Życie trudne jest cz.90

Życie trudne jest cz.90Zaraz po przyjeździe rozpalił palenisko kominka i w salonie zrobiło się przytulniej. Brakowało mu tylko towarzystwa Agaty, ale z tym zaczynał się już godzić. Od jej odejścia minęło kilka miesięcy i zupełny brak kontaktu z jej strony pozbawił go jakichkolwiek nadziei. Nie szukał już dziewczyny, bo może nie nadawał się do związków na dłuższą metę.  
– Zrobiłam jarzynową. Zjesz?
– Pewnie, że tak. W taki ziąb to coś idealnego.
– O której musisz wyjść?
– Mam być na osiemnastą w centrum.
– Zaczekam i podrzucę cię.
– Mam nadzieję, że nie myślisz sobie, że cię wykorzystuję, jako darmową taksówkę…
– No wiesz, co? – odwróciła się z chochlą w ręku.
– Nie każdy chciałby być na czyjeś zawołanie.
– Ty mi pomogłeś to i ja tobie pomogę.
– Twoja sytuacja była inna. Nie miałaś, do czego wracać. A ja mogę jeździć autobusem.
– Jak będzie trzeba to pomogę ci w przedświątecznym sprzątaniu.
– Uważasz, że jest tutaj aż tak brudno?
– Kilka miesięcy za tobą. Nawet w nieużywanym domu zbiera się kurz. A ile pająków i innych stworzeń się zadomowia podczas nieobecności właściciela.
– Jakich na przykład?
– Myszy, szczury, karaczany.
– A niby jak mogą się dostać do szczelnie zamkniętego mieszkania czy domu?
– To są bystre stworzenia. Za zapachem jedzenia potrafią znaleźć najmniejszą szczelinę i przecisnąć się jakby ich ciało było z gumy.
– Nie próżnujesz w pracy.
– Sporo mieszkań i domów było do sprzedaży odkąd pracuję w tej branży. Uwierz mi, że ludzie często żądają niewyobrażalnych kwot za swoje domy i mieszkania. Do jednego wchodziłam i już na dzień dobry odpadła klamka. Wyobrażasz sobie reakcję kupca, gdyby się u takiej osoby zjawił? Strach pomyśleć, co w środku skoro już na wstępie klamka spadła.
– Ale u mnie jest w porządku?
– To znaczy?
– Nadaje się do zamieszkania?
– Nie rozumiem.
– Myślałem nad sprzedażą domu.
– Co? Dlaczego?
– Zbyt wiele się tutaj wydarzyło, aby mógł zapomnieć o tym wszystkim nadal tu mieszkając.
– I to ma być powód do sprzedaży?
– Nie radzę sobie ze wspomnieniami. Ciężko sypiam przez ostatnie noce.
– To poważna decyzja. Masz gdzie zamieszkać?
– Wynajmę coś, albo kupię mieszkanie.
– Miałabym kilka ofert dla ciebie, ale nie.
– Co nie?
– Pomyśl o zmianie wystroju i wyposażenia.
– Jakiś złoty środek?
– Zmiana wystroju i mebli świetnie odmienia całość. Możesz nawet pomyśleć o przeniesieniu sypialni do innego pokoju. To działa.
– Śmiem wątpić.
– Spróbuj zacząć od tego. Jeżeli nie pomoże rozważymy inne możliwości – rozlała zupę i podała talerze na stół.
– Ale pachnie!
– Nie zapomniałam jak się gotuje. Smacznego!
– I znów cię wykorzystuję.
– Czym?
– Gotujesz dla mnie. Taka porcja to dla trzech wystarczy.
– Przesadzasz. Jak mieszkałam tutaj to też robiłeś dla mnie obiad.
– Bo jesteś moją młodszą siostrą.
– Jakie to słodkie było – Marta zarumieniła się na policzkach.
– Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że mi wybaczyłaś. Nie zniósłbym ponownie twojej nieobecności w moim życiu.
