Na korytarzu pożałowała, że zdjęła płaszcz. Ostatnio lepiej się czuła, gdy miała na głowie kaptur podczas spotkań z Gertem. Za dobrze ją znał i obawiała się, że w końcu odczyta z jej oczu prawdę.
– Proszę – usłyszała jego dziwny akcent, gdy zapukała.
Nacisnęła klamkę i weszła do środka. Siedział na taborecie przy stole.
– A, to pani. – Uśmiechnął się do niej.
Spojrzała w stronę okna, by upewnić się, że jest zamknięte, po czym podeszła do Gerta, żeby móc mówić cicho. Nie chciała, by ktoś z korytarza ją usłyszał.
– Nie przesadzaj z odgrywaniem roli – wyszeptała.
– Pięknie pachniesz… jak zwykle. – Wstał, więc nieco się cofnęła. – Napijesz się wina?
– Po obiedzie pójdziemy się rozejrzeć – powiedziała, ignorując jego pytanie.
– Świetny pomysł. Też miałem taki zamiar.
– Przyjdę po ciebie, gdy będziemy gotowi – oznajmiła chłodno.
– Kto będzie nam towarzyszył?
– Viktor i dwóch jego ludzi.
Zrobił krok w jej stronę, a ona odwróciła się i ruszyła do wyjścia.
– Gdy opuścimy Sylvanię, wyzwę go na pojedynek – usłyszała za sobą.
Zatrzymała się na moment, po czym bez słowa opuściła jego pokój.
Gdy wróciła do swojej izby, Viktor siedział na łóżku, skierowany twarzą w stronę drzwi.
– Pójdziemy po obiedzie – potwierdziła. – Poprosiłam, żeby się trochę wyciszył. – Usiadła obok niego i oparła głowę o jego ramię.
– Musimy trochę poczekać na jedzenie… Chciałbym, żebyśmy znaleźli dziś trochę czasu dla siebie.
– To znaczy? – Podniosła głowę i spojrzała na niego. – Przecież jesteśmy tu razem, sami.
– I czekamy na obiad. Chciałbym, żebyśmy nie spędzali reszty dnia na czekaniu – powiedział, obejmując ją.
– Jasne. Po obiedzie pójdziemy się rozejrzeć.
– A potem? – zapytał.
– Postanowimy, co dalej. Trzeba ustalić czy robimy to wieczorem, czy w dzień. Później będziemy mieli czas.
– Jak go wykorzystamy?
– Viktor – uśmiechnęła się – akurat tego chyba nie trzeba planować.
– Ja właśnie o tym myślałem – przyznał.
– Chętnie pójdę z tobą do łóżka – powiedziała, przytulając się do niego. – Zostawisz kogoś na korytarzu?
– Oczywiście – potwierdził, po czym namiętnie ją pocałował.
W końcu jeden z najemników przyniósł obiad. Podczas posiłku Veronika była milcząca. Jej myśli znów zaczęły podążać w stronę Gerta. Nie mogła się od nich uwolnić. Zastanawiała się, czy mówił poważnie o tym pojedynku. To nie było w jego stylu i zakładała, że to tylko kolejny wybieg. Miała nadzieję, że właśnie tak było. Choć nie wiązała z nim swojej przyszłości, nie chciała, by spotkało go coś złego. Wolałaby, żeby stał się jej obojętny, ale niestety jeszcze nie potrafiła go wyrzucić ze swojego serca.
– Pójdę załatwić jedną sprawę i sprawdzę, czy on jest gotowy – powiedziała Veronika, gdy skończyli jeść. Podniosła się z miejsca i popatrzyła na Viktora. – Zostaw albo ukryj broń, skoro mamy się wtapiać w tłum – zasugerowała, kierując się do drzwi.
Na korytarzu zdjęła z palca pierścień i zawiesiła go na rzemieniu na szyi, po czym zapukała do Filipa. Otworzył jej niemal od razu. Ulrych wyglądał przez okno, a Marcus siedział na łóżku z zamkniętymi oczami.
– Możesz na chwilę? – zapytała i cofnęła się o krok.
