Strażnicy cienia część 2

Zamyśliła się na chwilę. Oferta była bardzo kusząca, ale zmuszała ją do zmiany planów. Wreszcie stwierdziła, że wykorzysta ten czas na naukę i złożyła swój podpis pod umową.

Do Talabheim dopłynęli o świcie.
- Byłaś już tu? – zapytał ją Gert.
- Tylko przejazdem.
- Gdzie się zatrzymałaś?
- Pod Miedzianą Różdżką. To wygodny zajazd, ale jest tam wielu magów – powiedziała, obserwując jego reakcję. Większość ludzi wolała się trzymać z dala od czarodziei. Bali się ich i im nie ufali.
- Skoro ci się tam podobało, to prowadź. – Jego reakcja mile ją zaskoczyła.
Na miejscu wynajęli dwie izby. Nigdy razem nie spali. Veronika miała przy sobie księgę z zaklęciami i musiała jej strzec. Nie chciała, by Gert odkrył to choćby przez przypadek.

- Co chcesz dziś robić? – zapytał ją przy wczesnym śniadaniu.
W zajeździe było jeszcze cicho i pusto.
- Muszę dostarczyć list – skłamała. – Potem jestem do twojej dyspozycji.
- Ile ci to zajmie?
- Do obiadu powinnam wrócić.
- To długo. Będę tęsknił. – Zrobił smutną minę, na co ona się uśmiechnęła. – Wyjdziemy gdzieś wieczorem? Masz ochotę na tańce?
- Jasne.
- Świetnie. Poszukam jakiegoś fajnego miejsca… I jeszcze jedno. Mówiłem ci, że jestem tu w interesach. Jutro wieczorem idę na bankiet. Będziesz mi towarzyszyć?
- Raczej nie – odmówiła. – Nawet nie mam odpowiedniego stroju.
- To nie problem. Kupimy coś ładnego… Chciałbym, żebyś tam ze mną poszła. Zgódź się, proszę – nalegał aż w końcu mu uległa.

Veronika opuściła zajazd po ósmej. Na ulicach panował spory ruch. Udała się na rynek, by posłuchać o czym mówią ludzie. Zbieranie nawet pozornie nieistotnych informacji także należało do jej zadań. Nigdy nie wiadomo, kiedy jaka mogłaby się przydać.
Nieco zmęczona gwarem wróciła na obiad tak jak obiecała. Gert już na nią czekał. Stęsknił się, co wyraził swoją czułością.

- Chciałbym, by oficjalnie łączyło nas coś więcej niż umowa o pracę – wyznał, gdy po południu leżeli w łóżku.
- Nie rozumiem – skłamała.
- Moglibyśmy być parą… Chyba dobrze nam razem?
- Owszem, dobrze. Po co coś zmieniać? – Nie chciała żadnych zobowiązań. Poza tym on nawet nie miał pojęcia z kim ma do czynienia.
- Pomyślałem, że byłoby miło.
- Jest miło, Gert. I niech tak zostanie. – Pocałowała go, by zakończyć ten niewygodny temat.
- Nie wiem, co lubisz, więc tak ogólnie zorientowałem się, co dzieje się w mieście. Najlepsze zabawy są w karczmie u Carli. W teatrze wystawiają dziś sztukę o rycerzu Ludwigu. Słyszałem, że to nic specjalnego. Poza tym jest wystawa prac niejakiego Valdona. To malarz. A jeśli chodzi o prymitywniejsze rozrywki - u Maxa organizują dziś walki. Mamy jeszcze do dyspozycji kasyno. Na co masz ochotę?
- Sądziłam, że pójdziemy potańczyć.
- Pójdziemy, do Carli. Pomyślałem, że będziesz chciała urozmaicenia.
- To może walki? O której zaczynają? – Zauważyła, że ten wybór zaskoczył go, ale zarazem zafascynował i ucieszył.
- O ósmej, ale najciekawiej będzie później.

Po kolacji pojechali na zabawę wynajętym powozem. Wypili tam kilka piw, pośmiali się i potańczyli. Veronika zauważyła, że Gert jest bardzo towarzyski i otwarty. Nie omieszkał porwać do tańca dziewczyny, która stała na jego drodze do baru. Ogarnęło ją wtedy dziwne, nieznane dotąd uczucie, ale szybko przywołała się do porządku.
Od Carli udali się prosto do Maxa. Obstawili parę walk i dali się ponieść emocjom kibiców. Świetnie się razem bawili.

- Chcesz już wracać? – spytał Gert, gdy po zakończeniu imprezy opuścili zatłoczony i zadymiony budynek.
- Niekoniecznie. – Była w świetnym nastroju. Ta noc mogłaby trwać o wiele dłużej.
- Dobrze. – Chwycił ją za rękę i ruszył przed siebie. – Znajdziemy zaraz jakąś karocę i pojedziemy jeszcze potańczyć. Uwielbiam z tobą tańczyć. Wiesz o tym? – zatrzymał się i długo ją pocałował, wolną dłonią delikatnie dotykając jej włosów i twarzy. Potem odsunął się od niej nieznacznie i przez chwilę z uśmiechem patrzył jej w oczy. Serce mocno jej biło i czuła się niezręcznie, ale skutecznie to przed nim ukryła.
Przeszli dwie ulice zanim znaleźli powóz. Po drodze do Carli, niedaleko placu, na którym stało kilka niewielkich świątyń, Veronika dostrzegła zakapturzonego, ukrywającego się mężczyznę. Wzbudziło to w niej niepokój. W pobliżu nie było sklepów, ani bogatych domów, więc raczej nie chodziło o włamanie.
Gdy mijali świątynię Sigmara, kobieta zauważyła w środku niewielkie, przemieszczające się światło. Obejrzała się na mężczyznę, który wcześniej przykuł jej uwagę. Była już pewna, że obserwował świątynię. Działo się coś podejrzanego i chciała to sprawdzić. Jeśli ktoś odważył się na takie włamanie, prawdopodobnie był kultystą albo takiemu służył. W takiej sytuacji była zobowiązana do reakcji.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 917 słów i 5066 znaków.

1 komentarz

 
  • Margerita

    podoba mi się

    12 lis 2016

  • Fanriel

    @Margerita Cieszę się bardzo. ;-))

    12 lis 2016