Strażnicy cienia II część 35

Ochroniarz pojechał w przeciwnym kierunku od zakapturzonej postaci, po czym skręcił w boczną uliczkę, znikając wszystkim z pola widzenia. Chwilę po tym zza świątyni wyłonili się Gert, Jose i kobieta w szatach kapłańskich pod eskortą najemników.
     
     – Musimy chwilę zaczekać – czarodziejka poinformowała narzeczonego, gdy tylko do niej podjechał.
     – Przepraszam, że to trwało tak długo – powiedział.
     – Poznaję cię. Już się spotkałyśmy – zwróciła się do niej Estela.
     Twarz ukrywała pod obszernym kapturem.
     – Owszem – potwierdziła Veronika, po czym dyskretnie zerknęła na koniec ulicy.
     – Co się dzieje? – zapytał Gert, dostrzegając ten gest.
     – Stoi tam jakiś typ. Obawiam się, że to może być wampir. Alex się tym zajmuje – wyjaśniła.

     Minęło sporo czasu, zanim ochroniarz pojawił się za obserwującym ich osobnikiem. Przejechał obok galopem, w odpowiednim momencie zarzucając na niego lasso. Nie zwolnił i przewróconego pociągnął za sobą po bruku. Czarodziejka, podobnie jak jej towarzysze, patrzyła na to w osłupieniu. Nie wiedzieli przecież, kto to był i czy faktycznie miał złe zamiary.  
     Nie ruszał się, gdy został dowleczony na środek placu.
     Alex zeskoczył z konia i wyciągnął miecz. Podszedł do leżącego i ostrożnie sięgnął bronią do kaptura, nieco go uchylając. Pod wpływem promieni słońca odsłonięta twarz zaczęła dymić. Wtedy już wszyscy zyskali pewność, że był to kolejny wampir.
     – Powinniśmy zatrudnić go na stałe – stwierdził Gert.
     Nagle schwytany zaczął się szarpać i przeraźliwie wrzeszczeć. Przetoczył się na brzuch, by skryć się przed światłem. Zaalarmowani tym kapłani niemal natychmiast wybiegli ze świątyni i pospiesznie ruszyli w jego stronę.
     Najemnik powoli obszedł swoją ofiarę, zatrzymał się przodem do Veroniki, wskazał na nią mieczem, po czym zamachnął się i jednym ciosem odrąbał wampirowi głowę, która potoczyła się po bruku.
     Zapadła cisza.
     Odcięty łeb stanął w płomieniach, a po chwili eksplodował. Słudzy Morra, którzy zdążyli dobiec na miejsce, odruchowo się zasłonili, natomiast Alex spokojnie wytarł swój miecz o płaszcz martwej bestii. Powiedział coś do jednego z kapłanów, następnie zwinął lasso, wsiadł na konia i wrócił do swoich towarzyszy.
     
     – Coś jeszcze? – zapytał, zatrzymując się obok czarodziejki.
     – Na razie nie – odparła, udając, że ta akcja nie zrobiła na niej wrażenia.
     – Więc chyba możemy jechać?
     – Jasne – rzucił Gert. – Dość już widzieliśmy.  
     – A gdyby to nie był wampir? – kobieta zwróciła się do swojego ochroniarza.
     – To by się nie spalił – usłyszała w odpowiedzi.
     – Mogliśmy mieć kłopoty – zauważyła. – To, że w mieście grasują te bestie, chyba nie usprawiedliwia napadów na przechodniów.
     – Gdyby to był zwykły mieszczuch, dwie złote korony by go udobruchały – stwierdził Alex.
     – Jedźmy już – zdecydował Gert i wszyscy ruszyli w stronę bramy.
     
