Życie trudne jest cz.78

Życie trudne jest cz.78Na środku boiska stały obie drużyny. Na wezwanie spikera dołączyli do nich prezes parku technologicznego oraz prezesi firm grających o złoty medal.  
– Panie i panowie. Dziękuję, że wytrwaliście do samego finału. Poproszę o oklaski dla dwóch, najlepszych drużyn tego turnieju.
Publika wstała i klaskała nagradzając piłkarzy za ich trud.
– Dodam jeszcze, że zebraliśmy już ponad dwieście tysięcy złotych. Obiecuję, że pieniądze zostaną przekazane w odpowiednie ręce. Panie prezesie? – prezes parku przekazał mikrofon szefowi Krystiana.
– Dziękuję Marku. To prawdziwy zaszczyt być tutaj. Chłopcy włożyli mnóstwo energii, aby zagrać dla dzieci. Bardzo wam dziękuję. Robicie to w szczytnym celu. Tak trzymać panowie. Niech wygra lepszy, czyli my – roześmiał się i przekazał mikrofon kolejnemu prezesowi.
– Tak. Przyświeca nam szczytny cel. Pomoc tym, którzy jej potrzebują. Powodzenia chłopaki. Wygra najlepsza drużyna, czyli moja.
– Jak już słyszeliśmy każdy ma swojego faworyta. Poproszę o hymn.
Z głośników rozległ się Mazurek Dąbrowskiego. Publika stała z ręką na sercu. Atmosfera była podobna do tej jak na stadionie narodowym w Warszawie.
– Prawie jak finał Euro – Michał szturchnął zamyślonego Krystiana.
– Tak – mruknął coś w odpowiedzi, ale błądził wzrokiem po trybunach. Pomachał siostrze i Kindze, kiedy ich spojrzenia się spotkały.
– Zapraszam do mnie kapitanów.  
– Orzeł – powiedział pierwszy Krystian.
Sędzia rzucił monetą i wypadł orzeł.  
– Zostajemy na tej połówce.
– Czyli wy zaczynacie – zwrócił się w kierunku drugiego kapitana.
Panowie uścisnęli sobie ręce i wymienili się proporczykami. Potem zrobiono kilka pamiątkowych zdjęć z prezesami. Dron brzęczał nad uszami zawodników dając do zrozumienia, że będzie dokumentował przebieg tego spotkania.

– Sami słyszeliście, co powiedział prezes.  
– A jak nie wygramy to, co?
– Zwolnią nas.
– Wierzysz w to?
– Nie, ale używają tego tekstu, jako straszaka.
– Taktyka jest prosta panowie – zaczął Krystian – Strzelamy bramkę i uspokajamy grę. Przyczajamy się i zdobywamy kolejną. Potem murujemy do końca meczu.
– Te Nawałka – wyszczerzył się Michał – A jak oni zdobędą bramkę pierwsi?
– Musimy ją odrobić i szukać okazji do wyjścia na prowadzenie.
– Boję się tego z dziewiątką. Jest szybki.
– Jak będziemy się bać, to nic nie zrobimy. Traktujemy ten mecz jak pozostałe. Bawimy się piłką jak na treningu. Przemyślane podania, rozglądamy się i wołamy do siebie po nazwisku, tak będzie łatwiej ich zmylić.
Każdy wymienił swoje nazwisko na głos i wznieśli okrzyk. Kiedy sędzia postawił piłkę na środku boiska trybuny zamilkły, a wszyscy słyszeli bicie własnego serca.
Dziewiątka podał piłkę w tył i zaczął się mecz dnia. Wymieniali podania w obronie nie wychodząc poza swoją połowę szukając miejsca, aby zaskoczyć drużynę Krystiana. Każdy czujnie pilnował jednego zawodnika, kiedy Krystian biegał za piłką. Pierwsza połowa skończyła się bez żadnego strzału, co było zaskoczeniem w porównaniu z poprzednimi meczami. Obie drużyny grały zachowawczo, bo zwycięzca miał być tylko jeden i porażka przez jeden błąd mogła nie być dobrze przyjęta przez pewnych swego prezesów.
Oba zespoły zebrały się pod bramkami uzupełniając płyny. Nikt nie miał trenera na ławce, bo byli nimi kapitanowie.
– I jak? Wygramy? Oni przez cały czas się bronią.
– Wiem. Tyle, że teraz my zaczynamy. Zrobimy tak...
Kapitan pokazywał palcem po wydeptanym miejscu za bramką. Kamienie symbolizowały położenie zawodników na boisku. Wymagał od nich wykrzesania resztek sił i robienia sztucznego ruchu bez piłki. Mieli biegać i wymieniać się pozycjami tak szybko, aby przeciwnik mógł podejmować tylko jedną decyzję, do którego piłkarza podbiegnie. Zmiany ruchów miały mylić przewidywania rywala, aby znalazła się luka do wypuszczenia zawodnika z piłką. Niby prosta zagrywka, ale wymagała precyzji w wymianie pozycji pomiędzy graczami z piłką a tym bez niej.
– Jesteś geniuszem.
– To się okaże. Krata dla każdego, jeżeli wypali ten pomysł.
– Będziemy dzisiaj pić chłopaki! – Michał włożył rękawice klaszcząc w dłonie.
– Dzisiaj nie, ale w niedziele możemy spróbować. Trzymam za was kciuki. Nie zawiedźcie prezesa.
– Walić go. Gramy dla ciebie.
– Dzięki.
Stanął na środku boiska, położył stopę na piłce. Znów wszyscy zamarli. Gwizdek sędziego rozpoczął drugą połowę. Piłka poleciała do tyłu, potem do Michała, do którego doskoczył dziewiątka, ale ledwo udanym zwodem bramkarz okiwał go i przerzucił piłkę na środek boiska. Sebastian rozejrzał się dookoła siebie. Wybrał Bartka po prawej stronie, który zaczął biec wzdłuż linii boiska. Za nim ruszył chłopak z piątką, który operował głównie w środku boiska. A dziewiątka nie wrócił no swoją połowę i mieli przewagę jednego zawodnika. Położył rywala i zbiegł w pole karne, przed które wbiegał Krystian. Przepuścił piłkę między nogami wystawiając ją Sebie. Chłopak nabiegł i strzelił chyba z całej siły. Piłka trafiła w poprzeczkę, odbiła się od pleców leżącego na ziemi bramkarza i wtoczyła się do bramki.
– Gol! – wrzasnął Michał a w jego ślad poszły trybuny.
Publika gwizdała, tańczyła a nawet dmuchała w przyniesione wuwuzele. Oklaskom nie było końca. Sebastian bez emocji wrócił na swoją połowę i podziękował Krystianowi za zagranie.  
– Skupienie – kapitan obrócił się do drużyny. Wszyscy skinęli głowami i rzucili groźne spojrzenia rywalom.  

