– Widziałem człowieka w kapturze, obszernych szatach i masce na twarzy. To mógł być jeden z was. To nie był kaptur mnicha – wyjaśnił. – Bardziej mi się kojarzy z waszymi tradycyjnymi szatami. Poza tym żaden kapłan nie nosi pod kapturem maski na twarzy.
– Jaka to była maska? – zapytała zaniepokojona.
– Zwykła chusta zasłaniająca twarz… – zamilkł na moment, jakby wracając do obrazu, o którym mówił. – Miał groźne oczy, ostre spojrzenie niemal jak u wampira przed przemianą. To musi być ktoś silny psychicznie. Wiesz, ktoś, kto potrafi sparaliżować wzrokiem.
– A widziałeś, jak to się stało?
– Nie – zaprzeczył. – Widziałem coś, ale to raczej nie miało miejsca. To symbolika.
– Dobrze, porozmawiamy po drodze – zdecydowała. – Nie będę tu szukać kogoś w kapturze i masce. – Rozejrzała się dokoła, by upewnić się, czy nikt ich nie obserwuje.
Nie dostrzegła niczego niepokojącego.
Jeśli jej mistrz zginął z ręki czarodzieja z Kolegium Cienia, istniały tylko dwie możliwości. Albo był zdrajcą, albo zginął z ręki zdrajcy. Tak czy inaczej, nie wyglądało to dobrze. Gdyby zdradził, mogłoby to uderzyć również w nią. Ostatecznie była przecież jego uczennicą. Prawdopodobnie miałaby spokój, gdyby zginął z ręki zdrajcy, ale to z kolei byłoby zagrożeniem dla całego Kolegium.
Gdy opuścili miasto, Veronika podjechała do Marcusa. Zwolnił, by pozostali ich wyprzedzili.
– Widziałem tego mężczyznę… – zaczął. – Tak, jestem pewny, że to był mężczyzna… Z nożem w ręku. – Spojrzał na nią. – Z tym, który znaleźliśmy. U jego stóp leżało ciało. Helmut jest przekonany, że tam na miejscu nie było śladów stóp. Albo dobrze je zatarł… Nie, wtedy nie zostawiłby noża.
– Chyba nie miał na to czasu – zauważyła. – Coś musiało pójść nie tak.
– Według Helmuta te zwłoki spadły z konia, ale nie był w stanie stwierdzić, dokąd odszedł wierzchowiec. Nie było śladów.
– To akurat nie jest trudne do wyjaśnienia – wtrąciła.
– I nie znalazł śladów obecności nikogo innego… – Zamyślił się na chwilę. – W mojej wizji widziałem ciało i stojącego nad nim mężczyznę z nożem w ręku. Zadał chyba tylko jeden cios, więc nie wyjął noża z ciała. Nie było innych obrażeń… To w zasadzie wszystko, co mogę ci powiedzieć.
– Jakieś cechy charakterystyczne? Nie wiem, był wysoki, szczupły? – dopytywała.
– Potężny, ale niekoniecznie fizycznie. W mojej wizji zdecydowanie dominował nad leżącym, ale nie jestem w stanie porównać go do czegokolwiek w sposób fizyczny. Brakuje mi odniesienia – tłumaczył.
– Czyli praktycznie nic nie mamy – podsumowała Veronika, starając się nie okazywać niezadowolenia.
– Z pewnością to zawodowiec, być może jeden z was. To chyba sporo. Z tego co wiem, nie ma was zbyt wielu… Mamy jakieś dodatkowe kłopoty? – zapytał, przyglądając się kobiecie.
– Nie wiem – odparła. – Nie wiem, o co chodzi. Był moim mistrzem. Niektóre kłopoty przechodzą z mistrza na ucznia, ale ja nie mam pojęcia, o co chodzi tym razem i kto mógł to zrobić. Jestem zaskoczona. Czegoś takiego się nie spodziewałam. Prędzej pomyślałabym, że to zemsta jakiegoś kultysty.
– Może renegat? – zasugerował.
– Nawet nie wiem, czym mój mistrz się teraz zajmował. To może mieć ścisły związek… Od jakiegoś czasu nie mieliśmy kontaktu.
