Strażnicy cienia część 49

Czarodziejka zerknęła na Rudgara. Stał nieruchomo i wpatrywał się w prowizoryczną mapkę rozrysowaną na ziemi.
– Nie mamy możliwości ich zaskoczyć – powiedział, kręcąc głową. – Można wziąć ich szturmem…
– Kilkadziesiąt osób? – Ten pomysł wydał się kobiecie niedorzeczny.
– Ci z zajazdu nie byli dobrze uzbrojeni i prawdopodobnie zaczną uciekać jak tylko dotrzemy na polanę – argumentował. – Zresztą oni najmniej mnie interesują.
– Tam będą czarnoksiężnicy – przypomniała.
– Więc będziemy musieli działać szybko… Jest tam jakaś rzeka, pagórki? – zwrócił się do przewodnika, który tylko przecząco pokręcił głową.
– Magów możemy zaskoczyć tylko w trakcie odprawiania przez nich rytuału. Wtedy najprawdopodobniej nie będą reagować…  Około północy będą zajęci – stwierdziła Veronika.
Łowca uśmiechnął się i poprosił ją, by odeszli na bok. Chciał kontynuować rozmowę bez świadków.
– Co się dzieje, gdy ktoś zakłóci odprawianie rytuału? – zapytał, gdy już w pobliżu nikogo nie było.
– Nie wyjdzie… albo stanie się coś nieprzewidywalnego. Konsekwencje mogą być niezwykle groźne – wyjaśniła.
– Właśnie. Nie dysponujemy ludźmi, a w ten sposób możemy tam zrobić niezłą zadymę.
– Oczywiście, ale czy nam przypadkiem nie zależy na Księciu? Jeżeli przerwiemy rytuał…
– Zaczekamy, aż się zjawi – Rudgar nie pozwolił jej dokończyć. – Jeśli przeprowadzimy szarżę, to pewnie ucieknie, gdy portal będzie otwarty…
Czarodziejka zamyśliła się. Nie podobał jej się pomysł łowcy.
– Podejdę tam sama, by nie uciekł – powiedziała po chwili. – Przerywanie rytuału jest zbyt ryzykowne.
– I o to chodzi. – Dla niego sprawa wydawała się prosta.
– Chcesz mieć na głowie na przykład zgraję demonów?
– Nie – zaprzeczył szybko. – Myślałem raczej o jakiejś eksplozji.
– Nie można zakładać, że to będzie eksplozja, bo to może być naprawdę cokolwiek… Nie róbmy tego – poprosiła. – Niebezpieczeństwo będzie mniejsze, gdy czarnoksiężnicy będą już tylko podtrzymywać efekt. Książę będzie na miejscu… Wtedy zaatakujemy.
– Zakradniesz się tam? – zapytał, najwyraźniej ulegając jej sugestiom. – Moja grupa raczej nie zdoła tam podejść niepostrzeżenie. Pewnie rozstawią w okolicy wielu strażników.
– Wygląda na to, że nie mam wyjścia… Będziemy musieli zsynchronizować nasze działania – zaznaczyła. – Jeśli go zaatakuję, a was nie będzie w pobliżu, zginę. Na to nie mam ochoty.
– W takim wypadku najpierw my ruszymy do natarcia, a ty wybierzesz dogodny dla siebie moment i zajmiesz się Księciem – zdecydował Rudgar.

Veronika i przewodnik szli jako pierwsi. Mężczyzna sprawdzał drogę, natomiast ona skupiła się na wiatrach magii. Z każdą chwilą dokoła nich było coraz więcej bagien.
– Tu musimy bardzo uważać – poinformował ją towarzysz po godzinie marszu. – Przejście jest bardzo wąskie, a do tego gęsto porośnięte.
Ci, którzy dotąd jechali konno, musieli dla bezpieczeństwa pozsiadać z wierzchowców. Dalej podążali jeden za drugim, ostrożnie stawiając każdy krok.

Nagle czarodziejka poczuła coś niepokojącego. Natychmiast zatrzymała przewodnika, a ręką wykonała gest w stronę pozostałych, sygnalizując tym, by stanęli. Słyszała, jak naciągali kusze.
Wytężyła swoje zmysły i zaczęła się rozglądać. Nie miała wątpliwości, że przed nimi było coś, co im zagrażało. Wiedziała, że to magia, ale z taką jeszcze się nie zetknęła. Nie potrafiła jej zidentyfikować.
Gdy obejrzała się na Rudgara, ten powoli do niej podszedł, wpatrując się w las, w stronę którego zmierzali. Wtedy Veronika spojrzała w bok i dostrzegła konia, przywiązanego do drzewa. Stał kilkadziesiąt kroków od nich i spokojnie pił z sadzawki. Natychmiast zaczęła przeczesywać teren wzrokiem w poszukiwaniu jeźdźca. Zakładała, że był to czarnoksiężnik, którego działania wyczuła chwilę wcześniej.
Kobieta niezwłocznie poinformowała łowcę o swoich spostrzeżeniach. Wspólnie doszli do wniosku, że powinni iść dalej. Przeszukiwanie okolicy byłoby zbyt ryzykowne, gdyż nadal otaczały ich bagna.

Tym razem Durak zastąpił przewodnika. Szedł na przedzie i gwizdał cicho jakąś wesołą melodię. Prawdopodobnie w ten sposób dodawał sobie animuszu.
– Może to cień lasu was przeraził? – zapytał, ale nie czekał na odpowiedź. – Nie powiem, bywałem w przyjemniejszych miejscach, ale chyba nie ma tu nic strasznego.
– Jest – zapewniła go czarodziejka, będąca tuż za nim.
– A konkretnie co?
– Tego jeszcze nie wiemy… – Wyczuwała, że zbliżają się do źródła magii.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 779 słów i 4812 znaków.

3 komentarze

 
  • Margerita

    łapka w górę też mi się ten pomysł nie podoba a znając Gerta by jej samej tam nie puścił to jest szalony pomysł

    2 gru 2016

  • Fanriel

    @Margerita Dziękuję. ;)

    2 gru 2016

  • NataliaO

    <3

    26 lis 2016

  • Fanriel

    @NataliaO  :kiss:

    26 lis 2016

  • violet

    Szkoda, że takie krótkie. Ciekawe.

    26 lis 2016

  • Fanriel

    @violet Cieszę się, że się podobało. :)

    26 lis 2016

  • violet

    @Fanriel cały czas mi się podoba.

    26 lis 2016

  • Fanriel

    @violet I to mi sprawia dużą radość. :) Dziękuję za miły komentarz.

    26 lis 2016