Do końca meczu pozostało kilka minut. Przeciwnicy wymieniali piłkę między sobą na krótkich odcinkach próbując ich taktyki, ale nikt nie dawał się zmylić. Dopiero po udanym wślizgu Bartka piłka przeszła między nogami rywala, Krystian nie oglądając się ruszył w jej kierunku. Balansem ciała zmylił obrońcę i miał wolną drogę do bramki. Bramkarz wyszedł i już chciał oddać strzał, ale ten złapał go za nogę i upadł.
– Rzut karny – gwizdnął sędzia.
– Panie sędzio. Ja nic nie zrobiłem – próbował się wytłumaczyć bramkarz.
– A ja sam się przewróciłem – burknął w jego kierunku Krystian, kiedy się podniósł z ziemi.
– Jakiś problem? – podbiegł do niego dziewiątka i rąbnął kapitana z główki.
Przez chwilę zakręciło mu się w głowie, a potem z nosa popłynęła mu krew. Jego koszulka nie była już biała, przyozdobiły ją kropelki krwi. Krystian złapał się za nos odrzucając piłkę na bok. Przykucnął i spuścił głowę w dół. Krew swobodnie kapała na zieloną trawę, a jego głowę przeszywał ból. Sędzia natychmiast wyjął czerwoną kartkę.
– Dziewiątka wylatujesz z boiska. Żegnam.
Nawet koledzy z jego zespołu mieli problem, aby go uspokoić. Skakał, przeklinał i odgrażał się w kierunku sędziego.  
Po chwili na boisko wbiegli medycy. Kilka minut im zajęło zanim zatamowali krwawienie.  
– Musisz opuścić boisko – podniósł go sanitariusz.
– Zostały dwie minuty. Mamy rzut karny i ja go wykonam – spojrzał pewnie na sanitariusza.
– Nalegam.
Krystian pokręcił przecząco głową. Docisnął opatrunek i wziął piłkę od sędziego. Ułożył ją idealnie na białej kropce. Rozejrzał się dookoła. Miał okazję zostać bohaterem, ale gdy przestrzeli może zostać obiektem drwin i śmiechu.
Gwizdek oznajmił, że musi strzelać. Nie brał długiego rozbiegu, bo bramka była mniejsza od tej stadionowej. Wciągnął powietrze zbyt mocno, bo jego nos wrzasnął z bólu. Zagryzł zęby i strzelił. Piłka wpadła przy samym brzegu do bramki, o włos omijając rękawicę bramkarza.
Trybuny wybuchły. Wszyscy wołali tylko: Krystian! Krystian! Krystian!
Padł na ziemię, a jego oczy wypełniły łzy. Łzy bólu z powodu nosa, ale też łzy zwycięzców.  
– Dokonaliśmy tego. Ty to zrobiłeś. Słyszysz?
Podniósł się na nogi. Nos promieniował bólem. Chciał dograć mecz do końca. Nie musiał nic mówić. Cała drużyna śledziła tylko ruch piłki. Cyfrowy zegar nieubłagalnie odliczał dosłownie sekundy.  
W tle głośno skandowały trybuny.
Sędzia zatrzymał się i wzniósł rękę w górę. Gwizdnął po raz ostatni tego dnia.  