     – Jak się czujesz? – Veronika po drodze zagadnęła Estelę.
     – Dziwnie. Dziękuję za pomoc. – Podjechała bliżej, by mogły swobodniej rozmawiać. – Większości z tego, co się ostatnio działo, nie pamiętam. Mam tylko takie niewyraźne przebłyski – opowiadała Estalijka.
     – Poza tym nic ci nie dolega?
     – Jestem osłabiona. Kapłani stwierdzili, że to z braku jedzenia… Gert mówił, że mogę wam jakoś pomóc. Mam nadzieję, że chociaż w niewielkim stopniu pozwoli mi to spłacić dług.
     – Nie czuj się zobowiązana – powiedziała czarodziejka.
     – Niestety… Nie niestety – poprawiła się Estela. – Zobowiązanie to zobowiązanie, a nie kwestia odczuć czy nawet wyboru.
     – Jakbym słyszała Jose.
     – Tak… – Odruchowo spojrzała w stronę maga. – W Estalii poważnie traktujemy honor i dane słowo… On będzie nas szukał – powiedziała, ściszając głos.
     Veronika zerknęła na Alexa, by sprawdzić, czy to słyszał. Zdawał się w tym momencie nie zwracać na nie uwagi.
     – Miejmy nadzieję. Trzeba to załatwić raz na zawsze.
     – Dlaczego tak ryzykujecie? Większość ludzi pozamykała się w domach i czeka, aż to się skończy – słusznie zauważyła Estela.
     – My jesteśmy przyzwoitymi ludźmi i nie lubimy wampirów.
     – Czuję się jak idiotka… Zwabił mnie tu, a mój narzeczony... – urwała i pokręciła głową.
     – Co z nim? – zainteresowała się Veronika.
     – Miał za zadanie mnie omotać. To było częścią planu tego wampira – wyjaśniła. – Już chyba nigdy nie zaufam żadnemu mężczyźnie.
     – Nie popadaj w skrajności. Niektórzy są naprawdę w porządku – powiedziała czarodziejka. – Nawet tu są fajni faceci. Chociażby Gert i Jose. Od razu zaznaczam, że Gert jest zajęty.
     – Jose troszczył się o mnie. Pamiętam to i trochę mnie to krępuje w tej sytuacji. Jestem żołnierzem i zazwyczaj nikt mnie tak nie traktuje.
     – Potraktował cię jak kobietę potrzebującą pomocy.
     – Myślisz, że dotykanie moich włosów mogło mi w jakiś sposób pomóc? – zapytała Estalijka, nie spodziewając się twierdzącej odpowiedzi.
     – Było mu ciebie żal. Zwykły ludzki odruch. To chyba było miłe?
     – Ale my jesteśmy dla siebie obcy...
     – Tłumaczył mi, że czuje z tobą więź przez to, że jesteście z tego samego kraju, a on bardzo dawno tam nie był i tęskni. Dlatego potraktował cię wyjątkowo, jak kogoś bliskiego. – Veronika starała się pomóc Jose.
     Estela patrzyła na nią i przez chwilę nad czymś się zastanawiała.
     – Może on ma tam siostrę? – odezwała się w końcu.
     – Tego nie wiem – odparła czarodziejka.
     – Pewnie tak. Porozmawiam z nim. – Dziewczynie wyraźnie poprawił się humor.
     Zwolniła, by zrównać się z magiem.

     Gdy zbliżali się do murów, Veronika zaczęła się rozglądać za podejrzanymi osobnikami. Przy wyjeździe z miasta obok strażników, których było tam znacznie więcej niż zazwyczaj, stał Magister z Kolegium Ametystu. Ubrany był w czarne szaty zdobione licznymi symbolami, a w ręku dzierżył elegancką, perfekcyjnie wykonaną kosę. U jego pasa wisiało kilka ludzkich kości, co było typowe dla magów tradycji śmierci.