– Ludzie się kłócą dosłownie o błahostki, ale zawsze trzeba znaleźć nić porozumienia. Szczególnie w naszym przypadku, gdy jesteśmy rodzeństwem. Można dyskutować, licytować się na argumenty, ale trzeba się dogadywać.
– Mówisz tak przekonywująco, że kupiłbym od ciebie dom z futrzanymi lokatorami.
– To, co ci powiedziałam to zupełna prawda i płynie prosto z serca.  
– Wiem. Widać to po wyrażanych przez ciebie emocjach. Twoje oczy błyszczały, gdy wypowiadałaś te słowa o znaczeniu rodzeństwa wobec siebie.
– Z nieruchomościami jest inaczej. Agencje muszą sprzedać również trudne grunty i budynki. Trzeba się nagimnastykować i trochę naciągnąć prawdę.
– Wcisnąć kit?
– Nie. Nie można okłamywać nabywcy, bo prawda i tak wyjdzie na jaw prędzej czy później. Musisz z minusów zrobić plusy, no ewentualnie plusy zaznaczyć tak, aby minusy zeszły na dalszy plan.
– Futrzani goście to raczej minus…
– Samotny nabywca może przecież wziąć kota, który mu wyeliminuje myszy i szczury. Będzie miał kogoś i pozbędzie się problemu, a nabędzie nieruchomość, o której marzył. Adoptuje kota na przykład ze schroniska i nie będzie już sam. Widziałeś ile plusów z jednego minusa?
– Przyznam, że to musi być fajna praca. Kreatywność na najwyższym poziomie.
– Pracuję z najlepszymi.
– I oby było tak jak najdłużej.
– Może chciałbyś spróbować swoich sił u nas?
– Co? Nie kręci mnie ta branża.
– Trzy miesiące próbne?
– Marta…
– Przynajmniej próbowałam znaleźć ci jakiś punkt zaczepienia.
– Miło z twojej strony.

Wysiadł na Rapackiego i dalej poszedł pieszo. Nie wziął czapki ze sobą, czego bardzo żałował nawet przez te kilkaset metrów spaceru. Wszedł do środka restauracji rozglądając się za znajomymi. W momencie zjawił się Michał i zabrał jego kurtkę.
– Zimno nie?
– Jak cholera – próbował rozgrzać zziębnięte dłonie.
– Zapraszam – Michał puścił go przed sobą.
W lokalu nie było zbyt wiele osób. Okna i stoliki przyozdobione były dekoracjami świątecznymi. Złote łańcuchy, mikołaje i gwiazdki wisiały w oknach posypanych śniegiem w proszku. Zwyczajna świąteczna atmosfera i zapach pierników, który uwielbiał.
– Cześć – przywitała się Olga.
– Milo znów panią widzieć.
– Ciebie byłoby lepsze, przecież jesteśmy po imieniu.
– Tak. Wybacz mi.
Uścisnął dłoń Jarockiego, a potem Sebastiana i dziewczyny Michała Basi.
– Jesteśmy tutaj, aby pożegnać naszego kolegę. Źle – skarcił się dyrektor – Pożegnać głupio brzmi. Wydaje mi się, że podziękować będzie odpowiednim słowem.
Wszyscy stali z kieliszkiem wina w dłoni.
– Myślę, że nie będzie problemu, gdy powiem, że chciałem ci podziękować w imieniu całego zespołu. Mam nadzieję, że lata pracy pod moimi skrzydłami pozwoliły cię się rozwinąć, że zdobyłeś wiedzę i doświadczenie, które pomogą ci w dalszej karierze. Jeżeli byłem zbyt mało wyrozumiały proszę o wybaczenie, ale robiłem to dla twojego dobra – mrugnął okiem Krystianowi, na co ten odpowiedział uśmiechem – Dziękuję.