Na boisko wbiegł prezes i Jarocki. Cieszyli się jakby zostali mistrzami świata niczym kadra Włoch w 2006 roku, kiedy to Squadra Azzura była nie do zatrzymania. Krystian wstał, wyjął opatrunki z nosa i poszedł do szatni. Opłukał twarz zimną wodą, tego potrzebował. Nagłego orzeźwiania, bo jego buzia płonęła dosłownie ogniem.  
– Krystian nic ci nie jest? – do środka weszła Kinga, a potem Marta.
– To męska szatnia.
– Co z tego?
– Kobiety nie powinny tutaj przebywać.
– Chrzanić zasady – rzuciła Marta – Zawołać lekarza?
– Nie trzeba. Już mi lepiej – przyłożył do nosa zwilżony lodowatą wodą ręcznik.
– Może jest złamany? – poczuł na swoim ramieniu czyjąś dłoń.
Obrócił się. Stanął twarzą w twarz ze swoją byłą. Wyglądała na przejętą jego stanem, ale tak naprawdę nic mu nie było. Przywarła do jego twarzy, ale powtrzymał ją ręką.
– My nie możemy.
– Krystian…
– Nie mogę. Wybacz – odwrócił się do niej plecami.
Było mu przykro, ale bardziej niż nos bolał go brak obecności w tym miejscu Agaty. Tęsknił za nią, ale dusił to w sobie. Nie potrzebował współczucia innych.  
– Mogę zostać sam? – chwycił ręcznik i stanął pod drzwiami do prysznica.
– Jasne.
Obie posłusznie wyszły.
– Co ty wyprawiasz? Sam widzisz jak jej zależy. Agaty nie ma w chwili twojego sukcesu.  
Z braku ciepłej wody musiał wziąć zimny prysznic, ale dzięki niemu trochę ochłonął. Pchnął drzwi łazienki i wyszedł.
– Niech nam żyje Krystian. Król boiska i nasz kapitan – wyściskał go Michał.
– Dobra, starczy – machnął ręką – Bo jeszcze pomyślę, że trener reprezentacji do mnie zadzwoni.
– Ja bym się spodziewał z twojej strony takiego telefonu – dorzucił Sebastian.
– Jasne.  
– Masz w sobie coś z piłkarza.
– Grałem kiedyś za dzieciaka w lokalnym klubie, ale to się nie liczy.
– Powinieneś rozważyć wznowienie kariery – do środka wszedł prezes, choć zapach potu go przerażał, bo jego mina była nietęga z tego powodu.
– Zastanowię się.
– Gratuluję wam panowie. Nie zawiedliście moich oczekiwań.
– Dziękuję – Krystian spojrzał na niego zupełnie bez emocji.
– Przedstawię sprawę zarządowi. Rozważymy jakieś premie dla was. Coś w rodzaju dodatkowej pensji.
– Mało – krzyknął ktoś z łazienki.
– Popracujemy jeszcze nad tym. Za kilka minut ceremonia wręczenia pucharów.
– Na pewno na niej będziemy.