     Strażnicy zatrzymali ich przed bramą. Jeden z nich stanął kilka kroków od Esteli i położył rękę na mieczu.
     – Ściągnij kaptur – zażądał.
     – Najpierw będziesz musiał mnie powalić – warknął Jose, opuszczając szyk.
     – Uspokój się – Gert upomniał czarodzieja. – Ten człowiek wykonuje swoje obowiązki.
     – Mógłby to robić grzeczniej, nie grożąc bronią – rzucił Estalijczyk.
     – Jose, uspokój się. Wszyscy jesteśmy po tej samej stronie – powiedziała Veronika, obawiając się tego, co może nastąpić.
     Kosa, niczym młotek sędziowski, zastukała o ziemię, by ich uciszyć.
     – Nie przedłużajmy tego. Chyba nam się spieszy – odezwała się Estela i zsunęła kaptur.
     Strażnik spojrzał pytająco na maga, a ten powoli przechylił swoją broń w stronę wyjazdu z miasta.

     Gdy już nieco oddalili się od Nuln, Gert zajął się rozmową z Gottrim. Alex wykorzystał to, że nikt nie towarzyszył Veronice i zajął miejsce obok niej.
     – Kim ona jest i dlaczego się ukrywa? – zapytał.
     – Już ci mówiłam, to znajoma Jose. Dlaczego się ukrywa? Może uważa, że jest wyjątkowo ładna i nie chce być zaczepiana. Odnoszę wrażenie, że ciągle mnie przesłuchujesz – powiedziała.
     – Wciąż nie otrzymałem odpowiedzi.
     – Przecież zawsze ci odpowiadam.
     – Ale nie na temat. Ukrywasz coś. – To było dla niego oczywiste.
     – No co ty? – obruszyła się.
     – Daj spokój. Wiem, że coś się dzieje. Założę się, że te wampiry nie kręcą się po całym mieście, tylko tam, gdzie wy jesteście.
     – Widziałeś jakiegoś pod domem Gerta? – zapytała.
     – Nie, ale biorąc pod uwagę to, co działo się w zajeździe, a potem na placu, żałuję, że baczniej się nie rozglądałem – przyznał.
     – A może ich jest wszędzie pełno? Może obserwują poczynania kapłanów?
     – W zajeździe? – Najemnik wymownie spojrzał na kobietę.
     – Nie, przy świątyni. Być może w zajeździe chciały sobie pomordować i akurat trafiło na nas.
     – Pewnie. – Parsknął. – Chciały zrobić dywersję, by włamać się do świątyni i uprowadzić Estalijkę, bo jest wyjątkowo piękna – zakpił.
     – To była hipoteza – wyjaśniła.
     – Z jakiegoś powodu chcą ją porwać.
     – Skąd wiesz, że chcą ją porwać? – zapytała.
     – To by tłumaczyło akcję w zajeździe. – Uśmiechnął się złośliwie.
     – Nie widzę związku. – Wzruszyła ramionami. – Przyspieszmy – zwróciła się do narzeczonego.
     – Jak sobie życzysz, kochanie – usłyszała w odpowiedzi.

     Z czasem mijali coraz mniej zabudowań. Ludzi mieszkających stosunkowo blisko miasta nie informowali o ewentualnym zagrożeniu, zakładając, że te wieści już do nich dotarły.

     – Zatrzymamy się tam? – Veronika zapytała Gerta, gdy wieczorem zbliżali się do sporej osady.
     – Jasne – zgodził się. – To odpowiednia pora… Chciałbym z tobą porozmawiać w czasie postoju. Może przy kolacji?
     – Dobrze. – Była ciekawa tematu.
     – Zostajemy we wsi, czy odwiedzimy władcę?
     – Wolę wieś – przyznała – jednak ktoś będzie musiał do niego pójść. Chyba najlepiej się do tego nadajesz.
     – Zajmę się tym i wezmę ze sobą Jose. Nada sprawie powagi, ale będzie musiał się przebrać… – zamilkł na chwilę. – Nie, tak się nie da. Zmierzamy w nieodpowiednim kierunku, w dodatku z tyloma zbrojnymi. – Pokręcił głową. – A jeśli baron poprosi nas o pomoc?
     – Powiedz, że wampiry zmierzają na południe i musimy ewakuować ludzi z ich drogi.
     – Tak czy inaczej, czarodziej nie powinien zostawiać tych tu na pożarcie bestiom. Lepiej, żeby cywil się tym zajął – stwierdził Gert. – Rozpuścimy plotkę we wsi, a z władcą tej ziemi porozmawiam o sprawie pobieżnie. Zasugeruję, że może zaistnieć taka ewentualność. Niech nie myśli, że uciekamy. Nie chcę szargać swojego imienia.

