeszcze w stronę kobiety i wszedł do swojej izby.
- Dobranoc – powiedziała Veronika, zanim zdążył za sobą zamknąć. Chciała się dowiedzieć kim był.  
Chłopak natychmiast się cofnął.
- Dobranoc. Mam na imię Anshelm – przedstawił się.
- Zapamiętam.
- Nie zdradzisz mi swojego? – Trochę go zaskoczyła.
- Veronika.
- Jesteś magiem? Słyszałem, że to zajazd dla magów, którzy nie chcą mieszkać w Kolegium.
- A dlaczego ty się tu zatrzymałeś? – Uniknęła odpowiedzi.
- Jestem czarodziejem w trakcie wędrówki. Od miesiąca. Nie wolno mi się zbliżać do Kolegium – wyjaśnił ochoczo. – Zagaduję cię, a ty pewnie chcesz się położyć spać.
- Owszem, jest już późno.
- Może jutro przy śniadaniu moglibyśmy jeszcze porozmawiać? – zapytał.
- Może wieczorem…
- Świetnie. – Ucieszył się. – Jutro chciałem się rozejrzeć po mieście. Na kolację na pewno wrócę.
Veronika ponownie życzyła mu dobrej nocy, po czym weszła do swojego pokoju.

- Spuściłem cię z oczu na dziesięć minut, a ty już podrywasz jakichś młokosów – powiedział z uśmiechem Gert, który czekał na nią w łóżku.
- Po pierwsze, chyba jest starszy ode mnie, a po drugie, wcale go nie podrywałam – odparła, zerkając przez okno.
- Pierwsza się do niego odezwałaś… Nie podsłuchiwałem. W zajeździe po prostu jest cicho – zaczął się tłumaczyć. – Czym sobie na to zasłużył? Oczywiście żartuję, więc zastanów się, co powiedzieć.
- Powiem to, co zamierzałam. Chciałam się dowiedzieć, kim jest.
- I kim jest? – zapytał.
- Nie wiem.
- W takim układzie trzeba go przycisnąć – stwierdził, wzruszając ramionami.
- Aż tak ciekawa nie jestem.

Na prośbę Veroniki, właściciel zajazdu zapukał rano do drzwi, by ich obudzić. Przez Gerta zarywała noce, a tego dnia nie mogła sobie pozwolić na spanie do oporu.
Usiadła na łóżku i przeciągnęła się. O dziwo czuła się wypoczęta.
- Czy ty się gdzieś wybierasz? – wymamrotał Gert z na wpół otwartymi oczami.
- Tak, idę…
- Kiedy wrócisz? – Nie dał jej dokończyć.
- Idę do świątyni na dziewiątą i nie wiem kiedy wrócę.
- Na obiad?
- Chyba tak.

Gdy czarodziejka wróciła z łaźni, jej narzeczony siedział przy zastawionym stole.
- Zapraszam na śniadanie. – Gestem wskazał jej miejsce.
- Zaraz… - Zaczęła pakować do torby ubrania, które kupiła poprzedniego dnia.
Wzięła również sztylet. Pierścionek zaręczynowy zawiesiła na łańcuszku na szyi. Nie chciała go mieć na palcu. Gdyby zapomniała go zdjąć, na nic by się zdał jej kamuflaż. Żadna kobieta z dzielnicy, do której się wybierała, nie miała takiej biżuterii.
Po tym podeszła do okna, by rozejrzeć się po okolicy. Przez chwilę patrzyła na to, co działo się na zewnątrz. Skądś dochodził odgłos rąbania drewna.
Gert obserwował w milczeniu jej poczynania.
- Co z tobą? – zapytał, gdy w końcu usiadła do śniadania. – Jesteś jakaś markotna.
- Nie, zastanawiam się nad dzisiejszym dniem…
- Mam nie pytać?
- Pytaj, jeśli chcesz. – Lekko się do niego uśmiechnęła.
- Dobrze. Co cię dręczy?
- Zastanawiam się, jak to wszystko zorganizować. Wiesz, gdzie się przebrać, gdzie stanąć, na ile mogę spuścić kapłana z oka…
- Pomogę ci. Zastąpię cię na jakiś czas, ale nie wiem jaki masz plan.
- Nie, dziękuję. Kiepski, bo jestem sama. Przyda mi się sporo szczęścia. Zamierzam tam pójść i obserwować, a w razie czego reagować. Obawiam się, że dziś może się coś wydarzyć. – Miała złe przeczucia.
- Gdzie?
- W tej zrujnowanej dzielnicy… To nic, po prostu układam to sobie w głowie.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1124 słów i 6233 znaków.

1 komentarz

 
  • Margerita

    Jak romantycznie Veroniki wychodzi za mąż  :P

    18 lis 2016

  • Fanriel

    @Margerita Odrobina romantyzmu nie zaszkodzi.  ;)

    18 lis 2016