Wszyscy odświeżeni i przebrani udali się na środek boiska. Spiker zaczął wymieniać nazwiska drużyny przegranych. Ekipa Krystiana zachowała się należycie i nagrodziła ich brawami. Jak na amatorskie rozgrywki organizacja i doping były na światowym poziomie. Po chwili dołączyli do nich prezesi parku i firm grających w finale.  
– Panie i panowie – zaczął prezes parku– Poproszę o wielkie brawa dla zwycięzców. To wasza wielka chwila – przekazał puchar w ręce prezesa z firmy Krystiana.
– Dziękuję. No cóż mogę powiedzieć – westchnął – Sprawiliście mi tyle radości – obrócił się w kierunku swoich pracowników – Gratuluję. To nasz sukces. Panie Krystianie? – przekazał mikrofon kapitanowi swojego zespołu.
Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu Agaty, ale nigdzie jej nie dostrzegł. Jego uwagę skupiła Kinga. Wyglądała na autentycznie wzruszoną
– Drodzy państwo. To wasza zasługa. To wy swoim dopingiem i wsparciem dla dzieci daliście nam natchnienie do walki o ten puchar – wzniósł zdobione laurami trofeum – Bez was nie byłoby tej, wspaniałej atmosfery. Zwycięstwo też jest sukcesem, ale najważniejsza była pomoc dzieciom.
Krystian spojrzał w kierunku chłopca, który poprosił go wcześniej o autograf. Uśmiechnął się do niego.
Wszyscy podopieczni dołączyli do nich na środku boiska po jego machnięciu ręką.
– Chciałbym też podziękować dwóm, wyjątkowym w moim życiu kobietom. To one dopingowały mnie dzisiaj od samego początku turnieju. Marto, Kingo dziękuję wam za wszystko. Bez waszego wsparcia mogłoby mnie tutaj nie być. Kocham was i dziękuję za wszystko.  
Przekazał puchar w ręce chłopca na wózku i to on uniósł go w górę, kiedy konfetti wystrzeliło ponad nich.
– Dla takich chwil warto żyć. Zobacz jak oni się cieszą.
– Dobra decyzja – Michał poklepał Krystiana po plecach.
Uśmiechom nie było końca i każdy chciał mieć zdjęcie ze zwycięzcami turnieju. Sam prezes ustawiał się, jakby pozował do jakiegoś katalogu.  
– Idiota – parsknął Michał – Cieszy się, jakby to on biegał po boisku.
– Daj spokój, niech się cieszy. Premia dla ciebie, zamiast wypadu z firmy to dobra nagroda.
– Jakby cię wyrzucił, to musiałby się pozbyć mnie i Sebastiana.
– Dzięki. Wiem, że możemy zawsze na siebie liczyć.
– Ty i Agata definitywnie?
– Nie wiem – Krystian wzruszył ramionami – A co?
– Dziękowałeś siostrze, ale Kindze?
– Emocje. Poniosły mnie emocje.
– Jasne.
Po chwili na boisku zjawiły się jego najlepsze fanki.
– Dzięki brat – Marta uwiesiła mu się na szyi, a Kinga pstrykała zdjęcia jej telefonem – Będziemy mieć na pamiątkę.
– Jasne.  
– Wspaniała dedykacja. Postarałeś się braciszku.
– Należało się wam. Taki doping zaprowadził mnie do finału.
– Też mogę? – Kinga oddała telefon Marcie.
Nie miał wyboru i musiał zapozować do wspólnych zdjęć z Kingą, a gdy aparat przejął Michał zrobili kilka fotek we troje.  
– Mój brat, mój mistrz – Marta uśmiechnęła się szczerze i spojrzała na Kingę jednoznacznie.
Kinga wzięła Krystiana z zaskoczenia i obdarowała pocałunkiem z odparciem, którego nie mógł sobie poradzić. Trwali tak przez kilka sekund.
– Nie – przerwał – Nie możemy.
– Krystian…
– Proszę cię, nie nalegaj – odwrócił się i odszedł w kierunku samochodu.

1 komentarz

 
  • Użytkownik blondeme99

    Wiedziałam! Kinga i jej uczucia tylko się nasilają, ona jest pewna, że Agata już nie wróci. Mimo wszystko mi jej szkoda, bo widać, że uczucia do Krystiana nie ulotniły się. Ale on dobrze robi, że nie daje jej jakichkolwiek nadziei skoro sam nie jest niczego pewny i nie chce iść na dwa fronty. Ty masz jakieś szczęście do wymyslania postaci - Olek i Krystian to naprawdę fajni goście, aż chce się ich poznać w realu i zamienić kilka słów ;)

    17 lip 2019

  • Użytkownik dreamer1897

    @blondeme99 Pewnych rzeczy nie da się zapomnieć od tak. Szczególnie, gdy mamy z nimi związane osoby i miejsca wokół siebie. Niezakończone sprawy trzeba rozwiązywać zanim zacznie się nowe tematy, by uniknąć jakichkolwiek nieporozumień. Gdyby usłyszeli Twoje słowa pochwały...:dancing:  
    Może kiedyś zaprosisz ich na swoje, autorskie spotkanie jak wydasz wyczekiwaną przeze mnie książkę i podpiszesz się na egzemplarzach przeznaczonych dla nas z dedykacją dla mnie, Olka i Krystiana  :yahoo:  :bravo:  ;)

    20 lip 2019