– Nie znalazłaś niczego w jego rzeczach? – zapytał.
– Niczego, co dałoby mi jakiś punkt zaczepienia.
– Jednak nie jestem pewien, czy to był mężczyzna – powiedział Marcus po chwili zamyślenia. – Wyglądał jak mężczyzna, ale słyszałem do czego jesteście zdolni. To mógł być każdy, kto działa skrycie.
– To mógł być kultysta w przebraniu – mruknęła bardziej do siebie niż do niego.
– Owszem – potwierdził.
– Trudno… Później się tym zajmiemy… Dziękuję za pomoc.
Wieczorem bez przeszkód dotarli do Averheim. Veronika poczuła się jakby wracała do domu. Przyglądała się wszystkiemu z zainteresowaniem i entuzjazmem.
– Stać! – Zatrzymał ich strażnik przy bramie. – Macie coś do oclenia? – zapytał, przechadzając się między końmi.
– Nie, panie władzo – grzecznie odpowiedział mu Gert. – Tu jest opłata za wjazd. – Podał mu kilka monet.
Strażnik wziął je od niechcenia i przeliczył, po czym schował do kieszeni. Veronika przyglądała się temu z rozbawieniem.
– Nie widzieliście na drodze pięknej brunetki, około dwudziestu lat, na czarnym rumaku? – mówiąc to, patrzył na czarodziejkę.
– Nie, panie władzo – odparła z uśmiechem.
– Jest poszukiwana – dodał. – Mam rozkaz ją zatrzymać.
– A cóż takiego zrobiła? – zainteresowała się, na co Gert głośno westchnął i pokręcił głową.
– Rozkochała kilkuset mężczyzn w Averheim, po czym zniknęła – oznajmił z pełną powagą strażnik. – Prawdę mówiąc, istnieje podejrzenie, że rozkochała wszystkich, którzy ją widzieli.
– To ona raczej już tu nie wróci – stwierdziła Veronika.
– Nigdy nic nie wiadomo, ale skoro jej nie widzieliście, to nie będę was zatrzymywał.
– Ja właściwie widziałem kogoś podobnego – odezwał się Gert, wskazując narzeczoną.
– No co ty? – zdziwiła się.
– W takim wypadku muszę cię aresztować i przesłuchać – strażnik zwrócił się do kobiety.
Posłusznie zsiadła z konia i wyciągnęła przed siebie ręce.
– I co żeś narobił? – Spojrzała z wyrzutem na Gerta.
Strażnik podszedł do niej i popatrzył na jej dłonie.
– Nie kuś – powiedział, uśmiechając się serdecznie. – Interesy czy przyjemności?
– Jesteśmy przejazdem – odpowiedziała.
– Długo tu zabawicie?
– Chyba nie. – Zerknęła na Marcusa. – Być może jutro ruszymy dalej. Niestety.
– Z pewnością masz wiele adresów do odwiedzenia w międzyczasie.
– Szczerze mówiąc, nie myślałam o tym.
– Wszyscy byliby głęboko rozczarowani – stwierdził.
– Pewnie dziś wybiorę się do Smoczego Oddechu, o ile jeszcze funkcjonuje. – Mimowolnie uśmiechnęła się na wspomnienie spotkań ze znajomymi w tym lokalu.
– Jasne, że tak.
– Nic się nie zmieniło? – zapytała.
– Trochę się zmieniło – odparł. – Wszystko z czasem się zmienia.
– Fajnie wyglądasz. Do twarzy ci w mundurze.
– Rozkaz to rozkaz. – Lekko się skrzywił.
– Może spotkamy się później? – zaproponowała.
– Jasne, niedługo kończę – zgodził się ochoczo.
– To do zobaczenia – pożegnała się, wsiadając na konia.
– Jakie miłe powitanie – powiedział Gert, gdy minęli bramę.
– Prawda? – Veronika uśmiechnęła się do niego. – A ty liczyłeś na to, że mnie aresztują.
– Po prostu pasowałaś do rysopisu, a ja, jako praworządny obywatel, czułem się w obowiązku poinformować o tym władze – tłumaczył narzeczonej.