Mężczyzna skinął głową i wyszedł z izby, zamykając za sobą drzwi.
– Nie skończyliśmy rozmowy przy studni. Zdaje się, że miałeś jeszcze jakąś sprawę – przypomniała.
– Prawdę mówiąc, nie pamiętam, co wtedy chciałem powiedzieć. Myślałaś o tym? – Z uśmiechem oparł się o ścianę.
– Tak. – Ruszyła do pokoju Gerta.
– To zabrzmi banalnie, ale możemy już nie mieć więcej okazji – wyszeptał Filip.
– Czy ty się nie domyślasz, że mam tego w nadmiarze? – Obejrzała się w jego stronę.
– Ja nie proponuję ci małżeństwa, a śmierć czai się za rogiem…
– Ty będziesz w miarę bezpieczny, więc się nie martw, a moją śmiercią się nie przejmuj. – Puściła do niego oko.
– Byłbym zrozpaczony – powiedział, gdy już pukała.
– Daj spokój – rzuciła, po czym weszła do środka.
Schmidt stał pochylony nad obrazem, który leżał na stole. Zamknęła za sobą drzwi i przez chwilę mu się przyglądała.
– Już zjadłeś? – zapytała, gdy zwrócił się w jej stronę.
– Tak – potwierdził, wpatrując się w nią.
– Jesteś gotowy?
– Yhm… Doszedłem do wniosku, że muszę zrezygnować z kamuflażu. Myślę, że to nie był najlepszy pomysł. Po wszystkim będą szukać sprawców, nawet jeśli nie zostawimy świadków ani śladów. Grupa przyjezdnych, która nagle zniknęła… Od razu pomyślą o malarzu… Chociaż z drugiej strony… Tak liczna grupa przyjechała, potem zniknęła, w międzyczasie coś się wydarzyło. To bez znaczenia… – zamilkł, przyglądając się jej. – Może lepiej będzie po prostu wtopić się w tłum. Co ty na to?
– Tak by było najlepiej – odparła.
– Dobry kamuflaż czasami może dać alibi.
– Raczej nie w tej sytuacji i nie tutaj. Nie chodziło mi o to, żebyś rzucał się w oczy każdemu po drodze. To miał być tylko pretekst na wypadek, gdyby zatrzymali nas przy bramie i wypytywali o cel przybycia – wyjaśniła.
– W takim wypadku przebiorę się i możemy iść.
– Nie bierz za dużo broni – zasugerowała.
– Jasne… Viktor nie wygląda na kogoś z naszej branży – zauważył.
– Bo nie jest.
– Myślisz, że sobie poradzi?
– Tak – potwierdziła od razu. – Świetnie walczy, a nam jest potrzebny ktoś taki. My średnio sobie radzimy z takimi przeciwnikami jak wampiry.
– Kilka już zabiliśmy – przypomniał.
– Owszem, ale nie sami. Jak będziesz gotowy, zapukaj do nas – powiedziała, wychodząc.
Zatrzymała się na korytarzu i głęboko odetchnęła. Bezskutecznie próbowała pozbyć się przygnębienia, które ostatnio ogarniało ją niemal po każdej rozmowie z Gertem.
W końcu weszła do swojej izby. Viktor siedział przy stole w typowym mieszczańskim stroju. Na wierzch narzucił płaszcz. Przyjrzała mu się i z zadowoleniem stwierdziła, że nie widać było u niego broni.
– Zaraz będzie gotowy – oznajmiła.
– Świetnie. – Podniósł się z miejsca i podszedł do niej, po czym namiętnie ją pocałował. – Co ci jest? – zapytał po chwili z troską w głosie i zaczął jej się przyglądać.
– Chciałabym mieć to już za sobą – odparła, choć nie tylko to było powodem jej nie najlepszego samopoczucia.
– Jutro będzie po wszystkim. – Pogładził kciukiem jej policzek.
– Nie mogę się doczekać jutra. – Posłała mu wymuszony uśmiech. – To się ciągnie stanowczo za długo. Chyba jestem zmęczona.