– No cóż. Wszystko, co dobre kiedyś się kończy – westchnął głęboko – Mam nadzieje, że nasza znajomość się nie skończy. Będziemy nadal przyjaciółmi i będziemy mogli na siebie liczyć. Ja również dziękuję za każdy przepracowany z wami dzień. Starałem się jak mogłem, aby wszystko funkcjonowało jak w zegarku. Jeżeli również i ja podniosłem głos, to robiłem to albo ze zdenerwowania, albo dla utrzymania odpowiedniej dyscypliny – rozejrzał się po twarzach Seby i Michała – Jakby, co przepraszam. Wasze zdrowie – uniósł kieliszek w górę i każdy zasmakował czerwonego wina.
Po kilkunastu minutach podano na stół makaron w sosie z podgrzybków. Podczas jedzenia nikt nie odezwał się ani słowem. Kulturalnie i spokojnie zjedli i dopiero po zabraniu brudnych naczyń wrócili do rozmowy.
– Strasznie tajemniczy jesteś, co do swojej przyszłości – zasugerowała Olga.
– Wolę nie chwalić dnia przed zachodem słońca.
– Skoro formalnie nie jesteś już związany z firmą powiesz nam jak wygląda prawda? – zapytał Jarocki.
– Nie wiem czy to będzie miało jakiekolwiek znaczenie.
– Tego się dowiemy jak nam to powiesz.
– I nie zmienicie opinii na mój temat?
– Zbyt długo cię znamy.  
– Najwyżej prezes mnie zabije przypadkowo gdzieś na drodze…
– Groził ci? – podniósł głos Sebastian – Możemy tam podjechać i sobie wszystko wyjaśnić.
– Spokojnie – tonował go Krystian – To nic nie da.  
– Dlaczego?
– Już nie pracuję w firmie.
– Ale możesz podać go do sądu. To jest mobbing.
– Nie będę robił z siebie ofiary układu, z którym nie miałem żadnych szans.
– Jakiego układu? – dopytywał Jarocki.
– Wszystko zaczęło się od turnieju. Prezes powiedział, że bez medalu mam nie wracać do firmy.
– Przecież wygraliśmy – przerwał mu Michał.
– Tak, ale potem był bal. Dostałem nagrodę dla najlepszego zawodnika. Były zdjęcia i rozmowy dotyczące biznesu i mojego nazwiska. Wszyscy pytali, co mogą dla mnie zrobić. Dostałem nawet propozycję umowy w jednym z klubów.
– I co?
– Przecież nie gram w żadnym klubie. Pytali się czy nie mógłbym komuś szepnąć słówka, ale ja nic nie mogę. Nazwisko to nie wszystko. Liczą się kontakty i pozycja w hierarchii. U mnie jest najniższa. Moi przodkowie byli z nieprawego łoża jak to ujął jeden z moich niby krewniaków.
– A co to ma do rzeczy? Nazwisko rodowe to nazwisko.
– Nie. Nie ma tak łatwo.  
– Nic ci się nie należy?
– Nie wiem. Nie obchodzi mnie to. Mógłbym o coś walczyć, ale po co mi coś udowadniać?  
– Uważam, że mógłbyś na tym skorzystać.
– Skorzystałem już. Prezes się obraził, że zszedł na balu na drugi plan. Jak to ujął wpieprzyłem swój nos do elity, do której nigdy nie będę należał. Zrobił mi taką awanturę, że to moja wina, że nie było go w gazecie na ani jednym zdjęciu. Nikt nie wymienił jego nazwiska, a ja odwracałem uwagę zamożnych od jego osoby. Przyznał, że zrobiłem to celowo, dla własnego rozgłosu. Powiedział, że ktoś musi odejść z firmy i to nie będzie on. Powiedział, że musi chuchać na zimne i, że nie mam robić szumu. Odejdę na jego warunkach a on wtedy nie zrobi mi problemów poza firmą. Powiedział, że ma znajomości nie tylko w tej branży.  
– To skur… – rozejrzał się dookoła Seba, ale nie dokończył tego, co chciał powiedzieć.
– Możemy zeznawać przeciwko niemu – zasugerował Michał.