– Na drugi raz, gdy powiem, że nie widzieliśmy żadnej atrakcyjnej kobiety, przytakuj mi – pouczyła go.
– Ale jak możesz coś takiego powiedzieć? Że niby po drodze nie widziałaś żadnego lustra?
– Dokładnie – potwierdziła, udając powagę.
– Ale ja nie potrzebuję lustra, żeby cię widzieć...
– Czy to znaczy, że dziś też będą bójki? – wtrącił się Filip.
– Skąd to pytanie? – zdziwiła się kobieta.
– Jak to skąd? – zapytał. – Gdy pojawiają się twoi znajomi, robi się interesująco.
– To był strażnik miejski. – Udawała, że nie wie, o co mu chodzi.
– I twój znajomy – zaznaczył Filip. – Strażnicy też się tłuką. Oni chyba lubią to bardziej niż inni.
– Nie powinniśmy zwracać na siebie uwagi – zauważył Hoefer.
– Nie zrobiłam tego specjalnie – broniła się czarodziejka.
– Wiem – powiedział i popatrzył znacząco na Filipa. – Trzymaj emocje na wodzy.
– Robię to na chłodno – odparł najemnik, wzruszając ramionami. – Jasne – dodał, dostrzegając dezaprobatę w spojrzeniu Marcusa.
– Idziesz spać, czy wybierasz się ze mną? – Veronika zapytała narzeczonego.
– Skoro Filip nie może, to ja pójdę – odparł. – Oczywiście, jeśli nie masz nic przeciwko.
– Nie. Z przyjemnością przedstawię cię moim znajomym – zapewniła go.
– Bardzo mnie to cieszy. – Uśmiechnął się do niej.
– O ile nie będziesz wdawał się w bójki. – Puściła do niego oko.
– Ja? Co to za pomysł? – Udał oburzenie. – Przecież wiesz, że ja jestem pokojowo nastawiony. Nie porównuj mnie do Filipa.
– Mówię to na wszelki wypadek. Bywasz zazdrosny.
– Owszem – przyznał.
Veronika zdecydowała, że zatrzymają się w przyzwoitym, ale nie najdroższym zajeździe znajdującym się niedaleko karczmy, w której się umówiła. Gdy mieszkała w Averheim, było to ciche miejsce idealne dla strudzonych podróżnych pragnących odpocząć. Od czasu do czasu spotykali się tam miejscowi szulerzy, ale zatrudniana przez właściciela ochrona dbała o to, by ich wizyty nie zakłócały spokoju innych gości.
– Kiedy spotkasz się z krasnoludem? – kobieta zwróciła się do Hoefera, gdy zsiadali z koni przed budynkiem.
– Jak tylko się rozpakujemy – odparł. – Filip, zostaniesz tu. Ulrych, pójdziesz ze mną. Helmut, masz wolne – wydał dyspozycje.
– Nie wiemy jeszcze, kiedy ruszamy? – upewniła się.
– Sądzę, że im szybciej, tym lepiej.
– Powiesz nam, jak wrócisz? – zapytała.
– Tak – potwierdził Marcus.
W lokalu było sporo gości. Prawie wszystkie stoły były pozajmowane przez amatorów różnorakich gier. W pomieszczeniu panował gwar i zaduch, w związku z czym narzeczeni od razu zamówili kolację do pokoju.
Posiłek przerwało im pukanie do drzwi. Po zaproszeniu Hoefer wszedł do środka.
– Musimy zaczekać. Kargun będzie wolny pojutrze – oznajmił.
– Cudownie – ucieszyła się czarodziejka.
– Możemy jutro wziąć ślub – powiedział Gert.
Marcus popatrzył na niego zdziwiony.
– To świetna wiadomość – ciągnął. – Jesteś innego zdania? – zapytał, widząc zdumienie na twarzy narzeczonej.
– Jestem zaskoczona – odpowiedziała po chwili.
– Jak to? Przecież jesteśmy zaręczeni. – Chwycił ją za rękę i pokazał pierścionek, który nosiła na palcu. – Już dawno mieliśmy to zrobić.