– Czeka nas jeszcze droga do Imperium, ale to akurat nie będzie już wymagało takiego wysiłku, tylko…
– Szybkiej jazdy konnej – dokończyła, sięgając po kapelusz. – To będzie czysta przyjemność. Fajnie by było, gdybyśmy mogli to zrobić po cichu i spokojnie odjechać, bez pościgu. Obawiam się jednak, że… – Przerwało jej pukanie do drzwi. – Proszę – powiedziała.
– On jest gotowy. – Jeden z najemników zajrzał do środka.
– Zostać na posterunkach, nie rzucać się w oczy – polecił mu Viktor, wychodząc. – Wszyscy mają być czujni, ale niech się za bardzo nie rozglądają.
Na dole przy piwie siedziało dziesięciu strażników miejskich. Grali w kości i bez większego zainteresowania zerkali na przechodzących gości.
Gert wyszedł przed zajazd, rozejrzał się, włożył ręce w kieszenie i ruszył w stronę zamku. Veronika i Viktor podążyli za nim. Towarzyszący im najemnicy trzymali się z tyłu.
Siedzibę władcy otaczał wysoki, kamienny mur, do którego niemal przylegały miejskie zabudowania. Dokoła nie było wolnej przestrzeni. Przez otwartą bramę dostrzegli czterech strażników z halabardami. W związku z tym, że nie chcieli rzucać się w oczy, nie podeszli zbyt blisko i przez to nie udało im się ustalić niczego nowego.
– I co wy na to? – zapytał Gert w drodze powrotnej.
– Nic – mruknęła czarodziejka. – Z pół roku musiałabym tu spędzić, żeby przygotować dobry plan. Do tego ta pogoda…
– To akurat było wiadome od samego początku – powiedział Viktor. – Aura może być naszym sprzymierzeńcem.
– Nie moim. Porozmawiajmy w zajeździe – zaproponowała.
– Chciałbym jeszcze rzucić okiem na plac – powiedział Schmidt. – Muszę wejść do środka. Jeśli uważasz, że to zbyt śmiałe, mów – zwrócił się do Veroniki.
– A jak chcesz to zrobić? – zapytała.
– Zwyczajnie. – Wzruszył ramionami. – Brama jest otwarta.
– Idź – zgodziła się bez zastanowienia.
Gert przeszedł na drugą stronę ulicy, ale nie zawrócił od razu w stronę zamku.
– Nie podoba mi się to – powiedział Viktor, patrząc za nim. – On w pałacu... – zamilkł na moment. – Nie ufam mu. Dziwnie się zachowuje. Jego prywatne problemy mogą rzutować na powodzenie naszej misji.
– Myślisz, że nas zdradzi? – Veronika spojrzała na niego.
– Przeszło mi to przez myśl – przyznał. – Sądzę, że zdaje sobie sprawę z tego, że nie jest w stanie ze mną konkurować w sposób bezpośredni.
– Naprawdę wiele razem przeżyliśmy i zawsze mogłam na niego liczyć – powiedziała.
– Wcale nie twierdzę, że nie zadba o ciebie. – Uśmiechnął się krzywo.
– Z pewnością wie, że gdyby zrobił coś takiego, prędzej czy później wyszłoby to na jaw, a wtedy urwałabym mu głowę.
– Wystarczy, że będą tam na nas czekać. To wszystko może wyglądać niewinnie.
– Przestań! – Przyspieszyła, nie chcąc dłużej tego słuchać.
– Nie wściekaj się. – Chwycił ją za rękę.
– Po prostu przestań – powtórzyła zdenerwowana.
– Dobrze. To, co o nim myślę, nie ma wpływu na…
– Nie znasz go – przerwała mu. – Nie wiem, na jakiej podstawie wymyślasz takie rzeczy.
– Właśnie, nie znam go. Dlaczego mam mu ufać? Wiem tylko, że ma do mnie jakieś pretensje.
– Chore by było, gdyby nie miał – stwierdziła.
– Więc dlaczego z taką pewnością to wykluczasz? – zapytał.
– Bo prędzej poderżnie ci w nocy gardło, niż posunie się do czegoś takiego.