     Gdy wjechali do osady, nie zobaczyli tam żadnego mieszkańca. Z co niektórych kominów unosił się dym. Drzwi i okiennice w chałupach były pozamykane, podobnie jak brama prowadząca do pałacyku otoczonego palisadą.
     – Kiepsko to wygląda – powiedziała Veronika.
     – Informacje chyba tu dotarły – wywnioskował jej narzeczony.
     – Albo już zostali przemienieni – zasugerowała.
     Gert omiótł wzrokiem budynki i zatrzymał wierzchowca.
     – Czy znajdzie się w tu strawa dla podróżnych oraz ktoś, kto zajmie się naszymi końmi i nie pogardzi złotem?! – krzyknął na tyle głośno, by słychać go było w chatach.
     Przez chwilę czekali niemal w bezruchu, ale nikt nie odpowiedział. Dokoła panowała grobowa cisza.
     – Może lepiej omińmy to miejsce? – zaproponował.
     – Jeśli są tu wampiry, powinniśmy każdego po kolei wyciągnąć na słońce – powiedziała czarodziejka.
     – Jak chcesz to sprawdzić? Włamując się? – zapytał ją Gert.
     – Jeśli to będzie konieczne…
     – Tak nie można. Jeśli chcesz się dowiedzieć, czy tu są, najpierw musimy udać się do pałacu. Jeżeli tam potraktują nas tak samo, to… – zamilkł, nie wiedząc, jak powinni postąpić w takiej sytuacji.
     – Co proponujesz? – Veronika zwróciła się do Jose.
     – Trzeba pogadać z tymi ludźmi – oznajmił, po czym podjechał do najbliższej chałupy. Zsiadł z wierzchowca i zaczął walić do drzwi. – Otwierać! – zażądał.
     – Nie musicie się nas obawiać! Wkrótce nas tu nie będzie! Chcemy tylko coś zjeść i oporządzić konie! – dodał Gert.
     Czarodziejka czujnie rozglądała się po okolicy, spodziewając się ataku. Wtedy zauważyła, że na palisadzie pojawili się strażnicy.
     – Podjedź tam i zapytaj, co się dzieje – poprosiła narzeczonego, wskazując ich. – Nie mają kapturów, więc to nie wampiry, jednak weź ze sobą ludzi.
     – Przypominam, że ja też tu jestem – wtrącił krasnolud.
     – Ty jesteś moim ochroniarzem – ucięła temat.
     – Wyznacz trzech – polecił dowódcy Gert, po czym zwróci się do Veroniki: – Zaczekajcie tu.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2011 słów i 12288 znaków, zaktualizowała 18 lis 2017.

2 komentarze

 
  • Użytkownik Margerita

    łapka w górę uwielbiam Gercika chyba go porwę oczywiście za zgodą :P

    28 maj 2018

  • Użytkownik Fanriel

    @Margerita Dziękuję. Veronika się na to nie zgodzi. ;) Pozdrawiam!

    29 maj 2018

  • Użytkownik AnonimS

    Czy oprócz mnie nikt nie komentuje? Sytuacja się rozwija  a akcja nabiera tempa . Są napady i wreszcie o weselu miało się mówi. Pozdrawiam

    18 lis 2017

  • Użytkownik Fanriel

    @AnonimS Oprócz Ciebie? Jedna osoba. ;) Dziękuję i pozdrawiam. :)

    19 lis 2017