– No tak, ale…
– Po prostu nie było czasu – przerwał jej – a teraz będziemy mieli cały dzień.
– Gert, może byłoby lepiej, gdybyśmy jednak mieli na to trochę więcej czasu?
– Tak? A ile? – zainteresował się.
– Ja już pójdę, a wy sobie porozmawiajcie – zdecydował Hoefer, o obecności którego narzeczeni najwyraźniej zapomnieli.
– Zaraz wychodzimy. Czy mogę u ciebie coś zostawić? – zapytała go Veronika.
Mężczyzna skinął głową, opuszczając izbę.
– Jesteś gotowy? – zwróciła się do Gerta.
– Tak, nawet bardzo – odparł wyraźnie podekscytowany.
– Miałam na myśli wyjście. Wkrótce wychodzimy, pamiętasz?
– Zmieniłaś temat – zauważył – ale nieważne. Możemy o tym porozmawiać w tym Smoczym czymś.
– Oddechu. Wolałabym nie.
– Dlaczego? – Przyglądał jej się uważnie. – Wstydzisz się mnie? Może nie chcesz, żebym ci towarzyszył?
– Nie wstydzę się ciebie, ale…
– Czy ty nie chcesz, żebym z tobą poszedł? – Znów nie dał jej dokończyć.
– Gert, uspokój się – poprosiła. – Przecież sama ci to zaproponowałam.
– Może liczyłaś na to, że odmówię.
– Wyobraź sobie, że nie – rzuciła nieco zirytowana.
– W porządku. Skoro jednak nie chcesz tam rozmawiać o ślubie, porozmawiajmy teraz – nie ustępował.
– Niech ci będzie. – Westchnęła zrezygnowana.
– Słucham, ile czasu potrzeba na ślub? – zapytał.
– Nie wiem, ale na pewno trochę więcej. Poza tym jutro będę miała kaca.
– To może nie pij tyle – zasugerował.
– Jesteśmy w Averheim. Nie byłam tu trzy lata. Spotkam się z przyjaciółmi i...
– Ja nie byłem tu znacznie dłużej – oznajmił, przerywając jej tym samym.
– I nie masz tu przyjaciół.
– Może mam – mruknął. – Skąd wiesz, że nie mam?
– To idź do nich i napij się z nimi – zaproponowała.
– Yhm, rozumiem… Dobrze, tak zrobię – oznajmił, wstając od stołu. – Świetnie.
– Niby kogo ty tu znasz? – zapytała, śledząc go wzrokiem.
– Zygfryda, Ebera… No co? Nie zmyślam – zapewnił, widząc na jej twarzy lekki uśmiech.
– W porządku. Ja biorę klucz. Nie będę się szarpać po nocy z wytrychami.
– O mnie się nie martw, poradzę sobie – powiedział i sięgnął po sakiewkę. – Potrzebujesz pieniędzy, czy może koledzy będą ci stawiać?
– Dziękuję, mam swoje, ale faktycznie pewnie koledzy będą stawiać.
– Idziemy? – zapytał, nieudolnie ukrywając niezadowolenie.
– Oczywiście. – Podniosła się z miejsca i ruszyła do wyjścia.
Zawróciła jeszcze po torbę z książkami, którą miała zostawić pod opieką Marcusa. Zatrzymała się na korytarzu i, gdy Gert zamknął drzwi, zabrała mu klucz. Potem zapukała do Hoefera i oddała mu swoje rzeczy.
Narzeczony czekał na nią przy schodach.
2 komentarze
emeryt
@Fanriel. Droga Autorko tej opowieści, dziękuję Tobie za kolejny odcinek i to na zakończenie tego roku. Lecz za kilka godzin rozpocznie się Nowy Rok 2018, więc z tej okazji składam Tobie życzenia: dużo zdrowia, szczęścia, pomyślności, oraz w dalszym ciągu tak wspaniałej weny.
Fanriel
@emeryt Dziękuję bardzo! Wzajemnie!
AnonimS
Jakby było mało wątków to jeszcze intryga. Prawdopodobnie jeden mag zadźgał drugiego. Tylko z jakiego powodu..
Fanriel
@AnonimS Wkrótce wszystko się wyjaśni.