W pokoju Veronika zrzuciła płaszcz i kapelusz, po czym stanęła przy oknie, wypatrując Gerta. Viktor podszedł do niej, objął ją i zaczął całować po szyi, a po chwili jego dłonie zaczęły błądzić po jej ciele.
– Przepraszam cię, ale może nie teraz – powiedziała, nie odwracając się. – Zaczekajmy, aż wróci i coś ustalimy. Później będziemy mieli czas dla siebie.
– W porządku. Porozmawiam z ludźmi.
Viktor wyszedł z izby, a ona nadal obserwowała drogę. Czas okropnie się dłużył i z każdą chwilą denerwowała się coraz bardziej.
Gdy na dworze zrobiło się ciemno, nerwowo krążyła po pokoju, co chwilę wyglądając na korytarz. Ogarniały ją czarne myśli.
Viktor stał w milczeniu przy oknie i uderzał sztyletem w parapet.
– Jeszcze nie jest źle, nie przyszli po nas – odezwał się w końcu.
– Też mi pocieszenie – mruknęła. – Ale może masz rację.
– Gdyby wpadł lub zdradził, pewnie by przyszli – stwierdził.
– Chyba że tam na nas zaczekają. – Zatrzymała się i popatrzyła na niego. – Po co mają się fatygować? Może tak będą mieli lepszą zabawę?
– Ja bym nie pozwolił nikomu na działanie, wiedząc, że chce mnie zabić – powiedział. – Chyba że oni nie są do końca normalni.
– Pewnie, że nie są. Skąd pomysł, że są? To wampiry, Chaos… Zrobimy to przed świtem – zdecydowała. – To będzie najlepsza pora. Może wampiry będą już zmęczone.
– A jak wydostaniemy się z miasta? – zapytał.
– Konno. Mój smok utoruje nam drogę i…
– Idzie.
Veronika wybiegła na korytarz. Nie zwracając uwagi na najemników i Ulrycha, którzy stali na warcie, od razu skierowała się w stronę schodów.
Gert uśmiechnął się lekko na jej widok.
– Już jestem – powiedział.
– Już? Nie spieszyłeś się – stwierdziła, starając się zapanować nad głosem.
– W niektórych sprawach nie należy się spieszyć. – Minął ją, podszedł do swoich drzwi i przekręcił klucz w zamku.
– Wiesz, co ja tu… Już myślałam, że... – zamilkła.
– Przepraszam, ale skoro już tam byłem, chciałem to maksymalnie wykorzystać. – Wszedł do środka, zostawiając otwarte drzwi.
– Chyba powinniśmy porozmawiać – zasugerowała, pozostając na korytarzu.
– Zapraszam.
– Może przyjdziesz do nas?
Zrzucił płaszcz i ruszył w jej stronę.
Viktor nadal stał przy oknie.
– Chyba czegoś się dowiemy – powiedziała do niego Veronika, wchodząc do pokoju w towarzystwie Gerta.
– Świetnie – odparł, nie odwracając się.
– Siadaj i mów – zwróciła się do Schmidta.
– Widziałem smoka. To bez wątpienia trup, śmierdzi parafiną. Chyba go tam balsamują…
Kobieta ciężko usiadła na łóżku.
– Strażnicy dosyć rzetelnie wykonują swoją pracę. Kręcą się po terenie, jednak unikają deszczu. Nie wiem, o której się zmieniają. Za krótko tam byłem – kontynuował Gert. – Większość z nich ma halabardy.
– A broń strzelecka? – zapytała.
– Nie widziałem, ale pewnie mają to gdzieś pochowane… Oczywiście nie widziałem dziewczyny ani żadnego wampira. Ruch tam jest dość umiarkowany. Wiem, gdzie jest wejście do kuchni. Z boku budynku są kamienne schody, które prowadzą na piętro. Przed głównymi drzwiami stoi dwóch gwardzistów.
– Tam z boku nie ma nikogo? – zainteresowała się czarodziejka.