– Nie mam żadnych dowodów. Nie nagrałem tej rozmowy. Nie spodziewałem się, że idę na rozmowę o zakończeniu współpracy. Nigdy w życiu nie miałem z nim na pieńku i nie widziałem celu nagrywania rozmowy. Łudziłem się, że nawet powie mi jakieś miłe słowo na temat mojego zachowania na balu. I powiedział, że mam się wynosić z firmy, bo on nie potrzebuje celebrytów.  
– Ale idiota z niego – wtrącił znów Seba – Wyrzucić kogoś za to, że się dobrze spisał.
– Sam odszedłem.
– Ale to on ci to zasugerował nie dając innego wyjścia.
– Uważam, że to było najlepsze rozwiązanie. Nawet gdyby wybaczył mi i tak miałby niezłą urazę. Nawet na szkolenia was wysyłał bez osoby towarzyszącej, a kiedyś można było kogoś zabrać. Obawiam się, że dalsza współpraca byłaby fatalna. I tak wszystkie decyzje przechodzą przez niego.
– Ale jakbyś coś sugerował dobrego dla firmy, a ten baran by to odrzucał z zemsty to działałby na szkodę firmy, a za to mógłby odpowiadać przed zarządem.
– Znalazłby milion sposobów. Już na rozmowie w mojej sprawie z radą zasugerował, że będę robił karierę w innej branży.
– Ochodzę – rzucił Seba.
– Ja też – powiedział Michał.
Oczy wszystkich skupiły się na dyrektorze.
– Też odejdę – powiedział pewnie ściskając dłoń swojej żony.
– Spokojnie. Już po wszystkim.
– Dlaczego to przed nami ukrywałeś?
– Kazał mi odejść bez rozgłosu, a ja właśnie w obawie przed waszą reakcją podałem inny powód.
– Razem moglibyśmy osiągnąć więcej.
– Wydaje mi się, że nie. Jeżeli powiedział prawdę to mógłby zadziałać na niekorzyść nas wszystkich.
– Blefował – wtrącił Michał.
– Tego nie wiem. On jest w elicie, a ja nie. Tym się różnimy.
– I nic z tym nie zrobisz?
– Nie. Chcę iść własną ścieżką, ale nie potrzebuję złej opinii w tym mieście.
– Jakby wszyscy poznali prawdę to przecież on by spadł na samo dno.
– Jak wspomniałem bez dowodów nie da się dojść prawdy. On ma w dłoni dowody, ze zachciało mi się kariery. Gazety i artykuły potwierdziłby jego tezę przed sądem, że chciałem zrobić karierę w firmie swoim nazwiskiem.
– Możesz pozwać gazety za pisanie nieprawdy.
– Mogę, ale kto za to zapłaci?
– Dostaniesz odszkodowanie.
– Prawnicy nie są przekonani, co do takich rozwiązań. Wolą kasę na bieżąco.
– Zrzucimy się – zasugerowała Olga.
– Nie ma mowy. Mam jeszcze wam tyle od oddania. Poza tym jak przegram i zostanę z niczym to, z czego wam oddam?
– Mówiłeś, że masz kilka ciekawych pomysłów.  
– Mam, ale nie zawsze mogą się sprawdzić. Poza tym prezes zrobiłby wszystko, aby inni skreślili mnie już na starcie, gdybym przestał trzymać język za zębami.
– Jesteśmy przyjaciółmi i razem możemy walczyć. Wyłożymy pieniądze abyś, chociaż spróbował – nie poddawała się Olga.
– Po prawdziwych przyjaciołach można się zawsze spodziewać wielkich rzeczy. Dziękuję wam za zaangażowanie, ale temat firmy już zamknąłem i nie chcę do tego wracać. To znaczy z wami chcę mieć kontakt zawsze, bo nigdy nie wiadomo, kiedy będę potrzebował waszej fachowej pomocy.  
– Nie dasz się przekonać? – nalegała Olga.
Krystian pokręcił przecząco głową.
– No cóż. To może jakiś deser na osłodę? – zaproponował Jarocki.
– Już zamawiam. Razem z drinkami – Michał podniósł rękę przywołując obsługę.
