Strażnicy cienia część 51

Obawy Veroniki się potwierdziły, to był Rudgar. W jego ciało powbijane były liczne kawałki drewna. Brzuch miał rozcięty prawdopodobnie nożem, który zakrwawiony leżał nieopodal. Widok był tak koszmarny, że poczuła mdłości, chociaż nie należała do osób wrażliwych.
Z trudem powstrzymując się od wymiotów, odwróciła drugie zwłoki na plecy. Był to mężczyzna o kościstej twarzy, która była zmasakrowana przez magiczny pocisk.
Czarodziejka wyprostowała się i zaczęła wzrokiem przeczesywać okolicę w poszukiwaniu Mathiasa. Obawiała się, że skończył podobnie jak jego towarzysz. Nie było go w zasięgu jej wzroku, jednak przy okazji dostrzegła, że na sporym obszarze w martwe drzewa również były powbijane kawałki drewna. Wglądały tak samo jak te w ciele zamordowanego łowcy. To musiał być efekt potężnego zaklęcia.
Ponownie przyklęknęła przy zwłokach czarnoksiężnika i zaczęła go przeszukiwać. Zakładała, że mógł mieć przy sobie jakieś przeklęte przedmioty, a do obowiązków licencjonowanych magów należało między innymi przejmowanie i niszczenie bądź zabezpieczanie takich rzeczy.
Zaczęła od noża, który leżał obok ciała. Był nietypowo zakrzywiony, ale nie było na nim żadnych podejrzanych symboli. Skoncentrowała się na magii i poczuła jak ta delikatnie emanuje z okolicy piersi mężczyzny. Ostrożnie rozchyliła jego czarny, podniszczony płaszcz i zobaczyła srebrną czaszkę zawieszoną na łańcuszku, który miał na szyi. Sięgnęła po wisior i poczuła nagły, przeszywający ból, gdy tylko go dotknęła. Niemal w tym samym momencie straciła przytomność.
  
– Żyje – Veronika usłyszała głos krasnoluda, który właśnie ochlapał ją zimną wodą.
Powoli otworzyła oczy. Czuła się nieco odrętwiała, ale w żaden sposób nie hamowało to jej ruchów. Gdy usiadła, Jotunn z bukłakiem w ręku nieco się odsunął. Franz oglądał leżące kilka kroków dalej zwłoki.
– Nie dotykaj czarnoksiężnika – ostrzegła go kobieta.
– Trzeba go spalić – stwierdził Durak, stojący nieopodal.
– Róbcie z nim, co chcecie, ale najpierw zajmę się jego rzeczami – powiedziała.
– Znalazłaś coś przy nim? – zainteresował się łowca.
– Tak, ma na szyi magiczny wisior. – Sięgnęła do swojej torby po chustkę i rękawiczki.
Hargin ruszył śmiało w stronę ciał.
– Zaraz się tym zajmę – powiedział tonem wskazującym na bojowe nastawienie.
– Nie waż się go dotykać! – krzyknęła Veronika, nie mając już najmniejszej ochoty na tłumaczenia czy przepychanki słowne z kimkolwiek.
Oczywiście na tym dyskusja się nie zakończyła, ale po ostrej wymianie zdań i stwierdzeniu przez krasnoludy, że „czarodziejom nie można ufać”, kobiecie udało się zabezpieczyć srebrną czaszkę i księgę z zaklęciami nekromanty.

Gdy skończyła, stanęła pod drzewem na uboczu i zaczęła zastanawiać się, co powinni dalej robić.
W tym czasie pozostali usiłowali ułożyć plan działania, rysując coś na ziemi.
– Zaczekamy do zmroku i zaatakujemy – usłyszała sugestię Karguna i pomyślała, że oni chyba poszaleli. Było ich tylko sześciu, licząc z przewodnikiem. Nie miała wątpliwości co do tego, że Mathias też był już martwy.
– Załatwimy tych, którzy tam są i poczekamy na następnych. Tak zyskamy przewagę. – Wkrótce padł drugi genialny pomysł.
– Jeśli ich zabijemy, to nikt więcej się nie zjawi – zauważył Franz. – Wtedy Księcia na pewno nie dorwiemy.
Potem łowca starał się znaleźć sposób jak pokonać odkryty teren i dotrzeć na wzgórze, nie alarmując wrogów. Był skłonny działać po cichu, natomiast krasnoludy miały zgoła odmienne spojrzenie na tę sprawę. Chciały zaatakować z impetem, narobić hałasu i zamieszania.
– Niech myślą, że jest nas dużo więcej. To zawsze skutkowało w walce z zielonoskórymi – przekonywał Durak. – Szkoda, że nie mamy rogu…
– Szkoda, że nie ma z nami Thingrima… – wtrącił Hargin, na co pozostali pokiwali głowami.
– Musimy wzbudzić w nich strach. To na pewno podziała – stwierdził Jotunn.
W końcu doszli do wniosku, że podzielą się na dwie grupy, co miało zwiększyć ich szanse w zderzeniu z zaklęciami. Szarża miała zapewnić im zwycięstwo.
Veronika nie wierzyła własnym uszom. Ich pomysły były niedorzeczne i z góry skazane na porażkę. Nie zamierzała brać udziału w żadnym z głupawych planów krasnoludów.
Postanowiła, że spróbuje przeprowadzić ich do skraju lasu, mijając straże, a potem niech robią, co chcą. Ona zamierzała ocenić swoje szanse dopiero na miejscu. Jeśli byłyby nikłe, planowała się wycofać i zaczekać rok do kolejnego spotkania. Dla niej liczyła się przede wszystkim skuteczność.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 839 słów i 4828 znaków.

2 komentarze

 
  • Margerita

    Jak to dobrze, że Veronice nic nie jest  :jupi:

    2 gru 2016

  • Fanriel

    @Margerita  :kiss:

    2 gru 2016

  • violet

    :bravo:

    28 lis 2016

  • Fanriel

    @violet  :jupi:

    28 lis 2016