– Nie, ale nie jest to osłonięte miejsce. Na wieżach nie widziałem żadnych strażników. Budynek chyba nie jest obserwowany z góry. Naturalnie nie wiem, co jest w środku. Chyba nie mają żadnych gości… Dziedziniec jest wybrukowany. Ład i porządek, żadnych zbędnych rzeczy. Dosyć cicho i spokojnie… Okna są duże, z witrażami. Otwierają się.
– Jakieś możliwości, żeby dostać się tam niepostrzeżenie? – dopytywała.
– Chyba możemy założyć, że w nocy będą bardziej aktywni. Może brama będzie otwarta.
– Co w związku z tym? Przecież i tak będzie strzeżona.
– Owszem – potwierdził. – W takich sytuacjach zazwyczaj czeka się, aż strażnicy będą zmęczeni, śpiący i tuż przed zmianą – wyjaśnił. – Niestety my nie znamy tego miejsca i będziemy potrzebowali maksymalnej ilości czasu, więc proponuję zaczekać do zmiany wartowników. Zajmą swoje stanowiska, pewnie będą chcieli trochę się rozgościć, znaleźć wygodne miejsce do obserwacji i tak dalej.
– Dobrze, wejdziemy przez mur czy bramę i co dalej, skoro stoją przy drzwiach, okna pewnie od zewnątrz nie otworzymy, a wejście do kuchni jest odsłonięte? – Veronice brakowało pomysłów.
– Nie wiem, w jaki sposób oświetlają plac i cały zamek.
– Może tam będzie cień… – powiedziała do siebie.
– Nie widziałem jeszcze zamieszkałego zamku, który byłby w nocy cały ciemny. Tam są ludzie. Potrzebują światła do tego, żeby coś widzieć… Trzeba się dostać na mur i ukryć w jednej z wieżyczek strzelniczych – zasugerował. – Stamtąd będzie można spokojnie się rozejrzeć.
Veronika pomyślała, że to dość brawurowe.
1 komentarz
AnonimS
Podobał mi się Viktor jako zdecydowany męski typ ale ostatnio dużo traci w moich oczach ” – Myślisz, że nas zdradzi? – Veronika spojrzała na niego.
– Przeszło mi to przez myśl – przyznał. – Sądzę, że zdaje sobie sprawę z tego, że nie jest w stanie ze mną konkurować w sposób bezpośredni." Takie dyskredytowanie rywala jest nie fair. Gert jest konkretny. Nie obgaduje rywala tylko " – Gdy opuścimy Sylvanię, wyzwę go na pojedynek – usłyszała za sobą". Konkret. I jasny sygnał dla Veroniki.- tak mi na Tobie zależy że zaryzykuję życie! A Veronika ? Zaczyna wreszcie myśleć o swoich wyborach.....lepiej późno niż wcale. Pragnę przypomnieć że onegdaj przewidywałem pojedynek jako jedna z opcji. Brawo Autorko bardzo ciekawa opowieść z wieloma wątkami . Podziwiam jak to wymyśliłaś i opisałaś.
Fanka
@AnonimS Viktor przesadza... zachowuje się jak niedojrzały chłopak a nie dorosły mężczyzna. Wydaje mi się ze wcale taki pewny to on nie jest i tylko udaję...
Co do całej akcji i wszystkich wątków naprawdę świetnie,lekko to napisałaś
Nie chcę żeby to opowiadanie się skończyło
Fanriel
@Fanka Dziękuję Ci bardzo. Niestety do końca już bardzo blisko.
Fanriel
@AnonimS O Viktorze już pisałam w odpowiedzi na jeden z Twoich komentarzy. Cóż, nie przekonałam Cię. Dziękuję za miłe słowa.
Fanka
@Fanriel Wiem ale naprawdę świetnie piszesz I musi być postać która mi się nie podoba :P
Fanriel
@Fanka Dziękuję jeszcze raz. Skoro musi...
Fanka
@Fanriel heh
AnonimS
@Fanriel widzisz ja się w wyobraźni stawiam na miejscu jednego i drugiego i zastanawiam się jakbym postąpił. Powinnaś być zadowolona ze Twoje pisanie wzbudza takie emocje :P
Fanriel
@AnonimS Jestem bardzo zadowolona.