Młoda dziewczyna podeszła natychmiast do stolika.
– Czego państwo sobie życzą?
– Ciastko z kremem i owocami dla każdego.
– Piernikowe ciastka według toruńskiej receptury też?
– Koniecznie.
– Coś do picia?
– Weźmiemy butelkę whisky.
– Za chwilę podejdzie kelner – uśmiechnęła się i odeszła.
Zgodnie z życzeniem każdy otrzymał ciastko z bitą śmietaną, brzoskwiniami i winogronami. Na środku stolika kelner postawił paterę z ciastkami w kształcie choinek, gwiazd i Ciastka ze Shreka, bo miały piękne lukrowane guziczki jak postać z bajki.
Kolejkę za kolejką rozlewali na zmianę Jarocki, Seba i Michał. Dziewczyny piły, co drugą kolejkę pewnie z obawy o swoją głowę. Czas leciał szybko i gdyby nie dziwne spojrzenia obsługi siedzieliby do zamknięcia lokalu. Michał nachylił się bliżej stolika szepcząc:
– Na nas już czas. Oni też chcą iść do domu – wskazał personel tylko czekający na zamknięcie restauracji.
– Tak, jasne – podniósł się Krystian.
Seba poszedł na zaplecze i wrócił z bukietem róż.
– Kwiaty? – zdziwił się Krystian.
– Kiedyś wspominałeś, że chciałbyś hodować róże w swoim ogrodzie – wręczył mu bukiet Seba.
– Być może? Dziękuję. Kwiaty dla faceta to odważna decyzja Seba. Coś mi sugerujesz? – wyszczerzył zęby.
Wszyscy się roześmiali, jakby tego im było trzeba w tej chwili. Chociaż się nie rozstawali na zawsze, to nikt nie chciał teraz przerywać tej pięknej chwili celem powrotu do domu.
– Lubię cię Krystian, ale to nic z tych rzeczy.
– Jeszcze to – Olga wyjęła z torebki małe pudełeczko.
– Do gwiazdki jeszcze kilka dni.
– Nowa droga przed tobą, ale elegancki strój potrzebuje eleganckich ozdób.
– O boże – szepnął – Przecież to kosztowało krocie. Nie mogę tego wziąć.
W pudełeczku były złote spinki do mankietów z diamencikiem w górnym rogu rombu, które widział w galerii szukając wisiorka dla Agaty. Ceny nie pamiętał, ale wiedział, że przekracza najniższą krajową netto o kilka zielonych banknotów.
– Jakoś musisz zacząć swoją, nową drogę. Zespół powierzył mi wybór i jestem pewna, że będą pasowały do twojej osoby – przyznała się do wyboru Olga.
– Dziękuję – uśmiechnął się do niej a potem do pozostałych.
Wyszli razem z restauracji i poszli na parking przy bulwarze, gdzie czekały na nich taksówki.
– Nie wiem, co przyniesie przyszłość, ale chciałbym tylko jednego. Abyśmy się zawsze spotykali w takim gronie. I to nie raz czy dwa w roku, ale częściej.  
– Jestem za – powiedział dyrektor.
– Wystarczy telefon i jesteśmy – dorzucili Seba i Michał.
– Nawet jak będzie mi smutno?
– O każdej godzinie możesz na nas liczyć – zapewniła go Olga.
–  Dzięki to bardzo wiele znaczy w obliczu tego, że was zostawiam z prezesem pełnym pogardy wobec innych.
– Poradzimy sobie – zapewnił go Jarocki.
– Pan na pewno. Proszę się zatroszczyć o tych dwóch – wskazał głową przyjaciół.
– Jasne. Trzymaj się. Dzwoń z każdym problemem.
– Nawet jak nie będę miał, z kim wypić szklaneczki whisky?
– Tym bardziej dzwoń – puścił mu oczko Jarocki.
Wsiadł do taksówki, kiedy wszyscy odjechali.  
– Na Strzałową.
– Się robi szefie.

Dodaj komentarz